Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2010, 12:53   #46
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik czuł się nieco dziwnie...brakowało mu starego klimatu miasta. Przed rozróbą z Harapem miasto w nocy żyło, niczym w ludzkim organizmie, uliczki miasta przypominały żyły którymi płynęła krew - czasami dosłownie. Krew buzowała, krążyła uliczkami miasta nadawała mu uroku i życia, sprawiała że dziwki chętnie wychodziły do klienta zachwalając usługi, paserzy co rusz próbowali odsprzedać zrabowane dobra, a złodzieje kręcili się wszędzie tworząc prawdziwy ruch uliczny, Tupikowi brakowało nawet śpiewu i bełkotu pijaków które normalnie rozbrzmiewały o tej porze. W mieście rzeczywiście zrobiło się jakoś cicho i ponuro. Atmosfera strachu była gęsta i namacalna - tak, iż nawet Tupik zastanawiał się czy jest jeszcze sens je odbijać... ale jak pamiętał to nie zamierzał zdobywać miasta tylko z powodu jego uroku.

Kryjówka miała być na kilka godzin snu, w końcu wypuszczono ich w środku nocy... " W środku nocy... jakby nie mogli skurczybyki poczekać do rana... jakby pchając nas do kryjówki... czemu nie zaczekali do rana...? I z takim pośpiechem posłali na zamek... może po gwardzistów właśnie żeby wskazać im gdzie jesteśmy... Może kapłani grali z księciem w swoją gierkę... To możliwe, klasztor idealnie nadawała się do ukrycia...ale nie, gwardziści nas wyciągnęli, wiedzieli gdzie jesteśmy. Mogli w każdej chwili nas aresztować...chyba że nie mogli..."

Tupik miał wyraźny problem z rozgryzieniem planów Sigmarytów. Nie pasowała mu co najmniej jedna rzecz. Z jednej strony kapłani chcieli, żeby Tupik zdobył kontrolę nad miastem... z drugiej właściwie w żadnym stopniu nie zamierzali mu w tym pomóc, bo przy możliwościach jakimi dysponowali wskazanie lokum było najmniejszym co mogli zrobić...
Halfling był pewny, że lokum będzie obserwowane lub nasłuchiwane - po to by mieć kontrolę nad grupą, ale po pośpiesznej jeździe karocą na zamek zaczął się zastanawiać czy to nie pułapka - taka dosłowna. Kapłani mieli dość czasu aby wszystko w kryjówce przygotować. Gdy Tupikowi przychodziła taka myśl to wiedział, że jak nie doszuka się powodu zastawienia pułapki - to nie oznacza to jeszcze że jej nie ma. Kapłani działali w sposób przemyślany i zaplanowany, te ceregiele z brakiem informacji, odcięciem od miasta, ostatnie pożegnanie - zarówno to osobiste jakie spotkało Tupika, jak i to ogólne...- z wisiorkiem dla Levana... Tupik wiedział, że tak nie zachowuje się sojusznik, ba , tak nawet nie zachowuje się nawet szef. Poza tym Tupik zamierzał skorzystać z pierwszej lekcji jaką zaoferował mu Miżoch - a brzmiała ona tak: Obiecanki cacanki a głupiemu radość...
Tak... kapłani rozdzielali obietnice na prawo i lewo... może właśnie tym tylko sterowali miastem - nie brakowało w nim i głupców.

Tak... choć tej nocy jakby dwóch ubyło. Tupik nie potrafił znaleźć lepszego określenia dla tych którzy w tak krótkim czasie potrafili doprowadzić do swojej śmierci. Selekcja naturalna zdawała się działać, choć Tupik wolałby aby dokonywała się po stronie przeciwników a nie podległych mu ludzi. Obecnie każdy sojusznik był cenny, a sojusznik któremu można by zaufać i nie przejechać się na tym - bezcenny.

Tupik przez chwile wpatrywał się w Kislewitów zagryzając wargę, szczególnie uważnie przyglądał się Wasilijowi obawiając się, że ten jest poważnie poraniony... niepostrzępione ubranie wskazywało jednak, że nie była to jego krew...

Po czymś takim miał ochotę obrócić się na pięcie i odejść od "Divy" jak najdalej - z dala od "kryjówki"... ale też nie mógł jej tak po prostu zostawić, była niczym karoca - niby bzdurką, ale i kopalnią informacji jednocześnie... Nawet wyposażenie jakie pozostawili - czy powinni pozostawić im kapłani powinno sporo powiedzieć, nie mówiąc już o ewentualnej pułapce - a ta wydawała się coraz bardziej realniejsza...

"No ale przecież kryjówka nie ucieknie... a pośpiech kapłanów...jakby to wszystko musiało właśnie wydarzyć się w nocy... może lepiej będzie ją sprawdzić za dnia... zresztą są sprawy do przedyskutowania..." - pomyślał a ponowne spojrzenie na bladego i zakrwawionego Wasilija podpowiadało mu, że to nie jest dobry moment na jakąkolwiek akcję.

