Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-03-2010, 23:23   #51
 
pteroslaw's Avatar
 
Reputacja: 1 pteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumnypteroslaw ma z czego być dumny
Na jesieni w Altdorfie można kupić na targu jabłka, słodkie jabłka a wszyscy handlarze cieszą się dlatego że każdy kupuje owoce więc sporo zarabiają. Animositas na pewno nie był tak szczęśliwy, kapłani Sigmara myślą o sobie. W mieście dzieją się złe rzeczy, na dodatek miasto było całkowicie wyludniałe. Animositas przejechał dłonią po głowie, poczuł kępę włosów, następnie przejechał po brodzie, jak się okazało pojawił mu się pokaźny zarost. "W tym klasztorze nie mieli nawet jednego ostrego noża." Pomyślał Ani.
Zauważyli Levana i Wasilija, jeden był cały we krwi, i to nie swojej. Animositasa zastanawiało czyja to krew, zwłaszcza że nie było z nimi nowych. No ale pewne ofiary musiały zostać poniesione.
***

Już w namiocie Ani znalazł sobie ostrze oraz ciepłą wodę. Jego ręce wykonywały szybkie ruchy na głowie i przy brodzie. Po skończonej robocie Ani przejechał ręką po głowie i brodzie po raz kolejny. "No wreszcie. Elegancko i gładko."
Ani czekał aż Kislevici powiedzą co się stało.

***

Wszyscy poszli do karczmy porozmawiać z jakimś facetem, Tupik, Max i Levan poszli na górę podczas gdy Ani "raczył" się piwem, było to piwo przed którym powinien ich bronić sam Sigmar. Było aż tak rozwodnione.
 
pteroslaw jest offline  
Stary 01-04-2010, 00:38   #52
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Trafili do „Kuźni”. Erica znała to miejsce. Jeszcze wczoraj ograła tutaj jakiegoś szlachcica w karty, co odgrażał się, że ją w dyby zakuje. Był pijany, więc pewnie jej nie zapamiętał. Chociaż, cholera wie…
Spotkali jakichś kislevitów po drodze. Pewnie kolejni z paczki. Lizzie zaczęła powoli klarować sobie obraz sytuacji. Tupik poprosił ją, aby weszła do karczmy i rozejrzała się za jakimś mężczyzną, po czym wróciła z dokładną listą osób.

- Osiemnaście. Z barmanem. – żeby nie powiedzieć, zadanie miała… konspiracyjne. Weszli z Maxem do karczmy, mieli udawać parę.

- Ależ oczywiście. – odparła. Nie miała pojęcia co się działo. Dla niej to wyglądało tak, że szła sobie tam gdzie zwykle, gdzie nagle jakieś oprychy zaczynają jej grozić. Zupełnie jak pierwszej nocy, zaledwie kilka dni temu. Tamtych jednak postraszyła nożami, Lizzie nie lubiła rozlewu krwi. Zbędnej krwi. A tutaj przyszedł jej z pomocą jej stary „znajomy”, w dodatku wciąż butny i pamiętający dawne dzieje, kiedy to ona, jako zła kobieta, odeszła od niego. Erica nie była jakąś wiejską dziewczyną, a tylko taka mogła się zakochać w takim… kimś.

- Postawisz mi kieliszek, Tupiku. – Erica nic nie robiła za darmo. Jak na złość Mattowi dała Maxowi niby całusa w policzek, jej nowemu „partnerowi”, i weszli do karczmy. Zasiedli przy jednym stoliku. On gapił się na nią, nie wiedząc co powiedzieć.

- Zamów mi piwo. – zaproponowała, kwitując wypowiedź oszędnym, acz ładnym uśmiechem. Powiedzmy, że zrobił to z pełną odwrotnością zapału, ale swój kufel dostała. Obserwowała, jak Tupik idzie z jakimś mężczyzną na górę, podczas gdy reszta zostaje na dole. Minęła klepsydra, może dwie. Erica nie widziała różnicy. Szybko straciła zainteresowanie Maxem, który zresztą przysiadł się do reszty swojej ekipy. Dziewczyna najpewniej zrobiłaby to samo, gdyby nie pewna grupka ludzi, siedzących przy 3 połączonych stołach, grających w kości. Wszyscy byli niesamowicie ożywieni.

- Złoty pełny! I jeszcze raz! Płaćcie mi skąpigrosze, po błyszczyku od każdego! – wydarł się jakiś mężczyzna w czerwonej, futrzanej czapce. Na jego ogorzałej twarzy malowała się prawdziwa radość, Widząc, że zarobił ponad Karla, zapragnął jeszcze więcej, a alkohol potęgował to uczucie.

- Wchodzę za 2 srebrne. Kto wchodzi? – mężczyzna był najprawdopodobniej kupcem. U pasa dyndała mu mniejsza sakiewka, a za koszulą, druga, pewno z większym trzosem. Erica zauważyła, że jest to pewna cecha kupców w tym mieście. Nikt nie ma tutaj tyle, na ile wygląda.
Wszyscy siedzący przy stole praktycznie weszli to gry.

- Ja wchodzę. – oznajmiła Erica, zjawiając się przy nich z kuflem piwa.

- Panienka nie widzi, że mężczyźni tu grają? – ktoś próbował odegnać dziewczynę.

- Panience się widzi, że was dzisiaj ogra do suchej do ostatniego miedziaka. – rzuciła im wyzwanie, pewna siebie. – Wchodzę za 3.
Zagrawszy na męskim honorze, wpuścili Ericę do stołu. Grało około dziesięciu osób. Dziewczyna potrafiła grać w kości. Miała nawet swoją „strategię”. A do wygrania były prawie trzy Karle. Kości zostały rzucone. Piątki, jedynki, czwórki, szóstki. Dwóch mężczyzn odeszło od stołu tylko widząc swój wynik. Ostatnia gra w tym tygodniu! Dobrego panowie., ale i kilku się przysiadło. Niektórzy, zmieniając karczmy, zawędrowali właśnie tutaj. Przyszedł czas na dziewczynę. Dwie piątki i czwórka. Najwyżej. Dwie osoby miały podobny wynik. Jedna odparła w dogrywce, a grał jeszcze tylko ten kupiec w czerwonej czapce.

- Panienka ma szczęście, ale ja mam dzisiaj passę. – uśmiechnął się, odsłaniając garnitur pożółkłych zębów. Erice nie umknęło, że kupiec podmienił kości na swoje. Z pewnością pijana gawiedź tego nie zauważyła, dziewczynie to nie umknęło.

Rzut. Sześć, pięć, cztery. Parszywy farciarz, pomyślała. Ludzie westchnęli ciężko. Zgarnęła jednak kości, zanim kupiec chciał je „włożyć” do kubka i podać kobiecie, jakby sama nie mogła sobie z tym poradzić. Uśmiechnęła się. Przynajmniej sama nie musiała podmieniać kości. Dotychczas myślała, że w Księstwach nie ma nikogo, kto podrabia kości. A tu proszę, jakiś kupiec ogrywa wszystkich, niekoniecznie uczciwie. Zauważyła grymas przerażenia na twarzy kupca. Popukała kości. Rzuciła.

Pięć, cztery, pięć. Nie wyszło jej. Kupiec uśmiechnął się od ucha do ucha, zbierając swoją ręką pokaźny trzosik ze stołu. Będzie więcej niż 3 karle. W tym momencie dziewczyna pochyliła się nad stołem z diabelską szybkością, wbijając jeden sztylet w rękaw kupca. Wzięła jego wolną rękę, i wytrząsnęła z rękawa kilka „dodatkowych” kości. Zapanowała krępująca cisza.

- Wygrałam. Ktoś ma wątpliwości? – zero odzewu.

- Jaka jest kara za oszustwo w kości w tych stronach? – uśmiechnęła się życzliwie do gawiedzi.

- Rrrrryjem przez drzwi na zewnątrz! – zakrzyknął jakiś wesoły pijaczyna, co podchwycili ludzie. Kupiec się miotał, próbując się wytłumaczyć, ale szybko wynieśli go z gospody. W tym czasie Erica zdążyła zwinąć srebrniki do mieszka. Podzieliła zawartość na trzy. Swój, i dwóch sąsiadów, przy których siedziała. Wzięła jakiś pełny kufel piwa, co stał na stole, i rozejrzała się po karczmie. Ludzie nie lubili, gdy się ich ogrywało, toteż trochę męczyli tego kupca. Dosiadła się do kapłana, chociaż odczuwała pewną awersję. Chciała odruchowo sprawdzić, czy ma jeszcze medalion, ale zrezygnowała z tego. Jeszcze ten kapłan mógłby coś zauważyć.

- Piękną mamy noc, nieprawdaż? Gdzie wsiąkło twoich przyjaciół?
 
Revan jest offline  
Stary 01-04-2010, 12:16   #53
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Piękna noc w „Kuźni” zamieniła się w żmudną noc w „Kuźni”. Ile w końcu można siedzieć na dupsku nie robiąc nic poza sączeniem jakiegoś cieńkusza i obserwacją zmieniających się od czasu do czasu gości? Rozrywka, jakiej Erice dostarczyła gra i późniejsze „zabawy” z małym oszustem z czasem znudziła się wszystkim. Obserwatorom również. Wyrzucony na zbity ryj przez drzwi zaległ w kałuży gnoju i błota, która rozciągała się od stajni po przedproże oberży. Ochota na „odegranie się” najpewniej mu minęła. Oszwabionym przezeń gościom najpewniej również. Oszust bowiem nie zdawał się już zdolny znieść dalszego odgrywania się na nim oszukanych przezeń ludzi.


Czas mijał powoli, klepsydra za klepsydrą, kufel za kuflem, kolejna awantura za kolejną. „Kuźnia” jednak nie była miejscem, gdzie głośne awantury i rozróby postrzegane byłyby z przychylnością, lub choćby tolerowane. Opasły tłuścioch, który stał za kontuarem odziany w skórzany fartuch ujmujący jego wylewające się cielsko w jakieś karby, miał do pilnowania bezpieczeństwa dwóch tęgich osiłków, którzy siedzieli na zapleczu i wychodzili na wezwanie oberżysty. W trakcie „narad” Tupika interweniowali ledwie trzy razy i za każdym razem gasili spory na dłużej pozostawiając po swojej obecności ożywczy powiew spokoju. Tylko dwójka krasnoludów siedząca przy rozpalonym mimo lata kominku kolejnym garncami piwa gasząc swe niestrudzone pragnienie i głośno komentując jakieś sobie tylko zrozumiałe historie puentując je kolejnymi wybuchami dudniącego śmiechu zupełnie za nic miała ponure spojrzenia dwójki ochroniarzy. Póki jednak płaciła i nikogo nie zaczepiała nie czepiano się i ich. Było to rozsądne postępowanie.


================================================== ===


Walter siedział przy stole społem z Rudgerem, który robotę mu nagaił. Znali się od jakiegoś czasu. Rudger winny był Walterowi przysługę a kiedy dowiedział się, że można nieźle zarobić nie ruszając się zbytnio z miejsca, chroniąc dupę jakiemuś człeczkowi, dał Walterowi znać i tym sposobem wywlekł go z piwnicy w której Walter żył. Oberża w której teraz siedzieli, „Kuźnia”, nie należała do podłych spelun, w których zwykle się stołowali. Musieli się tu zachowywać. Tak też obaj czynili czekając aż zjawi się Tom Brandt, ten który szukał krasnoludów do ochrony i wskaże im ich „obiekt”. Miał przyjść wieczorem. Czekali zatem skromnie racząc się kolejnymi garncami piwa i cichutko opowiadając opowieści im zabawne.

=========================================

Animositas nie czuł się najlepiej w takim miejscu. Po trzech miesiącach odosobnienia i ciszy tak gwarne miejsce wydawało mu się zbyt tłoczne, zbyt rozwiązłe, zbyt głośne. Co prawda przed pobytem w klasztorze miał dosyć otwarte poglądy i nie widział niczego złego w kielichu wina czy garncu piwa, odrobinie szaleństwa która ludziom pozwalała odprężyć się po ciężkim dniu pracy. Jednak teraz jego poglądy jakby uległy drobnej zmianie. Teraz gwar go dławił, dusił. Pewnie dla tego bodaj trzykrotnie wstawał od swego stolika i pod pozorem załatwienia swoich spraw w wychodku stojącym na zewnątrz, wychodził by odrobinę ochłonąć. Choć na chwilę pogrążyć się w błogiej ciszy. Do czasu, aż Go zobaczył.


Siedział wśród biesiadujących w drugim końcu sali rzemieślników. Był, zdawało się, jednym z nich. Jednak Animositas nie miał wątpliwości co do jednego. To był jeden ze znajomków Miżocha. Pamiętał dokładnie, że właśnie ten blondyn był jednym z tych, których spotkał z Miżochem przed wjazdem do Rosenbergu. Wszystko przez to jego mruganie nieustanne lewym okiem. Teraz też siedział pośród podpitych bednarzy, szewców czy innych praktyków rzemiosła i zachęcająco puszczał do nich oko. Zważywszy na to, jakie nieszczęścia spadły na Animositasa później, już w mieście, Ani z powodzeniem mógł się założyć, że będzie dla nich fatalnym omenem. Byle dla nich…


===============================================


Erica wracała właśnie z wychodka, kiedy ucapiły ją w pasie potężne łapy a dwie inne stłumiły ewentualny jej krzyk. Szarpnięta silnie stanęła na wprost swoich oprawców widząc ich w półmroku panującym w podcieniu korytarza. Było ich trzech, skryli się za przepierzeniem i pewnie czatowali na nią już czas jakiś. Widziała ich sumiaste wąsiska, potężne sylwetki i pełen pożądania wzrok. Jeden z nich, ten który miał wolne obie ręce, oblizał się nerwowo a zaraz po tym ostrzem noża przejechał po sznurówkach jej kaftana wyraźnie chcąc dostać się do piersi od których nie odrywał wzroku. Odczekała chwilę, przestała się szamotać świadoma tego, że przeciwko trójce osiłków szans wielkich nie ma. Nie w próbie sił. Nóż przeciął pętelki z cichym sykiem a obwieś uśmiechnął się lekko…


Uśmiech zmarł mu na ustach po solidnym kopniaku, który wylądował na jego kroczu.


- Auuuuu! – zawył na cały głos, lecz wnet dwójka pozostałych kilkoma słowami w nieznanym języku zmusiła go do milczenia. Skulony pod ścianą alkowy jęczał już cichutko, ona zaś wyrwała się ze zwolnionego tylko na chwilę uścisku mocarnych dłoni. Skoczyła w przód krzycząc głośno – Pomocy!


Maximilian szedł do wychodka wespół z Wasilijem. Reszta „chłopaków” Tupika z samym Tupikiem i „Profesorkiem” schodziła właśnie po schodach do biesiadnej izby. Oni się wysforowali, bo parła ich przemożna potrzeba. Max dodatkowo czuł … „coś”. „Coś” ulotnego, niezrozumiałego, niemożliwego do wypowiedzenia. Czuł, że było blisko i… w tej właśnie chwili zza kotary kryjącej jedną z bocznych alków w podcieniu korytarza wypadła Erica z rozchełstanym, rozciętym kaftanem. Jej krzyk sprawił, że nerwowy od popołudnia Wasilij już dobywał szabli. Wyskakujący za Ericą oprych zawahał się tylko na moment uderzając z góry pałką w odsłoniętą głowę kislevity. Nie było tu miejsca na unik, nie było nań czasu. Wasilij poczuł jak nagle grunt ustępuje mu pod nogami, jeszcze chciał coś zrobić, ale kolejny cios posłał go w ciemności na ziemię, pod nogi wypadających z alkowy zbirów.


Max zdążył krzyknąć – Tutaj! – odskakując pod ścianę korytarza. Liczył, że uda się mu osłonić Ericą, która wypadła z alkowy i już mknęła ku biesiadnej w której jej i jego krzyki przedarły się przez tubalne głosy krasnoludów. Przeliczył się. Nie dostrzegł noża, który z furkotem przemknął korytarzem uderzając go prosto w oko. Jęknął jedynie i powalony potężnym ciosem osunął się na ziemię. Dałby teraz wiele by się dowiedzieć, czy dostał ostrzem czy trzonkiem, ale uciekająca w niebyt świadomość nie potrafiła racjonalnie tego ocenić.


