Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2010, 18:26   #11
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Z tego co słyszałem - stwierdził Rav - to dość częsta przypadłość poszukiwaczy przygód. Może warto zacząć się przyzwyczajać? Tam - machnął ręką sugerując tereny leżące na zewnątrz Domu - ponoć tak się zdarza.

- Tu też jak widać - mruknęła Amarys, po czym uśmiechnęła się chytrze. - Jak już z wodą skończyłeś to może byś się za szorowanie tych kotłów wziął, Panie Duży i Silny, co? - wcale jej się nie uśmiechało skrobanie garów, w których spokojnie sama mogłaby się zmieścić. Z Aglahadem i Degarym na dokładkę.

- Słodyczy ty moja - Rav uśmiechnął się w odpowiedzi. Średnio szczerze. - Zaraz ci pomogę, skoro nie dajesz sobie rady. Tylko przyniosę jeszcze jeden cebrzyk wody. Na zapas.
Chwycił dwie grube szmaty i z kociołka, co wisiał nad ogniem, przelał nieco gorącej wody do gara, o którym mówiła Amarys. Dolał odrobinę zimnej, jako że zmywanie nie polegało zwykle na poparzeniu sobie rąk wrzątkiem, potem uzupełnił wodę w kociołku.
- Jak chwilkę postoi, to potem lepiej będzie schodzić - powiedział tonem znawcy. - Poza tym do takiej pracy jak czyszczenie gara trzeba precyzji, nie siły. - Zerknął znacząco na Aglahada.
Przelał resztę wody z cebrzyka do stojącego obok wiaderka i wymknął się z kuchni.

- Cwaniak - Amarys powiodła za nim wzrokiem. Jakby miała tyle siły to by się chętnie zamieniła. Widok wychodzącego na podwórze Rava przypomniał jej znów o zaprzepaszczonej nocnej eskapadzie. A miało być tak pięknie... Po zmywaniu nie będą mieć pewnie sił na wędrówki, a jutro - znając życie - złośliwie będzie lało. Westchnęła głęboko, szepcząc "Chcę do lasu..."; po czym głośno rzekła do towarzyszy niedoli - Nalejcie wrzątku do tych kotłów, niech odmokną.
Rozejrzała się po kuchni oceniając ile pracy im jeszcze zostało. Jej wzrok padł na odłożoną przez Trzmiela książkę. Ona swojej w końcu nie zdążyła znaleźć, tym bardziej więc zazdrościła chłopakowi zdobyczy. A okładki jakoś nie poznawała, choć znała większość tomów stojących na bibliotecznych półkach.
- Co to za rarytas zwinąłeś? - spytała Trzmiela, kiwając głową w stronę książki.

Trochę szkoda. Nie dlatego, że nie chcieli, ale dlatego, że się wygadał. Niesamodzielność jego osoby go strasznie drażniła, a przyznanie się do niej jeszcze bardziej. Przytuliwszy się do ostatniego już stosika wytartych misek, zdjął go ze stołu i ruszył w stronę wielkiej i świecącej pustką, tak jak większość przytułkowych mebli, szafki. Pokaźny, kosmaty pająk domowy, który buszował na najniższej półce, na widok chłopaka czmychnął prędko w stronę obfitującego w niewielkie dziury po sękach, sufitu. Trzmiel przez chwilę obserwował osiem błyskawicznie poruszających się odnóży. Głupi szczęściarz...
Wspomnienie Amarys o książce wyrwało go z zamyślenia. Obejrzał się na dziewczynę.
- Wygląda mi na dziennik - rzekł szybko chcąc czym prędzej upchnąć do szafki ostatnie miski, które wyraźnie nie chciały się w niej zmieścić i podejść do Amarys. Drzwiczki tylko dwa razy skrzekliwie zaprotestowały przeciw takiemu traktowaniu i po chwili ustąpiły z odgłosem wywracania się w środku całej masy naczyń. Tak czy inaczej były zamknięte... Podbiegł do dziewczyny.
- Pierwszy raz ją zobaczyłem. - Mówił szybko. Z odrobiną fascynacji w głosie. - Była w dziale przyrodniczym, ale na pewno nie jest taką. Mistrz Elben pewnie nawet nie ma jej skatalogowanej, bo i ekslibrisu nie ma, widzisz?
Pokazał pierwszą stronę, na której poza tłustymi śladami po wosku nie było nic więcej. Tytułu, autora. Wszystko zaczynało się niepozornymi słowami:

„Nie sądziłem, że kiedyś przyjdzie mi zebrać karty mojego dziennika w jedną historię. Nie jest ona wszakże niczym innym jak tylko paroma wyjątkami z dziejów tak pięknie naiwnych ludzi, którym los wydał się wspaniałą przygodą, a okazał okrutnym doświadczeniem, którym żyję po dziś dzień. Wszystko zaczęło się...”


Ciche skrzypnięcie drzwi oznajmiło powrót Rava z kolejnym cebrzykiem wody. Pochylony nad księgą chłopak nawet nie zareagował.

Trzmiel odwrócił parę stron dalej gdzie już były zwykłe wpisy dziennikowe. Wszystkie okraszone niezbyt udanymi, ale momentami bardzo wymownymi rysunkami. Szkice postaci, przedmiotów, miejsc. A gdzieniegdzie nawet karminowe plamy, w których zachował się odcisk palca autora.
- Spójrz - pokazał na nie zawsze równy charakter pisma, który na pewno nie należał ani do Elbena, ani do innego kapłana - Nie przepisany. Prawdziwy. I spójrz jeszcze tutaj - odwrócił kartki na sam koniec gdzie na całej pożółkłej stronie, została przedstawiona mapa krainy. Brakowało legendy. Przynajmniej na pierwszy rzut oka - Opowiada o buntownikach... Tyle przynajmniej wywnioskowałem z paru akapitów. Prawdziwych buntownikach. Jak ich zdradzono. I jak się zemścili... Myślę, że to prawdziwe wydarzenia. Inaczej Anduval... - westchnął jakby zmarkotniały tym, że wymienił imię maga - No bo to on powiedział mi gdzie tego szukać. Sam bym nie znalazł pewnie...

- A skąd Anduval to wiedział; to znaczy gdzie jest książka i że w ogóle jest... skoro nawet ojciec Elben jej nie widział, bo nie podpisał? Może sam ją podrzucił dla ciebie, co? - zastanawiała się głośno Amarys. - Dalczego w ogóle kazał ci jej szukać? Czegoś się z niem miałeś nauczyć?

- Nie powiedział wprost... - odparł chłopak i zmarszczył się przywołując przed oczami obraz Anduvala - Mówił, że do następnego zadania będę potrzebował odnaleźć coś co zgubiło się ojcu Elbenowi. I że znajdę to pośród drzew nad krystaliczną wodą. Ojciec Elben jednak przecież nawet czubka nosa nie wystawia poza budynek Domu więc zrozumiałem, że chodzi o bibliotekę gdzie spędza najwięcej czasu. Gdy jednak doszło do mnie, że drzewa i krystaliczna woda to wskazówki do książek to już była pora Nakładania. No a potem przylazł Stam z bliźniakami...
Przez chwilę nic nie mówił.
- Powiedział też, że wszystko będzie bardzo ważne.

- Czegoś tu nie rozumiem. - Rav pokręcił głową. - Chociaż... Pewnie te fragmenty pisał na bieżąco, a dopiero potem zebrał wszystko w całość. I opatrzył wstępem... Nie pisał w gotowej księdze. Znacie się na tym lepiej, niż ja - spojrzał na Amarys i Trzmiela. - Ile czasu trzeba, by papier stał się taki żółty? Czy też pisał na takim byle jakim, bo tylko to miał pod ręką? Atrament jest wyblaknięty jakiś...

- Zależy - wzruszyła ramionami Amarys, bardziej ciekawa odpowiedzi Trzmiela niż wieku dziennika. - Papier żółknie od słońca. Jeśli leżał w długo w ciemności może mieć i kilkadziesiąt lat; jeśli właściciel trzymał go na oknie to kilka. A atrament - kto wie? Zależy czym pisał, byle jaki to pewnie i za rok wyblaknie.

- Jak wrócił do domu to napisał wstęp, a nie jak po górach i lasach biegał - powiedział Rav. - Wtedy z pewnością miał dobry atrament. A ten cały wstęp też nie wygląda na napisany wczoraj.
- Że też nie umiał się podpisać... Anonim jeden - dodał z odcieniem pretensji w głosie.
 
Kerm jest offline