Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2010, 12:58   #16
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Kiedy Spencer oddalił się, Rosiński wraz z Evansem wzięli się do roboty. Tim dopilnował by złapany przez Kanadyjczyka jeniec został dobrze związany, w gębę wsadził mu jakąś walającą się w gratach szmatę, nie zważając na jej czystość. Skurwiel nie chciał otworzyć ust, ale cios pod żebra szybko mu je rozwarł. Tim nie patyczkował się z wikingiem, nie miał litości dla gwałcicieli, i zabójców dzieci i kobiet, nie o to chodziło w wojnie. To sprawa mężczyzn, nienawidził tych okropnych sytuacji w Iraku czy Afganistanie, kiedy mordowano całe wioski w odwecie za sprzyjanie siłą sojuszniczym, jak wysyłano małych chłopców obwieszonych materiałami wybuchowymi. Wojna byłą brudna, ale on , może to było naiwne, zakładał pewne zasady.

Następnie przy pomocy Polaka, ścięli kilka młodych drzewek, tworząc z nich szkielet prowizorycznego szałasu, opartego wierzchołkiem o powalone masywne drzewo.Za pokrycie szałasu użyli naciętych gałęzi i resztek ich kombinezonów maskujących. Ich biel była ukryta pod gałęziami, dlatego nie spodziewał się, żeby ktoś ich zauważył. Póki co nie rozpalał ogniska, nie wiedział, czy okolica była aż tak bezpieczna. Zresztą i tak musieli poczekać na Spencera i i Ipatowa. Evans, choć za jednym i drugim nie przepadał, miał nadzieję, że wrócą bez problemów. Nie uśmiechało mu się szukać Kanadyjczyka i Polaka, mając pod opieką ciężarna, rannego, jeńca i kilkoro dzieci.

Był wdzięczny Rosińskiemu, że mu pomagał w tych pracach, młody Polak pozytywnie go zaskoczył, nie stawiał się okoniem i nie cwaniakował jak reszta, dobrze współpracował. Evans musiał przyznać, że sprawnie posługiwał się siekierką i sporządzał wraz z nim schronienie. "Wartościowy gość" - pomyślał. Kiedy skończył, zaprowadził dzieci i ciężarną do środka, było tam dość wygodnie, nie wiało i nie kapało na głowę. Także rannego ułożyli w środku, Tim nie wiedział jeszcze, kim był ranny wojownik, ale powoli odzyskiwał przytomność, a reszta jego pobratymców okazywała mu spory szacunek. Jeńca przywiązali do drzewa, żeby mu się nie przyśniło uciekać.
Próbował na migi dogadywać się z dziewczyną i tą drugą kobietą, usilnie przypominając sobie wszystko, czego uczyli ich na kursach psychologi i porozumiewania się. Nie znał zupełnie tego języka, ale pewne słowa, są dla wielu języków wspólne, lub podobnie brzmią. Z ich "rozmowy" wynikało, że wioska, którą znaleźli spaloną, była ich wioską i była najbliżej, właśnie do niej zmierzali. Nie wiedzieli, że została splądrowana.

Evans nie mógł zasnąć, wiedział, że powinien odpocząć, że zregenerowane siły, zapewnią skuteczność i maksymalne szanse na przeżycie tej całej kabały. Rosiński z karabinem w dłoni siedział na skraju obozowiska, co chwilę obchodząc ostrożnie teren. Niestety, ponure myśli go nawiedzały, siedział na skraju szałasu oparty plecami o pień powalonego drzewa, wpatrzony w niebo, rozmyślając o powrocie do swojego świata. Co się stanie jeśli okaże się, że nigdy tam nie wrócą? Już nigdy nie zobaczy Lisy ani Johnnego? Musi istnieć jakiś sposób... musi - powtarzał to w myślach jak mantrę. Przez ramie zauważył, jak dzieci w szałasie tulą się do siebie, robiło się co raz chłodniej. Odtroczył od plecaka pokrowiec ze śpiworem i rozpinając zamek błyskawiczny, zamienił go w dość spory koc. Pochylony wszedł do szałasu i przykrył nim ciężarną i dzieci, które momentalnie się do niej przytuliły. Potem wrócił na swoje miejsce u wyjścia z szałasu, siadając w poprzedniej pozycji. Rzeczywiście robiło się co raz chłodniej, choć jego zimowy mundur dobrze chronił przed chłodem, to jednak czuł że temperatura spadła bardziej niż wczorajszego wieczora. Nagle poczuł, że ktoś siada obok niego, odwrócił się i ujrzał dziewczynę, którą uratował. Wyglądało na to, że ukradkiem go obserwowała. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, odwróciła wzrok spłoszona. Tim powrócił do gapienia się w niebo, nie chciał sprawiać, żeby poczuła się niezręcznie. Czekali na resztę, niedługo miała nadjeść jego warta. Postanowił się zdrzemnąć choć chwilę.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline