Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2010, 08:57   #45
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Krogulec przysiadł na biurku nie spuszczając z oczu Levana. Ten stał ledwie pięć kroków od niego i również nie spuszczał zeń oczu. Mierzyli się wzrokiem, jakby nic więcej ważkiego w komnacie się nie działo. Jakby nic więcej nie istniało i każdy z nich był dla drugiego jedynym punktem odniesienia. Obaj mieli wrażenie, że ten drugi czyta w jego myślach. Obaj mogli się mylić. Krogulec po chwili rozszerzył usta pozwalając, by wykrzywił je grymas uśmiechu ukazujący biały rząd zębów. Uśmiech nie sięgnął oczu. Nie po raz pierwszy.

Wasilij, znacznie mniej rozmowny od swego rodaka, przyklęknął z obnażonym nożem nad leżącym, na poły jedynie przytomnym Magnusem. Ruszał się powoli dochodząc do siebie. „Nie spieszaj krasawiec, oj nie spieszaj” pomyślał Wasilij chwytając leżącego kompana sprawnie za włosy i odginając mu głowę do tyłu. Zachrypił, może zrozumiał co go czeka, ale obronić się nie był w stanie, ręce wciąż odmawiały mu posłuszeństwa, podobnie jak zmysły. Przez chwilę Magnus pomyślał nawet, że wszystko to mu się przywidziało. Prze krótką chwilę. Zaraz po niej cały widok zasłoniło mu zbliżające się do gałki ocznej ostrze. Resztką sił zmusił się do wysiłku, szarpnął desperacko. Wasilij poprawił chwyt obejmując go ramieniem pod szyją, dławiąc wyrywający się z krtani krzyk.

I naraz cały świat Magnusa eksplodował niewysłowionym bólem. Nóż dzierżony przez pewną dłoń kozaka wszedł głęboko. Zbyt głęboko, by Magnus mógł przeżyć. Trysnęła krew chlapiąc szkarłatem dłoń kislevity, cieknąc obficie po twarzy umierającego. Szarpał się przez chwilę, niczym ryba wyrzucona na brzeg a kozak przez cały czas go trzymał. Aż dziw, że po razach jakie otrzymał, miał w sobie tyle życia. Wasilij dopiero po chwili mógł poprawić robotę wykuwając drugie oko Magnusa. Języka odciąć już nie zdążył. Powstrzymał go władczy głos Krogulca. Krótkim acz pełnym przekazu słowem.

- Dość!

- Skoro to pierwsza robota, to należy się pierwsza zapłata... - głos Levana był stanowczy, ale spokojny. Brzmiał w panującej w komnacie ciszy niczym huk dzwonu. Krogulec, który przed chwilą porzucił Levana na rzecz zabitego Magnusa i jego oprawcy, znów spojrzał na stojącego i mierzącego go wzrokiem kislevite. Miało się wrażenie, że pomieszczenie wypełnia odór śmierci. Tak znajomy im wszystkim odór. Przyszłej?

- Zgadza się. Powiecie na dole Amie by wam je wypłaciła. Dwie dychy na głowę jako zaliczkę. I po piątaku za tego tu. Ekstra. Jego zaś weźcie ze sobą. Z tego co widzę, już wyzionął ducha a nie o to mi szło. Na przyszłość róbcie dokładnie to co powiedziałem. Jutro w południe przyjdźcie tu, coś dla was się znajdzie. – Krogulec ruszył zza biurka wracając do swoich codziennych spraw. Tak się z pozoru zdawać mogło, bo nie przestał ni na chwilę obserwować dwóch kislevitów. Podobnie jak jego ludzie. Levan ujął pod ramiona martwego Magnusa i społem z dzierżącym go za nogi Wasilijem już gotowali się do odejścia, gdy znów zatrzymał ich w miejscu głos Krogulca.

- Wszyscy tu w tej komnacie wiemy, że byliście tam, gdy umierał Harap. Wiedzcie jednak, że nie interesuje mnie to, byle nie weszło wam w nawyk. Będę nowym capom Rosenbergu i będę potrzebował odważnych ludzi, którzy o moje interesy dbać będą jak ja o ich. Daję dobrą pracę i płacę przednio. W zamian żądając jedynie posłuszeństwa moim rozkazom. Nic więcej. Jeśli więc nie zechcecie ich słuchać, nie zjawiajcie się jutro w południe w „Divie”. Jeśli się jednak pojawicie, przyszłe rozkazy macie wykonywać co do joty. Nie lubię się powtarzać, ani tym bardziej tłumaczyć. Jeśli zaś macie w zanadrzu jeszcze jakichś pomocników, możecie ich jutro przyprowadzić, by mi się pokłonili. Oddanych ludzi nigdy mało. Zwłaszcza takich, którzy nie wahają się czynić rzeczy wielkich. Idźcie już! Chłopaki wyprowadzą was tyłem, jak już odbierzecie swoją zapłatę.

Levan znów mierzył Krogulca wzrokiem. Ciężkim od obietnic idących tym niewidzialnym łączem w obie strony. Jednak dzięki słowom Krogulca zrozumiał coś jeszcze. On wiedział o toczącej się w nim samym walce. Wiedział, a mimo to stał ledwie kilka kroków od niego. Bezbronny. I zupełnie nie dbający o uzbrojenie Levana. Albo więc był niebezpiecznym szaleńcem, albo jeszcze bardziej niebezpiecznym profesjonalistą. Oba rozwiązania wydawały się fatalne…


=================================


Szli pewnie ulicą bezpieczni w sile grupy. Rosenberg mocno zmienił się od chwili, kiedy ostatni raz widzieli jego okalane mrokiem uliczki. Niegdyś tą wieczorną porą słychać było na ulicach miasta przyśpiewki pijaków, przekomarzania się dziwek z rządnymi rozrywki klientami, handlarzy nawołujących do swoich egzotycznych towarów. I tak do nocy, aż zmęczenie brało górę nad życiowymi siłami i na placu boju pozostawiali już wówczas tylko najbardziej zaciekli w hulance oraz ci, dla których o tej porze dnia zaczynała się dopiero praca. Zwyczajni prości ludzie pokroju Levana, Grzecznego czy Grabarza. Miasto miało dla każdego do zaoferowania sporo. Teraz jednak jego uliczki zdały się w jakimś stopniu zubożałe. Nieliczne dziwki kryły się w bramach na widok licznej grupy. Moczymordy, jeśli gdzieś byli zmorzeni alkoholem po dniu pijaństwa, wpełzli na tyle głęboko, że w z ich gawr okrytych łachmanami wysypisk, stert skrzyń i pak, składów worów i zawalonych szop nie wystawały nawet ich nosy. Ekstrawaganckich utracjuszy trwoniących swój majątek było jak na lekarstwo a handlarzy niemal wcale. Nawet oprychów nie było widać. Rosenberg zdawał się martwy.

To pozwalało im spieszniej iść i dla tego właśnie prowadzeni pewnie przez Tupika ruszyli ku swej melinie. Tej nowej, wyznaczonej im podczas tajemnego spotkania. Tupik jednak nie miał najmniejszej ochoty wieść ich prosto ku jaskini lwa. Czuł bowiem intuicyjnie, że coś z wyznaczonym na spotkaniu w klasztorze miejscu jest nie tak. Pewnie dla tego wciąż zastanawiał się nad porą, kiedy posłać na zamek Animositasa, który kroczył ze swoim młotem na ramieniu i uduchowieniem na twarzy. Wiedział, że w ich nowej melinie coś było podejrzanego. Że tkwił w tym jakiś haczyk. Jaki, pokazać miała przyszłość. I to rychła.

Przyszłość pokazała im się w okolicach „Divy” w osobach bladych jak kreda Levana i Wasilija. Obaj wyglądali tak, jakby ujrzeli ducha. Co gorsze, nie było z nimi „nowych” a Wasilij wyglądał tak, jakby wyszedł z rzeźni. Jego pierś barwiły zasychające plamy krwi, dłoń zdobiły szkarłatne zacieki. W oczach…

W oczach obaj mieli mord…

====================================

Jurta namiotu rozchyliła się po raz kolejny wpuszczając usługującą im dziewkę do ich własnego namiotu biesiadnego. To było najlepsze co udało im się na poczekaniu wymyślić. Potrzebowali meliny na gwałt a „Diva” straciła nieco na popularności. Nawet w swej tylnej, skrytej w suterenie części. „Chlejnia” na końskim targu była doskonałym miejscem, bo po pierwsze mnogość tu była przyjezdnych pośród których można było się skryć a po wtóre dawała możliwość wzięcia całego namiotu dla siebie. Za stosowną opłatą, ale na groszu im nie zależało najbardziej. Mieli pieniądze a to już było coś. Teraz zaś mieli coś jeszcze. Siebie i mnogość informacji do ogarnięcia. Jedną z nich była krótka, przekazana Tupikowi przez jakiegoś malca w bramie. Który zaaferowanym tonem wyszeptał Niziołkowi do ucha tak teatralnie, że słyszeli to niemal wszyscy.

„Taki uczony szuka cie. Zapłacił za każdą wiadomość a wcześniej szukał Harapa, Słabego, Burego i Grabarza. Pytał o nich, bo miał jakiś interesik. Z wielkim wozem przyjechał. Czeka w „Kuźni”.”

====================================

Heinrich siedział w oberży samotnie. „Kuźnia” miała to do siebie, że położona była przy samej bramie, miała dużą wozownię i mało gości. Zresztą teraz chyba ogólnie mało ludzi gościło w mieście, jakby wyczuwając rosnące w nim napięcie. Z dwojga złego jednak gdyby miał wybierać najbliżej dni wolał przetrwać w oberży niż na trakcie. Zwłaszcza, że na dniach miała nadejść Noc Tajemnic. Już teraz noc była pełna wrażeń a co dopiero miało nastąpić?

Heinrich rozesłał wici i czekał. Niecierpliwił się. Grosiwa mu co prawda nie ubywało zbyt szybko, ale czuł się zagrożony. Nieustannie. Obcy w obcymi mieście. Jednak udało mu się usłyszeć mimochodem również, że miasto pogrążające się powoli w chaosie bandyckich porachunków nawiedził ktoś, kto wie jak nad tym wszystkim zapanować. To była dobra wiadomość. Żeby jeszcze z tych maluchów, które rozesłał po mieście któryś wrócił, wówczas mógłby poszukać z nim kontaktu. Jakoś. On badacz, potrzebował stabilizacji. Stan obecny zaś był jej biegunowym przeciwieństwem…





[Proszę qba1115 o nie postowanie i kontakt na PW]
 
Bielon jest offline