Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2010, 03:36   #92
Merigold
 
Merigold's Avatar
 
Reputacja: 1 Merigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skałMerigold jest jak klejnot wśród skał
Pięknie, Kuba potrzebuje swoich leków, Cyrus zmiany opatrunku, a ja nowego mózgu, bo ten najwidoczniej przegrzał mi się i sfiksował skoro chcę tam z nimi wracać! "– przeklinała się w duchu. – "Rozumiem ich, oni muszą wrócić po swoje rzezy, ale ja? Zagubionego mózgu tam raczej nie odnajdę! Holy Charpentier, cholerny bohater specjalnej troski...

Gdy Kuba powiedział jej że jest cukrzykiem przeraziła się nie na żarty; ww panice pomyślała o hipoglikemii.
Przy zbyt niskim poziomie cukru ich szaleńczy bieg mógł go kosztować nawet życie jeśli natychmiast nie uzupełni poziomu glukozy we krwi....
Wyskoczyła ze słodyczami
-No co Ty. Chodzi o to, że mam cukier o wiele za wysoki. Dzięki, ale nie mogę. Byłoby jeszcze gorzej. – Kuba załamał ją. Brawo House, popisałaś się z czekoladkami... Cholera, jest kelnerką a nie lekarzem!
No to leżymy i kwiczymy... – zaklęła w duchu – musimy tam wrócić.
Potrzebowali leków Kuby, potrzebowali tez apteczki która została przy wraku. Nie wiadomo co jeszcze im się może przydarzyć.
Postanowiła że pójdzie z nimi i pomoże im pozbierać się do kupy. Każde z nich było w opłakanym stanie, bez wzajemnej pomocy nie pociągną daleko. Zadręczała się pytaniami na które odpowiedzi bała się poznać. Co stało się z resztą? Czy ktoś zajął się studentem? Gnębiło ją to. Tak łatwo przyszło jej zapomnieć o chłopaku gdy chodziło o ratowanie własnej skóry.....

Gdy podpierając się nawzajem dowlekli się w miejsce skąd wzywał ich Adler miała ochotę krzyczeć z radości.

George Wasowski żyje, pomyliła się!” jeszcze nigdy tak się nie cieszyła ze swojej pomyłki. Naprawdę, zdążyła polubić tego sympatycznego starszego mężczyznę w wymiętym prochowcu. Cieszyła się że żyje. Odetchnęła z ulgą widząc Dereka dźwigającego studenta :”Boże, skąd on znalazł u siebie tyle siły?!” – pomyślała z podziwem – „Przynajmniej on pamiętał o tym biednym chłopaku...”
. Miała ochotę uściskać Annie widząc ją wracającą z Jenny. Michael, Jack, Roban, no i Adler. Przeżyli...

Euforia minęła gdy zorientowała się kto zginął – lekarz i ten wielki mężczyzna, Dom.... Piekielny ogar dopadł ich. Boże... Powybija nas jedno po drugim, nie mamy szans...

- Holy... – głos Dereka przywołał ją do rzeczywistości. Spojrzała na niego półprzytomnie. - Będę miał prośbę – ich oczy spotkały się - Zaopiekuj się tym młodym- wskazał na studenta, który choć stał już o własnych nogach nadal byl jak bezwolna marionetka - ja z racji nogi będę szedł wolniej od reszty więc zaopiekujcie się nim i .... - pochylił się do niej i wyszeptał do jej ucha - słuchaj uważnie. Ten kto mówi jego ustami... On może nas ocalić.. – uśmiechnął się do niej
Spojrzała na niego zaskoczona.
Czyżby Derek wiedział coś więcej?” Chciała go o to zapytać. Niestety chłopak już wkręcił się w spór ich grupy pt.:” Schodzić do wraku czy z buta ruszać w drogę?” .Cyrus chciał zejść na dół spalić zwłoki. Kuba potrzebował swoich leków. Zdecydowana reszta już szykowała się do wymarszu w siną dal...
Szlag by to trafił!”

- Chwila, panowie - wyskoczyła - Chyba ustaliliśmy wcześniej że nie powinniśmy się rozdzielać. Też bardzo nie chcę tam wracać, ale zgadzam się z Cyrusem i Kubą że powinniśmy zejść do wraku po nasze rzeczy... Poza tym nie wiadomo co zastaniemy w tym campusie, więc lepiej się zabezpieczyć. Co do palenia zwłok... – zawahała się – ....to chyba jednak nie mamy na to czasu... Po prostu zejdźmy na dół, zabierzmy co trzeba i ruszajmy do campusu. Ci którzy nie chcą wracać niech zaczekają na nas tutaj... To nie powinno zająć dużo czasu...Takie jest moje zdanie.

- Nie mamy co się obawiać aż do zmierzchu – utrzymywał Derek. Na czym opierał swoją pewność? Na słowach chłopaka który wskutek doznanego szoku w ostatnim czasie był w stanie stuporu, z którego na chwilę przebudził się by poinformować ich o niejakim Nathanielu. Mężczyzna który ponoć przemawiał ustami studenta, miał im pomóc i czeka na nich w umówionym miejscu... Brzmiało to jak czyste szaleństwo, lecz wszyscy uwierzyli w relację Dereka. Jeśli chodzi o Holy, po ostatnich wydarzeniach była w stanie uwierzyć już we wszystko.
- .... mamy czas do szesnastej na dojście do tego miejsca bez ataków tego pieprzonego psa. Możliwe, że każdego dnia. A jak nie, to będzie on zbierał swoje żniwo przez te pieprzone 11 minut. – wciąż brzmiały jej w uszach słowa Dereka - Trzy trupy Sanders po każdej nocy...

„Pięknie, wprost uroczo”.
A potem wszyscy zaczęli zbierać się w drogę do campusu.

-Możecie mnie przeklinać. Mam to gdzieś. Ja też chce żyć – usłyszała słowa Dereka. Nie mogła go o to winić.
" Ale to wciąż nie jest wytłumaczenie by zostawiać Cyrusa i Kubę samych sobie, w końcu razem tkwimy w tym wszystkim!"

- Nie powinniśmy nikogo zostawiać w tyle... – czuła jak grunt usuwa jej się pod nogami. Podjęła decyzję – Ja schodzę na dół ..
„ Holy Charpentier, cholerny bohater specjalnej troski, już widzę ten napis na moim grobie”
-... ktoś musi im pomóc – dodała usprawiedliwiająco spotykając się ze zdziwionym spojrzeniem Dereka
„wiem ze myślicie ze postradałam zmysły, wierzcie, nie jesteście w tym odosobnieni”
- ...mam nadzieje ze dogonimy was do 16tej – mruczała pod nosem zsuwając się po nasypie.


Starała się nie zwracać uwagi na rozrzucone wokół ciała, świadectwo niedawnego koszmaru. Skupić się na działaniu. Gdy zeszła na dół Cyrus właśnie przeszukiwał porozrzucane rzeczy. Miała nadzieje ze wybije mu z głowy palenie zwłok, nie mieli na to ani siły ani czasu! Odszukała wzrokiem Kubę. Gmerał przy swojej torbie. Niepokoiła się o niego. Podeszła do chłopaka oferując swoją pomoc.

Skinął głową w milczeniu przystając na jej propozycję. Gdy skończyli z zastrzykiem, zorientowała się ze do ich trójki dołączyła również Jenny. Przynajmniej jedna osoba... – pomyślała gorzko. Pomogła rudowłosej przy zmianie opatrunku u Cyrusa, następnie zaczęli zbierać potrzebne im rzeczy. Na szczęście ostatecznie stanęło na jej, dysponowali zbyt małą ilościa benzyny a zwłoki były zbyt porozrzucane by uczynić porządny stos pogrzebowy i żołnierz ostatecznie musiał skapitulować. Skończyli więc na pozbieraniu rzeczy i nie oglądając się już za siebie ruszyli w ślad za resztą grupy.
Dogonili ich gdzieś w połowie drogi. Około ósmej dotarli wreszcie do zabudowań campingowych.
To ruina” przebiegło jej przez myśl, gdy oszacowała wzrokiem domki. Zastanawiała się kiedy ostatnio ktoś zatrzymał się tutaj. Miejsce wyglądało na opuszczone od lat. Nie wróżyło to im najlepiej...
Na widok górującego nad domkami upiornego budynku rodem z horrorów odebrało jej na chwilę oddech. Jak się okazało, nie tylko jej. Stanęli wlepiając osłupiałe spojrzenia w niegdyś pewnie imponującą willę, zamienioną przez czas i budzący się dzień w wymarzoną siedzibę duchów...
Chyba puszczają jej nerwy, bo nagle cała ta sytuacja wydała jej się komiczna
- No dobrze Tajemnicza Spółko, czas odszukać Scooby Doo... – mruknęła pod nosem zastanawiając się czy aby właśnie nie dotarła do punktu krytycznego.
"Kreskówka? Skąd jej się to nagle wzięło?”

- Stać! Nie ruszać się! – Ktoś do nich krzyczał. Dopiero teraz zorientowała się że zza domu wyszedł starszy mężczyzna. Podszedł do nich mierząc z karabinu
. Upiorny staruszek z upiornego domu, w połatanej kurtce z demobilu trzyma nas na muszce.. Jak boga kocham, jak u Stephena Kinga, czemu mnie to już nie dziwi?!”

O Boże! Co się wam stało!? Podejdźcie! Stary Tomas, nie zrobi wam krzywdy! Boże! Skąd wy się tutaj wzięliście... – ton głosu staruszka zmienił się gdy przyjrzał im się dokładniej. Już nie mierzył do nich z broni, lecz zapraszał do środka....

A więc jednak bóg istnieje...” – pomyślała z ulgą Holy.
 

Ostatnio edytowane przez Merigold : 01-04-2010 o 22:12.
Merigold jest offline