Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2010, 01:39   #17
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
"Ależ mi zawróciła w głowie..." - Aesdil oprzytomniał po zderzeniu. Zerknął na obu paladynów i zmusił się do utrzymania uprzejmego wyrazu twarzy. Wyczuł zaniepokojenie Kulla ale przesłał mu rozkaz by ten nadal trzymał się o strzelanie z kuszy od dachów i straganów i wypatrywał gryfów czy innego latającego stworzenia.
- Lepiej bić woźniców, cyklistów i paladynów Sune, mili panowie. Zwłaszcza ci ostatni to nicponie i strojnisie jakich mało, żadnej białej głowie nie przepuszczą, a podobno w wielkiej liczbie na Jarmark zjechać mają. Gdzie oni tam jeno płacz skrzywdzonych niewiast, nie to co w przypadku paladynów pozostałych szlachetnych zakonów czy znamienitych rycerzy, za jakich wszyscy wokoło waszmościów uważają... - wskazał naokoło po obserwujących zajście, a uznając że wystarczająco stępił ostrze gniewu podpitych szlachetnych i odwrócił ich uwagę, ukłonił się krótko i zawrócił na pięcie, by zniknąć w tłumie.

Trudno było stwierdzić czy te słowa owych szlachetnie urodzonych przekonały. Ten starszy i bardziej pijany, capnął dłonią w żelaznej rękawicy za szaty elfa, mówiąc.- A coś mi tu kręcisz bratku... ja żem paladyna Sune na oczy nie widział.
- Daj mu pokój Torwaldzie. Dyć widać, że to...- rzekł brodaty paladyn spokojnym głosem, mając na celu uspokojenie towarzysza. Przez chwilę rozmyślał, wreszcie. -Przecież z lica widać że to kastrat... któremu ucięli, wiesz co... by głos mógł zachować.

-To pewnikiem cienko śpiewa.- potwierdził paladyn nazwany Torwaldem. I rzekł.- No, zaśpiewaj swym cieniutkim głosikiem. Jeśli ci wyjdzie, mieszek srebra dostaniesz. Jeśli nie... cóż... pomożemy w karierze śpiewaczej, usuwając to co zbędne.

Uprzejmym uśmiechem okrył Aesdil pogardę wobec zaściankowego nieuka. Dłuższą chwilę wpatrywał się w zaciśniętą na rękawie dłoń nim podniósł na paladynów zielone oczy. Postanowił potraktować całą historię czysto handlowo - odpłacić się pięknym za nadobne zawsze zdąży... Przesunął spojrzeniem po zbrojach, identyfikując zakon dowcipnisiów.

- Zgadza się panowie że tak daleko na północ trudno o wyznawców Sune, liczniejsi są najpewniej tam gdzie o piękno nietrudno, a nieroztropnie byłoby plotkom wierzyć i świadectwo waszych oczu kwestionować. Co do śpiewania to z miłą chęcią, jednak rad bym poznać wasze imiona, na wypadek gdyby mój śpiew nie spełnił waszych kryteriów i zaszła potrzeba ustalenia z waszym zakonem, szanowni paladyni Torma, czy słusznie któryś z was usunął mi to co rzekomo zbędne w karierze. Mam również nadzieję że do tego nie dojdzie a wasza hojność w nagradzaniu dorówna ochocie do wysłuchania mnie. Jeśli tak to mam również propozycję - jeśli opiszesz panie tą cnotliwą niewiastę, pannę Leforgue, lub wskażesz mi ją, za dobrą opłatą sporządzę wiersz, pieśń może, sławiące jej przymioty byś mógł kobiecej wdzięczności zakosztować, gdyż niewiasty łase są na takie hołdy.

-Słynnego sir Torwalda Thunderdragona masz przed sobą bardzie,bohatera wojen z orkami, słynnego w całym Królestwie Pięciu Miast.-ryknął ten bardziej gorliwy do czynienia chirurgicznych cięć. A jego towarzysz dodał.- Raydgast Silvercrossbow. A teraz śpiewaj. O rymach i pannie Leforgue pogadamy później. Śliczny głosik jeszcze nikogo nie uczynił dobrym wierszokletą .

