Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2010, 22:18   #47
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Z zaciekawieniem obserwował swoich towarzyszy i ich zachowanie. Mógłby przysiąść, że niektórzy z nich zachowywali się gorzej niż dzieci. Nie komentował jednak tego, wychodząc z założenia, że pewnych rzeczy komentować nie należy.
Jeść mu się specjalnie nie chciało toteż nie interesował się próbami przyrządzenia jedzenia. Wolał cieszyć się spokojnym leżeniem i podziwianiem przepływających po niebie obłoków.
Słowa Iriala, dotyczące spania pod gołym niebem specjalnie go nie przerażały. Nie raz zdarzało mu się spędzić noc w siodle, śpiąc tylko kilka chwil. Gorzej było z karczmami. Młodzieniec osobiście wolał spanie pod gołym niebem na trawie niż w karczemnym łóżku. Czyżby kolejny nawyk będzie musiał być zmieniony?
Sevrin przestał w końcu myśleć o przyszłości wyprawy. Pozwolił myślą swobodnie krążyć. Ku swemu zdziwieniu rzeczą, a raczej osobą, wokół której krążyły była wiedźma. Gdy przyłapywał się na zbyt intensywnym myśleniu o kobiecie szybko skupiał się na obserwacji obłoków. Po chwili jednak Emerahl znów panowała w jego umyśle. Zaczął ją bezgłośnie przeklinać. Za to, że istnieje, za to, że ją poznał i za kilkanaście innych rzeczy, z którymi czarownica miała niewiele wspólnego.
Nadszedł koniec postoju. Sevrin czekał w spokoju aż kompania ruszy. Gdy to nastąpiło skierował swojego wierzchowca niemal na koniec grupy. Miejsce to nawet odpowiadało młodzieńcowi.

xxxxxxxxxx

Leniwe odrętwienie objęło całe jego ciało, niemal tak samo jak obejmuje się para kochanków. Przed uśnięciem ratował go Narwaniec, który od czasu do czasu kręcił łbem i prychał niezadowolony. Z pewnością powodem jego niezadowolenia było ślimacze tempo wyprawy. Jedyne co Sevrin mógł zrobić to poklepywanie co jakiś czas swojego wierzchowca po karku i obiecywanie mu dzikiego biegu aż do wyczerpania sił gdy tylko to się skończy. Na razie jednak musieli dostosowywać się do reszty.

xxxxxxxxxx

Na kolejnym postoju nawet nie zsiadł z konia. Wyciągnął tylko z jednego z juków kawałek suszonego mięsa i zaspokoił głód. Od zawsze jadał mało. Widać organizm działał według przyzwyczajeń z młodości, gdy o cokolwiek na ząb nie było zbyt łatwo. Może z organizmem było wszystko w porządku, tylko umysł twierdził inaczej. Z pewnością Sevrin poświęciłby tego typu rozmyśleniom więcej czasu, lecz powrót do dalszej jazdy wyrwał go z zamyślenia wtrącając w leniwe odrętwienie.

xxxxxxxxxx

Karczma. Nie pierwsza i nie ostatnia, w której gościł. Najchętniej w ogóle nie wchodziłby do środka, lecz podjęte przez niego decyzje sprawiły, że w obecnej sytuacji nie miał wyjścia. Pozostawił niezadowolonego Narwańca pod opieką stajennego, instruując chłopaka by uważał na konia. Następnie wszedł do środka z resztą kompani.
Głowy zwrócone w ich stronę, nagle urwane i na powrót wznowione rozmowy. Tak jak przypuszczał. Karczma pod Czeremchą nie różniła się niczym od karczm, w których bywał.
Udał się do wskazanego przez karczmarza stolika. Nim zajął miejsce obok Emerahl odstawił czarownicy krzesło. Znak grzeczności czy może inny ukryty przekaz? Nikt tego nie mógł wiedzieć.
Otrzymane jedzenie jadł powoli, dokładnie wszystko przeżuwając. Można było powiedzieć, że delektuje się każdą łyżką kaszy. Wszystko byłoby cudownie gdyby nie pewien jegomość, który wpadł na pomysł by dosiąść się do nich. Sevrin nieufnie przyglądał się nieznajomemu siedzącemu po przeciwnej stronie stołu. Coś mu się w nim nie podobało. Nie wiedział jednak co. W pewnym momencie młodzieniec odsunął się od stołu i schylił się. Wydawało się, że poprawia wiązania buta, Prawdziwym jednak celem był ukryty w tym bucie sztylet. Już miał sięgać po jego rękojeść gdy nagle porzucił swój pomysł.
Nawet, jeśli ten typek coś knuje sztylet nie będzie mi potrzebny. A jeśli nie uda mi się go schować w rękawie tak jak potrzeba mogę narobić kłopotów.”
Jeszcze przez chwilę majstrował coś przy bucie, po czym jakby nigdy nic wyprostował się. Nie przejmując się za bardzo tym co się wokół niego dzieje podparł się lewą ręką w okolicach skroni i przysłuchując się rozmowie leniwie pokonywał łyżką trasę od miski do swoich ust.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 29-03-2010 o 22:32.
Karmazyn jest offline