- Bystro! Łapaj krasawicu! – krzyknął jeden z oprychów do drugiego, który rzucił się śladem uciekającej Erici, która właśnie wpadła do biesiadnej gdzie pojawiła się już cała banda Tupika. Pierwszy Ericę dostrzegł Levan, który też chciał podążyć śladem Wasilija a swój rodzinny język rozpoznawał szybko. Dawno już nie słyszał kresowego kislevskiego i wyłowił zawołanie semena poznając je bezbłędnie. Skoczył w przód mijając się z Ericą po to tylko by dostrzec leżącego na ziemi Wasilija i Maxa oraz trójkę tęgich rębajłów biegnących śladem Erici. Z których pierwszy z nożem w łapie był już u wylotu korytarza, ledwie pięć kroków od niego. I zwalniał dostrzegając nagłe zainteresowanie, jakie wzbudził jej powrót.


- Nu wot! Nu szto!? Eto nasza krasawica! – powiedział ten pierwszy uśmiechając się i wskazując ręką na stojącą z boku Ericę. Ważniejsze jednak dla Levana było to, czy Wasilij i Max żyją. Jednak teraz nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Uznając jego milczenie za akceptację kislevita ruszył z nożem za Ericą a jego śladem z korytarza wyłoniła się pozostała dwójka. Jeden dzierżący pałkę a drugi przy szabli. Ten ostatni szedł dziwnie kuśtykając, jakby bolało go krocze. Jednak szedł. Widać po bólu zostało już raczej wspomnienie. Przegnane obietnicą solidnej pokuty tej, która go sprawiła…





[Proszę Storm Wermina i Dartha o niepostowanie, zastanowienie się czy chcą uczestniczyć w sesji i kontakt na PW]
 
Bielon jest offline  
Stary 01-04-2010, 13:21   #54
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Gdy już cała piątka była na górze, Tupik wprowadził wszystkich przynajmniej w zarysy swojego planu.

- To jest Heinrich, od dziś "Profesor", choć w sumie nie od dziś - zaśmiał się nieco przypominając, że ksywka była zapewne i tytułem Heinricha.
-W kontaktach czasami lepiej unikać nazwisk. Profesor jest alchemikiem i zapewni nam stałe dostawy nowego towaru w mieście, a w najbliższym czasie uzupełni też nasz arsenał broni, powiększając go o płynny ogień i jakieś środki wybuchowe. Ponieważ wszyscy tu obecni wiemy, że potrzeba nam przejąć miasto, uznałem że przyda się nam wspólna narada, która pozwoli zapoznać się z moim planem, może go urozmaicić, zmienić lub sprostować. Białe złoto - tak będzie póki co nazywał się towar, choć nazwa dla towaru tak naprawdę znajdzie się i przyjmie sama w mieście, na nim będziemy przyciągać do współpracy pozostałych szefów, przyzwyczajać wszystkich w mieście , że towar ma dostępny tylko Tupik, to nam zapewni lepszą pozycję negocjacyjną. Oczywiście poszedłem na daleko idące ustępstwa Profesorowi, doceniając jego obietnicę lojalności. Jeśli realnie wszyscy w mieście zobaczą, że próba przejęcia Profesora jest niemożliwa, wówczas będą musieli się ze mną układać. Dlatego też Maxa przydzieliłem do bezpośredniej ochrony Profesora, oprócz tego będzie jeszcze kilku ochroniarzy, ale tą kwestię także trzeba omówić, wolałbym być pewny ludzi którzy będą Cie ochraniać, oczywiście nie mówię o jakimś zaufaniu, ale o tym by nie byli to bandyci czekający na okazję do złupienia swojego szefa, w tym mieście możesz przypadkiem takich wynająć, chyba że masz już kogoś na oku...

Levan kiwnął tylko głową, która ciągle go napieprzała. Średnio wiedział co się dzieje. Przy trzecim zdaniu wypowiedzi nie bardzo pamiętał pierwsze. Zauważył natomiast podniecenie Tupika, który znów był w swoim żywiole i profesora, który łypał chciwie oczami. Levan miał nadzieję, że nie tylko pieniądze są dla niego istotne, bo jak tu takiemu ufać...

- Owszem mam. - zauważył Profesor.- Jak już mówiłem znam kogoś w mieście to mój dobry przyjaciel od wielu lat. Obecnie jest sierżantem gwardii, co jak panowie wiecie dobrze rozegrane z naszej strony może dać pożyteczne informacje. Oczywiście będzie trzeba za nie zapłacić i wiedzieć o co nam konkretnie chodzi ale to już nie problem.- Profesor dzielił się to wiedzą trochę z musu. Bo jeśli kiedyś ludzie Tupika zobaczą go z Hansem i powiążą z tym że jest gwardzista będzie miał kłopoty. A profesor nie lubił kłopotów... Po prawdzie nowy podział "przyszłej władzy" też był mu na rękę. Jeden z kilku zaraz po szefie to z jednej strony dość duża władza. A z drugiej przecież to Tupik będzie głównym celem. Następnymi Levan i Grzeczny z Profesorem każdy będzie chciał się układać. Ta myśl działała kojąco.... Apropo ochrony to będą ludzie z jego polecenia niezwiązani z półświadkiem. Profesjonaliści z doświadczeniem.

- Na kiedy będziesz ich miał? Podejrzewam, że zanim zorganizujesz dom i ochronę może minąć trochę czasu, ale jeśli zabrać się za to od razu...- zapytał Tupik

-Zajmę się tym zaraz po zakończeniu rozmowy z wami. Zamierzam też wciągnąć mojego kompana do interesów. Tak by moja passa była i jego passa. Więc mam nadzieję że to iż odpalę mu jakiś mały interesik który w jego oczach będzie pewnie duży nikomu nie przeszkadza.

- To jeszcze zależy od rodzaju interesu - mógłbyś wyjaśnić coś więcej, dla pełnej jasności? Nie chciałbym być zaskoczony lub zaskoczyć jego gdyby okazało się później że występuje konflikt interesów. Chciałbym po prostu wiedzieć czym się będzie zajmował i wcale też nie twierdzę że to będzie mi przeszkadzać... póki co przeszkadza mi jedynie brak wiedzy i informacji.

-Dam mu do rozprowadzenia ograniczone ilości naszego proszku. Głównie wśród ludzi na zamku i sfer dla nach nieosiągalnych. Widzę w tym podwójną korzyść. Po pierwsze dam mu zarobić co oznacza że jest wobec mnie dodatkowo zobowiązany mijając już nasze przyjacielskie relacje. Dwa kilku uzależnionych gotowych zrobić wiele za działkę się przyda. A gdzie jak gdzie ale na zamku dalej lub bliżej księcia i jego popleczników według mnie idealne miejsce na dodatkowe oczy i uszy. - odrzekł Profesor

- Dobrze, jeśli masz aż takie do niego zaufanie... może nawet w przyszłości włączy się do gildii, plan generalnie mi się podoba a moja sieć dostawców na początku i tak nie miałaby zamku w zasięgu - tam z pewnością przyda się obserwator...Przyszykowałem listy do ważnych person, poczynając od samego księcia, poprzez cech kupców na kapłanach kończąc. Chcąc nie chcąc mamy kilka celów na których trzeba się skupić i zdobyć maksimum informacji - a potem przystąpić do działania. Na świecznik bierzemy Krogulca - to z pewnością nie przypadek że jego rezydencja znajduje się obok naszej kryjówki. Mógł tam nas dopaść i zmusić do współpracy, wszystkich i w każdej chwili. Skurwysyn zginie za to co zdecydował się zrobić, zauważcie że w dupie miał ewentualną zdradę Harapa a mimo to kazał wam zabić towarzysza... Myślę że było to test który przeszliście i nie można pozwolić na zaprzepaszczenie tego. Spróbujcie w ciągu dnia pracy dowiedzieć się jak najwięcej o Krogulcu, kto z nim pracuje i dlaczego... wygląda na to, że próbował zdobyć tu władzę co najmniej od miesiąca lub dłużej - jest za dobrze urządzony jak na świeże wejście. Myślę, że kapłani po prostu przestali wierzyć w jego możliwości przejęcia miasta - i albo założyli, że będąc u niego pod nosem przejmę jego władzę...albo co bardziej prawdopodobne że mu ulegnę tak czy inaczej i wspólnie z wami wzmocnimy Krogulca.. Tupik miał jeszcze jedna rzecz do poruszenia...

- Chcę abyście coś wiedzieli, żeby nie było że coś ukrywam... no choć w sumie ukrywałem, ale głównie by nie siać paniki wśród nowych. Kapłani, albo ten z karocy co gnał do księcia... przedstawili mi propozycję przejęcia władzy w mieście, dość ogólnikową i mało praktyczną zważywszy że wskazali mi tylko kryjówkę... i to jeszcze jaką... Nie wspomnieli nic o Krogulcu... a jestem prawie pewny że musieli o nim wiedzieć, przypuszczam, że sami go tu postawili i wspomagają pieniędzmi klasztoru bądź książęcymi... Dlatego chcę powysyłać listy, zbadać kto jest z nami a kto przeciwko nam, zmodyfikować umowę na którą nie wyraziłem zgody - umowę w której w zamian za władzę kapłani żądają śmierci całej mojej bandy. Nie wiem już czy to idioci, że coś takiego mi zaproponowali, czy realnie wierzyli że mogę się skusić, czy to tylko element na odwrócenie uwagi, żebym zastanawiając się jak was ochronić zapomniał o czymś innym, ważnym... - jak choćby o pościgu za karocą... Mam za mało danych, aby zrozumieć propozycję kapłanów, jednak samo jej istnienie pokazuje cel jaki mają wobec nas. Oczywiście, o ile to kapłani złożyli mi propozycję... podejrzewam, że mógł to być ktoś od księcia.
Tak czy inaczej trzeba naszym "sojusznikom" wyperswadować pomysł rozbijania naszej paczki, oczywiście wiem co za tym stoi, gdybym został sam, naprawdę sam, wówczas kontrolowaliby mnie bez problemu... Harap otoczył się wianuszkiem ochroniarzy, zaufanych ochroniarzy - którymi trzeba się było nagle zająć gdy Harap zerwał umowę z kapłanami. Myślę, że tym razem nie chcą popełniać tego samego błędu, chcą w pełni kontrolować nowego szefa Rosenbergu... Sytuację z kapłanami komplikuje nieco fakt, że mogą okazać się niezbędni do powstrzymania ewentualnych wydarzeń nocy chaosu - no ale to akurat działa obustronnie, my również możemy okazać się dla nich niezbędni...


- Cieszy mnie wysoka opinia o moich umiejętnościach bojowych. Mam też pewne pomysły. Po pierwsze, na ile znam się na demonach i innych plugastwach to kapłani nie posiadają umiejętności dzięki którym byliby zdolni je wypędzić. Takie umiejętności dostępne są jedynie magom, a tych nie ma w okolicy w ogóle. A z kultystami możemy sobie sami poradzić. Ale nie o tym chciałem mówić. Te narkotyki... szybko uzależniają? Teoretycznie moglibyśmy rozprowadzać darmowe próbki tej lepszej wersji narkotyku, a gdy już się uzależnią, dawać im wersję gorszą. Byłaby to duża oszczędność funduszy, a jak znam ludzi to na głodzie i tak nie poznają że biorą coś gorszego jakościowo. A co do Krogulca. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zabicie go po cichu, tak żeby zniknął. Potem ujawnilibyśmy jego ciało... najlepiej obdarte ze skóry. Strach to doskonała motywacja. A skoro mówimy o broni. Profesorze. Czy miałby pan, jako alchemik, na składzie rycynę? - Max włączył się do dyskusji

- Jak już powiedziałem wcześniej Tupikowi nie jestem skrytobójcą. Alchemicy to nie masowi truciciele ludzie ulegają bajką i stereotypom. Rycyny a raczej Ricinus communis i w dodatku konkretnie nasion nie posiadam. Natomiast arsenał do którego mam dostęp jest równie skuteczny. I bardziej efektowny rzekłbym. Jednak będziemy z niego korzystać z rozwagą i powściągliwością. Nie potrzeba nam dodatkowych wścibskich oczu przykutych serią nader widowiskowych zgonów. - odrzekł Profesor

- Rozumiem. W takim razie przydałoby się coś zdolnego zabić szybko i po cichu. Masz coś takiego?- dopytywał Max

- Wracamy do wątku ze skrytobójcą. Moje towary są bardziej efektowne i wiążą się raczej z mało cichymi metodami. Jak mawiała moja młodsza siostra robią duże bum-bum. Teoretycznie jakby się uprzeć mógłbym coś takiego zrobić to nawet nie jest aż takie trudne jest tylko jeden problem. Nazywa się czas. Kilka dni może nawet tydzień pewnie tyle nie mamy... - odrzekł Profesor, prowokując Tupika do podsumowania rozmowy

- I bardzo dobrze kto mieczem wojuje od miecza ginie... - uśmiech Tupika świadczył, że mówi średnio serio - a wolałbym zginąć w efektownym wybuchu niż skonać od jakiejś trucizny, choć znam ich walory... Wykorzystamy to co mamy, a raczej skupmy się na rozsądnym wykorzystaniu tego co pod ręką - czy masz jakiekolwiek materiały wybuchowe na wozie, czy wręcz przy sobie? I ile potrwa przygotowanie materiału zdolnego wysadzić chałupę?

-Mam i na wozie i przy sobie uśmiechnął się profesor. Choć z racji zdrowego rozsądku na chałupę pewnie z kieszeni ci nie wyłuskam. To zajmie godzinę max dwie. Wspominałem o rozsądnym wykorzystaniu tego co mamy a ty już chcesz coś wysadzać. Czy Krogulca nie da się podejść jakoś subtelnie? W zasadzie masz racje że efektowne pozbycie się nowego Cappo sprawi że ludzie nabiorą respektu. Uważasz jednak że to konieczne?- profesor był jak ojciec dla swoich zabawek nie lubił nimi szastać.

- Nie, ale wole je mieć pod ręką , zdatne do użycia. Nie... Krogulca trzeba wybadać, choć częściowo, zobaczyć jaki ma teren, jak działa, co robi... z kim utrzymuje konkretnie kontakt... Wysadzić go zawsze można, a zrobimy to gdy zajdzie taka potrzeba, a raczej nie gdy, lecz kiedy zajdzie. To tak naprawdę jedyny realny konkurent, przynajmniej w oczach kapłanów czy księcia, jeżeli Krogulec przepadnie to kapłani będą musieli pójść na ustępstwa i wspomóc nas tak jak wspierali jego. Jest jeszcze jedna kwestia, całkiem możliwe że zdołamy go zgładzić tradycyjnymi metodami, tym bardziej, że Krogulec sam chce chłopaków do pracy. - odpowiedział spokojnie Tupik
- Gdyby pytał o mnie to póki co możesz mu powiedzieć, że się zaszyłem w mieście... gdyby pytał o pozostałych chłopaków, to mów że zaszyli się ze mną, zastraszeni tym co nas czeka... - często najprostsze wytłumaczenia były najlepsze...
To podstępna gnida, może was wysłać na jakieś chore zlecenie tylko po to by mnie pogrążyć, w końcu wielu was pamięta jako moich ludzi... może wyśle was na mnie? - przygotujemy więc zasadzkę, ta zresztą przyda się na różne okazje, ale generalnie wolał bym nie doprowadzać do walk z jego ludźmi ani do wysadzania całego burdelu, jak utniemy łeb bestii, członki same odpadną... A póki co wykorzystajcie to że wzięto was pod jego ochronę, niech was widzą inni z jego ludźmi... co by nie było Capo złamał zasady i niech każdy o tym wie... , ułatwi nam to powrót, gdy pokażemy dwulicowość drania...
- mówił głównie do Levana . Nadszedł też czas na ponowne nabicie fajki i po raz kolejny poczęstował wedle życzenia profesora, czuł, że będzie mu się z nim dobrze współpracowało, odkrywał, że nie jest on delikatnym i strachliwym uczony a to dawało mu szanse życia w wygodnych warunkach. To obu im dawało szansę na życie w wygodnych warunkach.

Profesor przyjął ponownie nabitą fajkę z rąk Tupika naprawdę zaczynał myśleć że to może być początek naprawdę owocnej nie tylko w gotówkę współpracy. Ale i na zwykłej ludzkiej płaszczyźnie w tym przypadku niziołkowo-ludzkiej ale to już szczegóły.

- Co prawda nie jestem chyba w temacie do końca ale ja bym z nim uważał. Konkretnie uważał na moment kiedy z znienacka postanowi się was pozbyć. Bo to na pewno nastąpi, obyście wyczuli moment. Bo często pewność że jesteśmy mu potrzebni i wywiemy się co się da okazuje się zgubna.
Tak już czysto przy okazji Max ja cie w walce jeszcze okazji widzieć nie miałem. Jak bardzo sprawnie ci to idzie? Bo wiesz teraz twoje umiejętności są dla mnie nad wyraz ważne.
- zażartował lekko profesor choć pytanie było w pewnym sensie poważne lepiej wiedzieć kto i co potrafi.

- Doskonale radzę sobie z długim mieczem, kijem, a także posiadam pewne specjalne... zdolności. Gwarantuje że będę użyteczny. A co do Krogulca to miałbym pewien pomysł. Może by tak załatwić wszystko już jutro?
- zaproponował odważnie Max

- Pomysły zawszę mile widziane. A konkretnie?

- Na zabicie właściciela burdelu, będącego jednocześnie królem półświatka? Najprostszy i najskuteczniejszy sposób to połączenie działania odwracającego uwagę i bezpośredniego ataku.

- Nie chcę wyczuwać momentu, Levan będzie pod dyskretną obserwacją, umówimy się na znak, po którym zorganizujemy sprawne przejęcie, gdyby coś miało mu zagrażać. Jestem gotów poświęcić na to trochę czasu, Krogulec to kopalnia informacji, szczególnie przy człowieku wewnątrz. Choć to chodzący żywy trup tak czy inaczej.- stwierdził Halfling i dodał:

- Jeszcze jedno, dla pewności, czy będzie można użyć twojej ochrony w razie konieczności? Mam tu na myśli nie tylko ściągnięcie Maxa ale i wynajętej ochrony gdyby zaszła taka potrzeba...? - zapytał, nie miał zamiaru narażać Profesora, ani osłabiać jego ochrony, ale był realistą wiedział, że czasami kilka dodatkowych par rąk potrafi w zupełności załatwić sprawę. Nawet nieformalna zgoda oznaczało de facto powiększenie bandy Tupika - co mogło być korzystne przy próbach negocjacji lub perswazji skierowanej na potencjalnych sojuszników bądź wrogów.- Oczywiście w razie konieczności, a nawet przy tak zwanej byle okazji, jestem gotowy wraz z ludźmi chronić Twoją osobę...

-Tego jeszcze nie wiem to się okaże dopiero. Sądzę że istnieje na to szansa i to duża choć pewności nie mam. W moich zamiarach jest posiadanie kilku ludzi i na pewno gdy zajadzie taka potrzeba przyjdziemy z pomocą. Nie wyobrażam swojego funkcjonowania w tym mieście bez dodatkowych swoich ludzi. Dziś najdalej jutro będę miał w tej sprawie rozmowy.... Chce jednak zapewnić że od teraz jedziemy na tym samym wózku i skoro ja mogę liczyć na was to i wy na mnie.- zapewnił Profesor


- Jest jeszcze jedna rzecz którą uzgodniliśmy w ramach porozumienia - słowa kierował do chłopaków, - Heinrich, zwany odtąd "Profesorem" oraz Grzeczny stają się moją dodatkową parą prawych rąk... - Tupikowi nieco brakowało słów, po raz pierwszy chyba przy całym jego wygadaniu. Niewzruszony kontynuował próbując inaczej - Będę miał odtąd trzech zastępców o równym statusie, nie chciałbym Levan abyś traktował to jakkolwiek jak obniżenie twojej rangi, jest to raczej wyniesienie dwóch pozostałych osób. I nie tracę z oczu, tego co dla mnie zrobiliście - patrzył na Grzecznego i Levana, którzy mogli być słusznie zdenerwowani wywyższeniem profesorka, - Mam świadomość, że profesor dopiero zasłuży sobie na ten natychmiastowy awans... jestem pewny że to zrobi - dodał.
Czekał w pewnej gotowości, nie tyle na słowa kamratów ile na ich gesty ciała, te mówiły wiele, znali się zresztą na wskroś. Ton Tupika wyrażał głęboki spokój, nie było śladu po zdenerwowaniu jaki towarzyszył mu przy tej części negocjacji. Był gotów w każdej chwili dać im gestem znak, że rozmowę na ten temat mogą dokończyć później, miał jednak nadzieję że Chłopaki sami zrozumieją motywy Tupika, szczególnie w takiej a nie innej sytuacji. To nie były czasy gdy mieli nad sobą Grabarza, Harapa i był święty spokój, zabijany przez radosne wyprawy zbójeckie i radosne świętowania łowów. Te czasy były ponure, tak jak i niektóre decyzje które musiały być podjęte.

-Będę miał Cię na oku, jeden fałszywy ruch i Cię znajdziemy, choćby na końcu starego świata... - słowa te Levan powiedział bardzo cicho, ale nie umknęły uwadze nikogo w pomieszczeniu, a skierowane były do profesora. Levan wolał mu nie pokazywać jak to jest płonąć żywcem, ale jeśli okaże się to konieczne, nie będzie miał skrupułów - kto mieczem wojuje od miecz ginie. O ile Grzeczny był dla niego godnym zaufania towarzyszem, to ten był zagadką. Kieslevicie nie w smak było porucznikowanie. Wiązało się to z odpowiedzialnością za innych, nie tylko za siebie. Nie był przekonany czy chce podejmować ten wysiłek. Z drugiej strony - jeśli się nie uda to dołączy do Magnusa, gdziekolwiek ten się nie udał. Levan czuł, że przekazanie mu pewnej odpowiedzialności był swoistym znakiem od Tupika. Niziołek widział w nim kogoś więcej niż tępego zabijakę. Chyba kogoś więcej niż sam Levan pragnął być. Niż był. Kogoś kim chciał być kiedyś, zanim całkowicie wyzbył się swojej moralności. I marzeń.

- profesor tylko się uśmiechnął. - Też się cieszę na przyszłą współprace. - dodał w odpowiedzi.


Levan uspokoił Tupika, pokazał , że wciąż jest sobą a to dobrze, pokazał też, że ma na kogo liczyć w przypadku zdradzieckiej śmierci. Levan potrafił zobrazować wyrok jaki czekał na zdrajców, potrafił to wysłowić jak nikt już samym tonem swojego głosu...i spojrzeniem tym zawziętym i zimnym spojrzeniem. Tupik był jedna z niewielu osób które potrafiły dłużej utrzymać kontakt wzrokowy z Levanem, nawet profesor mimo uśmiechu i buńczucznych słów opuścił wzrok na moment wbijając go w podłogę. Nie było w tym nic dziwnego, nawet Tupik czy Grzeczny długo nie mogliby wytrzymać takiego spojrzenia. Jednak jeśli Levan był gotów otwarcie zgodzić się na współpracę to cała sprawa zdawała się być przesądzona. Tupik wiedział, że gdyby Levan nie zaakceptował by układu, nie otwierał by swych ust by niepotrzebnie kłamać, nie gdy nie musiał. Zastanawiał się tylko czy i Grzecznemu wystarczy ostrzeżenie Levana czy będzie chciał dołożyć coś do tego... po Grzecznym można się było tego spodziewać... Tupik cieszył się, że nie było ich z nim od początku negocjacji, czuł że atmosfera nerwów w końcu by pękła - być może z eksplodującą siłą - o której przecież Profesor wspominał...

------------------------------------------------------------------------------------

Nerwy, pragnienie a przede wszystkim potrzeba wygnała wszystkich z rozmowy... po części to i Tupikowi jej starczyło, nie lubił uzewnętrzniać swych planów, wolał po prostu je wykonywać - no ale czasami trzeba było wprowadzić choć w część planu jego wykonawców.

Nie dane mu było szybko rozkoszować się kuflem piwa widok Ericki biegnącej w jego stronę i trzech kislevskich drabów sunących za nią szybko postawił go na nogi. Mógł rzucić nożem, może nawet powinien urządzić im krwawą rozróbę, ale czysta walka u Tupika zawsze była na końcu. Miast tego wyjął procę, załadował ją i począł krążyć młynki - wstrzymując się jednak z wypuszczeniem pocisku. Był halflingiem z procą i czuł się niemal tak samo groźnie jak krasnoludzki kusznik. gdyby nie Levan i język w jakim przemawiali napastnicy być może już toczyłaby się walka... z drugiej strony wciąż nie wiadomo było o co poszło i co się stało Maxowi i Wasilijowi - jeśli coś niedobrego to obcy musieli mu za to zapłacić... Póki co liczył, że przynajmniej zatrzyma ich w miejscu , jeśli nie zmusi do odwrotu.

- Krasawica nie wasza tylko nasza, i krok dalej w jej stronę i inaczej wam to przedstawię.
- powiedział groźnie kręcąc młynka procą.

Tupik w każdej chwili gotów był wypuścić pocisk w najbliższego z bandziorów, właściwie czekał tylko na agresywne drgnięcie. " Jak tak dalej pójdzie , to nie będę miał kim przejmować tej władzy" - pomyślał ponuro starając się nie dopuścić do jeszcze większego przelewu krwi. Nie wiedział jak dobrze Kislevici trzymają ze sobą, ale jeśli była możliwość, że Levan przygarnąłby ich sobie... Miał do tego predyspozycje a Tupik gotowy był mu pomóc - zerknął ukradkiem na towarzysza, dając mu znak , że ma "drogę wolną". Tupik wiedział, że pewnymi sprawami powinni zajmować się ludzie którzy na tym się znają, Levan jako Kislevita, szybciej dogada się z rodakiem, a staczanie bojów co chwila było co najmniej nierozsądne. Tak... Tupik przewidział, że z powodu kobiety mogą wywiązać się kłopoty... jak zawsze... trzeba było pomyśleć komu tu w miarę szybko podrzucić to chodzące nieszczęście... Może Krogulcowi...?
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 01-04-2010 o 13:23.
Eliasz jest offline  
Stary 01-04-2010, 19:47   #55
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Pierwszy dzień Wasilija poza klasztorem nie był zbyt szczęśliwy. Najpierw musiał zamordować w gruncie rzeczy niewinną osobę, a teraz jeszcze oberwał w łeb. Napastnik miał niezłą krzepę w łapie, bo cios powalił kozaka i ogłuszył go na chwilę. Jednak twarda, kislevska natura Matwijenki pomogła mu odzyskać przytomność szybciej, niż spodziewali się napastnicy. Wasilij wstał chwiejnie, po czym pomacał się po głowie. Bolało jak cholera, ale kislevita zdołał stwierdzić, że nie jest poważnie ranny. No, przynajmniej czaszka mu nie pękła, a mógł utrzymać pion, więc mózg nie ucierpiał za bardzo.

Mimo to Wasilij nie czuł się zbyt dobrze. Oparł się o pobliską ścianę, czekając, aż nieznośny ból i dzwonienie w uszach nieco ucichną. Gdy tylko te nieprzyjemności zelżały, kozak wyciągnął z pochwy szablę, po czym ruszył za zbirami. Wolałby odpocząć jeszcze kilka chwil, ale nie miał czasu do stracenia. Aż strach było pomyśleć, co takie zbiry są gotowe zrobić z nieszczęsną dziewczyną. Poza tym kislevita pałał żądzą zemsty na tych, którzy ośmielili się go po tchórzowsku zaatakować. Wasilij spojrzał jeszcze na nieprzytomnego Maxa, ale nic nie wskazywało na to, aby nowy miał się otrząsnąć z obezwładnienia. Tak więc Matwijenko ruszył korytarzem sam, jak najszybciej mógł.

Gdy zauważył dwóch ze swoich niedoszłych oprawców, zwolnił znacznie, i zaczął się skradać. Zupełnie zatrzymał się dopiero, gdy zobaczył Levana i Tupika. Miał nadzieję, że wrodzy kislevici go nie usłyszeli. Wasilij spojrzał znacząco na towarzyszy z bandy i przyłożył palec do ust. Nie chciał stracić potencjalnego elementu zaskoczenia. Teraz w napięciu czekał na dalszy rozwój sytuacji, gotów rzucić się z bronią na najbliższego oponenta, gdyby ci jednak zdecydowali się walczyć.
 
Storm Vermin jest offline  
Stary 01-04-2010, 21:01   #56
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Kiedy przeciągające się już ponad miarę wszelkiej przyzwoitości negocjacje Tupika i Profesora miały się ku końcowi, Levanowi zamarzyła się gorąca kąpiel, pół godziny w bali wody z dzbankiem zimnego piwa. Był głodny, ale nie chcący odejść ból głowy sprawiał, że nie miał najmniejszej ochoty na spożywanie czegokolwiek. To pewnie to ciągłe napięcie, odzwyczailiśmy się nieco od ciągłej gotowości – pomyślał. To nie dobrze dla Levana, zdawał sobie sprawę z tego, że przez najbliższy czas nie będzie zbyt dużo czasu na sen. Ten cały Profesor wydawał mu się szczwanym lisem, jednocześnie zastanawiał się jak udało mu się przeżyć robiąc interesy z ludźmi pokroju Harapa. Przecież jego buta aż prosi się o to, by zapoznać go z nieco zapomnianą sztuką perswazji oraz wydobywania informacji. Gdyby była taka gildia, Levan mógłby zostać uznany za zdolnego czeladnika, a może nawet rzemieślnika. Na szczęście to nie ja muszę za nim łazić, chyba by mnie strzelił w mgnieniu oka. Po pierwsze wolał nie zostawać sam, nie w nadchodzącym tygodniu. Po drugie sądził, że bardziej może przydać się bliżej Krogulca.

Kiedy schodzili na dół od razu wiedział, że coś jest nie tak. We wciąż zadymionej lecz już nieco opustoszałej Sali dwa krzesła nagle przewróciły się, a właściwie zostały przewrócone przez Lizzie, której uwolnione ze zbędnego odzienia piersi falowały pod bawełnianą koszulką. Pewnie skupił by się na nich bardziej, ale w ogóle ciężko było mu się skupić. Ta kobieta to żywioł – a już po chwili widział, co wzbudziło w niej demona. Kieslevici, dezerterzy. Od razu to dostrzegł – te fryzury wskazujące na to, że jeszcze całkiem niedawno służyli w wojsku, na nogach mieli prawie nie zniszczone wojskowe buty – chyba nie spodobało im się na prawdziwej wojnie. Levan coś o tym wiedział. Pewnie im też nie w smak było wysłuchiwanie rozkazów jakiś baranów.

Od razu przemówił do nich w rodzimym języku. Zauważył, że wywołało to konsternację wśród nich. A był ich trzech, uzbrojeni – przy czym ten ostatni przez najbliższe kilka dni nie obnaży swojej ulubionej broni. Levan uśmiechnął się kwaśno, ukazując całą swą paskudną mordę rodakom.
- Ta pani jest z nami i albo to uszanujesz – mówił wyraźnie do tego, który się wysforował i łapczywym okiem patrzył na rudego demona, który znikał za jego plecami poprawiając i skrzętnie ukrywając to co ma najlepsze – albo Cię kurwa potnę! – Levan, co było rzadkością, wkurzył się niemiłosiernie. Świat w momencie skurczył się do niego i trójki rodaków. Jakby poza tym i przeszkód między nimi nie było nic. Nie mieli chwili spokoju i Levan miał tego serdecznie dosyć. Chętnie rozwiązał by sprawę na zewnątrz – jeden na jednego, tak jak to robili na dalekiej północy i zresztą nie tylko tam. Aż korciło go by wbić mu swój rapier w bebechy aż po chroniący dłoń kosz, a potem głębiej i głębiej. Byle tylko mógł się wykapać w jebanej gorącej wodzie. Niech tylko podejdzie, niech tylko się nie zatrzyma… Ale musiałby być idiotą zważywszy na to ilu ich jest. Levanowi żyłka pulsowała na czole, a koniuszki wąsów delikatnie drgały. Właściwie wystarczyło mu teraz cokolwiek i rzuciłby się naprzód. Oczami wyobraźni widział procę Tupika - bo całkiem wyraźnie ją słyszał po swej prawej - i kamień w niej załadowany, oj na takim dystansie, to dużo z niego nie zostanie. Jakby na potwierdzenie tego usłyszał Tupika. I wszystko dookoła wróciło nagle do Levana. Jacyś krasnoludzi przypatrywali im się ciekawsko z drugiego końca sali. Karczmarz zniknął gdzieś na zapleczu, pewnie pobiegł po pomoc, albo po straż. W ich sytuacji lepiej unikać kłopotów.
- Lepiej się napijcie i zapomnijmy o sprawie – uciął konwersację, ale wciąż miał ochotę i był gotów uciąć więcej niźli tylko rozmowę – a jeśli szukacie roboty, to bądźcie tu rano. Przypomniały mu się słowa Krogulca, o tym by przyprowadzić ludzi. Jeśli będą trzeźwi to czemu nie, będzie szansa ocenić ich umiejętności, bo zapału im na pewno nie brakowało. A ile mają rozumu, to Levan przekona się w ciągu najbliższych trzech minut.

Gdzieś na zewnątrz rozległo się wycie psa, na które jeden z kieslevitów obrócił się w stronę drzwi. Obyście mieli trochę instynktu, bo tutaj się bez niego ginie szybko i nikt o was nie będzie nigdy pamiętał…
 
Azazello jest offline  
Stary 02-04-2010, 06:56   #57
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Kislevscy dezerterzy byli wyraźnie skonsternowani. Spodziewali się łatwego łupu, zabawy, figlowania przez noc. Nie mieli nic złego w zamiarze. Nie w swoich kategoriach pojmowania „złego”. Ot, pomiętosić trochę dziewuszkę, nasycić swe męskie pragnienia. Nawet nagrodzić ją mołojeckim całusem, bo „harosza” była wielce. Plan jednak diabli wzięli a potem poszło już zupełnie źle. Widząc gromadnie nadciągającą odsiecz wyraźnie się zmitygowali. A w chwilę po tym przemówił Levan. To odebrało im wolę walki dokumentnie.


- Nu wot? Czort ogonem zamiata! Prostitie druziej! Szto płochowo eto nie my! – ręce kislevitów uniosły się w pojednawczym geście. Broń powoli chowała się do pochwy a oni sami, wyraźnie utraciwszy zainteresowanie Ericą, ostrożnie krok za krokiem zaczęli się cofać, ku wyjściu, które gwarantowało ocalenie. Nie wiedząc, że dwójka tych, których przed chwilą zostawili bez przytomności już się czaiła za ich plecami. A poza dwójką gdzieś podcieniami sunął krępy krasnolud najwidoczniej chcący dołączyć do zabawy.


- A tu co się dzieje!? – ciężki głos stającego w progu zbrojnego przeciął biesiadną w jednej chwili. W jednej chwili wszyscy w biesiadnej dostrzegli jego kolczy pancerz okryty tuniką Straży Miejskiej w Rosenbergu. Oraz wycięte w zęby sierżanta ramiona tuniki. W progu „Kuźni” stanął zatem nie byle kto. Miał zresztą za sobą poparcie co najmniej kilku strażników, których drzewca halabard sterczały za jego plecami. Nie młode oblicze mężczyzny przecinał grymas gniewu. Widać nie spodziewał się tego, że naraz przyjdzie mu orężnie kończyć służbę. Tylko „Profesorek” złowił jego porozumiewawcze, trwające mniej niż uderzenie serca spojrzenie. W końcu znali się nie od dziś. Sierżant zaś zamknął za sobą drzwi oberży wodząc spojrzeniem od kislevitów, po Tupika i jego chłopaków omijając wzrokiem „ochronę” oberży, która wylazła niechętnie z zaplecza z pałkami w ręku. I krasnoludów, którzy uśmiechali się porozumiewawczo dostrzegając znajomka, co im miał robotę nagaić, choć po raz pierwszy widząc go w gali mundurowej. Sierżant ocenił wszystko w jednej chwili, bo nie tracąc ni chwili zbędnej na dłuższe dysputy warknął do trójki cofających się kislewitów – Wypierdalać!


A oni zrozumieli.


I postanowili posłuchać w mgnieniu oka…
 
Bielon jest offline  
Stary 02-04-2010, 07:26   #58
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Max chciał tylko wyjść do przeklętego wychodka. Do tej pory wszystko układało się świetnie. Nowy członek bandy, nowe możliwości, zaufanie dowódcy. Tak wiele mógł zrobić... powinien zaufać przeczuciu, a do wychodka wejść najlepiej z mieczem w ręku. Tak... ale na to już za późno. Sam nie wiedział co go podkusiło do wrzasków. Popełnić taki błąd, jak nowicjusz. Powinien udawać że nie zna Erici, poczekać aż ci trzej idioci miną go w biegu, a potem zaatakować od tyłu. Ale nie, on musiał być szlachetny, odważny i niewiarygodnie głupi. Gdy, niczym ostatni dureń, wykrzyknął – Tutaj!- próbował naprawić swój błąd i rzucił się w kierunku ściany, mając nadzieję na uniknięcie spodziewanego ataku. Niestety przeliczył się i w jego oko trafiła rękojeść noża. Ból był olbrzymi, i dla Maxa zapadła ciemność. W jego umyśle pojawiły się obrazy z przeszłości.

*********

Nuln 8 lat temu

Siedzieli razem pod dachem jakiejś zapadłej rudery, zaś na zewnątrz prażyło południowe słońce. Max i jego mistrz, Ranald, rozmawiali, jak zwykle w oczekiwaniu na cel. Tematem rozmowy były techniki przejmowania władzy nad ludźmi. W tej chwili rozmowę podjął Max.
- Uważam, że niemożliwym jest by zaledwie kilku ludzi zdołało przejąć władzę nad jakąkolwiek grupą, a co dopiero nad miastem.
Ranald uśmiechnął się w odpowiedzi – A potrafisz wyjaśnić dlaczego?
- Z logicznego punktu widzenia....
Mistrz przerwał mu szybko – Właśnie na tym polega twój problem, Maximillianie. Na wszystko usiłujesz spojrzeć logicznie. Takie akcje zaś nigdy nie są logiczne. Psychika ludzka zmienia wszystko. Ludzie bez przywódców są niczym kurczaki bez łbów. Wystarczy wyeliminować przywódcę. A potem to wszystko toczy się już samo. Dbasz o swój wizerunek, sprawiasz, że ludzie widzą w tobie idealnego przewodnika stada. Przestępców i przede wszystkim zdrajców karzesz spektakularnie tak by wzbudzić strach w swoich wrogach. Jednocześnie pomagasz biednym i sierotom, sprawiając, że widzą w tobie idealnego opiekuna. Strach i miłość, Maximillianie, strach i miłość. To klucz do potęgi i władzy. A jeżeli pojawi się godny ciebie przeciwnik… uderzaj szybko i mocno… – usłyszeli tętent kopyt. Drogą nadjeżdżał ich cel, pomniejszy szlachcic, przywódca miejscowego kultu Slannesha. Widząc go Ranald porwał z podłogi swojej doskonałej roboty muszkiet hochlandzki z lunetą. Wycelował w jeźdźca i kontynuował myśl-… tak by nie miał okazji do… - nacisnął spust -…kontrataku- głowa jeźdźca rozprysła się w czerwoną chmurę. Ranald odłożył muszkiet i powiedział do Maxa- Zapamiętaj dzisiejszą lekcję. Jestem pewien że kiedyś ci się przyda. I pamiętaj, że jeżeli kiedykolwiek będziesz musiał kogoś zaatakować to nie przejmuj się zasadami czy honorem. Uderzaj pierwszy i najlepiej z zaskoczenia. No cóż wracajmy do Altdorfu. Tutaj już skończyliśmy.

*********

Dzień dzisiejszy

Max powoli przytomniał. Udało mu się delikatnie podnieść i obmacać twarz. Z tego co czuł nie miał żadnych wyraźnych uszkodzeń. Oko, choć bolało straszliwie, chyba nie było uszkodzone. Obraz miał co prawda zamglony, ale chyba wszystko było w porządku. Oprzytomniawszy do końca wstał szybko i jednocześnie cicho. Powoli, bez najmniejszego dźwięku, wyciągnął miecz z pochwy. Powoli wstał i zobaczył czającego się Wasilija. "Widać i on przeżył" – pomyślał zadowolony. Zbliżył się powoli i cicho do tych kretynów. Jednak, po przemowie Levana a także wkroczeniu pozostałych gości i straży miejskiej postanowili uciec. Max przepuścił ich. Mógł ich zarąbać, oczywiście, ale postanowił tego nie robić. Raz, zwróciłoby to na niego uwagę, dwa będą lepsze okazje. Tymczasem Max powiedział do strażników-Witam szanownych przedstawicieli prawa. Jak widzicie sytuacja opanowana dzięki waszej interwencji. Dlatego też uważam że powinniśmy wszyscy wypić kolejkę piwa za pomyślność dzielnych strażników.-Miał nadzieję że gadaniem odwróci uwagę od siebie, tak by spokojnie uciec. Był ścigany przez łowców czarownic. Ucieczkę zaplanował perfekcyjnie, tak że nikt nie wiedział w którą stronę się udał, ale i tak wolał nie ryzykować.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli

Ostatnio edytowane przez Darth : 02-04-2010 o 07:53.
Darth jest offline  
Stary 02-04-2010, 10:51   #59
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Kieslevici pokazali, że mają co nieco we łbie, podkulili nastroszone ogony i rozpoczęli coś, co można nazwać taktycznym odwrotem. Z tą różnicą, że nie planowali przechodzić do kontrataku. Levan nie podejrzewał ich o tchórzostwo, to odchodziło w niepamięć wraz drugim lub trzecim gąsiorkiem wina. Ostateczne "wypierdalać" z ust kapitana straży, który pojawił się u wejścia wraz z drużyną, było sygnałem, że nie powinno być ich w promieniu stu metrów i to już od dobrych kilku minut. Stanowczo zbyt powoli uciekali. Levan patrzył z niepokojem na lekko zamroczoną dwójkę towarzyszy: zahaczą ich czy zostawią? To też wiele o nich powie! Mógł się spodziewać, że zezłoszczony Wasilij będzie chciał natychmiastowej zemsty.

To w końcu też nie był jego dzień.

Levan nie wyciągnął broni, dzięki czemu mógł spokojnie obrócić się na pięcie i nie wdawać się w gadki ze strażnikami. Nie miał na to ochoty tego wieczoru. Właściwie nigdy nie miewał na to ochoty. Zauważył, że Profesor nie jest w ogóle spięty. Pewnie się znają. Nie była to sprawa Levana, nie mieszał się w nią. Myślami był już tam, gdzie znalazł się dopiero za kilka kroków. Przy barze.
- Gorącą kąpiel w pokoju i dzban zimnego piwa niech mi ona przyniesie - powiedział do wystraszonego karczmarza Levan kiwając głową w stronę równie przerażonej dziewki i kładąc monetę na blacie. Levana już w ogóle przestało interesować to co się dzieje w sali. Widział, że chłopaki debatują nad czymś w kupie ze strażnikiem i krasnalami. Levan wolnym krokiem przeszedł bez słowa obok nich i udał się na górę, do jednego z pokoi. Miał szczerą nadzieję, że uda mu się pozostać świadomym, do momentu kiedy kąpiel będzie gotowa - o niczym innym nie marzył.

Pokój był taki jak zawsze, jak zawsze nie było gdzie rzucić ubrań - tylko na ziemię. Usiadł na łóżku i czekał.

I po co Ci to wszystko Levan? Sumienie o dziwo nie mówiło jego głosem, ale za cholerkę nie mógł go rozpoznać.
 
Azazello jest offline  
Stary 02-04-2010, 11:48   #60
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Proca Tupika wciąż jeszcze zataczała młynek z złowróżbnym świstem, kiedy Kislevici postanowili odpuścić. Po prawdzie kręciła się nawet gdy Ci zaczęli się wycofywać, przynagleni dodatkowo donośnym głosem strażnika. Był pewny siebie, wkroczył do akcji choć kiedyś nie był to typowy dla nich sposób działania... Kiedyś. Ten który zareagował nie był szeregowym strażnikiem i choć Tupik nie do końca znał się na oznaczeniach w straży potrafił odróżnić szaraczków od tych ważniejszych - ten mu wyglądał na sierżanta, na odważnego sierżanta biorąc pod uwagę że pakuje się w środek konfliktu, co prawda już zażegnanego, ale wciąż możliwego do realizacji. Mimo twardego spojrzenia Tupik jeszcze dwa razy machnął procą nim przestał nią kręcić. Nie spuszczał wzroku z Kislevitów, wiedział do czego zdolny był Levan, wiedział jak niebezpieczne są pozorowane odwroty... Przede wszystkim nie miał zamiaru dać się zastraszyć strażnikowi, niezależnie od funkcji. W dawniejszym Rozenbergu strażników przed interwencjami powstrzymywały strach i pieniądze, ten układ należało szybko przywrócić.

Pomimo wszystko chowając procę uśmiechnął się do strażnika, mówiąc:

- Już nic takiego - odpowiedział, tonem jakby mówiąc o przegnanym komarze.
- Niektórzy nie powinni pić, jak nie umieją się po trunku zachować. Tupik bił się przez chwilę z myślami, czy nie załagodzić sytuacji bardziej, zapraszając strażnika na piwo, w otoczeniu osób które nie powinny być ścigane czyli Lizzy i Profesor... Z drugiej strony gdy pomyślał o swoim pomysle dokładniej, sam go sobie wyperswadował. " No nie Tupik weź się w garść, chcesz rządzić półświatkiem i zapraszać na piwo strażników, którzy wpierdalają ci się w robotę?? Zapomnij."

- Szkoda nerwów, profesorze zapraszam na piwo - dodał omijając strażnika, jak gdyby uznał, że to co tamten miał zrobić zostało już wykonane... Nie był jednak głupi, zainteresowanie strażnika rozróbą w konflikcie siedmiu do trzech, gdzie strażnik był z nieliczną obstawą było idiotyzmem...chyba że strażnik miał jakiś interes...
Brak jakiegokolwiek zainteresowania, był najlepszą formą targu, na dzień dobry zbliżając ofertę do maximum... jeśli nie chciał im nic oferować, to znaczyło "jedynie" że straż niezdrowo się nimi interesuje - biorąc pod uwagę wieści jakie zasłyszał o postawie strażników i gwardzistów mogło w tym coś być. Nie było jednak co drażnić niepotrzebnie straż czy gwardzistów, skupienie ich na bandzie Tupika było ostatnim czego potrzebowali - choć z uwagi na kapłanów, Krogulca czy też karocę pędzącą do księcia, całkiem możliwym było, że strażnicy doskonale wiedzieli o powrocie Tupika... Sierżant zaś... zdawał się bardziej pomóc niż przeszkodzić.
Pamiętał dokładnie jak wyraził się Profesor, mówił, że ma swoje kontakty po drugiej stronie barykady, kontakty - pamiętał dobrze, co zresztą się zgadzało wystarczyło bowiem, że pokazał się strażnikom w towarzystwie komendanta by ci dobrze go zapamiętali...tak jak Tupik gdy widział Profesora u Harapa...

Obrzucił profesorka spojrzeniem, będąc już za plecami strażnika, uniesiona brew wyrażała nieme pytanie, czy go zna, nie czekał jednak na odpowiedź, ruszył dalej po piwo i do wychodka... Lub w odwrotnej kolejności. Najchętniej to zabrałby trunek na górę , aby tam w spokoju wypić i przespać się wreszcie od rana czekało go sporo roboty, dostarczenie towaru bzykom, przeciągnięcie ich na swoją stronę, kontakt z Nosikamykiem, czy dyskretna obserwacja poczynań Levana pod rządami nowego capo, już pierwszego dnia mógł zostać wysłany na misję, którą może i lepiej by było aby nie wykonywał jej osobiście. Być może nadarzyłaby się okazja do zlikwidowania ludzi capo - trzy miesiące i spore ilości złota były zbyt dużą dawka zaufania i współpracy, by można ja było łatwo zerwać finansami, których nawet nie mieli.
Było wiele do zrobienia i coraz mniej czasu. Krótki odpoczynek po wieczornym "wstępie" miał wszystkim dobrze zrobić...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 02-04-2010 o 11:58.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172