Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2010, 22:51   #402
Keth
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Czarownik zerknął na drzwi, wyraźnie czymś zaniepokojony, a następnie widząc poczynania mężczyzn z rozbawieniem rozłożył ramiona na boki. Wysunął przy tym z rękawów białe jak kreda, wychudłe, acz wciąż silne przedramiona. Sztućce, gwoździe i monety groźnie zaszumiały.

- Myślisz, że mnie oszukasz? Mnie! Szramo, Szramo.. przejrzałem cię od pierwszej chwili głupcze! Zły to pies, który chce pokąsać swego pana! Podejdź no, jeżeli tylko zdołasz.

Rivilion zaatakował wraz z pierwszym krokiem Szramy. To na nim swoją furię skupiła przypominająca rój komarów metalowa chmura, chociaż nielicho dostało się też pozostałym. Teraz nie było już odwrotu. Żelastwo haratało ich skóry, twarze i dłonie, przysparzając bólu jakiego nie znieśli by pierwsi lepsi śmiałkowie. Jednak przed Rivilionem nie stali pierwsi lepsi ludzie i pierwszy lepszy hobbit! Stali przed nim bohaterowie, których sam stworzył. W trakcie ostatnich przygód na pewno przywykli do dwóch rzeczy. Bólu i walki. Bren i Manfennas uparcie szli do przodu, zostawiając za sobą coraz większy krwawy ślad.

- Nie zrobisz tego ani teraz, ani za tysiąc lat! Rozkazuje wam: stać! - Te słowa osadziły ich w miejscu, jednak nie byli sami w tym boju. W końcu Szrama dzierżył żądny krwi i pomsty miecz Galdora. Ten wręcz wyrywał się, by zadać ostateczny cios, przy okazji ciągnąć za sobą półprzytomnego już mężczyznę. Runy, którymi pokryte było ostrze przez moment zabłysnęły czerwoną poświatą.


- NIE! Nie! Niee... - Ostatnie słowo przeszło w cichnący syk, gdy broń ugodziła go prosto w gnijące serce... Ten, który odpowiadał za ich wszystkie krzywdy konał u ich stóp niczym zwykły, najzwyklejszy śmiertelnik. Konał w milczeniu, bez zbędnego bólu czy zawodzenia. Powoli zamknął powieki i zacisnął zakończoną długimi paznokciami rękę na oprawie odzyskującej kolor księgi...

***
ŁUP!

[media]http://boxstr.net/files/6432013_9eeqn/li.mp3[/media]

Czarownik konał, a obraz rozwiewał się niczym dym. Dym ten pachniał znajomo i całkiem swojsko, niczym ziele z Południowej Ćwiartki Shire. Przeplatał się z jeszcze inną wonią. Wonią kurczaka z Butterburowej kolacji, którą suto zastawione były wszystkie stoły.


Łup!

- Wyśmienita historia mości Kapeluszniku! - zawołał gospodarz i dziarsko klepnął zaspanego Szramę w plecy. - Patrzcie na tego! Całkiem zdaje się zapomniał o prawdziwym świecie! Kolacja dla wszystkich na koszt Tedda Butterbura! Jak żyje takich dziwów dawno u nas nie było!

ŁUP!!

Narfin drgnęła niczym oparzona. Cóż za niedorzeczna historia! Przecież właśnie w Kucyku miała spotkać się z Borandem. Nic tylko patrzyć, aż otworzą się drzwi i wejdzie jej brat, uśmiechnięty jak zwykle! I skąd Orendil wiedział takie rzeczy!

Ani Telio, ani Manfennas, ani żaden inny z licznych, występujących w opowieści gości karczmy nie był w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Wielu z nich posyłało Kapelusznikowi zdziwione spojrzenia, ten zaś odpowiadał na nie jedynie zagadkowym uśmiechem, gdy wstawał z krzesła, wyraźnie szykując się do dalszej drogi...
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 02-04-2010 o 10:13.
Keth jest offline