Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2010, 16:05   #513
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Dzieło grupowe.

Środa, 17.X.2007, wydział XIII, biurko det. McNamary, 11:55

Phil siedział przy swoim biurku z niezbyt wyraźną miną, za to z wyraźną niechęcią spoglądał na materiały na nim zgromadzone. Zupełnie nie miał pomysłu, w jaki sposób zabrać się do tej sprawy. Żadnych śladów ... przynajmniej materialnych, żadnych poszlak, żadnych motywów, żadnego punktu zaczepienia, nic. W kartotekach obu ofiar też żadnych wzmianek o sprawach, wrogach czy zdradzonych partnerach. W dodatku raport, który otrzymał od Amandy niewiele mu powiedział. Choć lepszym stwierdzeniem byłoby, że w ogóle nic z niego nie zrozumiał ... Jakieś skale opisujące uszkodzenia jakiejś aury, pieczęci Seta, wzorce magii. Gdyby ktoś z zewnątrz zobaczył ten raport, zapewne zacząłby się zastanawiać, czy autorka i czytelnicy są na pewno przy zdrowych zmysłach.

Nic dziwnego, że nazywają ich ... nas poprawił się natychmiast w myślach "Łowcami Czarownic".

Uśmiechnął się krzywo do tej myśli, po czym westchnął i wziął do ręki raport z badań aury. Skoro nie rozumiał, co jest tam napisane, więc musiał poprosić o wyjaśnienie ... najlepiej autorki. Wziął wizytówkę z adresem poczty elektronicznej i telefonem, sięgnął po słuchawkę i wybrał numer.

- Biiiip ... biiiip ...biiiip ... biiiip ... Tu poczta głosowa ... biiiiiiiiip ...

- Errr ... Mówi detektyw McNamara z wydziału XIII NYPD ... yyyy ... bardzo proszę o kontakt w sprawie raportu diagnostycznego detektywów Molinera i McMurry'ego. Numer kontaktowy do mnie to 9176261627.

Nie było to to, co chciał załatwić, ale zrobił już pierwszy krok. A ten jest zwykle najtrudniejszy. Otworzył raport i zaczął go czytać ponownie, wynotowując jednocześnie kwestie, których nie rozumiał i wymagały wyjaśnienia. Na ekranie komputera pojawiały się kolejne pytania i zagadnienia. Niektóre znikały po pojawieniu się następnego pytania, które zawierało odpowiedź na poprzednie. Po skompletowaniu listy Phil przeczytał ją jeszcze raz i uszeregował według priorytetów. To było coś, co mógł wysłać z prośbą o wyjaśnienia.

Mail ... Nowa wiadomość ...

"Szanowna Pani Hollward,

Proszę o wyjaśnienia dotyczące Pani raportu do sprawy numer KR 94/10/07. Oto lista zagadnień, które mnie interesują:

1. Co oznacza, że demon/zaklęcie było o sile 13 w 10 stopniowej skali Abrahama Chemla? Jakie to oznacza zagrożenie?
2. Czy obecność/aktywność kogoś/czegoś o takiej sile jest łatwa do wykrycia/wyczucia? Z jakiej odległości, jak dokładnie?
3. Co oznacza pieczęć Seta? Jaka jest jej funkcja? Co taka pieczęć może zrobić poza zniszczeniem komponentów?
4. Jak bardzo charakterystyczna jest owa "pieczęć" i co pozwala określić?
5. Czy jest Pani w stanie wykonać bardziej szczegółowe skany aur i kiedy? Jeśli nie, to czy może Pani polecić kogoś odpowiedniego do tego zadania? Czy nie byłoby wskazane czasowe monitorowanie stanu aur?

Na chwilę obecną to wszystkie zagadnienia, które są dla mnie niejasne. Bardzo proszę o odpowiedź i z góry dziękuję za współpracę.

Z poważaniem,

Philip McNamara - XIII wydział NYPD."

... Wyślij


Okienko edytora zniknęło z ekranu i po chwili następna linia pojawiła się w liście elementów wysłanych.

Uffff, pierwsze koty za płoty ...

Na szczęście istniało jeszcze wiele źródeł, które były o wiele bliżej i być może były aktualnie dostępne ... jak chociażby Pavlicek i jej pomocnik Yagami, wymieniony w raporcie oraz detektyw Marlowe, który, jak się okazało po sprawdzeniu w dostępnych kartotekach, był kolegą z wydziału. Oprócz tego musiał przygotować wnioski dla swojej kurator oraz skonsultować się z lokalnym specjalistą ds. magii. Czekało go długie i pracowite popołudnie, ale najpierw ... spojrzał na zegarek - 12:35. Jego organizm nie kłamał. Lekkie ssanie w żołądku odczuwalne od jakiegoś czasu wyraźnie wskazywało, że nadeszła pora lunchu. Ponieważ Amanda gdzieś się ulotniła, więc był to świetny moment na zjedzenie czegoś ...

Środa, 17.X.2007, wydział XIII, Kostnica, 13:05

Phil ponownie schodził do królestwa Pavlicek. Niby już tu był, więc wiedział, czego należy się spodziewać za metalowymi drzwiami, przed którymi stanął, ale nie od razu zdecydował się nacisnąć klamkę. W końcu wzruszył lekko ramionami, jakby otrząsał się ze swoich obaw i wszedł do wydziałowej kostnicy.

- Cześć. - zaczepił pierwszego technika, który się nawinął. - Gdzie mogę znaleźć doktor Pavlicek? Albo ... - chwilę poszukiwał w pamięci potrzebnego nazwiska, a może imienia? - pana Yagami'ego?

Wskazany mu w odpowiedzi mężczyzna był, jak sugerowało nazwisko, Azjatą. Na oko pomiędzy 20 a 30 lat, przeciętej budowy mężczyzna o włosach zaczesanych do tyłu i spiętych w kucyk, Hirohito Yagami, akurat pracował przy ...

- Dzięki. - bez zbędnego ociągania podszedł do wskazanego. - Przepraszam, pan Yagami, prawda? Jestem Philip McNamara. - wyciągnął rękę. - Czy mogę prosić o chwilę rozmowy? - rozejrzał się niepewnie - Jeśli jest pan teraz zajęty, to możemy później ...

Na pierwsze słowa McNamary, Azjata odwrócił się ku niemu, z całkowitą uwagą go obserwując, nie mówiąc nic, nie czyniąc najmniejszego dźwięku. Jego spojrzenie skupiło się wyłącznie na detektywie. Kiedy ten zawiesił głos, starannym angielskim Azjata rzekł:

- Zgadza się, nazywam się Hirohito Yagami - lekki nacisk jaki położył na pierwszym członie miał dać do zrozumienia rozmówcy, że jeszcze nie czas na mówienie sobie po imieniu, choć co Amerykanin pojął, pozostawało inną kwestią - z chęcią z panem porozmawiam, jeśli będzie pan tak miły i da mi trzy minuty, bym mógł zakończyć to, co robię obecnie. Chyba, że pana sprawa jest nie cierpiąca zwłoki?
Mężczyzna na widok wyciągniętej dłoni nowoprzybyłego przepraszająco i z autentyczną skruchą dodał:
- Przepraszam, nie podam panu ręki, jest brudna.

- Przepraszam, panie Hirohito, nie chciałem być nieuprzejmy. Po prostu nie wiedziałem, co jest imieniem a co nazwiskiem.
- powiedział lekko zmieszany młodzieniec, próbując się usprawiedliwić. - Oczywiście mogę zaczekać. - cofnął rękę i odsunął się nieznacznie, aby nie przeszkadzać. - Chciałbym porozmawiać o podjętej przez pana próbie zdjęcia klątwy z detektywa ... - otworzył trzymaną do tej pory pod pachą teczkę i sprawdził odpowiedni fragment. - ... o! właściwie, to nie jest wspomniane, z którego ... - podniósł wzrok na rozmówcę. - Chodzi mi o jednego z dwóch detektywów pogrążonych w śpiączce ... współpracował Pan z doktor Hollward.

- Nic nie szkodzi.

Sposób w jaki Japończyk się uśmiechnął mówiąc to, potwierdzał że nic się nie stało. McNamara był uprzejmym człowiekiem skoro przepraszał tak szczerze i dla odmiany to Yagami poczuł się zakłopotany, że zbyt natrętnie wytknął tamtemu potknięcie. Tym bardziej zatem zapragnął zatrzeć potencjalne złe wrażenie. Uśmiechnął się do rozmówcy, mówiąc:

- Chodzi panu w takim razie o pana Andreasa Molinera, temporalnego maga, który dzięki swej magii był świadkiem oryginalnego... -
uświadomiwszy sobie, że zaczął odpowiadać od razu Japończyk pokręcił głową na swoje zachowanie, ujmująco się uśmiechnął i rzekł do rozmówcy - przepraszam, to dość ciekawa sprawa, choć przerażająca również. Proszę mi dać trzy minuty.

Kiedy Philip skinął głową, Azjata podziękował uśmiechem i wrócił do swej roboty, która polegała na ważeniu (chyba) organów, opisywaniu ich i odkładaniu do specjalnych pojemników. Detektyw nie miał pojęcia co to ma na celu. Szczęśliwie nie musiał się tym zajmować, zaś Azjata w niecałą minutę później skończył to, co robił i ruszył do niewielkiej umywalki, gdzie zdjął rękawiczki i starannie i pedantycznie obmył dłonie, nie pomijając przegubów oraz paznokci i miejsc między palcami - jakby ostatnią pracą zajmował się nie w rękawiczkach, lecz bez nich.

W międzyczasie stojący pod ścianą detektyw zajął się swoją komórką. Wybrał opcję nagrywania głosu i przygotował telefon do funkcji dyktafonu. Może jakość nie będzie wybitna, ale lepsze to niż nic.

Chwilę później Azjata wyciągnął dłoń na powitanie, mówiąc:

- Hirohito Yagami, lub, prezentując się wedle amerykańskiego stylu, Yagami Hirohito. Yagami to imię. - lekki uśmiech złagadzał różnicę kultur, sprowadzał ją do drobiazgu - Detektywie McNamara, jak rozumiem potrzebuje pan informacji na temat mej nieudanej próby przekierowania klątwy z detektywa Molinera. Postaram się pomóc jak umiem, choć jeśli dysponuje pan raportem Hollward-sensei... przepraszam, doktor Hollward, nie bardzo wiem co mógłbym doń dodać. Proszę pytać.

Wyciągnięta ręka została mocno i zdecydowanie uściśnięta.

- Nie będę ukrywał, że w sprawach magii i klątw jestem całkowitym laikiem. - postanowił na wstępie ustalić odpowiedni poziom rozmowy - Chciałbym, aby opowiedział Pan, co było celem rytuału i jaki był jego wynik. Chciałbym również prosić o Pana opinię i obserwacje. Być może dostrzegł Pan coś innego niż doktor Hollward. Może byśmy usiedli na chwilę w jakimś spokojnym miejscu. - dorzucił na zakończenie, gdyż obecne miejsce z Pavlicek pod bokiem groziło zabraniem rozmówcy zanim zacznie odpowiadać.

- Rozumiem. Pana biurko w takim razie? Jeśli chciałby pan coś notować...

