Zrezygnowany Liev Bazanaov nie przeszedł nawet dwudziestu kroków, gdy zobaczył na ścieżynce wiodącej z doliny, samotną postać. Mężczyzna jechał na koniu, najwidoczniej kierując się ku kopalni. Odziany był w ciemny płaszcz, którym okutany był od kolan po szyję. Na głowie miał, głęboko spuszczony na oczy, kapelusz z szerokim rondem.
Bazanov nie czekając aż podróżny go dostrzeże, dał nura w krzaki rosnące po obu stronach ścieżki. Samotnie podróżujący jeździec w tej części kraju, jak gdyby nic zmierzający do opanowanej przez Chaos kopalni, nie był czymś normalnym. Lepiej było skryć się w zaroślach i przeczekać, a dopiero potem ruszyć w dół.
Na ten sam pomysł wpadł Caleb, który przez moment zastanawiał się co robi oddalający się kislevita, a potem dostrzegł powód niepokoju Lva. Zaklął szpetnie i chwyciwszy towarzyszącego mu Tupika za rękaw, pociągnął w kierunku kępy drzew, rosnącej nieopodal. Na pytania halfinga, o co chodzi, zaklął po raz wtóry i gestem nakazał milczenie. Weszli między pnie i przykucnęli za rozłożystym krzakiem, pokrytym białymi kwiatkami i długimi kolcami. Ze swojej kryjówki mieli dobry widok na ścieżkę, wejście do kopalni i leżący kilkanaście metrów dalej, zewłok wywerny.
Po kilku minutach jeździec pojawił się w polu widzenia. Zeskoczył z konia, poprawił płaszcz i kapelusz, otulając się jeszcze szczelniej, przywiązał konia do krzaka i ruszył ku kopalni. Na widok wielkiego gadziego truchła przystanął i zaczął się bacznie rozglądać. Najwidoczniej nic nie zauważył więc podszedł do martwej, okaleczonej bestii i mrucząc coś pod nosem, przyglądał się jej ranom.
Tymczasem od strony kopalni dały się słyszeć kroki i chaotyczna mowa. Z wnętrzności góry wychynęło trzech zwierzoludzi, dzierżących włócznie i topory. Jeden z nich wyraźnie kulał. Zwierzoludzie zatrzymali się zdezorientowani na progu kopalni. W tym momencie dostrzegli zamaskowanego mężczyznę przy zwłokach, unieśli broń i z rykiem pognali w jego kierunku.
Mężczyzna odwrócił się w ich stronę i bez cienia przestrachu podniósł rękę do góry, wypowiadając niezrozumiałe słowo. Bestie zatrzymały się kilka kroków od niego, opuściły broń i zaczęły coś mówić. Mężczyzna gestem uciszył potwory i wskazał na zewłok, potem na kopalnię, z której w tym momencie wychynął kolejny potwór. Mutant o oczach umieszczonych nie w twarzy, ale na wijących się wypustkach i jednej ręce przekształconej w kolczastą narośl. Ten również podszedł do grupy i wdał się w dyskusję.
Stali tak kilka minut, najwyraźniej słuchając zamaskowanego mężczyzny, który na koniec, władczym tonem wydał jakieś polecenia i wskazał bestiom dolinę. Te posłusznie ruszyły we wskazanym kierunku. Sam mężczyzna natomiast podążył do kopalni, we wnętrzu której zniknął.
Pozostali w ukryciu przez kilka minut, czekając co się jeszcze wydarzy, ale nic więcej się nie stało. Cała sytuacja była wielce zagadkowa. Kim był mężczyzna? I gdzie udali się ocaleli z bitwy w kopalni, zwierzoludzie?
- Ej! Liev! Jesteś jeszcze w tych krzakach? - w końcu zakrzyknął krasnolud, wychylając się ze swojej kryjówki i wyciągając za sobą Tupika. - Co robimy? Bo chyba sytuacja się nam nieco wyklarowała? |