Z powrotem znaleźli się w kopalni. Nigdzie nie widać było tajemniczego mężczyzny, który chwilę wcześniej zagłębił się we wnętrzności góry. Trójka mężczyzn przez chwilę stała na rozdrożu zaraz za wejściem, zastanawiając się, w którą stronę się udać. Przeważył pomysł aby najpierw skierować się ku pobojowisku, w celu sprawdzenia czy ktoś przeżył i czy znalazłoby się tam coś przydatnego. Możliwe było, że znajdowały się tam jakieś niedobitki zwierzoludzi, w związku z czym posuwali się naprzód bardzo powoli i ostrożnie, z bronią gotową do zadania ciosu.
W końcu, po kilkunastu minutach nerwowego marszu, dotarli na miejsce niedawnej bitwy. Śmierdziało krwią i spalenizną. W korytarzu leżało kilkanaście zakrwawionych i nadpalonych ciał należących do byłych członków ich kompani, zwierzoludzi i mutantów. Ogień ciśnięty przez Tupika poczynił wielkie spustoszenia. Kilka zwłok było doszczętnie zwęglonych, a niemal wszystkie wykazywały ślady nadpalenia. Przez chwilę grzebali pośród trupów, starając się wydobyć to, co mogło być przydatne w dalszej eksploracji kopalni lub przedstawiało jakąś wartość materialną. Srebrna brosza w kształcie liścia, urwana od zakrwawionego płaszcza Leonarda. Rusznica z zapasem prochu i ołowianych kul, którą martwy Reinhardt kurczowo ściskał w ręce. Sakiewka z kilkunastoma koronami wyciągnięta zza paska martwej Ingrid. Wielki topór i naramienniki, obie te rzeczy wykonane z niezwykle cennego materiału - gromilu, odzyskane z martwego ciała krasnoludzkiego zabójcy trolli.
Każdy z nich, gdy już skończyli przeszukiwać pobojowisko, zmówił krótką modlitwę za zmarłych do swoich bogów i odwróciwszy się ruszyli z powrotem, w poszukiwaniu tajemniczego mężczyzny. Znów przeszli przez wejściową komnatę i dalej ku pochylniom prowadzącym w dół, na drugi poziom gdzie spotkali Strażnika. Tym razem nie zeszli na dół, ale przeszli na wprost. Jednak korytarz kończył się po kilkunastu metrach. Kamienna ściana przegradzała dalszą drogę. To o tym miejscu mówił Strażnik, gdy wspominał zawał jaki wywołał starając się zniszczyć kopalnię. Zawrócili i zeszli w dół. Na drugim poziomie kopalni również panowała cisza i nie widać było śladów tajemniczego przywódcy zwierzoludzi. W składziku nie było też Strażnika, o jego obecności tutaj świadczyła tylko poniewierająca się po ziemi, pusta butelka.
Penetracja tego poziomu nie przyniosła żadnych efektów. Kilometry ciemnych i wilgotnych korytarzy ciągnęły się we wszystkich kierunkach. Jedynymi wartymi uwagi miejscami były wąskie, kręcone schody umieszczone w pionowym szybie, prowadzące w górę i w dół oraz jeden z korytarzy, który dosyć ostro opadał w dół, będąc prawdopodobnie pochylnią prowadzącą na trzeci poziom krasnoludzkiej kopalni. |