- Myślę, że to dobry pomysł. - Phil poczekał jeszcze, aż Yagami poinformuje jednego z laborantów, że na kilka minut opuszcza swoje miejsce pracy, po czym ruszyli schodami na górę na salę ogólną, gdzie znajdowało się biurko przydzielone mu jeszcze w piątek. Po drodze gospodarz spotkania zabrał jakieś niezagospodarowane krzesło dla gościa. Blat biurka do którego podeszli sugerował, że urzędujący tu detektyw albo był pedantem, albo jeszcze nie zadomowił się na nowym miejscu, gdyż nie znajdowały się na nim jeszcze stosy nieuporządkowanych teczek, skoroszytów, kartek z notatkami albo kartonów z resztkami pizzy, czyli normalny na wydziale widok. - Proszę. - młodzieniec wskazał przyniesione krzesło, które postawił z boku biurka, poczekał, aż Japończyk usiądzie, położył na biurku pomiędzy nimi telefon komórkowy, którym się bawił na dole i trzymał w ręku podczas wędrówki na górę, naciskając klawisz uruchamiający nagrywanie. - Możemy zaczynać ...

- Jeśli nie miał pan dotąd okazji by zetknąć się z magią, postaram się mówić możliwie najprościej, natomiast w razie pytań - proszę się nie krępować i mi przerywać. Kilka faktów, uporządkowanych chronologicznie. Detektyw McMurry obrywa klątwą. Nie wiem jak. Nie wiem też jak szybko po owej klątwie zapadł w śpiączkę, ale tak właśnie skończył. Aby ustalić jak, detektyw Moliner skorzystał ze swojej magii temporalistycznej ...

Phil podniósł rękę, sygnalizując chęć przerwania. - Przepraszam, jakiej magii? To znaczy ... - chwilę zastanawiał się nad sformułowaniem pytania - czym taka magia się zajmuje?

- Nagina czas. Ale nie udzielę szerszej odpowiedzi, bo Moliner-san był pierwszym takim magiem z jakim się zetknąłem. Na pewno potrafił zajrzeć w przeszłość. Dodatkowo - Yagami bezradnie rozłożył ręce - obawiam się, że to zachodni paradygmat. Bardzo mi przykro, lecz na ich temat nie dostarczę panu zbyt wielu informacji.

Japończyk naprawdę wyglądał na zakłopotanego tym, że nie mógł pomóc. Kiedy detektyw nie drążył tematu, powrócił do chronologicznego przedstawiania sprawy:

- Szczegóły próby są mi nieznane, natomiast była ona udana. Moliner-san był świadkiem rzucania klątwy... ale też sam stał się jej ofiarą. Aby zbadać sprawę i uzyskać informacje na temat klątwy, przybył do kostnicy w ostatni czwartek. Lub piątek. Były to dość wypełnione zdarzeniami dla mnie dni, zatem na razie nie podam precyzyjnej daty, ale podam ją panu przed dzisiejszym wieczorem, jeśli będzie pan tak miły by dać mi jakiś kontakt na siebie. Wtedy miało miejsce pierwsze moje spotkanie z panem Andreasem Molinerem. Wtedy też dokonano zdjęć jego aury oraz badań tejże. O ile dobrze pamiętam nieszczęśnik zdołał zapisać formułę czaru, a przynajmniej jej część. Do tego coś łączyło jego siły życiowe z przedmiotem a część aury była wsysana - nie było wiadome przez co. Jako onmyoudou spotkałem się wcześniej z klątwami, lekkomyślnie zatem zaproponowałem przekierowanie klątwy z pana Molinera na substytut. Próba - o której szczegółowo opowiem chwilę później - zakończyła się fiaskiem. Klątwa była zabezpieczona, uzyskałem jedynie symbol, który wtedy nic nikomu nie mówił. Pan Moliner udał się do domu, a kiedy próbowałem z nim porozmawiać później tego samego wieczoru, razem z doktor Hollward, był już pogrążony w śpiączce. Dokonaliśmy badań, wiedząc już wtedy dzięki ekspertyzie pani doktor, że symbol oznaczał iż klątwa pieczętowana była znakiem egipskiego boga Seta. Z moich badań niewiele wynikło, jednakowoż Missis Hollward zdołała ustalić specyfikę zaklęcia, którego ofiarą padli McMurry i Moliner.

- Był świadkiem? Rozumiem, że jest prawdopodobne, bo pewności nie mamy, że przy pomocy swej magii "zajrzał" w przeszłość, próbując ustalić, co się stało z detektywem McMurrym, tak? I o jakim przedmiocie Pan mówi?

Yagami przez chwilę obserwował detektywa wnikliwie, z wyraźnym namysłem. Miało się wrażenie, że waży jego słowa, zastanawia się nad nimi. Minęło prawie pół minuty nim odrzekł:

- Ciekawe pytanie, zadane z ciekawej perspektywy. Pan uważa, że Moliner-san kłamałby w takiej sytuacji? Prosząc o kontrzaklęcie?

- Nie podejrzewam, żeby kłamał. - spojrzał uważniej na Japończyka - Rozmawiał z nim Pan po tym, jak "zajrzał" w przeszłość, prawda? Czy powiedział coś interesującego?

Hirohito znajdował się na gruncie zdecydowanie nielubianym. Tłumaczenie magii osobie nie znającej się na niej było dlań dwakroć trudniejsze. Podejrzewał, że po prostu nie miał talentu do tłumaczenia rzeczy dla siebie oczywistych. Rozmowa z McNamarą nie była niemiła a sam detektyw nie był natrętem bądź głupcem, jego pytania miały sens, lecz dla Yagamiego ta rozmowa była trudna, gdyż musiał zważać na wszystkie swoje słowa i badać je pod kątem do którego nie był przyzwyczajony. Zupełnie inaczej rozmawiało się z Willhellminą Hollward na w końcu ten sam temat... Różnica niemal wywołała westchnienie.

