Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2010, 10:56   #40
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
- Manuel nie jest już moim uczniem.- zabrzmiały ważne słowa, niosąc się po dziedzińcu.
- Stało się. - pomyślał Gaudimedeus, patrząc w oczy Cykady - Gwiazdy upatrzyły sobie tę noc, by była nocą zdarzeń ważnych. Zdarzeń, które czekały gdzieś w nieskończonych labiryntach możliwości, zdarzeń które mogły się wydarzyć lub nie w zależności od tego w którą stronę potoczył się świat, od tego kiedy konstelacje przybierały określony układ. A wtedy, tak jak teraz, zdarzenia takie łączą się w łańcuchy i następują jedno po drugim. To zdarzenie dotyczy akurat bezpośrednio mnie. Jestem więc już teraz obywatelem, nabywam nowych praw ale i odpowiadam już w pełni za swoje czyny. Ale przecież i tak każdy z nas zapłaci kiedyś za wszystko, co robi. Wprawionych w ruch planet nic nie zdoła zatrzymać.
Podała mu mocną dłoń, uścisnęła porządnie, odwzajemnił uścisk.
- Gratuluję. - powiedziała potężna Gangrelka, a potem popłynęły jej ważne deklaracje. Obietnica. Nie uronił ani słowa, w ustach kogoś tak ważnego były czymś bardzo ważnym. Skłonił się lekko.
- Składam podziękowania...- ozwał się poważnym głosem Manuel - W tę noc przemian, i ja wchodzę odmieniony.
Wampirzyca szła już dalej, w towarzystwie Graziany. Za Cykadą postępował Dante, idący w drugiej linii wymienili spojrzenia. Daleko za ich plecami stał wspaniały czarny powóz, który przywiózł na spotkanie zbór Tremere. W uszach astrologa brzmiał jeszcze stukot jego kół...

Gdy weszli do sali, Graziana od razu oddaliła się ku Księciu. Manuel, zachowując dyskretną odległość, ruszył w ślad za nią. Damaso uniósł się z siedzenia, podając dłoń kobiecie. Znajdującemu się w cieniu astrologowi nie poświęcił większej uwagi, ale Gaudimedeus zgodnie z protokołem skłonił się z szacunkiem władcy.
- Witajcie w moim domu. Zeszłej nocy miało miejsce wiele wydarzeń, które muszę omówić na osobności z głową rodu Tremere.
Astrolog uniósł nieco podbródek. Popłynęły dalsze uprzejme słowa, a klaśnięcie dłoni Księcia dało sygnał do rozpoczęcia wieczoru, ale Manuel zatrzymał się na moment w myślach nad tą deklaracją. Nie uszło uwagi Manuela, że Książę od razu potraktował Grazianę jako głowę rodu...A przecież nie pytał nawet o nieobecność Eugenia, wchodzili do komnaty razem. Natomiast rozmowa sam na sam z Grazianą na początek spotkania, niezależnie od tego czego mogła dotyczyć, miała swoją dobrą wymowę dla klanu podkreślając istotną rolę jaką pełnili Tremere w układance ferrolskich układów.

Gaudimedeus stanął zaraz za krzesłem, na którym wokół znajomego wszystkim znaku i sentencji wił się w splotach wąż. Odziana w powłóczystą i połyskującą lekko szatę z czarnego jedwabiu postać astrologa wyprostowała się i znieruchomiała, a na oparciu siedzenia niczym pająk pojawiła się jego dłoń o dość długich palcach. Odbicia świateł świec zatańczyły w klejnotach pierścieni.
Uczestnicy spotkania przyglądali się sobie, czasem ukradkiem czy przelotnie,a czasem otwarcie, ze swoich miejsc. Manuel, napotykawszy spojrzenia znajomych sobie osób, skłaniał lekko głowę wyuczonym dworskim gestem, przymykając przy tym skromnie oczy. Na jego twarzy gościł spokój i opanowanie, a mina ta nie zmieniała się wcale, niezależnie od tego, z kim witał się astrolog. Była taka sama dla starych znajomych i sprzymierzeńców, jak dla tych, którzy nie darzyli astrologa sympatią czy zaufaniem. Była taka nawet dla nieznajomego, zaskakująco zajmującego tak ważne miejsce przy stole. Jemu Tremere poświęcił odrobinę dłuższe spojrzenie, nie na tyle jednak długie, by mogło być uznawane za nachalne czy choćby tylko nieuprzejme. Bez trudu rozpoznał obcego z akcji w porcie. Obecność Giordano przy stole, po tak jawnym pokazie czegoś, co balansowało pomiędzy głupotą a pewnością siebie mogącą mieć uzasadnienie chyba tylko w potędze lub nieznanym układom, była z pewnością tematem do zastanowienia się. Zresztą astrolog nie był zapewne jedynym, którego zainteresowało nagłe pojawienie się tajemniczego nieznajomego, w dodatku na miejscu przynależnym akurat temu klanowi. Miejscu, które od dawna tkwiło w politycznym niebycie. Teraz w grze pojawiała się nowa niewiadoma i naturalnie powodowała wyczuwalny gdzieś za uśmiechami zainteresowanych niepokój.
Gaudimedeus nie uśmiechał się do nikogo. Mewa szukała na jego twarzy tego uśmiechu, bladego choćby, albo innego znaku, który dałby jej odpowiedź na palące ją od ich ostatniego spotkania pytanie. Miała jednak tylko wrażenie, jakby wpatrywała się tylko w bezosobowy portret. Gdy czas powoli przeciskał się przez klepsydry, zdała sobie sprawę, że odpowiedzią astrologa będzie już po prostu jego czyn. Czyn, albo jego brak.

Tymczasem przy stole zaczęły kiełkować pierwsze rozmowy. Ich temperatura od razu była wysoka, oskarżenie rzucone przez Iblisa zawisło nad głowami. Gaudimedeus przysłuchiwał się wymianie zdań z uwagą, a jeszcze bardziej zainteresowało go naturalnie, co obnaży w rozmowie ów tajemniczy nieznajomy, którego Ischyrion na koniec zagadnął. Szaleństwo Iblisa rozkwitało, ale większość dzieci nocy w Ferrolu zdążyła już się do tego przyzwyczaić. Niektórzy, jak Gaudimedeus, nawet zdawali się je rozumieć. A żeby zrozumieć szaleństwo, trzeba się było do niego zbliżyć. Obserwując Ischyriona, wspomnienia z nie tak znowu odległej przeszłości powracały i mięśnie na twarzy astrologa drgnęły nieznacznie, na tyle nieznacznie, że można było uznać to za grę cieni od kołyszących się płomieni świec w domu Księcia.
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline