Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2010, 21:20   #5
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Więc jestem. Więc żyje. Dalej, dalej i dalej.
Zastanawiające, czy to ja uciekłem od Schultza, czy on przestał gonić? Czy w końcu zostałem uznany za martwego? Nie wychylałem się, to fakt. Żyłem na tyle, by oddychać, jeść, srać i uciekać. Ale ile tak można? No ile? Rok? Dwa? Piętnaście? Całe pieprzone życie?
Albo ja, albo Schultz. Jedna kula posłana z oddali rozwiąże problem. Mój, Pana skurwionego Teda i całego pojebane Detroit.
Będę zbawcą, Jezusem, każdym z osobna.


Kolejna drgawka rzuciła ciałem Greya. Czuł się kurewsko źle. Kolejny zawrót głowy i gęste wymiociny pokryły pokład.
Rozdzierający ból w żołądku. Był chory. Nie ulegało to wątpliwości. Ścisnął pięść, aż do białości knykci.
I wtedy pierwszy raz.. pierwszy raz od długiego czasu, uświadomił sobie, że nie chcę umierać. Nie w ten sposób. Nie, jak schorowany kundel, miotający się we własnych rzygowinach. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia. I kule z wygrawerowanym imieniem Teda Schultza.
Cierpienie odeszło. Równie nagle jak się pojawiło. Grey powoli wygrzebywał się z mroku nieświadomości.
Otworzył oczy i zobaczył klęczącego nad nim szamana. Właśnie takich ludzi się bał. A czego się bał, do tego strzelał.
- Musimy się zbierać, stary... - Wysapał popieprzony. Nie miał zamiaru nawet z takimi gadać. Wstał bez słowa i szybko ruszył ku pozostałym.

Zaraził się tym świństwem. Reszta pewnie też. Muszą, jak najszybciej przebić się przez dżunglę. Dojść do jakiegokolwiek miejsca zamieszkanego przez człowieka i nażreć się jakimiś dragami. Da radę.
Musi.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.
Lost jest offline