Widział po chłopakach, że mają wiele do powiedzenia, ale widział też, że się nie spieszą - co oznaczało że nie było już kogo ratować.
Nie miał ochoty tracić kolejnych ludzi, przynajmniej nie tej nocy, sprawdzenie kryjówki pozostawił do pory dziennej... " Czemu w nocy nas wygnali..." - zastanawiał się w drodze do namiotu.

Kislevici wystraszyli Tupika - może nie dosłownie, ale wzbudziły w nim obawy o nich samych, o to jak łatwo dziś stracić ludzi na ulicach miasta - za Harapa byłoby to nie do pomyślenia, ten kto samowolnie napadłby na "swojaków" cierpiał by tak by innym się odechciało. Tupik nie miał okazji widzieć Levana i Wasilija tak bardzo wstrząśniętych, obudzili w nim niemal ojcowskie odczucia - wydając się...takimi zagubionymi...
Oczywiście żaden z Kislevitów nie potrzebował ani ojca ani troskliwości Tupika, halfling wiedział, że ci dwaj dadzą sobie radę, szczególnie przy jego wsparciu, wiedział jednak że potrzebują czasu i nie należy poganiać ich do mówienia, wyglądało na to, ze w namiocie w końcu będą mogli porozmawiać nim jednak Levan zdążył dokładnie opowiedzieć co się działo w "Divie" odnalazł ich bzyk...

- Taki uczony szuka cie. Zapłacił za każdą wiadomość a wcześniej szukał Harapa, Słabego, Burego i Grabarza. Pytał o nich, bo miał jakiś interesik. Z wielkim wozem przyjechał. Czeka w „Kuźni”.


" I niech mi tylko ktoś wspomni że Bzyki nie są wartościowymi sojusznikami... skubańcy nie minęła godzina a ci już mnie znaleźli... znaleźli mnie to znajdą i innych... " - pomyślał Tupik wyraźnie radośniejszy z pojawienia się bzyka - nie wszyscy byli tak zadowoleni, bo przecież gdy znaleźli w końcu kawałek miejsca na spokojną rozmowę, okazało się że już wiadomo gdzie przebywają - bzyki przynajmniej wiedziały. Malec nie wydawał się spłoszony - Tupik miał nadzieję , że nie tylko dlatego że wierzył w swoją nieszkodliwość jako posłańca, ale że po prostu nie boi się Tupika a "świeże" opowieści o nim traktuje jako bujdę.

- ... Kacper..tak? - próbował przypomnieć sobie ksywkę smyka, znał ich wielu - może nawet zbyt wielu. - powiedz chłopakom, że sprawa z Harapem to bujda, jak mieliśmy zabić Harapa idąc na spotkanie bez broni, przeszukani - tak jak wszyscy. A jak mieliśmy straż po swojej stronie to po co nam było bez broni wchodzić do środka? - przekaż to chłopakom i każdemu kto już i tak wie że jestem w mieście, Ci którzy nie wiedzą niech nie wiedzą, póki nie wyjaśnię całego tego gówna.

Gdy już zlecił zadanie malcowi przeszedł do sprawy która tkwiła w jego umyśle od trzech miesięcy...

- Ormet żyje?
- pytanie było lodowato chłodne, gdyby słowa mogły zamrażać bzyk byłby już soplem lodu.

Na koniec dał malcowi Złotego Karla. - Powiedz jeszcze chłopakom, że niedługo ich odwiedzę i niech nie informują nikogo gdzie się podziewam, połowa debili w mieście chce mi wbić nóż w plecy z powodu kłamstwa, przed którym nie miałem jak się bronić.

Tupik dał dużo, ale i wymagał wiele, poza tym chciał aby chłopacy wiedzieli że przyszłość- ich przyszłość jest przy kiesie Tupika i że nikt nie będzie tak hojny dla smyków jak on, nikt zresztą tak bardzo jak on ich nie doceniał - choć starał się ich nie przeceniać.
Mógł wypytać się jeszcze o wiele rzeczy malca - ale czy nie zrobiłby tym wrażenia że przejmuje miasto? Takiego wrażenia nie zamierzał jeszcze dawać, jeszcze nie, gdy już malec odszedł Tupik zwrócił się do reszty.


- Odwiedzimy zaraz Pana Henricha, musi mieć tupet by pytać o wszystkich ważniejszych szefów i desperację, że w takiej chwili pyta o mnie...
Na nocleg pozostaniemy w Kuźni - grupy nie powinni atakować a namiot bezpieczniejszy jak widać nie jest. No ale najważniejsze mówcie co się stało...
- pytanie skierowane do Kislevitów zawisło niczym mucha na pajęczynie. Nie dało się go wyrwać ani o nim zapomnieć, nie dało się już obejść pytania, nawet na ucieczkę było już za późno. Zresztą dokąd, gdzie? Wiedział, że Levan opowie mu dokładnie co się stało a przynajmniej ufał jego pamięci i dokładnym spostrzeżeniom. Szkoda mu było nowych, ale starał się nie płakać nad rozlanym mlekiem. Bałagan po prostu należało posprzątać...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 28-03-2010 o 13:00.
Eliasz jest offline