Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2010, 19:19   #517
Tammo
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Wt, 16 X 2007, Złomowisko Chu Koi Tanga, miejsce pojedynku. 18:05


Ciśnięty nóż utonął we mgle, lecz rzucający nawet tego nie zauważył, skoncentrowany na następnym zaklęciu. Fajerwerki - nawet rzucone tak błyskawicznie - były pomyłką, przeciwnik był już schowany we mgle, a czas spędzony na przywołaniu czaru zapisanego w toujinfu wykorzystał na atak kolcami mgły.

Widząc szybko zbliżające się ku niemu kilkanaście ostrych smug dymu onmyoudou przez moment był przekonany o swojej rychłej śmierci, grube krople potu wystąpiły mu na czoło. Skrzący się krąg go zaskoczył - niemal zapomniał o arabskich czarach odprawionych poprzedniego dnia w jego mieszkaniu przez Willhellminę Hollward.

"Należy pomyśleć o odpowiednim prezencie. Koniecznie." zanotowała jakaś zdystansowana do sprawy część japońskiego maga. On sam już korzystał z czasu, jaki kupiły mu jego shikigami atakując wroga. Pikujące kruki nie zdradziły się niczym, ale i tak przywołana przez Chińczyka mgielna bestia rozszarpała dwa na strzępy, nonszalanckim ruchem, nie odwracając spojrzenia od kota, który na czas ataku unieruchomił Chu Koi Tanga. W chwilę później kolejna porwana kartka z rysunkiem kociej formy shikigami dołączyła do dwu poprzednich, ostatnie dwa shikigami-kruki zaś oddalały się błyskawicznie, nabierając powoli wysokości.

Shikigami ginęły niespecjalnie widowiskowo. Ot, poszarpany kruk zmieniał się w kartkę papieru, podartą, jeśli shikigami dzięki niej przyzwany został rozdarty, lub spaloną, jak na przykład w pokoju-pułapce hotelu Pensylwania skończyły shikigami w ogniu robaków dusz.

Teraz trzy poszarpane niemal na połowy kartki wirowały w kłębach mgły a wraz z rozszarpaniem kota Chińczyk odzyskał zdolność poruszania się. Widząc jak przebija wyjętym z rany nożem podrzuconego mu skorpiona Yagami mimowolnie odczuł podziw dla zimnej krwi opiumowego maga.

Walka wchodziła w środkową fazę, wedle wyliczeń i planów Hirohito. Czas był by ukryć swoje położenie, zatem Japończyk przesłonił swą obecność liczną grupą iluzji, zmieniając także nieznacznie swoją pozycję. Iluzje gestykulowały, ruszały ustami, mamrotały... stanowiły przekonujące przedstawienie, lecz Chińczyk z zaciekłością wyrecytowawszy kilkanaście chińskich słów spowodował, że dym począł wypluwać z siebie liczne ostrza, w wystarczającej ilości by zniszczyć wszystkie iluzje a nawet sięgnąć samego onmyoudou.

Był to czas na gwóźdź programu. Mag pisma płynnym gestem wydobył zza pasa wachlarz. Kamaitachi rozcięło pociski, by rozpaść się na strzępy. Wyrwane zza pasa drugie kamaitachi rozcięło bestię, choć nie rozwiało jej kompletnie. Z rękawa Yagami dobył toujinfu, jakie miało zaskoczyć i sparaliżować przeciwnika...

Dwa kruki wbiły szpony w kark i twarz nieszczęsnego Chińczyka. Obserwując silne uderzenia skrzydeł, ogłuszające mężczyznę, potężne ciosy dziobem Hirohito Yagami znieruchomiał. Kiedy Chińczyk bezwładnie osunął się na ziemię, jego niedawny przeciwnik spojrzał po 'galerii' by ocenić nastroje, zimno mierząc wzrokiem ignorujący go tłumek, nastęnie przyklęknął i przyzwał shikigami-lisa, któremu polecił podejść do padłego maga.

Chciał wiedzieć, czy jego przeciwnik żyje, zastanawiając się jednocześnie, czy powinien go leczyć. Z jednej strony nie chciał zostawiać tamtego w kałuży krwi, z drugiej, nie można było nazwać 'samym' człowieka, który przyjechał w tak licznej obstawie. Złośliwy chochlik podszepnął Yagamiemu, że protekcjonalny opiumowy mag byłby w niezłych opałach po tym, jak uleczyłby go jego 'wróg z yakuzy'. Mężczyzna nieledwie uśmiechnął się.

