Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2010, 08:49   #84
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Podobały jej się zakupy, chociaż poza kościanym grzebieniem z dużymi zębami, który na pewno lepiej się będzie nadawał do rozczesywania niesfornych loków Marthy, nie miała ochoty kupować niczego spoza listy, którą ułożyła sobie wcześniej, a która zawierała tylko rzeczy przydatne dla wszystkich. Życie w klasztorze najwyraźniej nauczyło ją oszczędności, a jej kobieca strona natury myśląca o pięknym wyglądzie i fatałaszkach nie przebudziła się jeszcze.
Także udawanie chłopca i rozmowy z posłańcami uznała za świetną zabawę. Bardzo pouczająca była myśl, że ludzie najwyraźniej wierzą w to co widzą, a oczy przecież tak łatwo można oszukać.

***

Wieczorem, gdy już wszystkie sprawy były załatwione, poprosił gospodarza o jakieś dobre wino i trzy gliniane kubki, gdyż na kielichy nie było co liczyć. Zaprezentował butelkę dziewczynom.
- To jak, napijemy się za pomyślne zakupy?
- Nigdy nie piłam wina
- Powiedziała Gwen - tylko rozcieńczone piwo.
Martha. wciąż cała w wypiekach i nieco zagubiona, spojrzała na butelkę z lekką konsternacją.
- Ja również... nawet rozcieńczonego piwa.
- No to najwyższy czas zacząć!
- stwierdził autorytatywnie Noah - Bo panny już nie takie młode, a wina nigdy nie skosztowały! Niestety musimy zadowolić się małym stolikiem w naszym pokoju, karczma odpada.
Starsza z dziewczyn zarumieniła się, ale pokiwała głową. Po całym dniu nowości, mogła przełknąć jeszcze jedną. Za to Gwen przez chwilę poczuła się rozczarowana, że będą siedzieli w pokoju zamiast pooglądać sobie wieczorne miasto i jego atrakcje. Jak zwykle te uczucia odmalowały się na jej twarzy i chłopak, który od razu je zauważył, potrząsnął głową:
- Gwen, można czytać z ciebie jak z pergaminu. Jak nigdy nie piłaś, to tym bardziej nigdzie nie pójdziemy. Język za bardzo by ci się rozwiązał i paplałabyś o wszystkim na lewo i prawo.
Wiedział, że mu nie uwierzy, ale mało go to obchodziło. Sama się przekona. Zaśmiał się w duchu i pokazał im schody na górę, gdzie znajdował się ich pokój.
- Nie marudzić. Że też mi się trafiły jedyne dwie, które nigdy miasta nie odwiedzały...
Drobna blondyneczka zaśmiała się ciekawa tego rozwiązanego języka. Nie wiedziała o co się Noah czepia, przecież nie była gadułą. Jak było trzeba, to potrafiła trzymać język za zębami... ale fakt, ukrywanie uczuć wychodziło jej zdecydowanie nędznie. Poza ty był jeszcze problem potencjalnego pościgu z klasztoru... Ostatecznie ruszyła więc po schodach w kierunku wskazanym przez chłopaka.
Martha nie miała ochoty się sprzeczać, bowiem pasowało jej to znacznie bardziej, niż pełna obcych ludzi karczma. Dziś i tak widziała więcej obcych, niż przez całe swoje życie. Posłusznie weszła na górę i klapnęła na łóżko.
Noah zamknął za nimi drzwi, chociaż skobel nie wyglądał na zbyt pewny. Ale cóż, kwestia zaufania. Ten rzemieślnik był jednym z jego najbliższych przyjaciół. No dobra, znajomych. Potem przestawił mały, koślawy stolik, ustawiając go pomiędzy łóżkami, a na nim trzy kubki i nalał do każdego czerwonego wina. Specyficzny zapach rozniósł się po pomieszczeniu.

- Tylko nie pijcie za szybko, uderza do głowy. Zwłaszcza kobiecej i nie przyzwyczajonej.
Uśmiechnął się czarująco, odstawiając butelkę. Uniósł kubek w górę.
- Za pomyślne zakupy!
Gwen wzięła kubek do reki i powąchała. Zapach nie był specjalnie ujmujący, ale na próbę zamoczyła usta i nabrała odrobinę na koniec języka:
- Kwaśne - stwierdziła wyraźnie rozczarowana.
Z drżeniem dłoni, Martha wyciągnęła rękę po kubek i przyjrzała się jego zawartości. Uniosła go najpierw w górę, jak Noah, a potem do ust, od razu pociągając duży łyk, jakby piła wodę. Przełknęła z trudem, a oczy prawie wyszły jej na wierzch. Kaszlnęła. Zaczerwieniła się.
- Zupełnie inne od wody! Ale mi smakuje...
Mężczyzna westchnął. Kobiety zupełnie nie umiały pić! Sam upił znacznie więcej, odstawiając kielich i kierując na nie swoje spojrzenie.
- Im dłużej się pije, tym lepiej smakuje – Powiedział i zaczął szukać czegoś w sakwie, którą zakupił tego dnia w mieście.
Gwen nabrała więcej w usta, przełknęła i zaczęła analizować:
- Jak się wypije więcej smak nie jest lepszy, ale robi się przyjemnie ciepło.
- Bo wciąż za mało wypiłaś. Jak ci się zrobi wesoło to i smakować zacznie lepiej
– stwierdził Noah.
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem:
- Ależ mnie jest bardzo wesoło? Nie muszę do tego niczego pić...
- Zawsze jesteś taka niecierpliwa? Alkohol nie działa od razu. Zresztą, jak nie chcesz to nie pij. Więcej będzie dla nas.

Mrugnął do Marthy, której wyraźnie smakowało, bo cały czas siedziała cicho i prawie nie odrywając kubka od ust, pijąc malutkimi łyczkami. Rzeczywiście smak miało intrygujący, a przecież ona nigdy nie piła nic innego prócz wody!

Tymczasem Noah wyciągnął skórzaną sakiewkę.
- Pokazać wam jak zarabiałem na życie w Nottingham?
Starsza z dziewczyn wreszcie oderwała się od kubka, czując jak trunek rozgrzewa ją od środka. Ciekawie zerknęła na sakiewkę i pokiwała głową.
- Coś mi to kiwanie dziś dobrze wychodzi... - Zachichotała.
- Tak, pokaż! - Pokiwała głową Gwen odsuwając na bok prawie pełną szklankę. Może gdyby dodać do tego trunku trochę miodu poprawiłby smak? Pomyślała i dodała przesuwając go w kierunku środka stołu:
- Proszę bardzo możecie wypić moje.

Noah wyjął najpierw pięć drewnianych kości, na których wydłubane były różne ilości dziurek.
- To najbardziej popularna gra. Gra się albo na wyższe wyniki, albo na najbardziej podobne wyniki. Spójrzcie.
Rzucił je delikatnie na stolik, a te potoczyły się ze stukotem. Wskazał na wyniki:
- Dwie dwójki, jedynka, szóstka i piątka. W zwykłej grze wynikiem byłoby szesnaście. W kościanym pokerze - jedna para. Gdy gra kilka osób, każdy kładzie tyle samo pieniędzy na wspólną kupkę. Wygrywający bierze wszystko. To się nazywa hazard. - Uśmiechnął się, podając im kości:
- Spróbujcie.
Sam zaś dopił wino ze swojego kubka, biorąc następnie ten Gwen, która w tym czasie zgarnęła ze stołu kości i rzuciła tak jak pokazał chłopak. Na górnych powierzchniach kości pojawiły się dwie jedyni, dwie trójki i dwójka.
Już nieco wstawiona, chociaż zupełnie nie zdająca sobie jeszcze z tego sprawy, Martha wzięła kości trochę niepewnie, rzucając je na stolik. Jedna się nie potoczyła, druga spadła na ziemię.
- Oj!
Wyrzuciła trzy trójki, czwórkę i szóstkę.
- Czy to oznacza, że bym wygrała?
Mężczyzna pokiwał głową, kręcąc głową z uśmiechem na nieumiejętny rzut dziewczyny.
- Tak, wygrałabyś zarówno w zwykłej grze, bo suma jest największa, jak również w pokerze, bo trójka jest wyższa zarówno od pary, jak i dwóch par. Ale patrzcie teraz.
Wziął kości i zaczął poruszać rękoma z wielką szybkością, miąchając kawałki drewna pomiędzy dłońmi. Potem rzucił na stolik, pozornie niedbale.
- Trzy szóstki, czwórka i jedynka. Teraz to ja wygrałem, a to co zrobiłem, nazywało się kantowaniem.
Uśmiechnął się słodko i upuścił rękaw. Wypadły z niego jeszcze dwie kości. Uniósł znowu kielich, proponując to samo Marthcie.
- Za nasze powodzenie. Gwen, na pewno nie chcesz? W końcu toasty trzeba wypić, nawet jak niedobre.
Dziewczyna mimo że starała się zobaczyć co robił nie była w stanie zauważyć. Palce chłopaka poruszały się zbyt szybko:
- Możesz pokazać co zrobiłeś tylko trochę wolniej? - Zapytała i odruchowo wzięła podany kubek, a potem łyknęła solidnie.
Zupełnie nie znająca się na takich sprawach dziewczyna z Sherwood patrzyła na to zafascynowana, próbując śledzić ruchy Noaha, ale były zdecydowanie za szybkie. A potem uśmiechnęła się i wypiła razem z mężczyzną.
- Zaczyna mi się robić tak lekko...
Wyglądała na rozanieloną i już całkowicie nieskrępowaną.
Mężczyzna odchrząknął. Upijanie dziewczyn było na pewno ciekawe, ale nie można było też przesadzić. Postanowił, że jeden kubek to na razie starczy i nie dolewał. Zamiast tego uniósł trzy kości, pokazując się dokładniej.
- To trochę inne kości, trochę przypiłowane, by dobrze się toczyły i zatrzymywały dokładnie tak, jak powinny. Nie zawsze się tu udaje, ale znacznie łatwiej tak wygrać. Nie można ich jednak użyć od tak, dlatego gdy macham dłońmi, z jednej strony wrzucam zwykłe kości do rękawa, a do reszty dokładam swoje.
Pokazał wolniej kilka ruchów, zwinnie manipulując rękoma tak, że kości wsuwały się w i wysuwały z ubrania.

