Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2010, 13:51   #214
Suryiel
 
Reputacja: 1 Suryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znanySuryiel nie jest za bardzo znany
- Gratulacje, za oficjalne przyjęcie do wioski i za pierwszych geninów.

- Dzięki, Kurou. To jedyny powód dla którego tu jesteśmy? – Hikaru rozejrzał się po pomieszczeniu, była to jedna z paru knajp w Konohagakure, z tym że jako jedyna w tej chwili odpowiadała budżetowi zarówno Mishimie, jak i jego przyjacielowi. – Słyszałem, że ta... jak jej było? Misaki? Nieźle oplatała sobie Ciebie wokół palca? Hah, znaczy... Nie wiem wszystkiego, byłem trochę poza wioską ale słyszy się to... i owo... Szczególnie owo.
- Ta... Ale gdybyś widział jej front, nie dziwiłbyś się mi wówczas tak bardzo, Shima-kun. – Kurou uśmiechnął się zawadiacko, wypijając nieco sake. – I mam na myśli *naprawdę* niezły front...
- Oh, nie wątpię, zawsze byłeś nieco wybredny. – zaśmiał się, kręcąc lekkie młynki swym ochoko, jego wzrok jednak błądził pomiędzy przechadzającymi się w te i z powrotem kelnerkami.
- Nie tak, jak ty, przyjacielu! – Kurou w wyglądzie był niemalże całkowitym przeciwieństwem siedzącego przed nim Hiakru. Był wysoki, ale nie chudy, lecz postawny, o silnym karku i mocno zarysowanej, uproszonej trzydniowym zarostem, szczęce. Jednak starczyło jedno spojrzenie na tą dwójkę by wiedzieć, że siedzi naprzeciw sobie parę dobrych, a nawet, jak na ich młody wiek, starych przyjaciół.- Ehh, prawda taka, że ta dziewczyna zaczyna mnie już powoli męczyć... Jest ładna, to fakt, ale rozumu sporo jej poskąpili... Czasem myślę, że inteligentniejszą rozmowę przeprowadziłbym z krzakiem, niż z nią.

Mishima zaśmiał się cicho, mocząc usta w alkoholu. Był on człowiekiem niezwykle ekonomicznym, jedną butelkę potrafił sączyć przez cały wieczór, jednocześnie bawiąc się na poziomie z tymi, którzy opróżniali je dużo, dużo szybciej. Dwójka jouninów przesiedziała w knajpie niemalże pół wieczora, nie spieszyli się nigdzie, przynajmniej na pierwszy rzut oka.

- Brunetka jest niezła... – mruknął Kurou.
- Nie przeczę.
- Oi, powołując się na męskie prawo, widziałem ją pierwszy i nawet jeśli jesteś moim najlepszym przyjacielem, wal się.
- Tak? To patrz.
– szybko dopijając resztę swego sake, Hikaru wstał od stołu i nim Kurou zdążył zareagować, podszedł do brązowowłosej dziewczyny. Nie rozmawiał z nią za długo, jednak jakimś dziwnym trafem większość dziewcząt nader szybko ulegało jego czarowi. Wystarczyło dziesięć minut, a on swobodnie już obejmował dziewczynę w jej talii.
- Nienawidzę Cię. – odpowiedział Kurou jednak ani ton jego głosu, ani uśmiech na twarzy nie wskazywał na to, by w jakikolwiek sposób był urażony całą tą sytuacją.- Oh, skoro wiesz, że mieszkam teraz z Misaki, pewnie domyślasz się tez, że przez najbliższy czas nie będziesz mógł sprowadzać swoich...przyjaciółek, do mojego mieszkania?

- Myślę, że jakoś to przeżyję...
– odpowiedział spokojnie, odmachując mu już tylko, gdy Kurou opuszczał lokal.

* * *

Gdy tylko genini weszli do gabinetu, on już tam był, siedział na jednym z krzeseł, najwyraźniej wcześniej rozmawiając o czymś z Kage wioski. Na dźwięk zamykanych drzwi wstał jednak i odwrócił się w ich stronę . Chcąc nie chcąc podświadomie zapewne porównywali go do swego poprzedniego senseia, Mamoshy, a w porównaniu tym, młody Mishima wypadał dość...słabo. Był to chłopak młodziutki, trochę tylko od nich samych starszy, wysoki i przeraźliwie chudy co widać było po odsłoniętych, kościstych wręcz dłoniach i szczupłej twarzy. Ale! Jak już mowa o twarzy, trudno było dziwić się dziewczętom Konohy, że tak za nim przepadały. Urodę miał nad wyraz delikatną, nie był przystojny w ten typowo męski, surowy sposób, nie miał mocno zarysowanej szczęki, ani zawadiackiego zarostu pod nosem. Był chłopaczkiem ładnym, pokusić się można było nawet o stwierdzenie ‘uroczym’, ale jego ubranie zdawało się za wszelką cenę burzyć to wrażenie. Szerokie, jakby o co najmniej rozmiar za duże spodnie wisiały na nim jak na ostatnim łachudrze, a równie obszerna kurtka sprawiała wrażenie, jakby Mishima nosił ją po to, by móc się w razie czego za czymś ukryć, lub jakby pod spodem chował jeszcze kogoś na zapas. Najbardziej jednak rzucającym się im w oczy elementem jego stroju była pomarańczowa opaska przytrzymująca burzę jego czarnych włosów. Opaska, na której brak było normalnej, metalowej plakietki, a miast tego symbol Liścia wyszyty był na niej czarną nicią. Na widok swych nowych uczniów uśmiechnął się lekko, a nawet jeżeli był zdenerwowany, nie okazał tego nawet przez moment.

- To właśnie, Mishima-san, genini o których mówiłem. – powiedział Hokage, wskazując ich dłonią. Hikaru kiwnął nieznacznie głową, nie żeby nie był w jakiś sposób podekscytowany, miał jednak nadzieję, że jego podopieczni okażą się nieco młodsi, że wszelkie dane, które na ich temat dostał w jakiś magiczny, niepojęty sposób przekręcały ich wiek. Cóż, trzymał jednak dobrą minę, chociaż gdy zerknął w stronę Kage w jego oku pojawił się dziwny błysk.

- Cóż... Chyba powinienem powiedzieć, że ‘miło mi was poznać’. – powiedział wreszcie, chociaż ton jego głosu był nieco inny od naturalnego, nie był tak radosny, raczej poważny.
- To jest Mishima Hikaru, będzie on waszym nowym Jouninem. Jestem pewien, ze Mishima-san będzie godnym następcom waszego poprzedniego senseia, chociaż śmiem stwierdzić, że sposoby ich nauczania, będą się różniły niczym ogień i woda... – starzec zerknął na chłopaka, strosząc brwi jakby w geście ostrzeżenia, na co Hikaru nie mógł zrobić nic innego, jak jedynie uśmiechnąć się po raz kolejny.- Muszę Cie jednak ostrzec, Mishima-san, ta drużyna jest niezwykle pechowa, o tak. Polecam więc ostrożność.
- Oh, Sadou-sama chyba nie byłby zbyt zrozpaczony, gdyby i mnie dotknęła ta klątwa, Hokage-sama. – odparł radośnie, opierając się o krzesło.
- Nie, z pewnością by nie rozpaczał. Tak czy inaczej, mówiąc po waszemu, ‘weź się za nich’. – to mówiąc Kage wrócił do sterty rozłożonych przed nimi papierów, jednocześnie dając im wszystkim do zrozumienia, że na chwilę obecną usłyszeli już od niego wszystko co mieli usłyszeć.

- Świetnie. Nie naciągajmy wiec już dłużej gościnności Hokage. – Mishima wskazał swym podopiecznym drzwi, które chwilę później po cichu zamknął za nimi. Będąc już poza gabinetem odetchnął nieco, przeczesując dłonią włosy.- Dobra, prosto i na temat. Już raz przechodziliście przez te głupie wstępy tytułem „Co lubicie i co chcecie osiągnąć”, nie będę was o to męczył bo i nie ma po co. Jestem tu po to, by was czegoś nauczyć i sprawić, że sytuacja taka jak zdarzyła się parę dni temu, nie miała już nigdy miejsca.

Mówił spokojnie, jednocześnie prowadząc ich na jedną sal treningowych. Może i poza pracą usposobienie miał mocno luźne, ale w pracy... O, to już była całkowicie inna historia. Jego sensei nie tracił czasu, on też nie zamierzał. Będąc już na miejscu pchnął barkiem drzwi, wciąż tłumacząc im założenia pierwszego ich dzisiaj treningu.

-... Wasz poprzedni sensei należał do grupy medycznej, wnioskuję więc, że mieliście więcej teorii niż praktyki. Cóż, ja za grosz nie znam się na żadnych medycznych czary-mary, ale za to sądzę, że będę mógł nauczyć was czegoś nowego. Niekoniecznie dziś, dziś bowiem... Chciałbym sprawdzić waszą wytrzymałość. – powiedział wreszcie, stając po środku Sali na której ktoś wcześniej urządził istny, morderczy tor przeszkód, biegnący nie tylko na podłodze i ścianach bocznych, ale również, jak się im zdawało, pod sufitem, na którym przymocowane były dość dziwacznie wyglądające przyrządy. Byli niemalże pewni, że nie służyły one do niczego dobrego.- Wygląda okropnie, wiem. Ale za to jest całkiem skuteczne. Wracając, zapoznałem się z waszymi aktami na wszystkie strony, znam wasze umiejętności w zakresie ninjutsu, taijutsu i genjutsu, chciałbym jednak poznać waszą wytrzymałość. Jak widzicie, cała ta sala została zaaranżowana tak, by móc przeprowadzać na niej testy wydolnościowe. Jeżeli nie wiecie, co to testy wydolnościowe... Cóż, biegacie póki nie padniecie, chcę zobaczyć jak wiele możecie z siebie dać, ale przede wszystkim, jak długo.

Gdy wreszcie skończył mówić sam sapnął, nie był mistrzem retoryki, a i talentu pedagogicznego nie było w nim za wiele. Gdy parę lat temu po raz pierwszy wszedł na tą salę przysiągł sobie, ze nigdy, przenigdy nie będzie takim nauczycielem, jak jego mentor. Teraz jednak, gdy osiągnął już to, co osiągnął, nie mógłby powiedzieć, że trening, który otrzymał był zły. Był surowy, wyczerpujący i nie rzadko stawiał go w sytuacji, w której niemalże wypluwał płuca, ćwicząc od świtu do nocy. Ale działa, a to było najważniejsze. Nie ważne jak, ważne, że działa.

- Hm? No? Na co czekacie? Do ćwiczeń! Ah, no i w razie jakiś pytań... To jestem tutaj... – dodał jeszcze półgębkiem, mając nadzieję, że nie usłyszeli i wyjmując z kieszeni spodni niewielką, oprawioną w czarną okładkę książkę. Usiadł wygodnie na jednej z nielicznych ławek i zapalił papierosa, wodząc wzrokiem po niewielkim druku, teoretycznie w ogóle nie zwracając uwagi na to, co dzieje się na sali.
 
Suryiel jest offline