Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2010, 00:00   #511
carn
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Dzieło grupowe :-)

Śr 17 X 2007, „Fat Black Pussycat”

Młoda detektyw nie patyczkując się z zaciągniętą do baru "ofiarą" przyciągnęła ucho Christophera do siebie i korzystając z lokalowego gwaru szeptała pospiesznie.

- Zadaniem na dziś jest nie palnięcie niczego o wylęgarni freaków jaką jest Trzynastka. Cokolwiek z nas wyciągną przed weekendem będzie na ustach całej stanowej policji a nas Rock rozwiesi na hakach w swoim gabinecie. Nic jest lepsze od niewygodnej prawdy. Powoli wszystko odkręcę więc im dalej, tym bardziej z górki. No detektywie Dawkins, nie daj się. -

Zakończyła swe szepty delikatnym ni to muśnięciem, ni to pocałunkiem w policzek swej wieczornej drugiej połówki. To tak na szczęście. Poza tym jeśli żadne z nich nie myślało o czymś sprośnym mającym z tego buziaka wynikać, a Amy w cnotliwość księdza wierzyła, w całej scenie nie było niczego zdrożnego.
Zaraz po tej zapewne jakże radosnej dla publiki scence z marsową miną zwróciła się w stronę towarzystwa.

- Przez was muszę Chrisowi za wiele tłumaczyć na raz! -


Zaczęła z wyrzutem.


Ksiądz prawie jak zahipnotyzowany nic nie odpowiedział, całkowicie oszołomiony tym co się właśnie działo. Wiedział że się rumieni gdy czuł ciepło wydychanego powietrza tuż przy swym uchu, a do nozdrzy dochodził zapach kobiecych perfum. Muśnięcie ust Amy na jego twarzy jeszcze spotęgował to odczucie. I wcale nie zrobiło się chłodniej, gdy detektyw na głos poczęła się "tłumaczyć":

- No więc po kolei radosna bando za długich języków. Pozwólcie, że przedstawię wam detektywa Christophera Dawkinsa, "kolegę" z pracy. -

To że odpowiednie słowo zostało odpowiednio zaakcentowane miało "koledze" umknąć. W końcu, czyż nie zgodnie z obietnicą właśnie odkręcała to całe zamieszanie? "Kolega" uśmiechnął się słabo i niemal niezauważalnie kiwnął głową jakby potwierdzając. Tak naprawdę jednak oceniał gorączkowo sytuacje. "Co, jeśli ktoś z nich mnie rozpozna jako księdza?" Było to wprawdzie mało prawdopodobne, jednak Chris już się spodziewał jutrzejszego telefonu z Kurii.

- Chris jest wydziałowym specjalistą od religii, zwłaszcza chrześcijańskich. Ot czasami by zdemaskować "cudowne objawienia", "diabły" i takie tam, trzeba naprawdę tęgiej głowy. -

No więc dała księdzu podwaliny do ewentualnych dysput teologicznych bez wchodzenia w szczegóły jak bardzo zaangażowanym w branży specjalistą jest mu być dane.

- A co do Marshalla... naprawdę myślicie, że mogła bym chodzić z facetem mającym na imię Marshall!? Skąd macie takie niedorzeczne "rewelacje"? -

Zaperzyła się na pokaz.

- Owszem znam faceta, ale to co najwyżej kontakt weekendowy. Wyskoczyć do centrum. Zjeść coś na mieście. Ale tak na poważnie? Błagam. Poza tym od stałości w związku urody ubywa, a dysponując tejże ograniczonymi zasobami nie mogę sobie pozwolić na bezmyślne trwonienie. -

Wstała i stanęła za krzesłem Dawkinsa.

- Dobra zostawiam, wam go na chwilunię ale jak mi go spłoszycie to wysadzę tą waszą pancerną śmieciarkę. -

Po raz kolejny nachyliła się blisko ucha księdza naruszając jego przestrzeń terytorialną.

- Przeżyjesz jakieś małe piwko? Zaraz wracam. -

Ruszyła do kontuaru w celu pozyskania pilsa i szklaneczki coli.
Chris chciał coś powiedzieć, lecz Amanda już poszła dalej.
Tymczasem trzech rosłych chłopów otoczyło Chrisa, nie dając mu szans na dyplomatyczne wycofanie się. Wreszcie murzyn rzekł.- A więc...jak poznałeś naszą małą Amy?

Dawkins zmierzył ich nieco nerwowym wzrokiem, jakby towarzystwo zaraz miało go zaprosić do bójki. Ile razy właściwie widział Amy? To właściwie było dopiero drugie spotkanie z czego pierwsze trwało jakieś 10 sekund. Ile na ten temat można powiedzieć. Detektyw był zbyt rozkojarzony by wymyślać jakieś zgrabne kłamstwo, a nawet gdyby nie czuł się na siłach by wdrażać je w życie dlatego odrzekł zwięźle
-Cóż... niedawno, jakiś tydzień temu na wydziale...- w tym miejscu przydałoby się woda, piwo lub cokolwiek płynnego. Chris poczuł, jak od tych 7 słów zaschło mu w gardle.
Jednak lanie piwa trwać musi.
- To dość szybko się wokół niej zakręcił. W tydzień.-rzekł Alejandro.
- No, no...a na cichą wodę wygląda.- potwierdził Arkadiy. A Wilbur dodał.-Tu Christopher, tam Marshall, nasza mały Amy tak szybko dorasta.
Co cała trójka potwierdziła głowami. A Julie prychnięciem.- Faceci, mamy erę feminizmu. Amy nie potrzebuje trzech ochroniarzy. W razie podrzuci amantowi do łóżka paczuszkę C4 z 3-sekundowym zapalnikiem.
-Eee tam, lepszy jest granat odłamkowy.- wtrącił Arkadiy i zaczęła się krótka rozmowa nad wyższością granatów na ładunkami wybuchowymi w kontekście łóżkowej zemsty... a przewijające się w niej słowa: "flaki,na suficie, urwany dzwonek, czy też krwawa jajecznica" i podobne, dość obrazowo opisywały los delikwenta, który narazi się "naszej małej Amy".

Sam Dawkins, jakoże był raczej laikiem (za co poniekąd dziękował) zarówno w gestii amantów w łóżku, jak i materiałów wybuchowych, przysłuchiwał sie temu uważnie tylko przez pierwszą minutę, później jednak wyłączył się rozmowy i w tej materii, i przyglądając się uważnie wymieniającym kwieciste opisy, zaczął na nowo sobie zadawać pytanie "Co ja tu robię?"

Nieświadoma cierpień młodego księdza. Czy raczej w ramach miłego wieczoru nie dopuszczająca świadomości istnienia takowych Amy zjawiła się z wilgocią dla spragnionych dopiero po chwili zajęta przez ten czas szybką ploteczką z barmanem. W końcu nie było jej tu trochę czasu i trzeba było nadrobić towarzyskie zaległości.

- Żyjesz? -

Postawiła przed przesłuchiwanym kufelek pełen jasnego bursztynu i usiadła obok uzbrojona w buteleczkę dietetycznej koli z słomką wetkniętą w odkapslowaną szyjkę.

Ksiądz powstrzymał się od rzucenia się na kufel i wychłeptanie polowy jego zawartości, jako swoistego lekarstwa na obecną sytuacjię. Niemniej od razu chwycił kufel i upił spory łyk. dopiero po tym przytaknął kiwnięciem głowy. Jeszce jeden łyk i zwrócił cicho się do Amandy
- Skąd ich znasz?
- Jak to skąd? - zamrugała zaskoczona oczętami wprawiając w trzepot dwa czarne motyle nadmiernie podkreślonych rzęs - Oto mój poprzedni przydział. NY-E.S.U. Ta da! -
Zaprezentowała grupę niczym towar na wyprzedaży. Jedyny i niepowtarzalny. Przy zakupie dwóch trzeci gratis.
- Ale tylko udają miłych. Wysmerfili mnie z jednostki i karnie odesłano mnie do Trzynastki. No ale tak to już jest jak się ma tłuste akta. Kariery się nie zrobi. -
Detektyw rozejrzał się po obecnych i odrzekł, czując że lepiej kontynuować rozmowę z Amy niż znów wplątywać się w specyficzne gusta ludzi z ESU.
-Cóż chyba nie często trafia się do XIII z pełni własnej i nieprzymuszonej woli
- Żartujesz?! Mają haka albo na Ciebie albo na twego przełożonego... Nic u Rocka nie dzieje się przez przypadek. A nawet jeśli naprawdę ktoś zgłasza się dobrowolnie to na swą zgubę. Sługusy inspektora wydłubią z ciebie wszystko i znajdą powody byś bał się uciec z Trzynastki. Każdy glina w tym mieście wie, że ten wydział to bilet w jedną stronę.
Chris przez chwilę zastanawiał się nad apokaliptyczną wizją rozciąganą przez detektyw Walter, nie do końca pewnym co o tym sądzić. Na szczęście dla skołatanych myśli nie dane było mu męczyć ich za długo.

Julie
podeszła i zdecydowanie poufale wzięła Dawkinsa pod ramię ciągnąc w kierunku parkietu. Mówiąc przy tym.- Mam nadzieję, że dobrze tańczysz. Jeśli nie, masz okazję się nauczyć.
Do tej pory Chris sądził, ze jest źle ale nie przyjmował do wiadomości, że może być jeszcze gożej, a teraz, gdy dziewczyna zaciągała go na parkiet, szybko to sobie uświadomił. Niemniej ruszył, bądź co bądź z pewnym oporem na parkiet. "W końcu taniec to jeszcze nic takiego"... miał nadzieję.

Julie
umiała tańczyć i to dobrze. Podczas tego tańca jednak wypytywała Chrisa. -Czym cię oczarowała Amy? Co ci się w niej spodobało?
Księdzu tańczenie cóż... nie szło. nie to że nie wyczuwał rytmu, po prostu ilość znanych mu kroków ograniczała się do 4- do przodu, do tyłu, w prawo i w lewo. Niewiele więcej nauczył się na studniówce, a później jakoś... nie było okazji. Sytuacji wcale nie poprawiał fakt, że był wypytywany o dziewczynę, której prawie nie znał. Przez chwile więc milczał w połowie zaabsorbowany by się nie potknąć, a w połowie myśląc nad odpowiedzią:- Chyba bezpośredniość...- i dodał pewniejszym tonem - Tak to jest najbardziej uderzające w niej.
- Tańcem to ty jej nie zauroczyłeś. - westchnęła Julia i zaczęła go uczyć kroków. Kiwnęła przy tym głową, komentując.- Musisz się jeszcze w tym podszkolić.
-Wybacz ale tańce nigdy nie były moją mocną strona- odrzekł Chris, który cóż... powoli się rozkręcał po piwie na pustym żołądku...
-Masz okazję się podszkolić... działałam w kółku tanecznym w liceum.-odparła z uśmiechem i poczęła instruować Chrisa jak ma stawiać kroki i gdzie trzymać ręce. I by nie był tak sztywny.

A Amy niczym muchy obsiadła trójka kolegów i w końcu Arkadyi rzekł. - No i jak tam się bawisz w nowej robocie?
- A jak się mam bawić? Zagonili mnie do papierowej roboty, a u Was mijało mnie to na ogół. Siedzę. Walczę z komputerami i użalam się nad sobą dostając sprawy w stylu szukania krokodyli w kanałach, albo gigantycznych nietoperzy z naocznymi świadkami w postaci ćpunów na fali. Ot farsa. Trzynastka znana i lubiana. -
Wzruszyła ramionami i z złością ślurpnęła coli.
- To kogo tak koniecznie chcieliście na moje miejsce że trzeba było mnie wykopać z zespołu? Bo umówmy się zesłanie na "detektywa w wariatkowie" to żaden awans. No chyba, że musieliście zdecydować, że ktoś pójdzie i odesłaliście najsłabsze ogniwo? Co? -
-Eeee...nikogo. Modernizują ponoć zespół. Co to oznacza?...wiadomo, cięcia budżetowe. - machnął ręką Alejandro z wyraźną rezygnacją.- Ucięli już część etatów. Na twoje miejsce nikogo nie wstawili. Ratusz przebąkuje coś o połączeniu ESU i SWAT w jedno, a to oznacza redukcję personelu.
-Ponoć. Na razie nic nie wiadomo i nikt nie przyszedł w zastępstwie ciebie.-rzekł Wilbur, potem spytał.- A tak z ciekawości. Co się działo w centrum handlowym? Wiesz, ta sprawa z zamknięciem na weekendzie. Żona twierdzi, że to terroryści i nie wierzy w te oficjalne bajki o zbyt daleko posuniętej reklamie gry na konsole.
- Czyli wywalili mnie dla utrzymania waszych ciepłych posadek. Przynajmniej raz się na coś przydałam. Że też dałam się wyciągnąć z technicznego. Tam przynajmniej był spokój. Butle z chemikaliami opisane... Ustawione alfabetycznie... Aż żal wspominać. -
Rozmarzyła się na chwilkę.
- Centrum? A w sumie jedno i drugie. Wpuścili aktora z dwudrzwiową klatą i sześciopakiem, z styropianowym mieczem na pół hallu i pistoletem na ślepaki. Biegał robiąc rwetes i goniąc kaskaderów na rolkach. Ktoś z tłumu rzucił, że to terroryści i się zaczęło. Koniec końców wybuchła panika i ludzie niemal tratowali się w wyjściach. A jako że tylko nasz wydział obiboków nie robił nic konkretnego to wysłali naszych do sprzątania po grach komputerowych. Chyba nie myślicie, że wysłali by tam Trzynastkę gdyby w grę wchodziła prawdziwa broń? -
-To masz dobrze, byczysz się cały dzień za biurkiem. I jak zadzwoni jakaś przerażona staruszka to jej cierpliwie tłumaczysz, że kanałach nie ma krokodyli. Nie to co my. Jutro znów trening na poligonie, a potem badania lekarskie. -westchnął Wilbur i dodał cicho. -Żona przebąkuje coś o szukaniu przeze mnie ciepłej posadki.
- To się zamieńmy! -
Amandzie nie trzeba by proponować dwa razy. - Dostaniesz posadę detektywa... Podwyżka. Za tym pakiecik zdrowotny. A ja nie skończę z metką dziwadła. Inspektor na pewno zgodzi się na wreszcie solidnego pracownika. No i pewnie potrafisz obejść sie z klawiaturą bez łamania palców...
-Żeby tak można było. - westchnął Wilbur, a Arkadayi rzekł.- Wiesz, jak ci tak brakuje adrenaliny Amy, to cie po robocie możemy zabrać ze sobą na ćwiczenia.
- Jeśli nie narobię wam tym jakichś problemów to bardzo chętnie! -
wprawdzie nie przepadała za bieganiem i poceniem się, ale oznaczało to popołudnie w towarzystwie uzbrojonych facetów z dala od freaków. - Ale skoro adoptujecie się do nowej mniejszej formacji to będę tylko przeszkadzać. No chyba, że chcecie ze mnie zrobić ruchomy cel...
Przeskakiwała podejrzliwym spojrzeniem od twarzy do twarzy.

-Wiesz...zawsze będziesz mile widziana na ćwiczeniach, w końcu jesteś naszą małą Amy.- rzekł wielkodusznie Arkadayi. A Alejandro.- A jak tam z twoimi sprawami sercowymi. To który wreszcie jest twoim chłopakiem Marshall, czy ten Christopher? Ponoć tego pierwszego...całowałaś.
- Tak to jest jak się opiera na niepewnym wywiadzie. -
pokręciła z dezaprobatą głową - Co się z tym ESU podziało... Za moich czasów...
Zażartowała z kolegów po czym gwałtownie klepnęła się w czoło z głośnym plaśnięciem.
- Aaaaa... kurcze jutro po południu jednak nie mogę. - stwierdziła z markotną miną - Mam nocny patrol. - wykrzywiła się paskudnie - Jakiś światły obywatel nie może spać po nocach jak mu psy śmietniki rozgrzebują więc my na to konto będziemy szukać w tym Wilkołaków. To jedyny minus tej roboty. Nie licząc metki dziwadeł. Żadna pora nie jest wolna od idiotycznych zgłoszeń telefonicznych. A wy co tam ostatnio działacie? Tęsknię za syrenami tych waszych śmieciarek...

- Wilkołaków? W telewizji mówili że to nocne bestie, czy coś w tym stylu.- zauważył dowódca ESU. No tak...i Amy będzie musiała to teraz odkręcać.
- Dingo czy tam insze psowate. - wydęła policzki pokazując swą znajomość psich ras wszelakich. - Taki jest wynik przewróconego śmietnika i kablówki. A nawet u nas wszystko musi brzmieć patetycznie i groźnie więc nie szukamy rozczochranego kundla którego cień zmusił którąś wiekową niewiastę do zażycia dwóch kropelek nasercówki więcej tylko potwornego sejbertufa który tylko przez przypadek połasił się na resztki piure nie dojedzone przez małego Hose. -
Wzięła do ręki kartę z wyżerką delikatnie przypominając, że tłuczone ziemniaki to wcale nie zgorszy pomysł na zajęcie na następną chwilę.
- A potem w schronisku będą pękać ze śmiechu jak im przyprowadzimy "bestię" mieszczącą się w koszyku dla kota...

Trójka mężczyzn pokiwała głowami, po czym Alejandro popijając kolejnego drinka dodał. - Julie wspominała, że twoja współlokatorka przyłapała cię na całowaniu się z jakimś chłopakiem, który ponoć nadziany jest... Myśleliśmy, że się wkrótce ustawisz w życiu, a i nam coś skapnie. Wiesz...ze względu na stare dobre czasy.
-Alejandro żartuje z tym skapnięciem. Ale uznaliśmy, że musimy prześwietlić twojego chłopaka, dla twojego bezpieczeństwa.- wtrącił Arkadayi.
- Jeśli któremuś wpadnie do głowy oświadczanie się to macie, jak w banku, że w pierwszej kolejności wyślę wam go do rewizji i poczekam na błogosławieństwo. W końcu po co czekać kilka lat by się lepiej poznać skoro zawodowcy prześwietlą gagatka w tydzień. No i przynajmniej będzie uświadomiony co go czeka, jeśli wymyśli grilla dla przyjaciół obu stron. -
Ustanowiła więc trio szafarzy nad jej hipotetycznymi zaślubinami.
- Co do rodziny... Arkadayi, nic nie opowiadasz o mojej małej kopii... Kiedy dasz mi wreszcie zabrać ją na jakiś koncert? -
- Kiedy? Eeee...wiesz.-
dowódcę zatkało. Przerażała go wizja przerobienia swej kochanej Natashy w kopię Amy. Amanda była fajną kumpelą, ale mieć podobną do niej córkę? To było ponad siły dowódcy ESU.- W następnym roku pewnie.
- Okey. Dobiorę jakąś odpowiednią imprezkę na tę okazję. Nic się nie martw. Wybawi się jak nigdy w życiu. -
w końcu była ICH Amy i chyba nadal potrafili jej zaufać?
- Nie chcę nic sugerować, ale pewna podstępna niewiasta, która podstępnie uprowadziła Chrisa, obiecywała kolację, więc nie objadałam się nadmiernie. -
Nie sugerując nic, acz dość sugestywnie wachlowała się menu. Zapraszali na papu? Czas wywiązać się z pochopnych deklaracji.
-To co się krępujesz Amy, zamawiaj co chcesz.- rzekł Arkadayi.
Gdy dokształcony tanecznie Dawkins dotarł na powrót do stolika z grupowego spora cześć półmiska drobiowo-cielęcych szaszłyków zniknęła już w niebyt pozostawiając po sobie jedynie smutne puste patyczki. Puste kufle magicznie stały ponownie napełnione a sama
imprezka zaczęła się rozkręcać...
Noc była jednak jeszcze młoda.
 

Ostatnio edytowane przez carn : 29-03-2010 o 00:02.
carn jest offline