Uśmiech Aesdila stał się wilczy. Zmierzył obu paladynów zimnym spojrzeniem - w tych czasach, gdy minstrele spełniają rolę głównych dostarczycieli i głosicieli wszelakich wieści, jedynie głupiec próbowałby zaleźć bardowi za skórę, a tych dwóch wyraźnie miało na to ochotę. Obiecał sobie że popamiętają go - będą mieli szczęście jeśli kiedykolwiek przebywając na Południu będą mogli przedstawić się nie wywołując ironicznych uśmieszków, kiedy ich rzekoma sława zmieni się w niesławę. Nie wspominając o ich rodzinnych stronach. Oczywiście, wszystko w trosce o prestiż profesji, by zniechęcić podobnych dowcipnisiów do tego rodzaju krotochwil. Uśmiechnął się do bardziej trzeźwego - ciekaw był kiedy to do nich dotrze. Swoją drogą nawet bandyci starają się nie krzywdzić bardów, bowiem pecha to sprowadza niechybnego.

Obrócił się dookoła z olśniewającym uśmiechem, nawiązując kontakt z otaczającymi całą trójkę gapiami.
- Piękne panie, szanowni panowie, jak słyszeliście, ci oto szlachetnie urodzeni, sławni ... - z powątpiewaniem spojrzał na obu - ... Torwald Thunderdragon i Raydgast Silvercrossbow, pragną wysłuchać mego śpiewu i zadecydować czy nagrodzić mnie mieszkiem czy bawić się w domorosłych chirurgów! Raczcie i wy posłuchać i wyrokować czy ich znajomość kunsztu śpiewaczego faktycznie dorównuje sławie!

Zerknął na ciągle zaciśniętą na rękawie pancerną pięść.
- Raczcie dłoń cofnąć, mości Thunderdragonie, tak wprawiony w boju wojownik jak wy zapewne zdaje sobie sprawę że gdy kto za połę ciągnie wcale to nie pomaga, nie tylko w walce...

Paladyn puścił szatę barda, a ten, wspinając się na wysokie rejestry, zaśpiewał wreszcie:

Dziś wam karczmarka piwa nie utoczy
dzisiaj przesmutne są jej modre oczy
dzisiaj na wargach uśmiech nie zagości
bo serce dziewy pełne dziś żałości...
Piwo złociste w rogach się nie pieni
miedziaka zasię nie znajdzie w kieszeni
żalu mojego nikt w szczęście nie zmieni
jeno się śmieją Bogowie szaleni...
Pijcie druhowie w innej karczmie przeto
bom ja jest jeno upadłą kobietą
służką miłości co dumę stradała
gdy śmiertelnemu swe serce oddała...
Precz z moich oczu co spływają łzami!
Pijcie i idźcie swoimi drogami...

Przez chwilę paladyni naradzali się czy śpiewał wystarczająco cienko, by go uznać za kastrata.
W końcu jednak uznali, że tak. I Torwald podał elfowi mieszek srebra mówiąc.- Idź swoją drogą biedaku.
I obaj rycerze chwiejnym krokiem oddalili się od Aesdila.


Aesdil podrzucił w dłoni mieszek, z zamyśleniem obserwując oddalających się pijaczków.

- Z parszywej owcy chociaż wełny kłak... - wycedził pogardliwie i zastanowił się co dalej począć. Gładko dorzucił do listy spraw do załatwienia wywiedzenie się czegoś więcej o "sławnym" i jego towarzyszu, jak również odnalezienie tej całej panny Leforgue - jeśli przebywa w Uran. Wyciągnął jabłko, wgryzł się w nie i ruszył niespiesznie za paladynami, ciekaw gdzie się zatrzymali. Przy okazji rozglądał się pilnie za ubywającym księżycem, symbolem Corelliona Larethiana i jego wyznawców. Wszak był w posiadaniu listu do tutejszej hierarchii...

Przeliczył pieniądze. "Skąpy ten ... rycerz" - rzucił w myślach nie popadając w bluźnierstwo. Beztrosko pogryzając jabłuszko zerkał za paladynami, rozglądał się jednak i za innymi możliwościami: to na program jarmarku, o który tak "rozpaczliwie" wypytywał Sorg, symulując nieuctwo (co uśmiech przywołało na jego twarz - gdyby wiedział na jak długo przyjdzie stracić ją z oczu nie uśmiechałby się tak promiennie...); to po straganach i witrynach, to po ludziach, odzianych odmiennie od zwyczaju w Zachodnich Ziemiach Centralnych. W pewnym momencie zrobił "w tył zwrot" i energicznie podszedł do straganu z biżuterią. Nachylił się nad nim, obrócił, kopnął w kostkę - boleśnie - jakiegoś niskiego człowieczka, gnoma wręcz, wysuwającego łakomą dłoń w kierunku kieszeni barda (bystry wzrok Kulla i więź z nim są w takich przypadkach nieocenione...), poprawił kopniakiem w drugą gdy ich właściciel rzucił się do ucieczki, odwrócił ponownie do sprzedawcy.
- Na ile ten łańcuszek wyceniliście, dobry człowieku? - wskazał palcem jakieś srebrne "arcydzieło" leżące kilka pozycji od tej która go zainteresowała. Ten obrzucił cudzoziemca chytrym spojrzeniem.
- Nooo, taka robota to osiem sztuk złota jest warta! Srebro to najwyższej jest próby!
- Żart to chyba jakowyś, a i to niezbyt dobry! - podniósł głos oburzony, wzorem kupców ze Scornubel. - Od razu widać że kiepsko wytopione, nie oczyściliście też, mój panie, łańcuszka, a to grzech, grzech niebywały bo kiedy brud na dobre się osadzi to ... - zawiesił głos, niby w namyśle - ... to trudna rada na to, wiele czasu trzeba strawić by to wyczyścić. Trzy sztuki złota to wszystko co dam za taki ... przedmiot - dokończył z trudem hamując się przed gorszym określeniem.
Sprzedawca poczuł się urażony.
- Jak nie chcecie to nie kupujcie! Do sześciu najwięcej opuszczę, choć moje dzieci głodem przymierać będą! - dodał jednak pospiesznie widząc że Laure faktycznie odchodzi. Ten przystanął i cofnął się. Pokręcił głową.
- Cztery. Nie wy jedni dzieci w domu bawicie, moim też się nie przelewa...
- Nienienienie, za tyle to wam nie oddam tego cacka, nie ma mowy. Półtorej sztuki złota więcej i naszyjnik jest wasz.

- Trudno - westchnął Laure - aż tyle nie dam, nie wart takiej ceny. A to? Kryształ? To z kryształu tu naszyjniki wyrabiacie?!
- A co, drogi panie - sprzedawca zmierzył go złym spojrzeniem - kryształ zbyt skromny na wasze potrzeby? Nie dalej jak dwa dni temu kolczyki takie sprzedałem, i to bez targowania się, tak się dziewce spodobały, i to nie żadnej brzyduli, a bardce która konkurs wygrała!
- Nabieracie mnie chyba! Trzy sztuki złota mogę dać najwięcej, a i to jedynie dlatego by jako kuriozum kupcom na Południu pokazać! Ani miedziaka więcej! Brudny, łańcuszek podobnie, gdzie wy biżuterię trzymacie?! Ani tego doczyścić, ani komu innemu odsprzedać...
- Pięć to najmniej - jak komu się nie podoba to niech nie kupuje. Zaraz, mości elfie! - zawołał widząc że bard odwraca się na pięcie. - Srebro doczyścić można, tylko cierpliwości i ostrożności do tego trzeba, opuszczę pięć srebrników i szczoteczkę dorzucę.
- Szczoteczki mi nie potrzeba - rzucił elf niezbyt uprzejmie i podniósł naszyjnik do oczu. Pomedytował chwilę. - Widziałem tu podobny - rozejrzał się w zamyśleniu - znać że u jednego złotnika oba kupione... - rozpromienił się nagle i dłoń wyciągnął - Niech stracę, cztery sztuki złota i oko przymknę na to że brudny i ogniwa łańcuszka trzeba będzie podoginać, żeby przy szybszym ruchu czy szarpnięciu naszyjnika nie stracić.
Sprzedawca nie był zbyt zadowolony, ale koniec końców dłoń wyciągnął do elfa. Ten wyliczył srebro, przesypał należność do sakiewki od paladyna i oddał sprzedawcy.
- Sorg było tej bardce na imię? - zapytał od niechcenia.
- A skąd wy to wiecie? - zdumiał się mężczyzna.
- Nieważne - Aesdil machnął ręką - grunt że pięknie w nich wygląda. Miłego dnia, dobry człowieku! - podniósł głos i ruszył dalej, chowając klejnot w bezpiecznej kieszeni, opatulony w irchę.

"Trochę czasu i spokoju a sam lepszy bym zrobił, jednak ten wygląda mi na komplet..." - fachowym okiem zawczasu obejrzał sobie i porównał naszyjnik z zapamiętanym obrazem Sorg, Uśmiechnął się na wspomnienie refleksów rozsyłanych w każdą stronę gdy dziewczyna potrząsnęła głową w promieniach słońca. Wspomnienie rozgrzało jego serce i przytłumiło złość na parę paladynów-pijaczków.

Cała sprawa nie potrwała tak długo by, przyspieszając kroku i zdając się na czułe zmysły Kulla, nie dogonić opojów i Aesdil wyciągnął nogi. Nie maszerował długo - obaj przyjaciele, objęci czule niczym kochankowie, po paru próbach wkroczyli do namiotu wejściem zwykle wykorzystywanym w tym celu (ściany namiotów są najczęściej pozostawiane w spokoju jeśli chodzi o kwestię dostępu). I demony Otchłani wiedzą co Złocisty by zrobił, gdyby nie widok Ubywającego Księżyca, dumnie powiewającego nieopodal obozów paladynów. Wzruszył więc bard ramionami i przespacerował się w tamtą stronę, przyglądając kapłańskiemu dla odmiany obozowi. Pojedynczy wielki namiot wskazał dokąd powinien skierować swe kroki i elf przywołał Kulla, posadził go na naramienniku i zagłębił się w zacienione wnętrze.


Gdy jego wzrok przywykł do półmroku, ujrzał trzech mężczyzn w ciemnobłękitnych szatach, tym bardziej popularnych wśród hierarchii Stwórcy Elfów im dalej na północ sięgać.
- Witajcie, bracia. Jestem Aesdil, zwany też Laure, przybywam ze Scornubel, z listem i prośbą od tamtejszej świątyni o odpowiedź... - wyciągnął z sakwy grubą kopertę. Rozejrzał się po zebranych, szukając najstarszego.

- Witaj bracie - rzekł jeden, nie wyróżniający się niczym od pozostałych, którzy skinęli głowami w pozdrowieniu. - Daleką drogę przebyłeś niosąc poselstwo sług naszego pana. Spocznij tu w cieniu, bo dzień dziś parny - to powiedziawszy odebrał listy z rąk barda i nalał wina do jednego ze stojących na niewielkim stolkiku kielichów ze rżniętego szkła. Po namiocie rozszedł się zapach przedniego elfiego wina.

- Daleka jak daleka, męcząca raczej - uprzejmie ukłonił się bard, podnosząc kielich. - Że jednak nie pierwszyzna to dla mnie, nie ma się co uskarżać, skoro sam szacownemu Beleguarowi zaproponowałem że przy okazji tutejszego konkursu bardów listy doręczę. Z których świątyń, bracia, przybyliście? Wiem o Darrow i Marathiel, rad bym dowiedzieć się więcej, bodaj pokrótce, gdzie jeszcze świątynie w Królestwie się znajdują. Wiem od Beleguarda że drowy napotkano w Królestwie - wielu ich się tu pojawiło? - nienawiść do mrocznych kuzynów zadźwięczała w głosie Laure. Pytanie było jednak niewczesne, kapłani zakłopotani spojrzeli po sobie. Złocisty zacisnął na chwilę szczęki, dopił wino. Nieufność wisiała w powietrzu i trudno było się temu dziwić. Zwłaszcza jeśli wieści o wyznawcach Vhaerauna są prawdziwe...
- Dziękuję bracia za gościnę. Po konkursie bardów pojawię się po odpowiedź, jeśli uznacie za stosowne odpisać. - ukłonił się krótko i opuścił namiot.

Pogładził Kulla po łebku, spojrzał w rdzawe oczy drapieżcy.
- Jesteś głodny? - raczej stwierdził niż zapytał. Płomień w oczach Złotoczerwonego był wystarczającą odpowiedzią. Bard dał się porwać ludzkiej ciżbie szukając jatek, obszedł pobliski kwartał, nie oddalając się jednak zbytnio od obozowisk Torma i Corelliona Larethiana. Nakarmił Kulla ochłapem surowego mięsa, jak zawsze zafascynowany drapieżnością jastrzębia. Kilkoro dzieciaków z otwartymi ustami wpatrywało się w wielkiego i ciężkiego ptaka, Aesdil uśmiechnął się do nich, rozdał im kilka piór Kulla które udaje mu się zwykle odnaleźć po pielęgnacji jastrzębia - lubi dzieci, ba, nie raz opiekował się nimi w świątynnym przytułku.


Powrócił w pobliże obozu paladynów, zastanawiając się co dalej zrobić. Doszedł do wniosku że przed koncertem bardów musi lepiej poznać historię Królestwa i, choć odrobinę, zorientować się w jakie tony najlepiej uderzyć, by przykuć uwagę widowni podczas występu. Może to z jego strony arogancja by myśleć że jest w stanie rywalizować z najlepszymi śpiewakami Królestwa, ale nie urodził się chyba jeszcze nieśmiały bard, a porażki jak do tej pory spływają po Aesdilu niczym woda po ściankach diamentu. To nieodmiennie przyciągnęło jego myśli ku Sorg, uśmiech wykrzywił mu wargi gdy rozpamiętywał dzisiejsze spotkanie... Spojrzał w pomarańczowo-czerwone oczy Kulla.

- W górę, leniu, skrzydła rozprostuj, nieszczęsny więźniu! - zażartował, wspominając zapał z jakim "darowała mu wolność". Nie kpina jednak to była, wręcz przeciwnie, ujęła go swymi słowami. - Jutro z rana poćwiczymy, mam kilka pomysłów...

Stał teraz dłuższą chwilę, obserwujac wchodzących i wychodzących z obozu paladynów Torma, jednak żaden z wychodzących mężczyzn nie wydawał mu się osobą odpowiednią do rozmowy. Skoro los nie zdarzył, nie czekał dłużej lecz skierował swe kroki ku miejscu gdzie dzikie zwierzęta były już od południa pokazywane...

Ku swemu zdumieniu stwierdził że wybór istot wystawionych na sprzedaż nie tak znowu wiele ustępuje oferowanym w handlowych miastach Zachodnich Ziem Centralnych. Nie spiesząc się oglądał poszczególne okazy, z przykrością popatrując na jedne, obojętnie mijając drugie, dopiero jednak czarnoskóre stworzenie wzburzyło w nim krew.
- Dridder... - warknął niegłośno na widok upiornej mutacji. Całej jego siły woli wymagało by nie porazić mutanta magicznymi energiamy czy wręcz nie rozstrzelać go z łuku, z najmniejszej odległości... Warkot rozległ się z jego gardła gdy kłuł jadowitym spojrzeniem nieszczęsną hybrydę. Dopiero jeden ze strażników wytrącił Laure z tego stanu i elf niechętnie odszedł stamtąd, pocieszając się w duchu tym że driddera czeka niełatwy los, a prawie na pewno - krótki...

Nie wiedział o tym że powtarza trasę Sorg niemalże krok w krok, co nie było zbyt dziwne, bowiem poszczególne klatki stały jedna obok drugiej. I podobnie jak ona stanął raptownie, słysząc kakofonię głosów, rozlegającą się jednak wyłącznie w umysłach osób zgromadzonych wokół klatki, nie w powietrzu.

"Telepatia?" - pomyślał zanim dojrzał jakie to stworzenia zamknięte są wewnątrz. Przestał się wtedy dziwić, spróbował odpowiedzieć, zadziwiony tą formą komunikacji. Przez chwilę zdawało mu się że głosy rozumie dlatego że zna smoczy język, rychło jednak przekonał się że i inni gapie, których trudno było podejrzewać o taką wiedzę, zdają się rozumieć stworzenia, komentować ich słowa czy wręcz wyśmiewać je.
"Witajcie" - spróbował wyartykułować bez dźwięku... Lament stworzeń nie ucichł, lecz jeden z pseudosmoków zawisł na prętach, wpatrując się w Aesdila z nieprzeniknionym wyrazem gadzich oczu.
"Rozumiesz mnie??" - Laure skupił na nim wzrok.

~
Czego chcesz? Drwić jak i inni? ~ warknął w jego myślach smok.

"A drwię, Twoim zdaniem? Widziałeś kiedy elfa którego cieszyłby widok kogoś w zamknięciu?" - obruszył się bard i wzruszył ramionami. - "Skąd pochodzicie? Skąd Was ... wykradziono?"

Smok wykonał gest będący chyba odpowiednikiem wzruszenia ramion. Wyraźnie nie był w nastroju na słowne gierki. ~ A widzisz, żeby ktoś protestował? Co nie jest zakazane jest dozwolone - stwierdził z goryczą. - Co cię to w ogóle obchodzi? I tak nic nie zrobisz. ~

Bard zerknął w jedną i w drugą stronę. Strażnicy zapewne byli świadomi że w tłumie może się znaleźć niejedna osoba której nie podoba się więżenie inteligentnych stworzeń i zachowywali czujność. Z drugiej strony pomóc można na niejeden sposób...

"Jeśli masz na myśli to czy rzucę się z wrzaskiem i toporkiem żeby kraty porąbać to masz rację, nie zrobię tego - zbrojni szybko by to ukrócili. Ale jeśli nie teraz i nie w ten sposób to ... Zaraz" - zaniepokoił się - "czy ktoś poza nami słyszy czy rozumie tą rozmowę?"

~ Nie. - burknął smok - To znaczy moi bracia mogą jeśli na nas się skupią, ale to nie ludzkie bablanie, nie niesie za sobą echa. Jeśli kto nie chce to nie podsłucha. ~


"Nie podoba mi się to że widzę Was w zamknięciu, czy to Ci wystarczy?" - Aesdil w momencie gdy to mówił czuł że nie jest do końca szczery - było nie było w klatkach były jeszcze i inne świadome istoty, jednak przecież to do smoków czuł największy sentyment - "Skąd jesteście? Wiesz może dokąd Was wiozą? Któryś z Was został już kupiony?" - odszedł nieco na stronę by nie budzić podejrzeń łowcy ciągłym milczeniem. Przy okazji jest to też dobry test tego na jaką odległość działa telepatia... Przynajmniej u pseudosmoków...~ Mieszkamy na północnym wschodzie kraju - obojętnie rzekł smok. - Część moich braci już zabrano, a jak się reszta nie sprzeda to nie wiem... Pójdziemy pewnie do szkół i sklepów magii, lub czegoś w tym stylu. Na handel, tu czy gdzie indziej - zakończył zrezygnowanym tonem ~

"Jak to wygląda w nocy? Zapewne jesteście czujnie pilnowani? Czy ktoś próbował już Was wydostać z zamknięcia?"~ E, skąd - parsknął smok - kto by śmiał? Dobrze nas pilnują, bo i złoto ciężkie za nas biorą, mordercy pierdoleni. Jak zresztą za wszystkie tu stworzenia. Zresztą straży w ogóle tu dużo, bo wiele bestii niebezpiecznych jest, więc... ~


"A w drodze?" - naglił elf. - "Może w drodze strażnicy mniej się pilnują, albo w mniejszej są liczbie, chyba handlarze wszyscy razem nie jeżdżą??" - z nutą winy przypomniał sobie słowa Sorg o niewoleniu Kulla i zerknął na krążącego wysoko jastrzębia. "To nie tak" - pomyślał - "Nie jest więźniem..."
~ A pewnie, że jest - pseudosmok podchwycił tę myśl. - Więzi go twoja magia tak samo, jak uwięzi niejednego z nas. Mówią, że poddaństwo magowi dobrowolne musi być, ale co to za dobrowolność, jak dusze związane na śmierć i życie...? ~ smokowi najwyraźniej niemiła była każda niewola, co w jego sytuacji nie mogło dziwić.
~ Pilnują, pilnują, ten złodziej głupi nie jest. Jak nie ty, to jakiś inny chciałby na nas zarobić i klatkę ukraść. Zresztą patrole teraz gęsto, na rabusiów czatują. ~
Elf z nutą złości już miał odpowiedzieć ostro na oskarżenie ale ku swemu zdumieniu zrezygnował, ramiona mu opadły. W każdym innym przypadku rogata jego dusza kazałaby mu się kłócić, ale w słowach smoka było trochę racji...

"Daj mi nad tym pomyśleć, dobrze? Swego czasu musiałem główkować nad taktyką zamiast paladyna i innych zbrojnych, a zdarzenie przeżyliśmy, więc może i tym razem wpadnę na jakiś dobry pomysł" - zachichotał w duchu przypominając sobie "sprawę Beregostu" i niebezpieczeństwa w Lesie Ostrych Kłów... - "Opowiem Ci o tym kiedyś. Powiedz mi na razie czy łowca jakąś magią dysponuje którą klatkę ochrania czy zabezpiecza do niej dostęp? I ilu strażników Was pilnuje?"

~ Nie liczyłem - odpadł nieco zaskoczony tak praktycznym podejściem do sprawy pseudosmok - ale z dziesięciu pewnie będzie. Magię mają bo nią nas połapali, ale czy sama klatka magiczna jest to nie wiem - na pewno żelazna. ~

"Szkoda, ale nie spodziewałem się czegoś innego. Jak Ci na imię? Jestem Aesdil" - przedstawił się samemu.

~ Peorrh - odparł smok, a w jego "głosie" zabrzmiał dziwny smutek ~

"Miło mi" - z powagą odpowiedział bard - "Żal że w takich okolicznościach Cię poznaję, ale uszy do góry, jeśli będę mógł pomóc to pomogę." - odszedł nieco w bok, przystanął przy balii z lwem morskim i wgapiał się w stworzenie nie dostrzegając go, z desperacją próbując znaleźć rozwiązanie skomplikowanego równania z pseudosmokami w roli głównej - "Będziesz ... nie, będziecie musieli mi pomóc - dzisiaj odejdę już stąd, zastanowię się na spokojnie." - pomyślał czując już ból głowy, nieprzyzwyczajony do tego typu komunikacji, zwłaszcza pierwszy raz. - "Jutro przyjdę znowu, tym razem z przygotowanym zaklęciem z którego pomocą spróbuję dowiedzieć się czy klatka jest w jakiś sposób zaczarowana. Porozmawiaj ... hmmmm, to znaczy ... no wiesz, dowiedz się od braci wszystkiego co tylko mogłoby pomóc, muszę się dowiedzieć jak Was złapano i kim jest czarodziej który tego dokonał. Policzcie strażników, musiałbym też znać ich zwyczaje - ilu ich Was pilnuje w nocy, na przykład." - przerwał czując jak łupie go pod czaszką. - "Odejdę teraz, mów do mnie, sprawdzimy jak daleko od Ciebie mogę odejść i nadal słyszeć Twoje myśli. Do jutra, uszy i ogon do góry Peorrhu" - zażartował i wielkiej zaiste wymagało samokontroli by uśmiech nie pojawił się na jego twarzy zamiast maski zainteresowania, gdy wpatrywał się w dziwaczną rybę. Wymierzył sprawnym okiem odległości by sprawdzić skąd najlepiej byłoby aktywować czar, po czym zerknął raz jeszcze na malutkie stworzenie żegnając się z nim i ruszył ku Srebrnej Strzale, utrzymując tak długo jak się da kontakt z Peorrhem.

"Kave i fajkowego ziela" - ledwo dał radę pomyśleć i dawno się tak nie cieszył jak wówczas gdy zobaczył gościnnie rozwarte drzwi karczmy. Przywołał Kulla, zajrzał do Indraugnira (ten jeszcze nie przelazł przez ogrodzenie boksu w poszukiwaniu smakowitych kąsków i alkoholu - tak, zwierzak ten jest czasami ... zadziwiający), kave przyrządził, zaciągnął się aromatycznym dymem i zdrzemnął nieco, by ból głowy rozwiać...



Odrobina snu wystarczyła by mógł jaśniej myśleć i długie spędził godziny zastanawiając się jak pomóc pseudosmokom, nie wyrządzając ludziom krzywdy (niezależnie od tego jak bardzo na krzywdę zasłużyli...) i samemu nie ponosząc uszczerbku... Zerkał przy tym na Kulla, zmartwiony słowami Sorg i Peorrha, będąc w przysłowiowej kropce...

Wieczorem odzyskał wreszcie humor, zszedł do głównej sali i porozmawiał z właścicielem Srebrnej Strzały by ten pozwolił mu wystąpić przed wieczerzającymi w jego karczmie. Jarmark radosnym jest wydarzeniem, toteż elf nie miał problemu z decyzją by pieśni zbyt poważnych dziś nie dotykać. Zamiast tego przegrzebał pamięć w poszukiwaniu wesołych przyśpiewek rodem ze Scornubel, może niezbyt przyzwoitych jednak stosownych do atmosfery gwarnego i rojnego Srebrnego Jarmarku...

Pewna piękna królewna
miała raz księcia z drewna
który ożywał w nocy,
zwykle koło północy.
Miał on włosy złociste
i źrenice przejrzyste,
miał też usta złaknione,
miał i serce szalone!
Był on bardzo wysoki
przy tym w barach szeroki,
pierś sklepioną jak tarcza -
to wam chyba wystarcza
by zrozumieć motywy
cnej królewny Judyty!

Nie wzbraniał się już teraz przed rozmowami, uśmiechem dziękując za słowa uznania, wypytując o Królestwo, różne wieści i plotki, pilnie nasłuchując tego co mieszkańców raduje ale i trapi...

Tak w ogóle to Złocisty ciągle rozglądał się po karczmie, szukając Sorg. Powtarzał sobie że to dlatego by wydobyć od niej przydatne informacje, o historii Królestwa, o wojnach z orkami, o miejscowych, czego się boją i tak dalej, i tym podobnie, ale w głębi duszy wiedział że się oszukuje. Z jakiegoś powodu dziewczyna zapadła mu w pamięć i gdy udał się już na spoczynek przewracał się z boku na bok dłuższą chwilę, rozpamiętując spotkanie...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline