Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2010, 23:49   #48
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
W drodze do karczmy

Nadszedł koniec postoju. Sevrin powoli podniósł się z ziemi i zbliżył do Narwańca. Gdy na niego wsiadł przyszedł mu do głowy dość dziwny pomysł.
- Będę udawał ochroniarza Emerahl. Moim celem jest ochrona jej w drodze do świątyni - dopiero po chwili zorientował się, że to jego własny głos powiedział te słowa.
Wątpił, by zdołał wymyślić rozsądniejszy powód podróży, więc postanowił się tego trzymać.

- Hehe... - zaśmiała się Emerahl - Co prawda potrafię o siebie zadbać sama, ale miło z twojej strony Servinie. Tylko, że to chyba nie jest dobry pomysł. No chyba, że wymyślisz też powód dlaczego miałabym być tak ważna, żebym potrzebowała ochroniarza.

Emerahl zamyśliła się na moment szukając jakiegokolwiek powodu pielgrzymki do świątyni.

- W zasadzie to ja nie udaję się do świątyni. Po prostu podróżuję do siostry mieszkającej niedaleko Rotdorn, a że podróżować w grupie raźniej to nie pogardziłam towarzystwem pielgrzymów zmierzających w tym samym kierunku. Co o tym sądzisz Irialu?

Irial nie był zachwycony tym pomysłem i nie omieszkał się swoimi wątpliwościami podzielić z resztą kompani:
- Jeśli potrafisz podać jej imię i nazwisko oraz miejsce zamieszkania... - powiedział z wyraźnym brakiem entuzjazmu. - Setki ludzi jeżdżą z pielgrzymkami... Naprawdę nie potrafisz nic wymyślić?
- Jasne, że mogę... tylko nie wydaje mi się, żeby pomysł z podróżą do siostry był zły. W końcu ktoś, kto byłby na tyle wścibski, żeby wypytywać nieznajomą kobietę o takie detale musiałby liczyć się z wytknięciem mu tej wścibskości i odmową odpowiedzi. Jakoś nie wydaje mi się, żeby większość ludzi była wylewna w stosunku do nieznajomych spotkanych na trakcie... Ale niech ci będzie... pojadę podziękować, że córka wyzdrowiała.
- Być może źle się wyraziłem używając słowa ochroniarz. - Servin dopiero teraz zaczął myśleć o kilku niedopracowanych szczegółach w swoim planie. Uświadomi sobie, że powód, dla którego ma ochraniać Emerahl był jednym z mniej ważnych szczególików. Sądził jednak, że wszystko da się załatwić. - Domyślam się, że czarownica potrafi o siebie zadbać. Lecz czy wszyscy muszą wiedzieć, że potrafisz posługiwać się czarami? - młodzieniec zamyślił się na chwilę. Po jego minie trudno było odgadnąć, o czym myślał. - Dla swojego "męża" z pewnością jesteś ważna. -kontynuował po chwili - Dlatego poprosił mnie, przyjaciela rodziny, który miał u was dług wdzięczności bym miał na ciebie oko w czasie podróży.
- Wtedy mój rzekomy mąż byłby uznawany za 'rogacza' - dopowiedziała Emerahl z wyraźną wesołością w głosie - Oczywiście, że nikt nie musi wiedzieć, że posługuję się magią i zapewniam wszem i wobec, że nigdy się z tym nie obnosiłam. Po prostu uważam, że posiadanie ochroniarza bardziej przyciąga ciekawski wzrok niż samotna kobieta wędrująca z pielgrzymami. To już lepiej byłoby, gdybyś udawał tego 'męża'. Chociaż... po chwili zastanowienia... może lepiej brata? Albo po prostu kolejnego pielgrzyma w całej tej grupie. Jest ich już tu pod dostatkiem to i kolejny nie zawadzi. Ale jeśli chcesz być ochroniarzem... cóż dobrze czasem mieć pomocną dłoń tylko, że to rodzi niepotrzebne pytania.
Te kobiety zdecydowanie za dużo marudzą. Zdecydowanie za dużo. Na przyszłość muszę pamiętać, że najpierw się myśli, później myśli się czy wcześniejsze myślenie jest poprawne i dopiero mówi się coś na głos.” – przemknęło przez myśl młodzieńca

- Pytania, na które nie koniecznie trzeba odpowiadać… - Sevrin zaczął żałować wypowiedzenia swych wcześniejszych myśli na głos. Na razie nie zamierzał jednak się z nich wycofać. - Co do spokrewnienia nas… Szczerze wątpię by coś takiego mogło się udać. Moje aktorstwo raczej nie jest na tyle dobre. A co do pielgrzyma, który dołączył do kompani… Dlaczego do niej dołączyłem? By było raźniej? By było bezpieczniej? Z natury jestem samotnikiem. W gadaniu dorównuję, jeśli nie przewyższam, jak to powiedział pewien karczmarz, kamienie. Co do bezpieczeństwa… - Młodzieniec znacząco popatrzył na swoją broń. - Chyba, że nie mówimy tu o moim bezpieczeństwie. Jednakże to pokrywa się z moim pierwotnym planem.

Sevrina zaczynała męczyć już ta rozmowa. By przyspieszyć jej koniec postanowił użyć pewnej sztuczki. Spróbował wedrzeć się do umysłu czarownicy, narzucić jej swą wolę. Poczuł, jak delikatna cieniutka niteczka łączy jej umysł z jego własnym. Poczuł ją w sobie. Zagnieździł swój przekaz na dnie jej umysłu, a zaraz potem został gwałtownie wyrwany z jej myśli, razem ze swym nakazem. Tak jakby odbił się od piłki, od bariery chroniącej umysł czarownicy. Młodzieniec zamrugał zdezorientowany. Widać Emerahl była odporna na tą sztuczkę.

Emerahl zamrugała odrobinę zdziwiona i spojrzała na Sevrina. Wysłała część swojej jaźni w poszukiwaniu jego umysłu, a gdy go odnalazła weszła do środka. Choć to co mężczyzna próbował zrobić powinno ją wkurzyć i w rzeczywistości odrobinę zdenerwowało (w końcu kto z radością przyjąłby próbę majstrowania w swoim umyśle) to jednak powiedziała spokojnie, nadając słowom przyjaznego wydźwięku:

"Ktoś mi dziś powiedział, że to nie ładnie pakować się do czyjejś głowy bez pozwolenia. O ile jeśli chodzi o mnie to chętnie sobie tą drogą pogadam, o tyle próba nagięcia woli obcej czarownicy może spotkać się z gorszym przyjęciem. Zanim spróbujesz tego na przypadkowym magu, pomyśl o dwa razy"

Emerahl spojrzała na Servina, a na jej twarzy wykwitł złośliwy uśmiech.

- Nie muszę nad niczym myśleć dwa razy. - Sevrinowi nie chciało się bawić w myślowy przekaz. Po chwili jednak uświadomił sobie, że nie wszyscy muszą wiedzieć o tym, co przed chwilą miało tu miejsce.
”- Nie jesteś pierwszą osobą władającą magią, na której to próbowałem. Większości z nich nie możesz jednak o to zapytać. Chyba, że potrafisz wskrzeszać umarłych."
”- To zabrzmiało prawie jak groźba...”
”- Ja nie grożę. Ja informuję. Na razie jednak nie masz się czego bać z mojej strony. Nie spotkałem się z nagrodą wyznaczoną za twoją głowę”

"- Prowokujesz z mojej strony pytanie, co byś zrobił gdyby taka nagroda została wyznaczona... Póki jednak takiej nagrody nie ma to i ty nie masz się czego z mojej strony obawiać... zresztą jak i cała reszta. Nie jestem tutaj po to, żeby rzucać się komukolwiek do gardła, a żeby to gardło ewentualnie poskładać do kupy, jak je ktoś inny rozerwie"
"- Zrobiłbym wszystko by zdobyć tą nagrodę. Lecz teraz zakończmy to. Niepotrzebnie psuć naszą znajomość niemal na jej początku."
- Nie jest niczym niezwykłym, że samotna kobieta wybierając się w daleką podróż, najmuje męża godnego zaufania do ochrony swej czci.- wtrącił Samuel, wzruszając ramionami.- Także wtedy, gdy sama jest osobą władającą mocą tajemną. Ochroniarz się czarownicy przydaje, nawet jeśli jest tylko po to, by wzbudzać prestiż i szacunek wobec swej chlebodawczyni.
- Czy ty zawsze uderzasz w takie patetyczne tony? - rzekła Emerahl w odpowiedzi na wtrącenie Samuela - No dobra... Servin może być moim przyjacielem, który zaoferował się towarzyszyć mi w podróży. W końcu przyda się rycerz w lśniącej zbroi, który uratuje mnie, gdy będę spadać z konia.
Sevrin o mało co nie parsknął śmiechem. W żaden sposób nie mógł wyobrazić sobie siebie w lśniącej zbroi ratującego czarownicę przed upadkiem.
- Zapewniam cię, moja szanowna przyjaciółko, że nawet jakbym chciał, nie będę ratował twoich szanownych czterech liter przed upadkiem. Aż tak szlachetny to ja nie jestem. - Pierwszy raz od dłuższego czasu jego twarz ozdobił szczery uśmiech.

Emerahl westchnęła teatralnie nadając swojej twarzy wyraz udawanej rozpaczy.
- No i co ja teraz zrobię? To chyba oznacza, że mój ochroniarz już na wstępie miga się od pracy.
- Twój ochroniarz jest niezwykle leniwy. -uśmiech przybrał wredny charakter - Więc jeśli nie chcesz by cię siedzenie nie bolało radzę nie spadać z siodła.
- Wierz mi, że staram się jak mogę...
- Wierz mi, że w to nie wątpię. Dla pewności mogę cię do tego siodła przywiązać.
- Jeszcze nikt się o mnie w życiu tak nie troszczył! - parsknęła śmiechem Emerahl
-Nie myśl, że troszczę się o ciebie. Najzwyczajniej nie chce mi się wymyślać nowego powodu podróży. – I znów na jego twarzy zagościł złośliwy uśmiech.

Karczma pod Czeremchą

- Zapraszam - powiedział Irial, gestem zapraszając nieoczekiwanego gościa do zajęcie miejsca na ławie. – Proszę siadać. Irial Norre. I dziękuję za poczęstunek.
- Miło poznać – oświadczył Mormont ściskając serdecznie rękę mężczyzny. Zajął wskazane miejsce.
-Samuel Lestre.- rzekł wesoło Samuel i nie dodając nic więcej na swój temat rzekł.-Gormghiolla... piękne miasto. Te ich trzy słynne wieże, jak je zwą? Rycerska, Magów... może pamiętasz nazwę trzeciej? Ciągle zapominam.

Lestre często bywał w tym mieście i znał nazwę ostatniej z nich...zwaną była basztą Żebraków, albo Żebraczą. Jeśli ów Johar Mormont, był tym za kogo się podawał powinien wiedzieć ów oczywisty fakt, dla pochodzących z tamtych stron ludzi. Samuel często bywał w tym mieście, więc...też to wiedział.

Emerahl siedziała bez ruchu, a jej wzrok błądził gdzieś indziej. Czarownica posłała część swojej jaźni do umysłu rzekomego kupca dotykając go lekko i przysłuchując się odpowiedzi na zadane przez Samuela pytanie. Była to dość prosta sztuczka, której Emerahl nauczyła się już dawno temu - proste wykrywanie emocji, a potrafi dać tak wiele odpowiedzi - odseparować prawdomównych, od zakłamanych, serdecznych od dwulicowych.

Mężczyzna zaprawdę nazywał się Johar Mormont, zaprawdę pochodził z Gormghiolli i był kupcem wkurzonym na swoich parobków. W tym momencie w Emerahl urodziła się typowa dla niej wścibskość i ciekawość. Skupiła się na umyśle Johara zagłębiając się w niego i poszukując powodu jego zdenerwowania. Dotarły do niej obrazy źle zawiązanego worka, następnie ziarna rozsypanego na drodze i głos wściekającego się kupca wymyślającego epitetami kilkoro podwładnych. Emerahl uśmiechnęła się i wycofała z umysłu mężczyzny.

-Baszta Żebraków, panie Samuelu - odparł Mormont z pogodnym uśmiechem. - Najniższa z wież, ale nie mniej urokliwa od swych starszych sióstr.
"- Wszystko się zgadza Samuelu. Jeśli poszukujesz podstępu to nie znajdziesz go w osobie Johara. Wygląda na to, że on rzeczywiście potrzebuje serdecznego towarzystwa" - posłała czarownica do umysłu drużynowego bawidamka.
- Byłam kiedyś w Gormghiolli. Nawet mieszkałam tam z półtorej roku czasu. Muszę przyznać, że to miasto ma coś w sobie. – dodała na głos czarownica.

Karczmarz przyniósł zamówione przez kupca antałek piwa wraz z kubkami. Johar nalazł każdemu po równo, po czym kontynuował:
-A w jakim celu odwiedzałeś moją małą ojczyznę? Jeśli można wiedzieć oczywiście. Interesy? Sprawy rodzinne?
- Sprawy rodzinne, w pewnym sensie. Spadek po dalekim krewnym otrzymałem i przez Gormghiollę przejeżdżałem tam i z powrotem. Dlatego znam ten piękny port.- odparł Samuel i spytał - Zapewne zmierzasz teraz na północ ze swoim wozami?
- Ano tak - przyznał mężczyzna. - Ale niezbyt daleko, bo tylko do Eslov. Wiosna idzie, zapasy zboża powoli się kończą, trzeba sprzedawać towar, bo teraz najlepsza cena. W Delin, dzięki łaskawości Wielkiej Matki, udało się sprzedać większość towaru, ale jeszcze trochę zostało. W sam raz na małe lokalne targowiska. A państwo dokąd zmierzają? Też do Eslov, czy dalej, za Góry Czarne?
- Aż za Góry niestety - rzekł Samuel ponuro i nachylił się do kupca dodając - Ale rodzina uparła się, że to ja mam robić za pielgrzyma. Siostrze urodziła się córka, ale szwagier jest bogaty. Więc to ja muszę za niego zjechać pół świata, żeby podziękowania Staphii składać. Ot sprawiedliwość.
-A, no to gratulacje się siostrze należą. Niech Wielka Matka ma i ją i maleńką w opiece - powiedział Johar z uśmiechem. - A zatem szanowne towarzystwo w pielgrzymkę się udają. Bogobojni, to się chwali. A reszta państwa też w podzięce dla Wielkiej Matki?
- Tak - Irial skinął głową. - Tak nieraz bywa, że aby ślubów dopełnić trzeba w drogę ruszyć. Jak ta młoda panna – skinął głową w stronę Lamii - co za babkę do świątyni jedzie. Starsza pani hojne obietnice często składa, tylko nie patrzy, kto spełniać musi. A że kto inny jechać nie mógł, to na najstarszą z pokolenia młodego wypadło, chociaż, jak widać, nieopierzone to jeszcze i w domu siedzieć powinno.
Wypił dwa łyki piwa i odstawił kufel.
- Tak to nieraz z rodziną bywa - dodał. - Ale bez rodziny jeszcze gorzej - dokończył filozoficznie.
-A no w podzięce bogini wszyscy się wybieramy. Każdy ma jakiś swój mniejszy lub większy powód. Dzięki łasce bogini córka mi ozdrowiała to i podziękować się jej stosownie należy - wtrąciła swoje trzy grosze Emerahl.
- A masz może jakieś pewne wieści Jonarze, dotyczące drogi do Eslov? Dobrze strzeżony to trakt? Czy może jakowyś bandyci na nim grasują?-spytał chwilę później Samuel, popijając piwo.
- Brońcie bogowie! I bez tego wystarczająco trudów nas czeka. Kawał drogi jeszcze przed nami.
- Zbójów nie ma. Wojna idzie, wojsko w mobilizacji, teraz zły czas na zbójowanie, co innego w czasie wojny. Ale to, mniejmy nadzieję, odległa perspektywa. - Johar pokiwał głową, jakby chciał dodać powagi swym słowo. - Do Eslov prowadzi dobry trakt, trochę lasu, ale głównie pola i łąki. Jazda tamtędy nie powinna sprawiać problemów, nawet mimo roztopów. Co innego za górami, tam różnie być może. Ale ja tam nie wiem, dalej się nie wybieram.
- Wojna? - zdziwiła się, siedząca obok Samuela Ruth, która do tej pory zajmowała się swoim piwem. - Kto z kim ma zamiar toczyć wojnę? - spytała bardziej wystraszona niż zaciekawiona.
- Zanim wybuchnie wojna liczę, że będę już siedział w domu popijając grzańca - zażartował Samuel i dodał - Wojna to kiepski czas na podróże i robienie interesów, nieprawdaż?
Johar spojrzał ze zdziwieniem na rudowłosą dziewczynę.
- Horda znowu szykuje atak. Prawdopodobnie uderzą od południowego wschodu. Dziwi mnie, że nie słyszała pani wieści nadciągających ze Strażnic.- Po chwili dodał - Póki co nie ma co się przejmować. Gór Czarnych i tak nie przekroczą, a skoro tam właśnie się kierujecie, będziecie bezpieczni.
-Kobiety z rzadka się interesują polityką Joharze.- wyjaśnił szybko Samuel, popijając piwo. - To nie dziw, że Ruth nie wie. - Zwrócił się następnie do Iriala.- Moglibyśmy razem z Joharem do Eslov zajechać, wiadomo... w kupie raźniej.

"- Zwariowałeś?! To się Irial wkurzy tym razem mówię ci. Przecież to problem dla nas. Pilnować się będziemy musieli - Emerahl posłała błyskawiczną wiadomość do głowy Samuela, po czym dodała po chwili spoglądając na Ruth ”- No i nie będzie już tak swobodnej atmosfery..."
"- I tak, jeśli nadal będziemy człapać w spacerowym tempie, to natkniemy się na Johara. Poza tym, on tylko wydaje się być zainteresowany rozmową, a nie nami. Zajmę się nim podczas podróży... W końcu bardziej mu zależy na towarzystwie niż na poznaniu naszych sekretów. Nie róbmy z siebie odludków, bo wtedy dopiero zwracamy na siebie uwagę. "- westchnąl w myślach Samuel, licząc że czarownica jest w stanie go usłyszeć.
"- Oczywiście, że jestem w stanie cię usłyszeć. W gruncie rzeczy chyba masz rację co do Johara.
"- Będziemy bezpieczniejsi mając ochronę najemników kupca, a jeśli trzeba będzie się oddalić, zawsze można zwiększyć tempo jazdy pod dowolnym pozorem. Jako kurier często podczepiam się po karawany. Kupcy nie wypytują mnie po co jadę, o ile mamy zastępcze tematy do omówienia."-dodał w myślach Lestre.

- Może i raźniej - odpowiedział Irial - ale nie powinniśmy...
- Wspaniały pomysł, Samuelu. Z ust mi to wyjąłeś! - krzyknął Mormont podnosząc swój kufel jakby w toaście.
- Skoro się zgadzasz... - powiedział Irial. Najchętniej kopnąłby Samuela w zadek za głupią propozycję. Wszak nic nie mogli na tym zyskać, a tylko tracili niepotrzebnie czas i stwarzali okazję do tego, żeby ktoś coś niepotrzebnie powiedział.
”- Po prostu świetnie. A tak przy okazji... nie przeszkadzają ci te nasze 'pogawędki'?"
”- Nie...tym bardziej, jeśli skusiłabyś się na stworzenie wizji swej postaci w negliżu."- pomyślał z wyraźnym żartobliwym zabarwieniem Lestre.
”- Ale ty jesteś zachłanny! Naga Ruth ci nie wystarczy? Jestem pewna, że ma sporo do zaoferowania.”
"- Nie do twarzy ci Emeo z tym poważnym podejściem do życia. Uśmiechnij się. Na pewno masz ładny uśmiech. I nie traktuj wszystkich mych myśli poważnie.”-Samuel spojrzał w oczy kobiety, po czym przesunął spojrzenie na Ruth. ”- Ruth nie jest moja. A to co ma do zaoferowania i to czym mnie obdaruje to dwie różne sprawy.”
”- W tym właśnie rzecz, że nie traktuję ich zbyt poważnie. Przydałoby się chyba nauczyć cię odrobiny czytania umysłu, żebyś potrafił powiedzieć kiedy żartuję, a kiedy jestem poważna, bo jak dotąd kiepsko ci idzie rozpoznawanie tego normalnymi metodami” - rzuciła Emerahl.
"- Czy to propozycja prywatnych lekcji ? Bo przyznaję że czytanie umysłu nigdy nie było moją dobrą stroną. Wolę z twarzy. Niemniej jestem zaszczycony twą hojną ofertą."- Samuel napił się piwa zerkając na usta Emei i sprawdzając, czy wygięły się w uśmiechu.

To pytanie Samuela pozostało już bez odpowiedzi. Czarownica spojrzała Samuelowi w oczy, po czym odwróciła wzrok i zaczęła rozglądać się po sali uśmiechając się rzekomo do siebie. Dokończyła swój przerwany posiłek i wypiła piwo zakupione przez ich nowego towarzysza.

Od kiedy tylko Johar się do nich przysiadł, Lamia nie odezwała się. Najpierw w skupieniu jadła podaną przez karczmarza kaszę, później ze znudzeniem wpatrywała się w rozmawiających mężczyzn, co jakiś czas ziewając ostentacyjnie wyraźnie dając w ten sposób do zrozumienia, że ich rozmowa wydaje jej się śmiertelnie nudna. Na wspomnienie Iriala, co do celu jej pielgrzymki, pokiwała tylko nieznacznie głową niemo przyznając mu rację.

Po jakimś czasie znudziło jej się obserwowanie mężczyzn i zaczęła się rozglądać po sali. Z początku obserwowała dużego czarnego pająka łażącego po ścianie tuż nad szynkwasem. Kiedy jednak karczmarz jednym sprawnym machnięciem ścierki zabił pająka, uśmiechnęła się tylko ze smutkiem i odwróciła wzrok. Zaraz potem gospodarz wyszedł z sali kierując się prawdopodobnie do spiżarni.

Właśnie w tym momencie do pomieszczenia wślizgnął się młody pomocnik karczmarza. Na oko siedemnastoletni chłopak rozejrzał się po sali w poszukiwaniu swego chlebodawcy, a kiedy nie dostrzegł go, uśmiechnął się zadowolony i rozsiadł się wygodnie przy najbliższym stoliku.

Lamia przez cały czas uważnie obserwowała młodzieńca. Gdyby ktoś w tym momencie jej się przyjrzał, dostrzegłby szmaragdowozielony błysk w jej oczach. Nikt jednak nie patrzył na dziewczynę, bowiem wszyscy dorośli skupieni byli na osobie Johara. Jedyną osobą, która w tym momencie patrzyła na Lamię był ów młody pomocnik karczmarza. I chyba dostrzegł błysk w jej oku, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej i skinął nieznacznie głową. Młodzi patrzyli na siebie przez dość długą chwilę i pewnie wyniknęłaby z tego jakaś nowa, ciekawa znajomość, o której w drodze wspominał Samuel. Wniknęłaby, gdyby nagle tuż przy chłopaku nie pojawił się karczmarz ze srogą miną i nieodzowną ścierą i, gdyby ową ścierą nie zdzielił młodzieńca po głowie. Potem zaczął coś krzyczeć, ale przez ogólny harmider panujący w pomieszczeniu, Lamia nie dosłyszała słów. Może to i lepiej bo z pewnością nie były to słowa cenzuralne.

Młodzieniec poderwał się z miejsca i ponaglany przez karczmarza wybiegł z sali, zapewne, by wrócić do swych zajęć. A Lamia znów zajęła się obserwowaniem ludzi zgromadzonych w sali. Z czasem jej uwagę przykuły plamy na suficie, w których dziewczyna doszukiwała się ciekawych kształtów. Jedna z plam przypominała głowę kota, inna motyla, jeszcze inna kielich.

Widząc ziewanie Lamii, Emerahl nagle przypomniała sobie, że sama jest paskudnie zmęczona i chętnie padłaby wprost do łóżka, zamoczywszy się najpierw w balii wody. Ziewnęła i przeciągnęła się prężąc ciało po czym rzekła:

- Wybaczcie mi dziś, ale opuszczę was chyba wcześniej... Jutro czeka nas wcale nie mniejsza droga, a ja po prostu padam z nóg

Wstała od stołu i podążyła w kierunku karczmarza. Po chwili zniknęła w jego towarzystwie na piętrze. Niebawem karczmarz powrócił, czarownicy jednak z nim nie było. Najwidoczniej faktycznie położyła się spać.

Tymczasem rozmowa trwała w najlepsze. Johar raczył ich wieściami zasłyszanymi w trasie, na spółkę z Samuelem zabawiał towarzystwo snując opowieści z różnych stron świata. Wznosił kolejne toasty za pomyślność podróży. Wyglądał na bardzo zadowolonego z takiego towarzystwa. Lamia natomiast wyglądała, jakby miała zaraz skonać z nudów.

Czas płynął nieubłaganie. Samuel zdał sobie z tego sprawę dopiero po pewnym czasie. Przypomniał też sobie, że obiecał komuś przyjemny wieczór i, że bardzo chciał się z tej obietnicy wywiązać.

- A teraz panie i panowie wybaczą, ale obiecałem tej damie kolację we dwoje. A z takich zobowiązań, wypada się wywiązywać.-rzekł Lestre, wskazując ręką na Ruth. Po czym dodał do dziewczyny.- Chodźmy, moja droga.

Johar skinął tylko głową na pożegnanie, reszta nie zareagowała, jedynie Lamia parsknęła na słowa Samuela, jakby usłyszała jakiś dobry kawał. Najpierw spojrzała na mężczyznę, potem na kobietę i znów parsknęła cicho.

- Miłej... kolacji - powiedziała kładąc nacisk na ostatnie słowo. W jej głosie nie dało się dostrzec ani grama serdeczności.

Irial rzucił okiem na Lamię i leciutko pokręcił głową z dezaprobatą. Nie skomentował jednak ani jej uwagi, ani też kolejnego wyskoku Samuela. Powoli zaczynał się zastanawiać, czy zgoda na udział tego akurat mężczyzny w wyprawie była dobrym pomysłem. Zdawać się mogło, że w charakterystyce Samuela powinno się mówić 'babiarz', potem długo, długo nic, i wreszcie na samym końcu 'kurier'.

Samuel i Ruth wyszli.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 30-03-2010 o 22:34.
echidna jest offline