- Pytał pan o pewność. Nie bardzo wiem, co mam na to powiedzieć - odpowiedział w końcu bezradnie. - Fakt, nie mam pewności, że Moliner-san faktycznie zrobił dokładnie to, co powiedział, że zrobił. To tak, jakbym rozmawiał z naukowcem na temat odkrycia istnienia atomu. Nie widziałem go. Nie znam dowodów na jego istnienie. Nawet widząc go pod mikroskopem lub rozrysowanego na diagramach i podpisanego atom... skąd mam mieć pewność, że to faktycznie atom? Nie mam odpowiednich umiejętności. Trochę podobnie jest z magią. Nie jestem w stanie zweryfikować twierdzeń innego maga, jeśli moja i jego magia się nie zazębiają. W tym przypadku zatem zostaje mi zaufać poszlakom... i słowom samego poszkodowanego. Co do przedmiotu - nie wiem, podejrzewałbym zegarek. Aby odtworzyć sytuację, z rzeczy osobistych McMurry'ego Moliner-san zabrał zegarek. Jak sądzę, także dla nawiązania więzi i ułatwienia sobie rzucania odpowiedniego czaru. Ale to jedynie robocza hipoteza, detektywie. Nie jest to niczym poparte, poza intuicją. Rozmowa nasza skoncentrowana była na mej próbie przekierowania czaru.

Przerywając na moment, Yagami wyraźnie szukał odpowiednich słów. Parę razy jego twarz skrzywiła się w frustracji, nim wreszcie zapytał:

- Zna pan termin magia sympatyczna?

- Nie.
- słuchający był skupiony tylko i wyłącznie na rozmowie, więc nie zwrócił nawet uwagi, jak bardzo obcesowo i być może niegrzecznie zabrzmiała jego krótka odpowiedź.

- Rozumiem. Książka antropologa Frazera pt. "Złota Gałąź: Studia z magii i religii" w jednym z pierwszych rozdziałów definiuje to pojęcie. W skrócie rzecz ujmując magia sympatyczna to magia opierająca się na dwu prostych zasadach: podobne powoduje podobne oraz rzeczy, które kiedyś pozostawały w styczności ze sobą działają na siebie nawet wtedy, gdy kontakt fizyczny przestał istnieć. Czyli, jeśli przyszpilę pana cień do stołu, mogę liczyć, że poczuje pan ostry, przeszywający ból w miejscu, w którym pana cień został trafiony. Jeśli odprawimy rytuał, w którym tańcem będziemy naśladować udane łowy, to potem nasze łowy będą udane. I tym podobne. Druga zasada jest równie wszechobecna we wszelkich paradygmatach. Jeśli zabiorę pana włos, mogę potem zrobić lalkę voodoo, która będzie pana substytutem... lub hitogatę.

Wymówiwszy to obce słowo Azjata sięgnął do kieszeni na piersi i wydobył z niej wyciętą w kartce papieru prymitywną sylwetkę człowieka.

- Podobnie jak niektórzy lokalizują osoby zaginione na podstawie ich ubrań, rzeczy osobistych itp. podobnie można spróbować przekierować klątwę,wykorzystując więź między osobą a rzeczą, która miała z tą osobą odpowiednio długą styczność. I to właśnie próbowałem uczynić dla detektywa Molinera. Niestety, zawiodłem - sądząc z przyciszonego i nabrzmiałego tonu jakim wypowiadane były te słowa, Japończyk był srodze zawstydzony faktem - Hitogata została przejęta kompletnie przez klątwę. Udało się jedynie uzyskać informacje, które później doktor Hollward wykorzystała by rozpoznać charakter klątwy - symbol Seta. Pan Moliner oczywiście był bardzo zawiedziony, podobnie faktem, że wydziałowy sprzęt jedynie potwierdził jego przypadłość, nie podając ani szczegółów ani antyzaklęcia. Nie znajdując u nas pomocy wrócił do domu. Kiedy byliśmy tam parę godzin później z doktor Hollward, był już w śpiączce.

Zaczerpnąwszy oddechu, Yagami zakończył dłuższy monolog słowami:

- Jeśli interesuje pana jakie badania przeprowadziła Missis Hollward, jak i ich wyniki, postaram się odpowiedzieć najlepiej jak umiem, lecz wątpię, by moje odpowiedzi były jakkolwiek lepsze od tych, jakie może panu udzielić sama pani Hollward. Przy okazji, szczerze panu polecam książkę Frazera. Podaje dużo przykładów 'myślenia magicznego' z różnorodnych paradygmatów, zarówno tych magicznych jak i tych religijnych, a zatem obu stron. Bariera językowa nie powinna być szczególnym problemem, choć jakaś może się zdarzyć, z racji tego, że Frazer jest Szkotem a książkę opublikował w XIX wieku. Jest to trzynasto-tomowe kompendium, ale czytać niekoniecznie trzeba od deski do deski by dobrze zrozumieć - forma jaką wybrał autor to zbiór esejów. Była to jedna z lektur pomocniczych na trzech niezależnych przedmiotach w trakcie moich studiów i muszę rzec, miejscami naprawdę interesująca lektura. Co może być dla pana istotne, to fakt, że autor w żaden sposób nie gloryfikuje magii ani też nie uzasadnia lub udowadnia jej istnienia, wręcz przeciwnie. Jak wiem, niektórzy detektywi tutaj są daleko posuniętymi sceptykami.

Yagami uśmiechnął się mówiąc to.

Phil słuchał uważnie lekko pochylony do przodu, w kierunku opowiadającego i nie przerywał, zaś na kartce, którą miał przed sobą wynotował jedynie autora i tytuł poleconej książki o magii.

- Mhm. - krótkim mruknięciem skwitował ostatnie stwierdzenie Hirohito. - Zastanawia mnie pewien fakt. - kontynuował, wykorzystując przerwę. - McMurry stał się obiektem klątwy w sposób bezpośredni. Nie wiem, czy był po prostu w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, czy spotkał kogoś w tym zaułku, kto go w ten sposób urządził, bo ze śladów na miejscu pozostały jedynie emanacje po zaklęciu, co jednak wskazuje na czyjąś obecność na miejscu. Moliner, jak zrozumiałem, "zajrzał" w przeszłość i dostrzegł moment "przeklinania" McMurry'ego, więc był jedynie widzem. Pan próbował dość bezpośrednio ingerować w samą klątwę. A jednak klątwa dotknęła Molinera, a Pana nie. Chyba, że Moliner podziałał jako bufor dla Pana. A on sam padł ofiarą, gdyż dostrzegł źródło a ono jego. - rozważał na głos różne możliwości, które wydawały mu się logiczne. - To oczywiście tylko spekulacje laika ... Co mogło być źródłem takiej klątwy? Jakiś przedmiot? Osoba? Stwór? Czy Pan potrafiłby wyczuć, gdyby ktoś Pana podglądał z przyszłości? Nie wiem, czy porównanie jest adekwatne, ale mam wrażenie, że badamy sprawę telewidza znokautowanego podczas oglądania meczu bokserskiego w telewizji. I to w dodatku przez jednego z zawodników będących na ekranie.

Kolejny raz młody Amerykanin zaskoczył rozmówcę sposobem postrzegania sprawy, unikalnością swojej perspektywy. Yagami uśmiechnął się ciepło, z odcieniem aprobaty:

- Ciepło. Nie zagwarantuję, że nic z relacji Moliner-san mi umknęło, ale wynikało z niej, że był widzem i że McMurry-san został przeklęty przez osobę, którą śledził, podczas spotkania twarzą w twarz. W pewien zatem sposób Moliner-san był na miejscu. Proszę zauważyć - ostro podkreślił Japończyk - że oczywiście tutaj wkraczamy w fazę domysłów. Żaden z nas nie jest magiem temporalnym, nasze rozumienie jego perspektywy musi być okaleczone. Natomiast mamy dwa fakty, które są dobrą bazą dla snucia wniosków. Pierwszy: temporalista oberwał. Drugi: ja nie.

Upewniwszy się, że rozmówca nie ma pytań, mężczyzna mówił dalej:

- To może wydać się trywialnym postawieniem sprawy, ale mówi nam to coś o modus operandi tego zaklęcia. Proszę zauważyć, nie mówię o modus operandi człowieka, który je rzucił, lecz o samym czarze. Widz, nawet z drugiej strony ekranu, jak pan to zręcznie ujął, obrywa. Zaś osoba jedynie próbująca przekierować już rzuconą klątwę - nie. Dodam od siebie -
spochmurniał onmyoudou - że nie podejmę się drugiej próby. Łatwość z jaką ta klątwa przejęła moją hitogatę wyraźnie daje do myślenia. Jeśli mi wolno zaoferować moją opinię w temacie - uzyskawszy lekkie skinienie głowy rozmówcy, Hirohito kontynuował - to otrzymałem ostrzeżenie. Pierwsze. Niechętny jestem by sprawdzać co dalej, ponieważ moje umiejętności są ku temu niewystarczające. A! Drobna merytoryczna sprawa: nie zgodzę się z pana określeniem o bezpośredniej ingerencji. Całe przekierowanie klątw na substytuty, jakimi są hitogaty, opiera się na istnieniu bardzo silnej więzi między przeklętą osobą a hitogatą. Jest to gwarancją sukcesu. Dlatego taka hitogata nosi bardzo dużo śladów osoby, którą ma naśladować, a znikome, minimalne doprawdy znaki przekierowującego zaklęcie. Trochę skłaniam się ku stwierdzeniu, że to było jednym z powodów mego ocalenia, ale nie zamierzam forsować takiej tezy.

Zerknąwszy na ścienny zegar Yagami rzucił, zaalarmowany:

- Shimatta! Detektywie, strasznie przepraszam za tak nieuprzejme przerwanie, lecz muszę albo dać znać w kostnicy, że mnie nie będzie bo asystuję panu, albo się zbierać. Rozgadałem się ponieważ tak skomplikowane zaklęcie jest pasjonującym tematem. To rzadkość. Przejmuje zgrozą fakt, że wedle badań doktor Hollward, pieczęć jest znakiem Seta. Nie wygląda to na robotę jego kapłana, zatem - ostrożność zabrzmiała w głosie Japończyka - być może mówimy o magu, który spętał jednego z potężniejszych demonów egipskiego panteonu i wykorzystuje jego możliwości. Tu jednak nie chciałbym wprowadzić pana w błąd własną niewiedzą lub nieznajomością tematu. Ma pan raport prawdziwego eksperta, który na pewno dołączył do niego bibliografię i źródła. - Ton głosu Azjaty nabrał ciepłej nuty sympatii i podziwu - Nie podejmuję się konkurować z Willhellminą Hollward w tym temacie. Jeśli jednak pan prowadzi to śledztwo, detektywie, to proszę się strzec. Jeśli mogę panu jeszcze jakoś pomóc, proszę dać mi znać. Ah. Przy okazji, pan prowadzi śledztwo w sprawie pana Marconiego?

- Już nie. Zostało przekazane komuś innemu. Niestety, nie mogło czekać, aż wyzdrowieję. Nie chcę odciągać Pana od obowiązków, więc może skończmy na dziś. I tak mam sporo do analizy i przemyśleń. Na pewno znajdziemy jeszcze okazję, aby porozmawiać. Może do tego czasu zdołam poznać choćby podstawy podstaw z teorii magii i będę w stanie zadać bardziej ... adekwatne pytania. Dziękuję za wskazanie źródła. Właściwie to możemy pójść razem. Mam jeszcze sprawę do doktor Pavlicek. - Phil zgarnął komórkę i naciskając odpowiedni klawisz zakończył nagrywanie.


