Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2010, 09:10   #47
Trojan
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt Burgen „Grzeczny”

Ponura noc zyskiwała na różnych odcieniach czerni. Żal i smutek po utracie dwóch znajomków, z którymi było nie było spędziło się niemało wspólnego czasu w klasztorze, ustępowała gniewowi. Grzeczny nie wiedział wszystkiego, tyle co Levan w kilku zdaniach ukradkiem mu przekazał, ale i tak było tego nadto. Nie pozostawał cień wątpliwości, że w mieście ich reputacja została zniszczona. Ktoś zrobił to celowo wyrzucając ich poza nawias półświatka. Ktoś wykorzystał fakt, iż to straż ich ocaliła. Co samo w sobie też było dziwnym. Grzeczny czasem zastanawiał się nad tym kto miał w tym interes? Kapłani w myśl ochrony znajomków swojaka? Po tym jak traktowali Animositasa raczej nie wydawało się to nazbyt prawdopodobnym. Kapłani aby ochronić dzierżycieli znaku Sigmara? Skąd wiedzieli by tak szybko, że mają go chłopaki Tupika i gdzie aktualnie są? Strażnicy? Po co? Nic tu do siebie nie pasowało. Oznaczało to jednakże w przekonaniu Grzecznego, że ktoś ich obserwuje. Obserwuje i przewiduje ich dalsze działania. Bo jeśli nie, to nic do siebie nie pasowało. Może wśród kompanów był… ktoś taki? To mogło rzucić nowe światło na to co się wydarzyło w ostatnich miesiącach. Tym kimś jednak mógłby być tylko jeden człowiek. Animositas. On jeden był z zewnątrz a jednocześnie na tyle już był swojakiem, że powoli ufali mu coraz bardziej. No bo kto inny? Zachowanie kapłanów zaś mogło być zwykłą zasłoną dymną. Czyżby uznano ich za odpowiednie do pewnych celów narzędzie? Po co i kto? I znów to samo. Straż? Książę? Kapłani? Kto do kurwy nędzy się nimi zabawiał?

Zbyt wiele myśli i jeszcze więcej pytań bez odpowiedzi. Grzeczny zmęczony tym wszystkim przerwał zbędny ciąg rodzących się wątpliwości skręcając nagle w bramę, do dwójki ochlaptusów raczących się jakąś berberuchą. Dwa szybkie ciosy przekonały jej posiadaczy o tym, że chcą się z Grzecznym podzielić. Każdy by chciał póki Grzeczny był grzeczny. Bywał przecież również niegrzeczny. Strumień ciepłej, śmierdzącej, podłej okowity rozpalił mu przełyk i zaraz po nim żołądek. Grzeczny pił nie przerywając, pozwalając palić trunkowi wszystko co w środku. Dla rozjaśnienia umysłu. Dla kurażu. Dla poprawy samopoczucia a w końcu po to, by przegnać natrętne myśli z głowy. Grzeczny, często myślał zbyt dużo, co nie oznaczało, że stan ten odpowiadał mu choć trochę. Okowita, im podlejsza i mocniej kopiąca berberucha tym lepiej, była na to najlepszym lekarstwem. Skuleni po dwóch ciosach pijacy nie protestowali. Gdyby od początku nie protestowali obyło by się bez ciosów.

Wódka miała jeszcze jedną zaletę. Po jej zbawiennym smaku Eryka już nie smakowała tak jak wcześniej. A ognisty płyn rozchodzący się w żyłach odzierał jej blask ze zwodniczego piękna pozostawiając jedynie to, co normalne. Zad, cycki, gładkie lico. Wszystko na swoim miejscu i zgrabnie opakowane. Nic specjalnego. Choć to było tak po prawdzie zaprzeczanie samemu sobie. Grzeczny jednak miał to gdzieś. „Jeśli zechcesz odejść, odejdź, jeśli wrócić, wróć. To nie ważne z kim i wszystko jedno gdzie. Nic się przecież w nas nie zmieni przez te dni. Wciąż tak samo serca będzie czas tęsknotą truć. Świat jak był zostanie zły…” brzmiały słowa ckliwej ballady, która nie wiadomo skąd pojawiła się w myślach Grzecznego. Nie pamiętał gdzie i kiedy ją słyszał, ale tak było w życiu. Jego życiu.

Co wcale nie znaczyło, że stan ten musi mu się podobać.

Pojawienie się Levana i Wasilija przegnało precz ponury, przepełniony tęsknotą i pogonią za tym co nieuchwytne nastrój. Pojawił się cel. Cel i skurwiel, który był tegoż celu egzemplifikacją. Okowita szybko przeszła z rąk do rąk. Kopała, ale chłopakom było tego trzeba. Levan, rozmowniejszy z dwójki kislevitów, krótko zdał ciekawemu Grzecznemu relację. Wiele mówić nie musiał. Rozumieli się wszak niemal bez słów. Mimo to sytuacja wymagała omówienia a fakt, że Tupik co rusz spiskuje z jakimś gówniarzem bynajmniej omówieniu problemu nie służył.

- Musimy wszystko omówić. I to szybko, bo się kurwa ciepło robi. – powiedział Niziołkowi, kiedy ten już prowadził ich do „Kuźni”. Tak, to mogło być dobre miejsce na przedyskutowanie problemu. Gdyby ktoś chciał długo gadać. Grzeczny nie na darmo miał swoją, ustaloną reputację. I w gadkach, bynajmniej, jej nie uzyskał. Krogulec zaś z opowieści Levana najwidoczniej wymagał kilku słów. Grzeczny jednak cieszył się już czymś innym. Tym mianowicie, że po słowach przyjdzie czas na czyny…
 
Trojan jest offline