Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2010, 12:16   #87
Nadiana
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Kolejny dzień pracy Ann powitała zaraz po świtaniu i jak zwykle bez większych ceregieli zaprzęgła swoją osobę do harówki. Martha, Gwen i Noah wcześniej wyruszyli i zielarka poczuła się jakoś dziwnie osamotniona mimo, że wokół niej nie brakowało ludzi. Może dlatego, że po raz pierwszy zawiązała coś co można by nazwać przyjaźnią?

Inną nić sympatii udało jej się chyba nawiązać z małą łasiczką, która regularnie pojawiała się w porze obiadowej. Zaufanie zostało rozwinięte do tego stopnia, że Ann dostąpiła zaszczytu pogłaskania rudo-brązowego futerka. Niestety stworzonko, wierzące dziewczynie, czmychnęło na odgłos tubalnych głosów mężczyzn schodzących się na obiad.

Proste mięso odpowiednio przyprawione musiało nieźle smakować skoro zaraz Cecil począł porównywać je do wykwintnych dań. Wiedźma słuchając go popadła w zadumę, ciekawe czy on wszystkie te smakołyki jadał wtedy co był taki straszny głód w Nottingham? Żadne małe dziecko ze wsi nie przeżyło tamtej zimy i wczesnej wiosny, a i sporo dorosłych pomarło. Ci co przetrwali do żniw zrobili to jedząc korę i korzonki, o tak smaku kory się nie zapomina. Dziewczyna aż się skrzywiła. Nie była to jednak reakcja na opowieści o przepychu, wszak tak ten świat został urządzony, ale raczej na obrzydliwy smak, który napłynął jej do ust. Zagryzła szybko ugotowane mięso wracając do rzeczywistości, akurat by wsłuchać się we wspomnienia łuczniczki. Zdziwiły one trochę Ann, wszak czasy saksońskich panów nawet Mary znała z opowieści swojej babki, a była wszak najstarszym człowiekiem znanym dziewczynie. Ale mniejsza z tym.

Należało posprzątać kości po posiłku, dokończyć garbowanie skór, przygotować kolację no i w końcu wziąć się za obiecane przyzywanie duchów. Pracy aż nadto, ale wszystko przerwane zostało przeraźliwym krzykiem. Ann rzuciła się biegiem do miejsca skąd dobiegał po to tylko aby zobaczyć mężczyzn w uścisku z niedźwiedziem i przerażający tumult. Nie mogła uspokoić zwierzęcia. Był za blisko, zbyt rozjuszony, zbyt krwiożerczy. Krzyk dziewczyny zlał się z rykiem umierającej bestii upadającej na rycerza.
Mała dziewczynka pozostawiona sama sobie płakała głośno, była tak dziwna w swojej normalności, że było to aż straszne. Nie było jednak czasu na dowiadywanie się skąd wzięła się w środku puszczy, Ann ją podniosła i bez słowa wcisnęła w ręce Robin, jeszcze teraz tylko tego brakowało by strach nakazał dziecku uciekać dalej, a lady przynajmniej mając zajęcie odwlekała moment wpadnięcia w panikę na widok bladej ręki Cecila. Przynajmniej zielarka miała taką nadzieję. Nie tracąc więcej czasu podbiegła do niedźwiedziowego cielska, odetchnęła kiedy na dłoni giermka odnalazła puls.
- Żyje! Trzeba go jak najszybciej wyciągnąć. – spojrzała na duże mięśnie Borna mając nadzieję czy podołają zadaniu.
 
Nadiana jest offline