Środa, 17.X.2007, wydział XIII, Kostnica, kilkanaście minut później


Z namierzeniem Pavlicek nie było problemu. Jak zwykle drygowała swoją orkiestrą, więc było ją słychać w całkiem sporym promieniu. Phil poczekał, aż zrobi przerwę i zapytał się o rezultaty skanowania aur w miejscu znalezienia McMurry'ego i Molinera. W pierwszym odruchu warknęła, że przecież wszystko jest w protokole z wizji lokalnej, więc może by łaskawie nie zawracać jej czterech liter duperelami. Było coś jeszcze o mężczyznach pozostających na garnuszku u mamusi i inteligentnych inaczej, ale zostało to puszczone mimo uszu. Widząc, że petent nie bardzo się przejął wyraźnym przecież przekazem, sprawnie wydobyła dane ze swojego archiwum, wydrukowała i zaznaczyła wyraźnie czerwonym mazakiem odpowiednie fragmenty i dodała.

- Czego jeszcze byś chciał?

- Cóż, nie chodzi mi o raport z analizą, ale o wyniki z pomiarów i opis metody pomiarowej.
- nie powiedział, że potrzebuje tego, żeby cokolwiek zrozumieć z tabelek i wykresów.

- O masz ci los ... - przewróciła oczyma. Otworzyła jedną z szafek i chwilę w niej grzebała. Następnie podała gruby, sfatygowany podręcznik dotyczący obsługi skanera cząstek etherowych, wydrukowała kilkanaście stron kolorowych wykresów. I dodała.- Idź się pobaw i nie zawracaj ludziom głowy głupotami.

- Bardzo dziękuję za pomoc. - odparł Phil, zabierając ze sobą następny stosik makulatury. Dokumentacja sprawy rozrosła się kilkukrotnie od rana i obejmowała aktualnie już nie jedną teczkę, ale pięć i całkiem gruby podręcznik użytkowania skanera.

Środa, 17.X.2007, wydział XIII, gabinet Elwiry Bjorgulf, 13:45

Phil zapukał w drewniane drzwi, tuż pod tabliczką z informacją: "Elwira Bjorgulf, Psycholog".
- Proszę. - lekko stłumione zaproszenie dobiegło zza drzwi, więc nacisnął klamkę i wszedł do gabinetu.

- Dzień dobry, czy można zająć chwilę?

- Oczywiście, czym mogę pomóc, detektywie ...? - w powietrzu zwisło pytanie.

- McNamara ... przepraszam, jestem detektyw Philip McNamara. - wyciągnął rękę przez biurko, która została uściśnięta zaskakująco mocno, jak na drobną blondynkę. - Zostałem przydzielony do detektyw Walter jako jej nowy partner. Aktualnie prowadzi ona sprawę śpiączki detektywów McMurry'ego i Molinera. Ja właśnie w tej sprawie chciałbym się skonsultować. Otrzymaliśmy raport doktor Hollward ze skanowania aur obu poszkodowanych. Chciałbym prosić o pani opinię na ten temat.

-Opinię?- zdziwiła się Elwira. -Przykro mi, ale nie mogę pomóc. W moich kompetencjach nie leży analizowanie aur. Doktor Hollward jest doświadczoną ekspertką i myślę, że jej raport... Właściwie jestem pewna, że jej raport jest wyczerpujący.

- Może nie wyraziłem się zbyt jasno, przepraszam. Nie chodzi mi o analizę aur, w tym zakresie raport jest absolutnie wyczerpujący, ale o konsultację w zakresie wyników tej analizy.
- otworzył teczkę trzymaną w ręku. - Najważniejsze z nich to, jak sądzę, informacja o sile zaklęcia i jego cechach charakterystycznych. Zgodnie z raportem siła zaklęcia lub przyzwanego demona wynosi trzynaście w dziesięciostopniowej skali Abrahama Chemla oraz wykryto wypaloną pieczęć Seta. - przeczytał z raportu - Wskazano również pewne kierunki dalszych poczynań. Chciałbym jednak skonsultować się z ekspertem znającym ten krąg kulturowy.

- Właśnie doktor Hollward jest owym "kręgiem kulturowym". Przyznaję, że sama nie kojarzę, kim niby jest ów Abraham Cheml.-
odparła spokojnie Bjorgulf.- Hmm...imię i nazwisko żydowskie. Aczkolwiek... Ogólnie rzecz biorąc, kabaliści, Ci prawdziwi kabaliści, funkcjonują w NY. Niestety kabałę można rozpatrywać także filozoficznie. Lub można też rzucać czary. Kabała żydowska to jednak grupa bardzo hermetyczna i nie wiadomo kto z nich umie posługiwać się magią, a kto ogranicza się do czytania i rozważania zapisków Tory i pozostałych świętych pism.

To nie ma sensu. Pomyślał z rezygnacją. Muszę porozmawiać z szanowną konsultantką, bo pani psycholog nic mi nie powie.

- Tak, zapewne ma Pani rację. Przepraszam, że zajmowałem czas. - Phil wstał z krzesła i odwrócił się do drzwi ...

Środa, 17.X.2007, biurko detektyw Walter, 14:10

Phil od pewnego czasu czekał, żeby przechwycić swoją partnerkę. Po chwili zobaczył ją, gdy wracała zajadając batonik. Zgarnął teczkę z raportem Willhelminy i podążył do jej biurka.

- Ekhem. - delikatnie zwrócił na siebie uwagę. - Przepraszam pani detektyw, możemy chwilkę porozmawiać?

- Mhm. -
padło enigmatyczne przyzwolenie.

McNamara położył na blacie dokumenty, które ze sobą przyniósł, przysunął najbliższe krzesło i usiadł na nim.

- Miałem przedstawić analizę raportu naszego konsultanta. - zagaił - Jednak nie będę ukrywał, że jego treść jest dla mnie ... nie do końca jasna. Niestety, nie byłem w stanie od rana skontaktować się z dr Hollward. Mam nadzieję, że niedługo się odezwie i będę mógł uzyskać odpowiedzi na moje pytania. - wziął głębszy oddech, jakby przed skokiem na głęboką wodę. - Żeby nie tracić czasu, chciałbym się podzielić moimi wnioskami, które mam już teraz. Tak naprawdę to nie widzę żadnego sensownego punktu zaczepienia. Brak śladów czegokolwiek na miejscu znalezienia ciał. Jedyna informacja to emanacje etherowe jakiegoś zaklęcia w zaułku, gdzie był McMurry. Pewne informacje z analizy aur wskazują, że ... zaklinacz ... pozostawił pewien ślad ... pieczęć Seta. Taki bóg z mitologii staroegispkiej. I to właściwie wszystko. Jedyne miejsce, gdzie można by się dowiedzieć czegoś więcej to w mojej opinii, poza autorką raportu, Metropolitan Museum. Zdaje się, że tam jest największy zbiór eksponatów z Egiptu, więc pewnie są tam też ludzie, którzy się na tym znają. Próbowałem dowiedzieć się od pani psycholog, czy nie zna jakiegoś konsultanta innego niż doktor Hollward, ale ... tym innym okazała się pani doktor. - w końcu skończył raportowanie i popatrzył pytająco na Amy.


- Czyli potrzebujesz konsultacji z Willhellminą by to ogarnąć. -
zapatrzyła się w jakże interesujące oświetlenie podsufitowe.

- Mhm. -
powtórzył zasłyszane niedawno mruknięcie.

- Okej. Nie mam nic przeciw. -
wyraziła poparcie dla swego nowego współpracownika.- Nawet dostaniesz mała wskazówkę i ochłap dla "uczonych". "Na gębę" nic się od nich nie dostaje, więc trzeba mieć przygotowanego fanta. - przejrzała swe notatki i w końcu z triumfem wręczyła Philowi tajemniczą kserokopię. - Kopia podobno działającego amuletu Seta. Źródło dla postronnych "nie znane". Daj znać co wydusisz z jajogłowych.

- Dzięki. - przyjął podaną kartkę. - To jedyna kopia? Może ją powielę?

- Im mniej kopii tym lepiej. Nadmiar wypływa potem w brukowcach. a tego byśmy nie chcieli, prawda? -


- Prawda
. - cóż niby miał powiedzieć? W końcu to ona tu rządziła. - Errrr ... Jest jeszcze jedno zagadnienie ... - widać było, że koniecznie chce się czegoś dowiedzieć, ale jakby nie miał śmiałości zapytać. - Obaj detektywi byli pani partnerami. Sądziłem, że ich ... przypadek mógł mieć jakiś związek ze sprawą, albo sprawami, które prowadzili ... razem z panią. Czy ... mogłaby pani powiedzieć mi coś o tych sprawach? - w końcu wydusił z siebie.

- Emowampiry. -
odpowiedziała przewracając oczkami. - Wedle jajogłowych zupełnie inne objawy. Sprawa zamknięta, przez kogoś innego. Nie znam finału wiec odsyłam do archiwum lub zlokalizowania przez panią porucznik prowadzących.

Spoglądał chwilę pytająco, ale widząc, że sprawa zwierzeń jest najwyraźniej zamknięta, podjął. - Cóż, to chyba tyle. Dziękuję za poświęcony czas. - zamknął teczkę z raportem, wstał i odstawił krzesło na poprzednie miejsce. - Zgłoszę się, gdy dowiem się jakichś nowości.

- Powodzona! -
pomachała mu rozcapierzoną łapką na odchodne.

Środa, 17.X.2007, wydział XIII, biurko det. McNamary, 15:08

Młody człowiek, tak na oko zaraz po akademii, siedział przy biurku wskazanym jako miejsce detektywa McNamary ...

Środa, 17.X.2007, biurko detektyw Walter, 15:27

Phil na dłuższą chwilę po odejściu dr Hollward zapadł się w sobie i analizował sytuację, w jakiej się znalazł. Nie wiedział, co i jak zostało powiedziane w rozmowie pomiędzy ich konsultantką a panią kurator, ale wszystko wskazywało na to, że obie panie nie przepadają za sobą ... delikatnie mówiąc. Z marsową miną wpatrywał się w leżącą przed nim teczkę z raportem. Kątem oka dostrzegł Amy podchodzącą do swojego biurka i fakt ten najwyraźniej pomógł mu podjąć decyzję, bo wyprostował się energicznie, zdecydowanym ruchem poprawił zebrane materiały w równy stosik leżący w rogu biurka, wydrukował maila z zagadnieniami dla konsultantki i wyszperał przekazaną wcześniej kartkę z kopią amuletu, którą razem z teczką z raportem wziął i uzupełniając zestaw wydrukiem maila, ruszył zdecydowanym krokiem do biurka Amandy.

- Dzień dobry ponownie, pani detektyw. - ton miał bardzo służbisty. Stanął z boku jej biurka i położył na nim przyniesione materiały, które zdecydowanym ruchem przesunął w jej stronę. - Niestety nie jestem w stanie przedstawić żadnych dodatkowych wniosków dotyczących tego raportu, gdyż niewiele z niego rozumiem. Zaś konsultant poinformował mnie, że w dniu wczorajszym detektyw prowadząca śledztwo podziękowała za dalszą współpracę, uznając ją za zbędną.

