Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2010, 00:34   #35
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Ujazdowska nie wydawała się do końca przekonana co do zastosowania amuletu wręczonego Duninowi jeszcze w Warszawie przez Cygankę. Ogólnie to to wszystko wydawało się być lekko irracjonalne, a nawet nie lekko irracjonalne. Prawda była jednak taka, że pewne zjawiska zachodziły i działy się czy Tomasz tego chciał czy nie i czy umiał to wyjaśnić czy nie. Nie zajmując się więcej sprawą podarunku od Cyganki i tego czym on właściwie jest – rzucił go pod rozłożysty krzak. Zresztą mężczyzna sam nie wiedział dlaczego go jeszcze przy sobie miał... Najbardziej racjonalne wydawało się tłumaczenie, że po prostu wcześniej miał ważniejsze sprawy na głowie i zapomniał o tym... czymś.

Kilka minut później dwoma samochodami wyjeżdżali już z miasta. Sabina najwyraźniej dobrze znała miasto i zapewne okolicę. Co potwierdziło się już po kilku chwilach. Czas znów był przeciwko Tomaszowi, ale do tego chyba już zaczynał się przyzwyczajać. Zatrzymali się na poboczu drogi i podczas krótkiego odpoczynku Tomasz przekopał swoje rzeczy. Przepakowywał się już kilkukrotnie i coś obcego powinien znaleźć już wcześniej, ale... okazji do podrzucenia czegoś do bagażu też nie brakowało.

Ujazdowska zaproponowała udanie się na początek do leśniczówki jej znajomego celem uzupełnienia zapasów i swobodnego porozmawiania. To był dobry pomysł. Sabina wydawała się otwarta co wcale nie musiało znaczyć szczera a już na pewno nie była bezinteresowna. Otwarcie zresztą wspomniała o tym, że po odnalezieniu artefaktu „się zobaczy”. Cała ta mistyczna otoczka zaczynała oddziaływać na Tomasza – w jakiś sposób go pociągać... Już teraz wiedział, że sprawa nie zakończy się rozjechaniem się do domów, czy zadowoleniem się finansową gażą. Jednak te wszystkie dywagacje były póki co dość odległą przyszłością... A przede wszystkim – jeszcze nie mieściły się, tak do końca, w umyśle Dunina. Gdzieś musiał wstawić jasnowidzów, wróżki i prestidigitatorów... a także amulety i inne takie cuda.


Droga przez las okazała się trudna dla madame Ujazdowskiej, której język wyraźnie osiągnął poziom praskiego bruku i podwórek na Bródnie... To też dawało do myślenia. Kobieta miała pieniądze i jakiś status – niewątpliwie. Jednak do arystokracji... brakowało kilku elementów. Słowo „mezalians” jakkolwiek odnoszono się do niego z wielkim „och i ach” istniał i miał się całkiem dobrze. Wiele upadających nazwisk ratowało się związkiem z bogatym kupcem czy przemysłowcem. Łęckich i Wokulskich były setki... Dla Sabiny te poszukiwania i wejście w posiadanie artefaktu mogły być swoistą przepustką do wyższych sfer; do uznania w środowisku masońskim i przez to wtopienia się w elity. Choć zaczynał znajdować wiele podobieństw pomiędzy masonerią a dyplomacją. W jednym i drugim miejscu pochodzenie i status nie wystarczały do osiągnięcia pozycji. Potrzebne było coś jeszcze – osobowość, charakter... może jedno i drugie. Przelotnie pomyślał czy byłby w stanie samemu wejść w to środowisko. To było niedorzeczne – w Europie szalała wojna, a jego interesowały jakieś gierki i tajne stowarzyszenia. Jednak...

W końcu jednak dotarli do leśniczówki należącej do Henryka Rogoża.

Gospodarz okazał się sympatycznym człowiekiem i staropolskim zwyczajem zaczął od poczęstowania wiśniówką i bigosem. Wiśniówkę Dunin także wychylił nie czekając na dodatkowe zaproszenia, ale po obiedzie był jeszcze syty i w sumie zadowolony z faktu, że Sabina też postanowiła się z obiadu wymówić...

Znaleźli się w końcu sami pokoju należącym do ojca Ujazdowskiej, co było kolejną ciekawą informacją.


Rozmowa potoczyła się początkowo w kierunku jasnowidzów, choć był to właściwie temat badawczy, równie dobry jak rozmowa o jednorożcach... Dunin musiał się zdecydować co z tym wszystkim dalej zrobić.

- Teraz musimy wspólnie opracować plan działania i dalszej podróży. Dokąd właściwie jedziemy? Przepraszam za to "my", ale sądząc po pana pytaniach zgadza się pan na nasz sojusz. - zakończyła Ujazdowska i spojrzała na mężczyznę. W pokoju zapanował cisza. Jeszcze przez moment Tomasz bawił się amuletem. Po czym wrócił do towarzyszki:
- Wspominała pani o układzie korzystnym dla obu stron. Pani oferuje bezpieczeństwo, wiedzę, środki i układy. Czego oczekuje pani w zamian? Bo problem polega na tym, że żadne środki i układy nie zapewnią bezpieczeństwa w kraju, w którym szaleje wojna. Również jakoś, może ogromnym szczęściem, może przebiegłością dotarłem aż tutaj – sam, bez pomocy i mistycznej wiedzy. Nie neguję, że ma pani coś do zaoferowania w tym układzie – podobnie jak ja coś do niego wnoszę. - stuknął w mapę leżącą na stole - Jednak co z tego układu każde z nas wyniesie? To trochę dzielenie skóry na niedźwiedziu, ale oboje zdajemy sobie sprawę z faktu, że to „coś” nie da się podzielić na pół... Z czym odejdzie ta druga osoba? - postanowił zasiać trochę niepokoju w sercu Ujazdowskiej, licząc na to, że może z czymś się zdradzi - Testament Weroniki mówił o kilku rzeczach, choć w chwili obecnej zaczynam się zastanawiać czy było tam jakiekolwiek prawdziwe i dokładne słowo. Równie dobrze możemy gonić za błędnym ognikiem obserwowani przez śmiejącą się zza światów Dyjamentowską, która urządziła sobie ostatni, popisowy numer i zakpiła z wszystkich. Żadna ze wskazówek bowiem nie była dokładna, a niektóre wręcz prowadziły na manowce. Być może te znalezione w Gdańsku również takie są. Cóż, okaże się wkrótce... Ale, bo nie pozwoliłem pani dojść do słowa – co pani chce uzyskać i co ja na tym wszystkim mogę zyskać? - zagrał trochę szuję, trochę cinkciarza, który poczuł pieniądze, albo możliwość „ustawienia się”.
 
Aschaar jest offline