- No ale potem inni będą rzucali tymi oszukanymi kośćmi - Stwierdziła Gwen rzeczowo - Czy oni też nie będą mieli dobrych wyników w ten sposób?
Martha wzięła dwie kości, próbując manipulować nimi tak, by wpadły do jej ubrania. Obie po chwili leżały już na ziemi, a dziewczyna podnosiła je z lekkim wstydem.
Mężczyna pokręcił głową, wykonując błyskawiczny ruch nad stolikiem. Jedna z kości zniknęła.
- Tu masz trochę racji. Czasem gra się własnymi kośćmi, wtedy jest łatwiej. Ale jeśli nie, to trzeba podmienić na powrót przynajmniej część piłowanych, zanim rzuci nimi ktoś inny.
Roześmiał się widząc, co robi starsza dziewczyna i wziął jej dłonie w swoje, pokazując jak najlepiej je trzymać.
- Musisz zrobić tak. A gdy puszczasz kość, musisz ją rzucić łukiem. Wymaga wprawy. I nigdy nie należy oszukiwać po winie.
Mrugnął wesoło.
- Oh.- Matrha zarumieniła się, gdy dotknął jej dłoni, a kolejna próba była po tym jeszcze gorsza:
- Lepiej nie będę tego próbowała.
Zamieniła kości na kubek z resztką wina i dopiła ją.
Gwen zaś machnęła dłonią z rezygnacją:
- Nawet jak bym się nauczyła jak to robić, to i tak by się wszyscy zorientowali że oszukuję - powiedziała smętnie.
Noah pokiwał głową. Obie miały racje.
- To prawda. Ale by kantować, trzeba się długo uczyć. Inaczej oskalpują cię szybciej, niż się obejrzysz.
Zerknął na pusty kubek Marthy, ale odsunął nieco butelkę.
- Jak mówiłem, pić trzeba wolno, bo inaczej skutki będą niedobre.
- To wszystko przez to, że czuję się po tym lepiej. Nawet nie wiesz jak się dzisiaj bałam! Na świecie jest zdecydowanie więcej ludzi niż myślałam
– stwierdziła tropicielka, wyraźnie zdeprymowana tym faktem, a wtedy mała blondynka przytuliła mocno na pocieszenie:
- Nie martw się z nami nie zginiesz - powiedziała tonem i z pewnością siebie dwumetrowego siłacza.
Martha mocno odwzajemniła uścisk, uśmiechając się błogo i stwierdziła:
- Gdybym o tym nie wiedziała, to za nic nie pojechałabym do tego wielkiego miasta!
Noah przez chwilę z zaciekawieniem patrzył się na dziewczyny. To przez wino, czy nie tylko? Ciekawe. Odchrząknął.
- Nottingham wcale nie jest takie wielkie.
- To inne są jeszcze większe?