- I dałeś się spławić? - popatrzyła na Philla jak na małe niebieskie stworzonko w różowe ciapki - Ile pan ma lat, DETEKTYWIE? - jej spojrzenie świdrujące zza ażurowej grzywki było pełne dezaprobaty - Od kiedy to szanujący się śledczy odpuszcza sobie po pierwszym fochu rozmówcy? Doktor Hollward została ściągnięta na wydział tylko i wyłącznie w celu konsultacji tego jednego śledztwa, a z tego co wiem ma czas zajmować się Wilkołakami. Sprawą która powinna być dla niej jako cywila całkowicie nieznana. To że Pani Doktor została poinformowana, iż jej raport nie przedstawia eksploatowalnych wniosków i ,zgodnie z nadanymi jej uprawnieniami, nie może być informowana o operacyjnej części śledztwa. Coś z tego się nie zgadza? Więc detektywie proszę coś sobą zaprezentować i przynajmniej dogadać się z cywilnym konsultantem. W imieniu wydziału i na mocy podpisanego z panią doktor kontraktu chce Pan raportu przynoszącego wymierne korzyści. Nie słowno-muzyczny opis tego, że ofiary są w śpiączce tylko realne zagrożenia, które można kontrować lub leczyć wraz z potrzebnymi metodami.

Pozwoliła sobie na westchniecie

- Uprzedzając fakty.Powiedz mi Phill jak mam cię wystawić do konfrontacji z prawdziwym, niebezpiecznym, posługującym się tymi pieczęciami i zdolnym wysłać człowieka do szpitala w formie warzywka? Będziesz z nim w stanie przeprowadzić rozmowę z pozycji siły? Dowiesz się czegokolwiek nie ginąc? I nim odpowiesz... Jak mam w cokolwiek uwierzyć, skoro nie potrafisz dogadać się z konsultantem będącym po naszej stronie?!Popatrz w akta ilu mam już na koncie idiotów wychodzących przed szereg bez odpowiedniego przygotowania. Dostajesz do pary nabuzowanego testosteronem samca który robi wszystko by w głupi sposób stracić zdrowie lub życie. Więc detektywie McNamara zanim pozwolę zgrywać Panu bohatera w akcjach terenowych ma Pan być do tego przygotowany choćby od strony teoretycznej. Więc napij się ciepłej czekolady by uspokoić nerwy a potem rusz swoje szanowne dające się łatwo spławić pupsko i zdobądź dla nas konkretne informacje. Czy zrobisz to łapówką, groźbą, czy błaganiem nie ma dla mnie znaczenia. Możesz równie dobrze Panią Doktor uwieść jeśli tylko dzięki temu dostaniemy broń do ręki. Czy wyraziłam się jasno czego po Panu oczekuję?

Wyraz zdumienia, który zagościł na twarzy wciąż pochylonego nad biurkiem Phila ustąpił czerwieni, a później bladości charakteryzującej wściekłość. Oczy pojaśniały i przybrały barwę bladego błękitu. Powoli wyprostował się i już otwierał usta, żeby przerwać, gdy coś nagle spowodowało, że zamknął je powoli, twarz nabrała powoli normalnych kolorów i nawet uśmiechnął się lekko przy kończącym pytaniu. Tylko oczy wciąż pozostały blado niebieskie.

- Teraz już nie dziwię się, dlaczego doktor Hollward reaguje alergicznie, gdy słyszy pani nazwisko. Ma pani niezwykły dar obrażania rozmówcy ... i to bardzo skutecznego. Nie mam zamiaru wprowadzić w życie żadnej z pani światłych rad. Oczekuję, że doprowadzi pani swoje stosunki z doktor Hollward do stanu, gdy będzie chciała z nami rozmawiać. Czy wyraziłem się jasno? I o ile sobie przypominam nie jesteśmy na Ty, detektyw Walter.

Nie czekając na ripostę odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku swojego biurka ...

- Mój drogi chłopcze lepiej byś był obrażony i żywy niż bawił się w zielonego kalafiorka w szpitalnym łóżku.

Phil usłyszał oczywiście odpowiedź, ale nie zareagował na nią. Dalej szedł w kierunku swojego biurka.

Odpowiedziała unikającemu usłyszenia odpowiedzi detektywowi. W końcu był tylko tymczasowym nabytkiem. Za dzień, dwa pójdzie sobie do swoich spraw więc Amanda nie zamierzała się przejmować nim, jeśli nie zamierzał się przydać.

Środa, 17 X 2007, wydział XIII, 16:00

Phil był lekko zaskoczony słysząc głos w słuchawce i ... nie chciał wyjść na maminsynka. Choć właściwie to czego miał się wstydzić? Tego, że ktoś się o niego martwi?

- Tylko wezmę coś do pisania. - sięgnął po notatnik i długopis. - Tak? - rzucił zachęcająco do słuchawki i zapisał podyktowany adres. - O której mam tam być? - zanotował godzinę - Jeszcze potwierdzę.

- Nazywa się Paula Simmons.- rzekła matka Phila i podyktowała adres. Na koniec dodała.- Bądź tam, tak na 17:00. Dzisiaj.

- Dobrze, będę. Do zobaczenia.

Rozejrzał się dyskretnie, czy jego rozmowa i zdawkowe odpowiedzi nie zwróciły uwagi osób postronnych. Wyglądało na to, że nie. Amy najwyraźniej była pochłonięta jakąś inną sprawą, gdyż już szykowała się do wyjścia i nie zwracała specjalnej uwagi na otoczenie. Żeby wyrobić się na 17, musiał wyjść najpóźniej za 15-20 minut. Godziny szczytu w metrze nowojorskim nie należały do najprzyjemniejszych. A i odległość do gabinetu nie była taka mała. Uprzątnął biurko, wyłączył komputer, zgarnął swoją broń do plecaka i ruszył stawić czoła pani doktor Simmons ...
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 05-04-2010 o 22:31.
Smoqu jest offline