Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2010, 19:58   #20
Discordia
 
Discordia's Avatar
 
Reputacja: 1 Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze
Sunny stała wyprężona na baczność. Na widok generała o mało nie parsknęła śmiechem, ale opanowała się. Prime był… no, cóż za coś dostał generalskie gwiazdki, jednak zaskoczyło ją jego młodość. Gdy usłyszała, że odprawę poprowadzi generał, spodziewała się kogoś starszego, siwiejącego, z wąsami. To ostatnie było absurdalne, musiała przyznać sama przed sobą. Ale generałowie zawsze jej się tak właśnie kojarzyli. Chociaż skądinąd nie znała w swoim życiu zbyt wielu wysokich rangą oficerów. Trzeba mu było jednak przyznać, że prezentował się okazale. Te mięśnie, wyraz twarzy, mundur. Na pewno ma na koncie nie jedną walkę.
Natomiast co do odprawy, to Chris miała mieszane uczucia. Zrzut na kompletnie obcą planetę był nie do pozazdroszczenia. A do tego dochodziło kilka dodatkowych szczegółów, które nie prowokowały do wpadania w przesadną euforię. Choćby to, że placówka należała do Konsorcjum Weyland-Yutani. Sierżant Sanchez nigdy jakoś nie mogła się przekonać do korporacji. Tak się jakoś nieodmiennie składało, że ich interes nie pokrywał się z interesem oddziału. Tak było w kopalni na Twilight, gdzie ważniejsze od ludzi okazały się dane korporacji. Inną sprawą były dane wywiadu. Niestety i tu doświadczenie kazało Sunny mieć się na baczności i traktować otrzymane informacje z marginesem błędu rzędu jakichś 30%. Co najmniej. „Hej, dziewczyno, weź się w garść” zbeształa samą siebie „To już należy do przeszłości. Było i minęło a ty musisz żyć dalej”.
Otrząsnęła się z przykrych wspomnień, słuchając dalej. Generał mówił o budowie ośrodka badawczego. Sanchez mimowolnie skrzywiła się na samą myśl o odmiennej wersji znienawidzonej przez nią urban war- walce w zamkniętych, metalowych pomieszczeniach ośrodka korporacji. Z tego, co się dowiedziała, na pewno nie będzie to łatwe zadanie. Dyskretnie przyjrzała się reszcie oddziału zastanawiając się, które z nich jest zwiadowcą. Taki ktoś niewątpliwie istniał. A jak wiadomo w parze ze zwiadowcą szedł HWO. Pocieszającą informacją w tym całym gównie był Sygnał SOS. Ktoś go nadał, więc ktoś tam żyje jeszcze na tym parszywym kawałku skały. Dla kogokolwiek, jednej tylko osoby, żołnierza dodajmy, Starszy sierżant Chris „Sunny” Sanchez gotowa była spuścić się samotnie z dropshipa w sam środek miejskiej rozpierduchy z flakami na pierwszym planie. Semper Fidelis – Zawsze wierni. „I nigdy nie zostawiamy swoich” przypomniały jej się słowa osobliwej przysięgi jaką składała zaraz po pierwszej akcji na ogniem palnika acetylenowego i butelką jednosłodowej whisky.
Uwagę o ksenomorfach przyjęła ze spokojem. Nigdy nie miała z nimi do czynienia, chociaż jak każdy marines przeszła przeszkolenie informujące o tym, jak skutecznie rozwalać im dupę. Jeśli spotkają te gówna z piekła rodem to się wtedy będą martwić.

Wydawało się, że generał skończył. Chris czekała na wyraźny rozkaz „Odmaszerować” albo coś w ten deseń. Ale gdy nic takiego nie nastąpiło, a ludzie zaczęli stopniowo znikać, biegnąc po sprzęt, także i ona się ruszyła. Szybkim krokiem poszła do szatni. Z szafki wyciągnęła paczkę gumy do żucia. Tym razem miała smak owoców sapho, cierpki i kwaskowaty. Następnie zrzuciła z wieszaka kamizelkę taktyczną z zasobnikami. Sunny zawsze była gotowa do drogi, więc wszystko było spakowane. Jeszcze tylko ray-bany na głowę, rękawiczki i KA-BAR i mogła iść dalej.
Następnym celem była zbrojownia. Sanchez pobrała swój pancerz, hełm, karabin M41-A, pistolet Victor i prywatny Colt Canada. Plus dwa zapasowe magazynki do każdej sztuki broni. Na koniec jej ukochany Flamethrower. Cały ten sprzęt zwaliła na ławkę w pobliżu i zaczęła się ubierać. Przesunęła dłonią po ledwie widocznych rysach na napierśniku, pamiątkach poprzednich misji. Jak wszystko pójdzie dobrze, to to zadanie nie pozostawi śladu.

Wróciwszy do hangaru Sanchez stanęła dokładnie w tym samym miejscu, co przedtem. Karabin lekko oparła o podłogę trzymając lufę w lewej dłoni, miotacz ognia z głuchym łupnięciem pancerza wylądował na ramieniu. Chris ściągnęła okulary na nos i rozejrzała się dookoła. Generał ciągle stał w tym samym miejscu, część plutonu jeszcze nie wróciła, medyk-amant rozsiadł się pod ścianą. Wszytko wyglądało wiejsko, siejsko i nijako. Dopóki zdyszany pilot nie wpadł jak granat oślepiający do ładowni wrzeszcząc, że odebrali sygnał SOS. Znudzona mina na twarzy Chris natychmiast ustąpiła czujności. Nareszcie impreza się rozkręca.
Sunny praktycznie nie usłyszała słów Generała. Jakaś część jej umysł wiedziała, o co chodzi Prime’owi. Zasuwał im gadkę na rozgrzewkę, jaką dobrze znała. Honor, odwaga, poświęcenie i takie tam duperele, które po 11 latach w korpusie puszczała mimo uszu, bo weszły jej w krew tak głęboko, jak to tylko możliwe biorąc udział w walkach z terrorystami.
- Słyszeliście generała! Dupy w troki bando kurew, ładować się na pokład. Czeka nas miła i przyjemna podróż, nie zapomnijcie wysłać kartek do waszych matek. Dalej, dalej! Wilanowski, nie jesteście na żadnej pierdolonej letniej kolonii, więc streszczajcie ruchy! – Wołał podporucznik, którego nazwiska jeszcze nie pamiętała.
„Trzeba przyznać, że zna się na swojej robocie” pomyślała. I zaraz do głowy przyszło jej co innego. Uśmiechnęła się do siebie, podnosząc karabin. „Spokojnie dziewczyno, na to przyjdzie czas potem” temperowała samą siebie. „Co z tego, że ciacho. Teraz masz myśleć o ratowaniu tyłka poczciwym weteranom i tym korporacyjnym gnojkom w Weyland-Yutani”.
I, wedle rozkazu, rzuciła się biegiem w kierunku dropshipa.
 
__________________
Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.

P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di.
Discordia jest offline