Zrobiła wielkie oczy, ale nie odsunęła się od niedoszłej zakonnicy, która powiedziała prawie jednocześnie:
- To są jeszcze większe miasta - Oczy Gwen zaświeciły się, a usta ułożyły w idealnie okrągłe "O"
Mężczyzna nie miał pytań. A nie wierzył, gdy mu opowiadano, że ludzie nie ruszają się często nawet o milę od swojego domu przez całe życie!
- Tak, są. Tak jak są większe zamki od tutejszego.
Łyknął ze swojego kubka, chowając przy okazji kości do sakiewki. Zamiast nich wyjął karty.

Gwen obserwowała jego poczynania z ciekawością, jednocześnie delikatnie, jakby odruchowo głaszcząc plecy Marthy:
- Byłeś w takim?
- Byłem raz w Londynie, ale tam za dużo takich jak ja. W mniejszych miastach jest mniejsza konkurencja.

Pokazał im spody trzech kart, dwie były czarne, jedna czerwona. Potem odwrócił dołami do stolika i szybkimi ruchami rozłożył na stole.
- Która była czerwona?
Przyjemny dotyk sprawiał, że miała ochotę pomruczeć. Trochę wirowało w głowie, ale Martha od bardzo dawna nie czuła się tak dobrze. Bez zastanowienia wskazała środkową kartę, zupełnie przypadkowo. Tymczasem Gwendolina z ciekawością śledziła poczynania Noaha, ale nie przypuszczała, że zapyta o kolor. Nie miała pojęcia gdzie ona może być. Skoro Martha wskazała środkową pokazała palcem tę ze swojej prawej strony.
Skinął głową, pokazując środkową kartę. Była czerwona.
- To kolejna gra, na której można się dość łatwo zarobić. Jeszcze raz, tym razem spróbujcie zapamiętać i śledzić jej ruch.
Uniósł jeszcze raz trzy karty, i mieszając szybko w powietrzu jeszcze raz położył na stole.
Karty wirowały bardzo szybko. Gwen starała się nie stracić z oczu czerwonej karty, ale nie była pewna czy jednak się nie myli. Wskazała na kartę z lewej strony.
Martha też bardzo uważnie śledziła jego ruchy, z wypiekami i wstrzymanym oddechem. Problem w tym, że świat się kołysał. Gdy już karty leżały, znów nie wiedziała która to.
- To przez to wino, prawda? Widzę podwójnie... Ale za to Gwen jest taka miękka.
Zachichotała znowu.
- Czyżby pod wpływem wina zmiękły mi kości? - Zaśmiała się niedoszła zakonnica - przecież głównie z nich się składam.
No tak, alkohol działał. Pomyślał tymczasem Noah. Chyba lepiej nie dawać drugiego kubka. Zamiast tego odsłonił kartę. Była czarna.
- Widz ma zawsze taką samą szansę na zgadnięcie, ale to w dwóch przypadkach na trzy to ty wygrywasz. Trzeba tylko oszukać jego oczy, tak jak ja oszukałem twoje, Gwen.
Mówił, ale nie mógł też nie popatrywać na tulące się blondynki.
- Lubisz oszukiwać? - zapytała go młodsza dziewczyna
- To chyba najlepiej upić graczy, ja zupełnie nie wiem, gdzie kładziesz czerwoną – Martha zamrugała, próbując uspokoić świat - Może faktycznie kości ci zmiękły. Jesteś miła w dotyku i ciepła... Nie powinnam mówić takich rzeczy, prawda?
Była już cała czerwona, i przez wino i sytuację.
Noah wyszczerzył się do Gwen.
- W kartach i kościach? Nie lubię oszukiwać. Lubię wygrywać. To cała prawda, oszukiwanie to strach, że cię złapią. Wygrana to wygrana.
- A można tak grać, by zawsze wygrać... bez oszukiwania?
- Przechyliła głowę lekko w bok przyglądając mu się z uwagą. Przez chwilę mógł mieć wrażenie, że za jej pozornie prostym pytaniem kryje się coś więcej...
