Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-03-2010, 20:03   #11
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
- Załoga! Generał chce was wszystkich widzieć w hangarze. - Powiedział strażnik.
"Co za nerwus."
-No to, jak to mówią :"Komu w drogę, temu naleśniki." Albo coś w ten deseń. - Zażartował kompletnie bez sensu. To jego ulubione żarty. Są takie jak on. Nikt ich nie rozumie, ale sie cieszą. Przeciągnął się. Uwydatnił swój wzrost (188 cm) i umięśnione ręce. Jak na kujona to był całkiem silny. Codziennie ćwiczenie na siłowni daje efekty.
- W hangarze za kilka minut jest zbiórka!
-Nie denerwuj się. Relax, take it easy. Bo jak to śpiewają "And nothing alse matters". Trzeba żyć, a nie egzystować. Są ludzie i parapety. Sorka, ale ja nie mam zamiaru leżeć pod oknem. - Rzekł z szerokim uśmiechem. Zauważył całkiem fajną laskę. To ta Sunny, czy coś. Podszedł do niej.
- Wybacz śmiałość, lecz może potem gdzieś wyskoczymy? Czegoś się napijemy. Co Ty na to? - Powiedział ciepłym i miłym głosem. Chris spojrzała na medyka z cierpkim uśmieszkiem na ustach.
- Jasne.- A po chwili dodała -Ale jedno pytanie: gdzie chcesz "wyskoczyć" na tej kurduplastej jednostce? Do mesy załogi czy oficerów? Poza tym, nie podają tu nic, co byłoby warte pierdzenia w stołek.
Tym razem uśmiech był szerszy i weselszy.
Maks uśmiechnął się przyjaźnie. Nigdy tak łatwo mu nie szło.
-No wiesz. Nie musimy tutaj. Może na tym Edenie, w końcu nazwa zobowiązuje do czegoś. - Zaproponował głęboko patrząc Sanchez w oczy. Sanchez spojrzała na niego kpiąco.
- Na tym Edenie to najprawdopodobniej będziemy dziurawić, a nie popijać. Poza tym, przecież nie będziemy tankować przed misją, nie? - Zrobiła przerwę, jakby się namyślając.- Chociaż jeden mały rozchodniaczek nie zaszkodzi.
Troszkę zmieszany odpowiedział.
-Jakby co, to w szafce mam flaszkę dobrej wódki. Możemy się tam przejść jeśli chcesz. A co do Edenu, to przecież między zabijaniem możemy znaleźć trochę czasu dla siebie. - Powiedział śmiało.
Parsknęła śmiechem już na całego. Podobał jej się ten medyk. Był bezpośredni do bólu i miał absurdalne poczucie humoru.
- Jasne. - Nachyliła się nad nim i konfidencjonalnie ściszyła głos.- Jak ja się kiedyś nawalę przed akcją, to będę musiała być pod wpływem albo najarana. Ale zawsze możemy napić się później, po turnusie. Jeżeli dalej będziesz chciał. - Przerwała na moment, żeby zaczerpnąć tchu. - Powiem ci nawet tak. Jak skończy się ta chwilowa przerwa w hibernacji to strzelimy sobie po kielonku na rozluźnienie. A na drugi raz to takie spojrzenia, skarbeńku, zachowaj dla panienek w kantynie. Za stary wróbel jestem, żeby mnie łapać na takie plewy. - Na prawdę nie miała nic przeciwko wypiciu z tym kolesiem. Byleby tylko nie zakładał od razu, że wskoczy mu do łóżka.
Uśmiech nie schodził jej z twarzy. - A tak, jasne - zmrużyła wesoło oczy. - Wy wszyscy jesteście tacy szlachetni. Do pierwszego kieliszka. A potem w tango. Dobra, słonko. Jak się spasujemy to może coś z tego będzie. Pożyjemy zobaczymy.
-Nie myśl sobie, że chodzi mi o ściągnięcie Ci majtek. Ja jestem bardziej honorowy. Mam szacunek dla kobiet. - Odpowiedział zgodnie z prawdą. Rodzice od zawsze mu to wpajali. Może dlatego, że zaadoptowały go lesbijki. - Oczywiście, że będę miał ochotę. Jeśli oboje to przeżyjemy to kto wie. A te spojrzenie jest zarezerwowane tylko dla naprawdę wyjątkowych kobiet.
- A tak, jasne - zmrużyła wesoło oczy. - Wy wszyscy jesteście tacy szlachetni. Do pierwszego kieliszka. A potem w tango. Dobra, słonko. Jak się spasujemy to może coś z tego będzie. Pożyjemy zobaczymy.
Chris zastanawiała się ile potrwa to "coś" i wychodziło jej, że jakieś dwie godziny do połowy nocy. W zależności od tego, komu znudzi się najpierw.
- Tak przy okazji, mów mi Sunny.
-Jeśli tylko chcesz. A teraz chyba powinniśmy się stawić na zbiórkę. Mamy tylko kilka minut.
Już w całym umundurowaniu, na wszelki wypadek z torbą na plecach, ruszył do hangaru. Nie chciał się spóźnić. Gdy szedł przez korytarz, potknął się i upadł.
-By to... - Już nie przeklinał, bo gdzieś z tyłu mogły iść damy. Nie chciał bym niegrzeczny w ich obecności. Przez przypadek upuścił palmtopa. Teraz leżał w drzazgach.
-No nie. - Jęknął. Gdzie teraz pogra w Call of Druty : Modern Warfare 58? Na szczęście nic się nie rozwaliło. Tylko musiał poskładać części. Usiadł i złożył komputer do kupy. - No całe szczęście. - Szepnął uradowany. Włączył grę. - Nażryjcie się ołowiu, głupie alieny! - Oczy aż mu się zaświeciły. Kochał "Attack of the Space Invaders". Remake gry jeszcze sprzed 2 milenium. Gdy oderwał się od gry spojrzał na zegarek.
-Ja pierdole. -Zauważył, że ma tylko minutę na dobiegnięcie do hangaru. Puścił się pędem korytarzem. Do pomieszczenia wpadł minutę za późno. Ustał w szeregu i zasalutował.
-Sierżant Wilanowski Maks zgłasza się na rozkaz Sir! - Wyrecytował posłusznie.
 

Ostatnio edytowane przez Roni : 10-03-2010 o 19:07.
Roni jest offline  
Stary 10-03-2010, 19:16   #12
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Jehdin już miał nadzieję, że ten lot będzie przebiegał spokojnie. Czerwona kontrolka alarmu nad panelem radaru wyprowadziła go z błędu. Raport sensorów pogorszył jeszcze jego humor. Sygnatura energetyczna informowała, iż jest to okręt klasy Conestoga. Na dodatek kierujący się w jego stronę. Jehdin zareagował błyskawicznie. Przyspieszył ze spokojnego dryfu na całą naprzód. Włączył również system zagłuszania radarowego, poczym wykonał gwałtowny zwrot, mając nadzieję znaleźć się za silnikami krążownika. Potem postanowił trzymać się tuż na granicy zasięgu ich sensorów i wylądować omijając ten przeklęty krążownik. Obecność tego statku psuła nieco jego plany, ale powinien sobie poradzić. Teraz wystarczy czekać.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 10-03-2010, 19:40   #13
 
Discordia's Avatar
 
Reputacja: 1 Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze
Chris, zostawiając potencjalnego amanta, usłyszała za sobą wołanie szeregowca. „No, proszę. W hangarze. To coś nowego” pomyślała. To faktycznie było coś nowego. Jeszcze jej się nie zdarzyło mieć pierwszej odprawy, wprowadzającej odprawy, w hangarze. Ostateczne ustalenia, jakieś drobne zmiany czy detale misji to jak najbardziej, ale tak? Nie, nie mogła sobie przypomnieć. I to jeszcze generał. Kroiło się coś dużego.
- No przecież nie będę żarła tego paskudztwa palcami! – Odwrzasnęła nawet nie odwracając głowy. Przyspieszyła nieco kroku, żeby się nie spóźnić.
Do mesy wpadła jak po ogień, chwyciła widelec. Na chwilę zatrzymała się, spojrzała na puszkę, na widelec, znowu na puszkę i zgarnęła łyżkę z szuflady. Cokolwiek jest w środku, zapewne zostało utopione w sosie. I jest wystarczająco miękkie, żeby przedziabać łyżką. Jeszcze na moment zatrzymała się przy termosie ciśnieniowym. Kawa, czyli kawo podobne paskudztwo, gęste jak asfalt, tak samo czarne i śmierdzące wciekło do podstawionego kubka.
- O żesz ty, kurza twarz – mruknęła cicho do siebie zaskoczona. – Nie myślałam, że może być coś gorszego od substytutu z tej parszywej kopalni.
Ostrożnie wzięła łyk.
- Tak jak myślałam. – Skrzywiła się. - Tamten był znacznie gorszy.
W sumie nie musiała się spieszyć aż tak bardzo. Miała jeszcze jakieś pięć minut. Otworzyła puszkę i znowu stwierdziła, że miała rację. Wyglądało, pachniało i zapewne smakowało jak… „No, przecież nie będę się wyrażać” pomyślała z rozbawieniem i pchnęła galaretowatą substancję łyżką. Substancja odkształciła się i powróciła do swojej pierwotnej formy.
- Pyszności… - wymruczała Chris z pełnymi ustami. Wolała nie myśleć, co właśnie wpycha w siebie. Więc żeby tego uniknąć, ruszyła raźnym krokiem do hangaru.
Wojskowe buciory wywoływały echo w pustym korytarzu. Nie było nikogo, okręt wydawał się wymarły, chociaż żyło na nim i pracowało sporo ludzi. Chris, między jedną łyżką a drugą, zastanawiała się, po jaką cholerę obudzili ich na długo przed wyznaczonym terminem? Odpowiedź była prosta – misja. Ale w tym sektorze nie działo się absolutnie nic, co wymagałoby interwencji CMC.
- Szkoda czasu. Za chwilę przecież wszystkiego się dowiem. – Chris, bowiem nie znosiła niespodzianek. Po prostu nienawidziła niespodzianek. Owszem, była spontaniczna. Owszem, lubiła zaskakiwać. Owszem potrafiła działać bez zastanowienia. Ale nie znosiła nagłych zmian sytuacji i zakłóceń w planie.
Postanowiła się uspokoić. Wsunęła ręce do kieszeni wojskowych spodni i zacisnęła je w pięści. Spięła też wszystkie mięśnie w ramionach i plecach aż do bólu. Czarna koszulka – bokserka zasadniczo nie zakrywała ramion, więc muskulatura prezentowała się aż nazbyt wyraźnie. Również tatuaż, tradycyjna odznaka korpusu i motto, „Semper Fidelis”, był dobrze widoczny.
Wymęczoną puszkę wojskowego żarcia, na wpół pełną, postawiła w kącie przed grodzią do hangaru. Przetarła usta ręką, przeczesała palcami włosy i weszła.
- Sir, starszy sierżant Sanchez melduje się na rozkaz, sir! – Regulaminowo wrzasnęła w kierunku dowódcy przyjmując pozycję na baczność. A zaraz potem „spocznij”, ustawiając się w szeregu.
 
__________________
Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.

P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di.
Discordia jest offline  
Stary 20-03-2010, 12:55   #14
 
Morsfinek's Avatar
 
Reputacja: 1 Morsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skałMorsfinek jest jak klejnot wśród skał
Lynn jak zwykle uwielbiała wiedzieć co się wkoło niej dzieje. Z łatwością i rozbawieniem wychwyciła strzępy rozmowy "gołąbeczków", trudniej jednak było stłumić parsknięcie - będzie trzeba nad tym popracować pomyślała. Umyta i najedzona mogła wreszcie zacząć funkcjonować. Lekkie drgania statku bardzo jej się nie podobały, zmieniamy kurs czy co? Trzeba się dowiedzieć o co w tej całej kabale chodzi aby niepotrzebnie nie narazić swojego pięknego kuperka na straty. Poprawiła jeszcze fryzurę w lustrzanym czytniku przy grodzi i z gracją weszła do hangaru.
- Sierżant Lynn Kortney melduje się na rozkaz, sir! - Służbiście wbiła wzrok przed siebie a na odkrzyk "spocznij", przyjęła już mniej zasadniczą pozycję. Zdążyła jeszcze przesunąć wzrokiem po oddziale kiedy dowódca znacząco chrząknął skupiając na sobie całą uwagę.
 
Morsfinek jest offline  
Stary 26-03-2010, 22:42   #15
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Puszka z zawartością mięsopodobną miała znikome walory smakowe, jeśli za takowe można przyjąć chemikalia mające utrzymać ową masę w jednym kawałku, konserwanty, barwniki i całą resztą świństw zaczynających się od literki e. Z drugiej strony już wolała standardowe MRE, każdy zawierał opcjonalne tabasco, jakim można było zabić wszelki brak smaku.
Dojadła zawartość konserwy bardziej z podejściem, ze nie wiadomo kiedy będzie czas na kolejny, a organizm energii potrzebuje. Nawet jeśli miał by być typowo tłuszczowo- węglowodanowa, jak ta.

O, obowiązkowa, zapewne, urocza ‘randka’ z dowódcą.
Ciekawe po kim będzie trzeba tym razem posprzątać, bądź za kogo świecić oczyma…
Wrzuciła pustą puszkę do utylizatora, wraz z jednorazową chusteczką w jaką wytarła ostrze noża jakim ową konserwę jadła. Nóż na powrót wylądował w pochwie wiszącej wysoko na udzie prawej nogi.



Ruszyła spokojnym krokiem w stronę hangaru. Na zapoznanie się z resztą teamu przyjdzie czas. Ale jak widać nikt się do tego jak na razie nie palił.
Jedno było faktem. Tak ‘przebabionej’ ekipy to jeszcze nie widziała.
I niestety nie wróżyło to za dobrze.
Ale będzie to problem dowódcy.
Więc na pewno nie jej.
Ta myśl sprawiła, że tylko uśmiechnęła się lekko do swoich myśli idąc korytarzem.
Kolejna okazja do obserwacji. I dobrze.
Wiedzy nigdy za dużo

W hangarze zalanym niezbyt przyjemnym dla ludzkich oczu światłem stanęła w szeregu podobnie jak cała reszta ‘baranków’.
A rzeźnik nawet nie wyglądał tak źle…przynajmniej nie na pierwszy rzut oka.
Kolejna brunetka w zespole tym razem nie wyróżniała się jakąś wybitną muskulaturą, jej sylwetka bardziej przywodziła na myśl lekkoatletkę niż kulturystkę,
Nie była jednak chucherkiem, prawie 180 cm wzrostu raczej nie pozwalało na to.
Pozornie wydawała się być zupełnie obojętna na otoczenie, do czego jednak nie pasowały zielone oczy bacznie taksujące napotkane ‘obiekty’.

-Kapral Winter melduję się na rozkaz, sir!.

Ciekawe jakiego rodzaju bajeczką na temat obowiązków wobec szeroko rozumianej ojczyzny zostaną dziś nakarmieni…
Zimny sen musiał w dość ciekawy sposób wpłynąć na jej poczucie humoru. Zapisać…
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay
Lhianann jest offline  
Stary 27-03-2010, 19:06   #16
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Po zjedzeniu konserwy Sara miała mieszane uczucia. Nie odpowiadał jej zarówno dziwny smak... "potrawy" jak i uczucie który po sobie zostawiła. Niestety zabrakło jej mentosów, ale na szczęście miała coś lepszego - nić dentystyczna pozwoliła jej zwalczyć większość związanych z "posiłkiem" niedogodności. Poświęciła moment, na czyszczenie zębów. Z tego powodu spędziła w szatni kilka chwil więcej niż pozostali, nie mniej jednak kontrolowała czas, aby nie spóźnić się na odprawę.
Zamknęła szafkę i po jednym krótkim spojrzeniu w lustro ruszyła na odprawę.
Fakt, ze miała się ona odbyć w hangarze, mógł świadczyć, że są gdzieś potrzebni natychmiast. Sara nie była tą wizją zachwycona. Jeszcze nie rozmrozili się całkowicie, a już mieli by iść na akcję. Do tego drużyna, "Jej drużyna" została uformowana niedawno, a Ona sama nie czytała jeszcze akt swoich podwładnych. Mieli za sobą jedynie kilka dni wspólnych ćwiczeń.
Coś jej mówiło, że jej ludzie nie są jeszcze gotowi na prawdziwą akcję. Część z nich pewnie nawet nie zabijała wcześniej ludzi... Zresztą dowie się wszystkiego co będzie jej potrzebne, a przynajmniej taką miała nadzieję.

Gdy weszła do hangaru, podporucznik Moreau - najwyraźniej jej prawa ręka w tym oddziale, skończył właśnie ustawiać ludzi w szeregu.
Zasalutowali sobie i Sara usłyszała zameldowanie gotowości ludzi do odprawy. Choć ich znajomość absolutnie ograniczała się do spraw zawodowych, to jednak rozumieli się dość dobrze. W sumie wojsko tego od nich wymagało, skoro byli jedynymi oficerami w tym oddziale.
Zaraz potem Sara ustawiła się przed szeregiem, stanęła na baczność i po zasalutowaniu Generałowi oznajmiła pewnym siebie głosem.
- Porucznik Thorne melduje gotowość oddziału GammaSigma442 do odprawy, Sir!
 
Mekow jest offline  
Stary 28-03-2010, 07:32   #17
 
Mr.Aru's Avatar
 
Reputacja: 1 Mr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znanyMr.Aru nie jest za bardzo znany

O ile porucznik Thorne miała wątpliwości czy jej ludzie zabijali już w swoim życiu inne humanoidy, generał Prime bez wątpienia musiał być w wojskowej czołówce. Jego mięśnie wprost rozsadzały czarną koszulę w jaką był ubrany. Wpatrywał się chwilę w swoich ludzi przenikliwym wzrokiem i wreszcie powiedział :
- Jak zapewne, niektórzy poczuli – zaczął ochrypłym głosem i przelotnie zerknął na Jinx. – Zmieniliśmy kurs. Wywołane jest to sygnałem SOS, który przyleciał do nas z uroczego Edenu-23. Jest to duże laboratorium genetyczne kontrolowane przez Weyland-Yutani. Garnizon składa się z 23 marines. To weterani, którzy przeżyli akcję związaną z incydentem 388 – to rzeczywiście mogło budzić podziw. – Dodatkowo cała baza uzbrojona jest w innowacyjny system automatycznej obrony ASO. 155 działek, które rozwalą wszystko co nie jest ludzkie. Ludzi też może rozwalać po przeprogramowaniu. Podstawowy Kompleks Operacyjny. Ma on 7 poziomów. W tym 3 podziemne. Nieopodal jest Zewnętrzny i Wewnętrzny Kompleks Badawczy. Dalej Magazyny i Strefy Mieszkalne : Biała i Czerwona. 3 lotniska, a w tym jedno transportowe. Do tego podziemne LĄDOWISKO AWARYJNE X1. Cały kompleks jest połączony systemem wentylacji, tzw. WYWIETRZNIKÓW. To ogromne, naprawdę ogromne w średnicy tunele ciągnące się po powierzchni całej planety.
Generał jeszcze raz zmierzył wszystkich wzrokiem.
- Tam musi panować chaos. Sygnał SOS nadał z przypadkowego miejsca szeregowy Roger McCain. Zazwyczaj robią to dowódcy. Nie wiadomo niestety co się stało.
Prime uśmiechnął się, widząc malujące się pytania na twarzach ludzi z oddziału. Każde z nich brzmiało inaczej, ale wymagały takiej samej odpowiedzi :
- Nie. To nie ksenomorfy. Na Edenie-23 NIGDY nie było Obcego. Nigdy nawet nie przelatywał tędy statek je wiozący. Podejrzewam, że to jacyś piraci. Wyruszycie tam raczej jako typowy oddział zwiadowczy. Matka nie mogła się połączyć z komputerem na powierzchni planety. Nie ma nawet odczytu ze stacji pogodowej. Musicie wylądować i zabezpieczyć lądowisko 1 by mogły tam wylądować inne statki. Później musicie dostać się do najbliższej Wieży Kontroli Lotów i podpiąć się tam do macierzy podsieci. Macie informatyków. Będąc już w systemie włączycie ASO, przywrócicie zasilanie i odczytacie wiadomości systemu. Powinniśmy już wtedy wiedzieć co jest grane. Niech wtedy dowódca skontaktuje się ze mną. Zapewne będą następne rozkazy. Pamiętajcie, że lecicie tam żeby ocalić ludzkie życia. Pamiętajcie, że my sami wieziemy wiele skrzyń, które są zapieczętowanym ładunkiem o tajnej zawartości. Musimy je jak najszybciej dostarczyć na ziemię. Dodatkowo mamy w komorach hibernacyjnych 40 żołnierzy z LV-500. Są poranieni. Ich też trzeba oddać rodzinom.
Prime spojrzał w jakiś wyimaginowany punkt na suficie, a w jego oczach przez moment zawitała nostalgia.
- Dowodzi pani Thorne. Hierarchia według stopni wojskowych. Macie kilkanaście minut na zebranie sprzętu. Niedługo „Nadzieja” wpadnie na orbitę i polecicie konwertoplanem na powierzchnię planety. Jak przeprowadzicie akcję? To już zależy od waszych pomysłowych dowódców. Ja? Ja tu tylko sprzątam.

***

Baza spowita była gęstą, białą mgłą. Budynki w kształcie fikuśnych wprost wielokątów wbijały się w szarość swymi ostrymi, drapieżnymi kształtami. Stały w mrocznej malignie i ciemności. Potężne reflektory na ścianach zgasły i umarły tej nocy. Podwórze było puste. Zimna płyta lądowiska leżała w spokoju atakowana przez majestat wieży kontrolnej, która wyglądała jakby zaraz miała się przewrócić. Nigdzie nie było żywej duszy. Zalanych czernią korytarzy nie oświetlił żaden blask…Bo strach przecież nie świeci. Chyba, że błyskiem w oczach. Tutaj raczej żadnych nie było. Owe korytarze wiły się jak żyły, skręcające się potwornie w czeluściach Podstawowego Kompleksu Operacyjnego. Nie istniała tu jednak CISZA, tak jak w każdym innym miejscu. Kroki przerodziły się w metalowy jazgot gdzieś w odmętach wywietrzników ciągnących się nieraz kilometr pod ziemią. Pojedynczy wystrzał zburzył harmonię. Potem rozległ się jeszcze skowyt podobny do śmiechu i kolejny odgłos kroku. Szuranie metalu o metal. Jazgot i kolejna fala śmiechu, który istniał wokół jak element krajobrazu. Cień poruszył się za szybą Wieży Kontroli Lotów. Ponure światełko nieba marnie oświetlało konsolę rozdzielczą przy oknie. Jakaś ręka wdrapała się jednak na nią i z uporem wystukiwała na klawiaturze komunikat. Przycisk ENTER i odpowiedź : SEND. Westchnienie ulgi było jednak bezpodstawne. Nawet to słyszało jak gdzieś cicho rozsuwały się gwiezdne grodzie światła…

***

- Generale. Kolejny SOS z Eden-23 – krzyczał pilot jeszcze zanim wpadł z hukiem zdyszany do hangaru.
Oczy Prime’a rozbłysły.
- Jaka treść?
- Sir, to SOS nie ma treści – pilot zatrzymał się w pół kroku.
- Ktoś tam jeszcze dycha – zaczął generał, stopniowo podnosząc głos. – A wy, kosmiczni Marines, lecicie tam żeby wykonać swoją robotę! Pieprzyć kolonistów. Już pewnie są mokrymi plackami na ścianach. Lecicie tam żeby tych jajogłowych stąd wyciągnąć, albo to co z nich zostało! Jeżeli coś się wam stanie to biada tym kurwim synom na planecie! Polecę tam sam i was stąd wyciągnę. Teraz jednak wymagam od was bardzo wiele : Przeżyjcie! Nie wiemy co się tam dzieje, a to dodatkowe utrudnienie. Do dyspozycji macie jeden konwertoplan. Gdybyście znaleźli ocalałych ew. wyślemy pilota z transporterem na pokładzie. Do dzieła panienki!

Nie znał ich. Wiedział, że sobie poradzą lub nie? Nie... Przeczuwał coś? Nic. Ważne jednak było to, że w nich wierzył i był gotów polecieć tam za nimi.
 
__________________
I have bad feelings about this...
Mr.Aru jest offline  
Stary 28-03-2010, 08:12   #18
 
Roni's Avatar
 
Reputacja: 1 Roni ma wyłączoną reputację
Gdy ujrzał generała w myślach miał tylko jedno.
"..."
Jak zawsze pustkę.
"Ale ma muły. To naprawdę weteran." - Ogromnym wysiłkiem zdołał pomyśleć. Nawet użył trudnego słowa "weteran".
Max spokojnie wysłuchał całej odprawy. Nie za bardzo mu się to podobało. Garnizon był duży, a nie poradzili sobie? Będzie pewnie dużo rannych, a co za tym idzie, mnóstwo roboty dla medyka.
- Dowodzi pani Thorne. Hierarchia według stopni wojskowych. Macie kilkanaście minut na zebranie sprzętu. Niedługo „Nadzieja” wpadnie na orbitę i polecicie konwertoplanem na powierzchnię planety. Jak przeprowadzicie akcję? To już zależy od waszych pomysłowych dowódców. Ja? Ja tu tylko sprzątam. - Skończył generał.
"Kurwa. Laska ma dowodzić? Tylko niech nas nie wpakuje w zasadzkę. Kilkanaście minut. Cóż za precyzja."
Wilanowski ruszył biegiem do szatni. Wziął plecak, ale nie broń. Wpadł do pomieszczenia z szafkami i zauważył, że jakiś żartowniś wgiął jego schowek.
-Bardzo, kurwa, śmieszne! - Krzyknął gdzieś w przestrzeń. Z całych sił złapał za drzwiczki i ciągnął do siebie. Po jakimś czasie udało się naprawić szafkę. Spojrzał na cyfrowy zegarek.
"Kurwa, mam jakieś 3 minuty."
Zgarnął z szafki pistolet i karabin, po czym schował broń do kabur. Zarzucił plecak na ramię i spokojnym krokiem wrócił do hangaru. Usiadł pod ścianą i właśnie miał zatopić się w muzyce, gdy jakiś kretyn wbiegł z wrzaskiem przez drzwi.
- Generale. Kolejny SOS z Eden-23
"Też mi coś. Ktoś tam żyje. Olewam."
- Jaka treść? - Spytał generał.
"Cóż za idiota. SOS nie ma treści, bo to SOS."
- Sir, to SOS nie ma treści - Żołnierz potwierdził jego myśli.
(...)- Do dzieła panienki!
"Co on się tak drze?"
Max wstał z podłogi i powędrował w stronę generała. Ustał przed nim na baczność.
-Nie pręż mi się tutaj. Spocznij. - Usłyszał od dowódcy. Pokornie stanął w lekkim rozkroku.
"Teraz tylko czekać."
 
Roni jest offline  
Stary 28-03-2010, 17:24   #19
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Ustawiając oddział do odprawy porucznik miał krótką chwilę, aby przyjrzeć się tej nietypowej grupce, w której się znalazł. Coraz bardziej intrygował go fakt, że poza sierżantem Wilanowskim, w którego poczytalność zaczął nieco wątpić, w oddziale były niemal same kobiety. Niemal, gdyż Moreau nie wliczał w swoje rachuby „Blachy”. W każdym bądź razie po raz pierwszy spotykał się z takimi proporcjami w oddziale i miał, co do tego mieszane uczucia. Nie był to jednak czas, ani miejsce na rozważania i rozgryzanie tego tematu. Znając życie i wojskowe procedury najdalej za godzinę będą już frunąć w dropshipie ku powierzchni Eden-23. Jester już wcześniej przyjrzał się pojazdom znajdującym się na pokładzie USS Nadzieja i z zadowoleniem mógł stwierdzić, iż są w całkiem dobrej kondycji. Ryzyko zapłonu tudzież utraty którejkolwiek z części jednostki były raczej minimalne, co od razu zwiększało szansę marines na powrót z misji. Właśnie, marines. Porucznik omiótł wzrokiem drużynę. Na miejscu byli już wszyscy.

-Baczność!- krzyknął i sam przyjął postawę zasadniczą. Następnie wyuczonym ruchem obrócił się, postąpił kilka kroków, ciężko uderzając butami o stalową podłogę, i stanął przed swoim bezpośrednim przełożonym.

-Pani porucznik, podporucznik Jeff Moreau melduje oddział gotowy do odprawy!- powiedział, a następnie zasalutował, sztywno i mechanicznie, zgodnie z regulaminem. Kiedy Thorne przejęła kontrolę Jester stanął w szeregu, zaraz obok tej sierżant z hiszpańskim nazwiskiem, którego wciąż nie mógł sobie przypomnieć.

A potem przemówił on.

Generał Prime.

Jester niewiele słyszał o nim wcześniej. Może nie było, o czym, a może pilot po prostu nie przykładał zbyt wielkiej uwagi do opowieści o bohaterach z drugiego krańca wszechświata. Faktem jednak pozostawało to, iż stojący właśnie przed oddziałem oficer prezentował się niczym stary wyga, z gatunku tych co widzieli w swoim życiu już wszystko. Jeff z doświadczenia wiedział, że tacy ludzie mieli jeden zasadniczy mankament. Traktowali samych siebie jak alfy i omegi w sprawach wojskowych, z miejsca dyskredytując wiedzę i zalety innych. O dziwo Generał okazał się zaprzeczeniem stereotypu. Zwrócił się do drużyny zwięźle i rzeczowo. Z miejsca przedstawił wszystkie najważniejsze informacje oraz swoje wymagania. Wszystko brzmiało prosto, nawet zbyt prosto. Po akcji na Vrolik porucznik zrobił się nieco podejrzliwy, a nawet nieufny. Stąd też słowa Prime’a potraktował z pewnym dystansem. Zwłaszcza zapewnienie, o braku Ksenomorfów na terenie bazy. Rok temu wywiad też był wszystkiego pewien.

Oddział szybko zebrał potrzebne klamoty. Pancerze, broń i cała masa dupereli potrzebnych w walce. Marines zaczęli się już zbierać, gdy stała się rzecz zgoła nieoczekiwana. Niespodziewanie do hangaru wbiegł jeden z pilotów, krzycząc coś o sygnale SOS nadanym właśnie z powierzchni Eden-23. Możliwości były dwie, albo na planecie rzeczywiście ktoś jeszcze żyje, albo napastnicy chcą ściągnąć w pułapkę oddział z Nadziei. Obie możliwości zdawały się tak samo prawdopodobne, co jeszcze bardziej gmatwało obraz misji. Jedyne, co pozostało pewne to, jak wygląda kompleks. O ile w międzyczasie ktoś nie wysadzi go w powietrze. Moreau miał coraz gorsze przeczucia, ale nie dawał tego po sobie poznać. Zdobył się nawet na skwitowanie lekkim uśmieszkiem ostatniego zdania wypowiedzianego przez generała. „Do dzieła panienki, pasuje w naszej sytuacji wręcz idealnie” przemknęło mu przez głowę i wysunął się do przodu.

- Słyszeliście generała! Dupy w troki bando kurew, ładować się na pokład. Czeka nas miła i przyjemna podróż, nie zapomnijcie wysłać kartek do waszych matek. Dalej, dalej! Wilanowski, nie jesteście na żadnej pierdolonej letniej kolonii, więc streszczajcie ruchy!- krzyczał Jester poganiając marines. Z każdą chwilą utwierdzał się w przekonaniu, że lubi tą robotę. I to bardzo. Gdy kolejni żołnierze przebiegali obok, Jeff podszedł do Thorne.

-Pani porucznik- zasalutował, jednak nie tak sztywno jak poprzednio-Chciałbym zamienić słówko. Nie znam pani i nie wiem, jakim dysponuje doświadczeniem. Liczę, że jest na tyle duże byśmy powrócili na Nadzieję wszyscy i to w jednym kawałku. Ze swojej strony mogę zapewnić o pełnym wsparciu, gdyż to na nas dwojgu spoczywa największy ciężar i odpowiedzialność. Już teraz chciałbym przestrzec przed zbytnią wiarą w słowa generała. To placówka Weyland-Yutani, jeśli nie ma tam Obcych to na pewno jest jakieś inne gówno, a opowiastki o piratach wsadziłbym między książki z bajkami dla dzieci-
 
sickboi jest offline  
Stary 30-03-2010, 19:58   #20
 
Discordia's Avatar
 
Reputacja: 1 Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze
Sunny stała wyprężona na baczność. Na widok generała o mało nie parsknęła śmiechem, ale opanowała się. Prime był… no, cóż za coś dostał generalskie gwiazdki, jednak zaskoczyło ją jego młodość. Gdy usłyszała, że odprawę poprowadzi generał, spodziewała się kogoś starszego, siwiejącego, z wąsami. To ostatnie było absurdalne, musiała przyznać sama przed sobą. Ale generałowie zawsze jej się tak właśnie kojarzyli. Chociaż skądinąd nie znała w swoim życiu zbyt wielu wysokich rangą oficerów. Trzeba mu było jednak przyznać, że prezentował się okazale. Te mięśnie, wyraz twarzy, mundur. Na pewno ma na koncie nie jedną walkę.
Natomiast co do odprawy, to Chris miała mieszane uczucia. Zrzut na kompletnie obcą planetę był nie do pozazdroszczenia. A do tego dochodziło kilka dodatkowych szczegółów, które nie prowokowały do wpadania w przesadną euforię. Choćby to, że placówka należała do Konsorcjum Weyland-Yutani. Sierżant Sanchez nigdy jakoś nie mogła się przekonać do korporacji. Tak się jakoś nieodmiennie składało, że ich interes nie pokrywał się z interesem oddziału. Tak było w kopalni na Twilight, gdzie ważniejsze od ludzi okazały się dane korporacji. Inną sprawą były dane wywiadu. Niestety i tu doświadczenie kazało Sunny mieć się na baczności i traktować otrzymane informacje z marginesem błędu rzędu jakichś 30%. Co najmniej. „Hej, dziewczyno, weź się w garść” zbeształa samą siebie „To już należy do przeszłości. Było i minęło a ty musisz żyć dalej”.
Otrząsnęła się z przykrych wspomnień, słuchając dalej. Generał mówił o budowie ośrodka badawczego. Sanchez mimowolnie skrzywiła się na samą myśl o odmiennej wersji znienawidzonej przez nią urban war- walce w zamkniętych, metalowych pomieszczeniach ośrodka korporacji. Z tego, co się dowiedziała, na pewno nie będzie to łatwe zadanie. Dyskretnie przyjrzała się reszcie oddziału zastanawiając się, które z nich jest zwiadowcą. Taki ktoś niewątpliwie istniał. A jak wiadomo w parze ze zwiadowcą szedł HWO. Pocieszającą informacją w tym całym gównie był Sygnał SOS. Ktoś go nadał, więc ktoś tam żyje jeszcze na tym parszywym kawałku skały. Dla kogokolwiek, jednej tylko osoby, żołnierza dodajmy, Starszy sierżant Chris „Sunny” Sanchez gotowa była spuścić się samotnie z dropshipa w sam środek miejskiej rozpierduchy z flakami na pierwszym planie. Semper Fidelis – Zawsze wierni. „I nigdy nie zostawiamy swoich” przypomniały jej się słowa osobliwej przysięgi jaką składała zaraz po pierwszej akcji na ogniem palnika acetylenowego i butelką jednosłodowej whisky.
Uwagę o ksenomorfach przyjęła ze spokojem. Nigdy nie miała z nimi do czynienia, chociaż jak każdy marines przeszła przeszkolenie informujące o tym, jak skutecznie rozwalać im dupę. Jeśli spotkają te gówna z piekła rodem to się wtedy będą martwić.

Wydawało się, że generał skończył. Chris czekała na wyraźny rozkaz „Odmaszerować” albo coś w ten deseń. Ale gdy nic takiego nie nastąpiło, a ludzie zaczęli stopniowo znikać, biegnąc po sprzęt, także i ona się ruszyła. Szybkim krokiem poszła do szatni. Z szafki wyciągnęła paczkę gumy do żucia. Tym razem miała smak owoców sapho, cierpki i kwaskowaty. Następnie zrzuciła z wieszaka kamizelkę taktyczną z zasobnikami. Sunny zawsze była gotowa do drogi, więc wszystko było spakowane. Jeszcze tylko ray-bany na głowę, rękawiczki i KA-BAR i mogła iść dalej.
Następnym celem była zbrojownia. Sanchez pobrała swój pancerz, hełm, karabin M41-A, pistolet Victor i prywatny Colt Canada. Plus dwa zapasowe magazynki do każdej sztuki broni. Na koniec jej ukochany Flamethrower. Cały ten sprzęt zwaliła na ławkę w pobliżu i zaczęła się ubierać. Przesunęła dłonią po ledwie widocznych rysach na napierśniku, pamiątkach poprzednich misji. Jak wszystko pójdzie dobrze, to to zadanie nie pozostawi śladu.

Wróciwszy do hangaru Sanchez stanęła dokładnie w tym samym miejscu, co przedtem. Karabin lekko oparła o podłogę trzymając lufę w lewej dłoni, miotacz ognia z głuchym łupnięciem pancerza wylądował na ramieniu. Chris ściągnęła okulary na nos i rozejrzała się dookoła. Generał ciągle stał w tym samym miejscu, część plutonu jeszcze nie wróciła, medyk-amant rozsiadł się pod ścianą. Wszytko wyglądało wiejsko, siejsko i nijako. Dopóki zdyszany pilot nie wpadł jak granat oślepiający do ładowni wrzeszcząc, że odebrali sygnał SOS. Znudzona mina na twarzy Chris natychmiast ustąpiła czujności. Nareszcie impreza się rozkręca.
Sunny praktycznie nie usłyszała słów Generała. Jakaś część jej umysł wiedziała, o co chodzi Prime’owi. Zasuwał im gadkę na rozgrzewkę, jaką dobrze znała. Honor, odwaga, poświęcenie i takie tam duperele, które po 11 latach w korpusie puszczała mimo uszu, bo weszły jej w krew tak głęboko, jak to tylko możliwe biorąc udział w walkach z terrorystami.
- Słyszeliście generała! Dupy w troki bando kurew, ładować się na pokład. Czeka nas miła i przyjemna podróż, nie zapomnijcie wysłać kartek do waszych matek. Dalej, dalej! Wilanowski, nie jesteście na żadnej pierdolonej letniej kolonii, więc streszczajcie ruchy! – Wołał podporucznik, którego nazwiska jeszcze nie pamiętała.
„Trzeba przyznać, że zna się na swojej robocie” pomyślała. I zaraz do głowy przyszło jej co innego. Uśmiechnęła się do siebie, podnosząc karabin. „Spokojnie dziewczyno, na to przyjdzie czas potem” temperowała samą siebie. „Co z tego, że ciacho. Teraz masz myśleć o ratowaniu tyłka poczciwym weteranom i tym korporacyjnym gnojkom w Weyland-Yutani”.
I, wedle rozkazu, rzuciła się biegiem w kierunku dropshipa.
 
__________________
Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.

P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di.
Discordia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172