Walka była chaotyczna i szybka, dość też bezładna, zupełnie inaczej niż Hirohito sobie ją wyobrażał. Przypominało to raczej gry konsolowe, ze sporą ilością efektów specjalnych niż walkę dwu intelektów - choć przygotowania się opłaciły - było to widać bezsprzecznie po nietkniętym Yagamim, który jeszcze nie wykorzystał połowy środków ze swojego arsenału.

Kluczem do zwycięstwa okazały się nóż, wachlarze, ochronne zaklęcie Angielki i kruki. Lustrzana klątwa, toujinfu mające rozpraszać lub przekształcać aspekty napotkanych czarów, oraz sekretna broń - wszystko to zostało niewykorzystane. Walka rozstrzygnęła się zanim doszło do tego momentu.

Opiumowy świr... umierał. Nawet zaleczanie ran nie pomagało. Onmyou odruchowo wezwał pogotowie, nie do końca będąc pewnym jakie konsekwencje będzie miał taki jego czyn. Umierający Chu Koi Tang z Flying Dragons jednak nie budził w nim strachu, gniewu czy nawet złości. Był cierpiącym człowiekiem. Pokonanym. Niezależnie od okrucieństwa tamtego, czy jego szaleństwa, Yagami wcale nie chciał go zabijać. Nie miał do tego inklinacji... a choć bał się, że tamten zechce rewanżu, to z drugiej strony duma i honor nie pozwalały postąpić inaczej. Nie byłoby honorowym nie pozwolić tamtemu na rewanż. Nie byłoby też honorowym zostawić przeciwnika w kałuży krwi i nawet nie uczynić nic by mu pomóc, jak się go już pokonało. I choć Japończyk nie uważał się za samuraja czy budokę, by akceptować zobowiązania bushido, to jednak wyraźnie czuł, że nieudzielenie pomocy rannemu, lub odmówienie mu potem rewanżu, jeśliby go chciał, byłoby sprzeczne z nim samym.

No i zostawała też przyziemna sprawa, jak będzie wyglądać jego rachunek z Triadami, jeśli faktycznie zamorduje im maga. Zostawią go teraz? Nie zostawią?

Choć jak to odbierze sam Chu Koi Tang jak już dojdzie do siebie, Hirohito nie wiedział. Było to cokolwiek niepokojące... choć dość przyszłościowe zagadnienie.

* * *

Opuszczając złomowisko, ceremonialnie ubrany mag pisma sięgnął po komórkę, by wystukać do doktor Hollward szybkie:

Kod:
Veni. Vidi. Vici.
W przeciwieństwie jednak do Cezara, który - jeśli wierzyć kronikom - wygłaszał te słowa dumnie, Yagami miał wrażenie, że jego zwycięstwo było jakieś... wyblakłe. Jakby czegoś brakowało, jakby cała rzecz skończyła się za szybko.

Pozostawało uczucie... niedosytu. Wsiadając na swój motocykl, mężczyzna rzucił jeszcze po raz ostatni na śmietnisko. Niemal widział jego ducha, niemal wyczuwał tę śpiącą w tej chwili istotę.

Istotę, której przywołanie miało zakończyć tę walkę. Pokaz mocy onmyoudou, wyrwanie magowi z Flying Dragons jego ulubionego terenu pojedynków, jego 'piaskownicy' i na jego oczach uczynienie jej własną.

- Następnym razem - spłynęło po cichu z ust młodego onmyou.

* * *

Była 18:12 kiedy na jednym z najlepszych motocykli wypuszczonych przez Suzuki, ze złomowiska wyjechał mężczyzna w wysokiej, czarnej czapie na głowie, ubrany w białą haorę* i czarno-czerwone hakama** i włączył się do ruchu, przyciągając spojrzenia przechodniów. Dwa kruki leciały nad nim, obserwując uważnie, gotowe ostrzec gdyby coś zagrażało ich panu lub próbowało go śledzić.

wtorek, 16.X.2007, wzgórze nieopodal fabryki motorów Hayabusa Motor Company, 18:48

Czterdzieści minut po wygranym pojedynku, wciąż ceremonialnie ubrany Yagami z wzniesienia jeszcze raz spoglądał na kompleks HMC, wpisując po kolei mail do Hasamichiego...

Kod:
Hasamichi-san,

Będę potrzebował dostępu do firmy za jakiś kwadrans. Na około godziny. Proszę daj mi znać, czy to możliwe o takiej porze i przy tak późnym powiadomieniu.

Do tego chciałbym obejrzeć pozostałe miejsca sabotażu.

pozdrawiam,
Yagami
... oraz wpis na blogu:
Kod:
Potrzebny jest dostęp do firmy o rozmaitych porach oraz wytyczne dotyczące strategii. 

Jaki rezultat jest akceptowalny? Powstrzymanie, znalezienie dowodów, prztyczek, nauczka, kontra? Jaki jest najbardziej pożądany? Czy też ta decyzja jest odłożona do momentu zebrania większej ilości informacji? 

Czy prowokacja wchodzi w grę?
Podczas kontaktów z Satomi, Yagami dowiedział się, że często zadowolenie klienta osiąga się przy różnych rezultatach. Czasem wystarczyło położyć kres zjawiskom, czasem należało je wyjaśnić, czasem dać prztyczka osobie lub organizacji która za nimi stała, czasem zaś nie prztyczka, a nauczkę, albo - w skrajnych przypadkach, kiedy sytuacja była prawdziwie napięta - kontrę. To ostatnie dotąd zdarzyło się jedynie raz, kiedy Hayabusa miała być przejęta przez inną firmę-córkę korporacji Suzuki i kiedy doszło do wewnętrznej walki między dyrektorami firmy. Czasami te decyzje pozostawały w rękach Yagamiego, ale częściej przekazywała mu je Satomi. Chłopaka ciekawiło, czy czasem nie podejmowała ich sama - nieraz uważał, że ma ku temu i pozycję i siłę charakteru.

W przypadku, kiedy chodziło o bardziej szczególne przypadki, wspólnie z Miną organizowali prowokację. Tutaj na przykład miałyby to być 'nowe testy silnika' lub innej technologii, która na pewno byłaby przynętą dla nienaturalnych sabotażystów. Oczywiście, zorganizowanie tego wymagałoby rozmowy między nimi, lecz wpierw każde z nich musiało zebrać pewne dane: Yagami - na temat sabotażystów. Mina - na temat negocjacji.

Kiedy skończył wpis i wylogował się z bloga, było 3 minuty po 19. A on miał nowego maila w skrzynce.

Kod:
Panie Hirohito,
 
nie mając pewności, czy zakończył już Pan sprawy, które wymagały Pana pełnej i niepodzielnej uwagi, pozwalam sobie odpowiedzieć w mniej bezpośredni sposób.
 
Bardzo dziękuję za wiadomość. Szczerze cieszy mnie fakt, że mógł ją Pan wysłać ją tak szybko i mam nadzieję, że nie poniósł Pan żadnych nieprzewidzianych i kłopotliwych kosztów. 
 
Planując kolejne dni, przypomniałam sobie, że w piątek wspomniał Pan, iż nie miał jeszcze okazji do bliższego zapoznania się z Nowym Jorkiem. W czwartek planuję odwiedzić taras widokowy Empire State Building. Jeśli miałby Pan ochotę obejrzeć panoramę miasta, a codzienne obowiązki i zobowiązania nie będą stały Panu na przeszkodzie, z przyjemnością służę transportem i towarzystwem.
 
Z poważaniem
W.S. Hollward
Mężczyzna uśmiechnął się serdecznie i odpisał natychmiast:

Kod:
Pani Hollward,

Pozostaję do Pani dyspozycji. Mogę streścić całość pojedynku, osobiście, przez telefon lub drogą listowną, zależnie od Pani preferencji. Rzecz skończyła się daleko szybciej aniżeli zakładałem, pozostawiając mieszane wrażenie niedosytu i zadziwienia. Pani zaklęcie zadziałało bezbłędnie - chylę czoła.

Co do najwyższego budynku Nowego Jorku, czyta mi Pani w myślach. Dziękuję za pamięć, ujmująca jest Pani propozycja, arcyciekawa w dodatku i byłoby głupotą nie skorzystać.

Kiedy chciałaby Pani wybrać się na 'szczyt'?

Hirohito Yagami
Skończywszy, schował telefon, a następnie przywołał kruki. Każdy z nich miał na dziobie i szponach krew Chińczyka. Onmyoudou wydobył trzy hitogaty i starannie naniósł na nie krew tamtego, dbając, by nie dotknąć jej niczym innym.

Zakończywszy, posłał kruki w przestworza a sam zasiadł w trawie w seizan i w milczeniu pogrążył się w kontemplacji okolicy. Gdy już z grubsza miał zapamiętaną topologię samego kompleksu jak i jego sąsiedztwa, przyzwał jeszcze dwa shikigami, którym polecił go pilnować. Wyczarowawszy sztalugi i płótno, siadł, rozpoczynając malować mapę.

Przez następne kilkanaście minut zapamiętale i w skupieniu tworzył improwizowany rysunek techniczny, mapę fabryki i okalających ją terenów, z lotu ptaka. Kruki powoli szybowały nad obiektem, który onmyou najpierw obserwował ich oczyma a potem przerysowywał.

Tę umiejętność opanowywał latami, ćwicząc na czym popadnie, przez co jego rysunki techniczne na studiach wprawiały w podziw (lub zakłopotanie, jeśli uwzględnić ich nietypową perspektywę i przerysowywanie z pamięci), zaś znajomość terenu nigdy nie zawodziła - nawet orientacyjna mapa była pomocą.


wtorek, 16.X.2007, Staten Island, Pickersgill Avenue #13, mieszkanie Hirohito Yagami, 20:15

W mieszkaniu onmyoudou zabawił jedynie chwilę. Wziąć prysznic, przebrać się, zawiesić nad łóżkiem dopiero co namalowaną mapę, zjeść kolację.

Wszystko to robił mechanicznie, pogrążony w myślach. Adrenalina opadła już, coraz mocniej wkradało się znużenie. Mężczyzna jednak nie chciał zakończyć jeszcze dnia.

"Zbyt długo odkładane były pewne sprawy."

Z tą myślą, Hirohito zasiadł do komputera i utworzył jeszcze jednego bloga. Dopiero piętnaście minut później, kiedy przelał tam już wszystko co wiedział na temat obu spraw, udał się na spoczynek, pakując się na dzień następny, nastawiając budzik na szóstą rano i przygotowując sobie dwa śniadania w lodówce. Tuż przed snem mag nakazał swoim shikigami się strzec i informować w razie niebezpieczeństw. Nie miał zamiaru ryzykować zasadzki żądnych zemsty za upadek swego szefa 'chłopców' Chu Koi Tanga. Czy kogokolwiek innego, kto mógł uważać, że z racji wygranej, onmyoudou przestanie być czujny.

Spał bez snów.


środa, 17.X.2007, Staten Island, Pickersgill Avenue #13, mieszkanie Hirohito Yagami, 6:15

Pobudka była krótka, a pobyt w domu służył jedynie przemyciu się, spakowaniu i sprawdzeniu strażniczych uroków i okolicy. Upewniwszy się, że nie zastawiono żadnej pułapki, Yagami wyruszył do pracy.


środa, 17.X.2007, kostnica wydziału 13 NYPD, 6:33

W kostnicy był pierwszy. Z miejsca udał się do chłodni, gdzie oddał się szczególnym czynnościom: przed każdym z opatrywanych i zmienianych przez siebie zmarłych, po kolei zapalał kadzidełko, śpiewnie i rytualicznie przepraszał, zabiegał o spokój ducha, o jego dobre samopoczucie. Powtarzał przebłagiwalne formułki aż wypaliło się kadzidełko, ignorując narastające poczucie głodu.

Przy dwu zwłokach, które musiał najbardziej przemienić, a zatem najbardziej zmasakrować, spędził dwakroć więcej czasu, przepraszając.

Dopiero odprawiwszy ten obrzęd, poczuł się lepiej. Wtorek był tak chaotyczny, tak pospieszny, że pomimo tego, iż modlił się do ciał, miał wrażenie, że to nie wystarcza, że to ledwie spełnienie formalności.

Do tego też większość wtorku martwił się własnym pojedynkiem i tym, czy sam nie będzie wkrótce jednym z takich zewłoków. Teraz, po krótkiej i niewymagającej walce, czuł się inaczej. Wygrał. Zwyciężył. Uczucie napawało satysfakcją, teraz dopiero Yagami zrozumiał, dlaczego niektórzy magowie w Negari Gumi tak wiele przyjemności znajdowali w walkach o pozycję w grupie.

"Nawet pomimo ryzyka, od tego można się uzależnić. A może właśnie przez ryzyko?"

Zakończywszy obrzędy, rozpoczął wypełnianie formularzy, których wczoraj nie zdążył wypełnić. W przerwach zjadał swe pierwsze śniadanie. Na tym zastali go pozostali pracownicy kostnicy.

------------------------------------------------
* haora - japońska tradycyjna kurta, część męskiego kimona
** hakama - japońskie tradycyjne spodnie, część męskiego kimona
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 18-04-2010 o 22:45. Powód: uzupełnione deklaracje: karetka + hitogata Chu Koi; rysowanie mapy
Tammo jest offline