- Zawsze nie wygrasz. Ale jak się gra dobrze, to można wygrać więcej, niż się przegra. Ale to hazard, a hazard wciąga. A potem się już tylko przegrywa, gdy przestajesz zdawać sobie sprawę, że trzeba przestać. Jeśli chcesz zarobić, to trzeba coś oszukiwać. Ale zdecydowanie do tego nie namawiam! Zresztą ja już teraz też nie potrzebuję oszukiwać.
- Bo mieszkasz w lesie?
- Gwen odwróciła głowę i popatrzyła na Marthę z uśmiechem:
- Dzięki tobie wszyscy mamy bezpieczny dom.
Dziewczyna spuściła wzrok.
- Ja nie mam w tym żadnej zasługi...
Noah skinął głową:
- Bo mieszkam w lesie i mam kufer pełen srebra - Roześmiał się.
- Które Cecli planuje rycersko rozdać między ubogich - popatrzyła znowu na niego i mrugnęła wesoło potem zaś poklepała Marthę po ramieniu:
- To że jesteś to już coś wspaniałego.
Na te słowa dziewczyna spłoniła się i przytuliła mocniej, nic nie mówiąc. Oczy troszkę jej zawilgotniały.
- Rozdawanie ubogim to nie zły pomysł, sam zdobywałem tak przyjaciół. - Noah pokiwał głową - Tylko trzeba dawać osobiście, że tak powiem, strategicznym osobom. A nie anonimowo jakiemuś przytułkowi, gdzie jakiś mnich równie dobrze może wziąć to dla siebie.
Gwen popatrzyła na niego uważnie:
- Mnie nie musisz tego tłumaczyć. Trzeba jednak myśleć co będzie kiedy srebro się skończy? Będziemy napadać na kogoś innego? Nie chcę nikogo zranić, nie mówiąc już o pozbawieniu go życia. Może powinniśmy pomyśleć o robieniu czegoś na sprzedaż?
Martha przygryzła wargi, zastanawiając się nad tym.
- Życie w lesie nie wymaga wielu pieniędzy. Ja z dziadkiem sprzedawałam głównie skóry i mięso.
Mężczyzna nie zastanawiał się nad tym problemem. Wzruszył ramionami.
- Każde z nas coś umie robić, poradzimy sobie.
- Nie chodzi tylko o to by przetrwać... prawda Noah?
- Gwen popatrzyła mu w oczy.
- Pewnie nie, ale nie mam teraz pomysłów na to, co robić. Zawsze będziemy mogli obrabować jakiegoś poborcę podatków.
Nie miał zamiaru się teraz martwić a i jemu trochę wino już do głowy uderzyło. Nalał znów trochę do kubków i podsunął Gwen.
- Napij się, zamiast zamartwiać. Dla mnie ten dzień to odpoczynek od tłuczenia młotkiem, od którego się już dawno odzwyczaiłem!
Wzięła trunek i wypiła duszkiem do dna. Zastanawiała się skąd u niej ten ponury nastrój:
- A nie pomyślałaś, że może upijam się na smutno? - powiedziała odkładając pusty kubek.

- Pomaganie ludziom, to chyba nie tylko dawanie im monet, prawda? Ja... ja z wami czuję się lepiej, niż przez większość życia, mimo, że kochałam dziadka. Dla mnie więc już zrobiliście dużo dobrego.
Znów mówiła coś, czego normalnie mówić się bała. Wino było zdradzieckie!
Gwen pogłaskała włosy Marthy i uśmiechnęła się do niej z czułością:
- Biedna, samotna, spragniona czułości dziewczynka - Powiedziała dotykając jej policzka.
Noah westchnął, patrząc na dziewczyny.
- W takim razie, co poprawiłoby wam nastrój? Co sprawia, że zniknęła ta wesoła Gwen? Myślenie o przyszłości? A po co o niej myśleć, skoro masz dzień dzisiejszy?
- Myślę, że wino w jakiś sposób odsłania naszą prawdziwą naturę... może ja wcale nie jestem taka wesoła jak wydaje się na co dzień? Albo to jakaś druga ja? Tak bardziej... poważna, smutna?

Martha wzięła dłoń drobnej dziewczyny w swoją i przyłożyła do policzka mocniej. Ale uśmiechała się cały czas:
- Ja nigdy nie wybiegałam nadto do przodu. Bo... nie miałam innej przyszłości. Teraz przecież może być dobrze, prawda Gwen?
Spojrzała jej prosto w oczy.
- Na pewno będzie dobrze - Gwendolina skinęła głową - ale nie mam więcej ochoty na wino. Nie podoba mi się to jak na mnie działa i smak też ma paskudny. Wcale nie jest lepsze, kiedy pije się go więcej.
Noah zabrał jej kubek, potrafiąc to zrozumieć.
- Odsłania tylko tę stronę natury, którą pozwolimy mu odsłonić. Lepiej się upijać na wesoło, wtedy byłabyś tą Gwen, którą znamy. Martha dobrze mówi, nie ma potrzeby by się martwić.

Umilkł na chwilę, ale podjął rozmowę znowu, schodząc na nieco "głębsze" tematy.
- Wciąż macie w sobie dużo z małych dziewczynek. I mam nadzieję, że nigdy tego nie utracicie. Tylko trzeba zrozumieć, że nie będzie znowu rodziców, będą za to przyjaciele. Którzy mogą być bliżsi niż rodzina.
Uśmiechnął się łagodnie. Nie znał się na uczuciach kobiet, ale nie chciał, by obie zaczęły się smucić i rozpamiętywać.
Gwen uśmiechnęła się i wyciągnęła do niego rękę, a druga złapała dłoń Marthy:
- To cudowne mieć przyjaciół prawda?
- Ja nawet nie wiem co tak na prawdę znaczy słowo przyjaciel... ale chciałabym mieć osoby, które byłyby mi tak bliskie jak rodzina. Albo jeszcze bliższe...
- Tropicielka mówiła szeptem, a wino chyba wietrzało z jej głowy.
Mężczyzna odetchnął i ścisnął mocniej dłoń drobnej dziewczyny, drugą zaś ujął dłoń starszej:
- To prawda, ale na przyjaźń trzeba zasłużyć, a ja jeszcze na nic nie zasłużyłem, jak się zdaje. Ale za to mogę obiecać, że nie będę was oszukiwał.
Zerknął na wciąż leżące na stoliku karty. Potem przeniósł wzrok na Marthę.
- Mam nadzieję, że niedługo się dowiesz co to znaczy mieć takie osoby, a my będziemy tego godni.
Mimo uśmiechu, mówił to całkiem poważnie. Zaufanie w jego kręgach było czymś najważniejszym.
Na te słowa Gwen spuściła głowę, a na jej twarzy pojawił się silny rumieniec.
- Chyba już wiem, co to znaczy – Szepnęła Martha i spojrzała najpierw na jedno a potem na drugie z nich, mocniej ściskając ich dłonie i przytulając się do młodszej towarzyszki, która nagle się zarumieniła.
- A ty o czym pomyślałaś?
Słowa przyszły szybciej, niż zdążyła zatrzymać język. Przypomniała sobie wieczorną rozmowę i też zrobiła się czerwona.
Noah puścił ich dłonie, przyglądając się im z przekrzywioną głową i ciekawskim wyrazem twarzy.
Ostatecznie zaś roześmiał się w głos.
- Jakbym miał zgadywać, to bym pomyślał, że ukrywacie coś ciekawego.
Martha, nie podnosząc głowy, mruknęła cicho.
- Kiedyś mi dziadek tłumaczył, że przyjaciołom trzeba mówić wszystko i w pełni zaufać...
Gwen pochyliła głowę jeszcze bardziej, a rumieniec pokrył całą jej twarz i szyję:
- Podglądałam cię - powiedziała tak cicho, że ledwo mógł zrozumieć jej słowa.
Zamrugał zdziwiony, wytrzeszczając na nią oczy.
- Kiedy?
- Jak byłeś w lesie... z Ann...
- Biedna dziewczyna wyglądała jakby chciała się zapaść pod ziemię.

Noah chrząknął i czuł, że chyba sam też się nieco pokrył rumieńcem. Na szczęście nie było w izbie zbyt jasno. Przełknął słowa Gwen. W końcu co w tym złego. Za karę zaś przypatrywał się jej bacznie, nie zmieniając tematu.
- I ty miałaś zostać zakonnicą, co? Sądząc po rumieńcu Marthy jej też wypaplałaś?
Starsza dziewczyna pokiwała głową, czując się teraz równie winna co Gwen, która skinęła głową prawie chowając ją w ramionach. Wyglądała teraz jak kupka nieszczęścia. Widząc to mężczyzna roześmiał się z absurdalności sytuacji.
- A warto było chociaż?
Martha cały czas kiwała, zanim się zorientowała, że nie powinna była tego robić. Ale miała dużą wyobraźnią a jej przyjaciółka opisywała bardzo dokładnie. Teraz przyglądała się własnym stopom.
Mała blondynka podniosła na niego wzrok. Zobaczyła, że najwyraźniej nie gniewa się na nią i odetchnęła. Jej oczy zabłysły:
- Taaaak... - odpowiedziała przeciągle.

- A to cholery... - Noah pokręcił głową z niedowierzaniem i dolał sobie wina, od razu unosząc kubek do ust. W tym czasie Gwendolina obserwowała go bez słowa. Nie miała pojęcia co powiedzieć. To się jej nie trafiało za często. Martha zaś uniosła trochę głowę, zerkając na chłopaka:
- Czy to oznacza, że teraz... znaczy... czy jesteś z Ann? Tak jak mąż i żona...?
Na te słowa znów się roześmiał:
- Niewiele z tego rozumiecie jeszcze. Mąż i żona... nie, zdecydowanie nie. Ann raczej nie jest nawet z tych, co chciałyby męża. To była chwila... przyjemności. Coś większego czuje się tutaj - pokazał na serce - Lubię ją, ale to wszystko jak na razie.
- Aha...
- Martha wydawała się bardzo zainteresowana tematem. Dotknęła się na wysokości serca.
- A jak się to czuje... serce zaczyna szybciej bić, gdy się widzi takie osoby? - Ugryzła się w język, znów za późno. Spuściła głowę.
Noah przyjrzał się jej uważnie, a potem przeniósł wzrok na drugą dziewczynę. Powoli pokiwał głową:
- Też.
Gwen przysłuchiwała się temu z ciekawością. Już dawno sama doszła do wniosku, że musi być coś więcej:
- Ale czasami może się nie chcieć nic robić bez serca prawda?
- Oczywiście. Nikt nikogo do niczego tu nie może przymusić. To pierwsza zasada. Dopiero, gdy chcą obie strony. Natomiast jest... jeszcze przyjemniej, gdy z ciałem współgra umysł i serce.

Martha nic nie mówiła, patrząc się w stopy i przetrawiając nowe informacje. Druga blondynka uśmiechnęła się i pokiwała głową:
- Nic nie jest ani przyjemne ani zabawne kiedy jest wymuszone...
Noah przytaknął, a potem wstał mówiąc:
- Dobra, moja panie, czas spać. Jutro musimy jak najwcześniej wyjechać z miasta - Zerknął na łóżko, na którym siedziały - Nie jesteście za duże, zmieścicie się na tym łóżku bez problemu.

Uśmiechnął się do nich, zbierając ze stolika karty, butelkę i kubki. Starsza z dziewczyn zsunęła już dawno buty, ale chociaż pamiętała, że lepiej się nie rozbierać. Teraz wsunęła się do łóżka bez słowa.
Gwen ziewnęła przeciągle. Kiedy to powiedział poczuła jaka jest zmęczona. Zrzuciła buty i wyciągnęła się na łóżku obok przyjaciółki i czując jej ubranie powiedziała z przekornym uśmiechem:
- Martha przecież ty lubisz sypiać nago...
Zaczepiona tropicielka zerknęła na Gwen i odpaliła:
- Spać będę nago, jeśli wy też będziecie – Potem zaś pokazała im język.
Mała blondynka zaśmiała się wesoło, odprężona. Była szczęśliwa. Wyznanie przewin nie było jednak taką złą rzeczą!
Noah zgasił lampę, a pokój wypełniły ciemności. Przez okno wpływało tylko księżycowe światło. Sam też ułożył się w łóżku obok.
- Dobranoc - powiedziała Gwen tuląc się do boku Marthy.
- Dobranoc - Jej towarzyszka tylko szepnęła, delikatnie obejmując ją swoją dłonią i uśmiechając się w ciemności.
Noah tylko mruknął, odwracając się do ściany. Próbował nie myśleć co one tam robią i jak wyglądają razem.
- Śpijcie dobrze.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline