Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2010, 21:01   #56
Azazello
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy przeciągające się już ponad miarę wszelkiej przyzwoitości negocjacje Tupika i Profesora miały się ku końcowi, Levanowi zamarzyła się gorąca kąpiel, pół godziny w bali wody z dzbankiem zimnego piwa. Był głodny, ale nie chcący odejść ból głowy sprawiał, że nie miał najmniejszej ochoty na spożywanie czegokolwiek. To pewnie to ciągłe napięcie, odzwyczailiśmy się nieco od ciągłej gotowości – pomyślał. To nie dobrze dla Levana, zdawał sobie sprawę z tego, że przez najbliższy czas nie będzie zbyt dużo czasu na sen. Ten cały Profesor wydawał mu się szczwanym lisem, jednocześnie zastanawiał się jak udało mu się przeżyć robiąc interesy z ludźmi pokroju Harapa. Przecież jego buta aż prosi się o to, by zapoznać go z nieco zapomnianą sztuką perswazji oraz wydobywania informacji. Gdyby była taka gildia, Levan mógłby zostać uznany za zdolnego czeladnika, a może nawet rzemieślnika. Na szczęście to nie ja muszę za nim łazić, chyba by mnie strzelił w mgnieniu oka. Po pierwsze wolał nie zostawać sam, nie w nadchodzącym tygodniu. Po drugie sądził, że bardziej może przydać się bliżej Krogulca.

Kiedy schodzili na dół od razu wiedział, że coś jest nie tak. We wciąż zadymionej lecz już nieco opustoszałej Sali dwa krzesła nagle przewróciły się, a właściwie zostały przewrócone przez Lizzie, której uwolnione ze zbędnego odzienia piersi falowały pod bawełnianą koszulką. Pewnie skupił by się na nich bardziej, ale w ogóle ciężko było mu się skupić. Ta kobieta to żywioł – a już po chwili widział, co wzbudziło w niej demona. Kieslevici, dezerterzy. Od razu to dostrzegł – te fryzury wskazujące na to, że jeszcze całkiem niedawno służyli w wojsku, na nogach mieli prawie nie zniszczone wojskowe buty – chyba nie spodobało im się na prawdziwej wojnie. Levan coś o tym wiedział. Pewnie im też nie w smak było wysłuchiwanie rozkazów jakiś baranów.

Od razu przemówił do nich w rodzimym języku. Zauważył, że wywołało to konsternację wśród nich. A był ich trzech, uzbrojeni – przy czym ten ostatni przez najbliższe kilka dni nie obnaży swojej ulubionej broni. Levan uśmiechnął się kwaśno, ukazując całą swą paskudną mordę rodakom.
- Ta pani jest z nami i albo to uszanujesz – mówił wyraźnie do tego, który się wysforował i łapczywym okiem patrzył na rudego demona, który znikał za jego plecami poprawiając i skrzętnie ukrywając to co ma najlepsze – albo Cię kurwa potnę! – Levan, co było rzadkością, wkurzył się niemiłosiernie. Świat w momencie skurczył się do niego i trójki rodaków. Jakby poza tym i przeszkód między nimi nie było nic. Nie mieli chwili spokoju i Levan miał tego serdecznie dosyć. Chętnie rozwiązał by sprawę na zewnątrz – jeden na jednego, tak jak to robili na dalekiej północy i zresztą nie tylko tam. Aż korciło go by wbić mu swój rapier w bebechy aż po chroniący dłoń kosz, a potem głębiej i głębiej. Byle tylko mógł się wykapać w jebanej gorącej wodzie. Niech tylko podejdzie, niech tylko się nie zatrzyma… Ale musiałby być idiotą zważywszy na to ilu ich jest. Levanowi żyłka pulsowała na czole, a koniuszki wąsów delikatnie drgały. Właściwie wystarczyło mu teraz cokolwiek i rzuciłby się naprzód. Oczami wyobraźni widział procę Tupika - bo całkiem wyraźnie ją słyszał po swej prawej - i kamień w niej załadowany, oj na takim dystansie, to dużo z niego nie zostanie. Jakby na potwierdzenie tego usłyszał Tupika. I wszystko dookoła wróciło nagle do Levana. Jacyś krasnoludzi przypatrywali im się ciekawsko z drugiego końca sali. Karczmarz zniknął gdzieś na zapleczu, pewnie pobiegł po pomoc, albo po straż. W ich sytuacji lepiej unikać kłopotów.
- Lepiej się napijcie i zapomnijmy o sprawie – uciął konwersację, ale wciąż miał ochotę i był gotów uciąć więcej niźli tylko rozmowę – a jeśli szukacie roboty, to bądźcie tu rano. Przypomniały mu się słowa Krogulca, o tym by przyprowadzić ludzi. Jeśli będą trzeźwi to czemu nie, będzie szansa ocenić ich umiejętności, bo zapału im na pewno nie brakowało. A ile mają rozumu, to Levan przekona się w ciągu najbliższych trzech minut.

Gdzieś na zewnątrz rozległo się wycie psa, na które jeden z kieslevitów obrócił się w stronę drzwi. Obyście mieli trochę instynktu, bo tutaj się bez niego ginie szybko i nikt o was nie będzie nigdy pamiętał…
 
Azazello jest offline