Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2010, 21:09   #13
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny

Kuchenne drzwi otworzyły się ze straszliwym zgrzytem, jakby od co najmniej dziesięciu lat nikt nie potraktował zawiasów oliwą. Przystanęliście na chwilę nasłuchując, lecz w ciemnościach, które rozpościerały się za drzwiami królowała cisza. Uspokoiliście oddechy a serca przestały rwać się z piersi na wolność i powoli, pomalutku, ruszyliście przed siebie w mrok. Pierwszy, czujny niczym mała mysz, szedł Aglahad przyświecając sobie niewielką świecą, której blask tłumiła pocerowana opończa chłopaka. Postępował ostrożnie, co raz to rozglądając się w koło. W takich chwilach jeszcze bardziej przypominał szarą mysz, która stając słupka wypatrywała skrytego w ciemności kota.

Za Aglahadem podążała reszta. Choć starali się iść cicho, nie dało się ukryć, że czynili nieporównywalnie więcej hałasu, niż niewielki Aglahad. Pod ich stopami skrzypiały podłogi, oddech wydawał się głośny niczym świst kowalskich miechów, raz nawet niezdarny Ravere o mało się nie przewrócił, potykając się o porzucony z niewiadomych przyczyn na środku korytarza drewniany chodak.

Widać jednak, że los, albo sami bogowie sprzyjali im w tej eskapadzie, bo nikt z opiekunów nie usłyszał podejrzanych szelestów i ledwie słyszalnych odgłosów kroków. Dom spał głębokim snem po długim dniu pracy i nauki.


Wędrówka przez posępne, opanowane przez ciemność korytarze zdawała się nie mieć końca do chwili, gdy Aglahad dał im znak by się zatrzymali, po czym schwycił za klamkę wielkich drzwi obok których stanęli. Spoglądali przez chwilę po sobie z nieukrywanym zdziwieniem. Wszyscy dobrze wiedzieli, że te drzwi prowadzą do małego składziku, gdzie nie ma nic więcej poza starymi miotłami i drewnianymi baliami, tak niezbędnymi w dniu Porządku i Czystości.

Klamka z cicha szczęknęła a drzwi otworzyły się bezszelestnie. Aglahad uśmiechnął się szeroko, jakby zadowolony z sobie tylko znanego żartu, a Wy uświadomiliście sobie, że mały łobuz nie po raz pierwszy przemyka do tego składziku i to pewnie dzięki niemu drzwi tak cicho się otworzyły. Ale dlaczego? Cóż takiego jest w starym schowku na miotły?

Nim zdążyliście się nad tym zastanowić, zauważyliście, że z nagła mina Aglahadowi zrzedła. Szybkim gestem nakazał Wam, byście szybko weszli do pomieszczenia. Nie minęło kilka uderzeń serca, gdy wszyscy zrozumieliście powód pośpiechu chłopaka. Zza zakrętu korytarza biła - wciąż jeszcze przytłumiona, łuna zbliżającego się światła i dało się słyszeć niewyraźne szepty. Ktoś zbliżał się do Was. Nie czekając na kolejne ponaglenia Aglahada szybko weszliście składziku, a wizja miesięcy prac w kuchni sprawiła, że Wasze twarze pokryła iście trupia bladość.

- ...Uważam przyjacielu, że zbyt wiele wymagasz od tego chłopca. - Dało się słyszeć jakże znajomy głos ojca Edrina. - Zadania, które przed nim stawiasz, niejednego zdrowego i silnego mężczyznę mogłyby przerosnąć, a co dopiero jego. To okrutne i niegodne...

- Nie Edrinie. - Głos Anduvala był taki jak zawsze, suchy i pozbawiony emocji. - Ja nie mam czasu na wątpliwości i tak zbyt wiele już zmitrężyłem... Jestem już stary Edrinie, dużo starszy, niż mogłoby się wydawać. Niedługo nie będę mógł już wykonywać swojego zadania. Muszę mieć następcę.

- I tak uważam, że to za dużo jak dla jednego chłopca. - Odpowiedział ojciec Edrin a w jego głosie dało się słyszeć coś nowego, wątpliwości. - Te wszystkie próby, zadania...

- Nie mamy wyjścia Edrinie. - Anduval przerwał kapłanowi nieznającym sprzeciwu tonem. - I wiesz o tym równie dobrze jak ja. Tym bardziej, że ostatnio dręczy mnie trudny do wyjaśnienia niepokój. Coś się wydarzy przyjacielu...

- Na jasną Mishakal... - Głosy niknęły powoli w oddali. - I mnie ostatnio nawiedzają złe sny, jakby ostrzeżenia...


Gdy tylko na powrót zrobiło się zupełnie cicho a opiekunowie zniknęli gdzieś za kolejnym zakrętem korytarza, z wnętrza schowka dało się słyszeć zbiorowe westchnienie ulgi. Nikt nawet nie chciał myśleć, czym by mogło się skończyć wykrycie ich małej eskapady.

Trawiona ciekawością Amarys już chciała zadać jakieś pytanie, lecz Aglahad jedynie syknął, gestem nakazując jej milczenie. Dobrze wiedział, jak daleko niósł się głos przez te stare korytarze. Uniósł wysoko w górę świeczkę, tak, że jej mdłe światło oblało ich kryjówkę. Stanął przez chwilę jakby niezdecydowany, po czym szybko podszedł do jednej ze ścian i lekko pchnął cegłę oznaczoną wyrysowanym węglem, ledwie widocznym krzyżykiem. Dał się słyszeć cichy trzask a fragment ściany odsunął się od reszty murów. Aglahad jeszcze bardziej przesunął ściankę, otwierając przed Wami przejście wgłąb ciemnego, pełnego pajęczyn korytarza. Ponaglani jego gestami weszliście do środka a on zamknął za Wami wejście.

Owionęło Was zatęchłe, piwniczne powietrze a wszędobylskie pajęczyny natrętnie łaskotały co krok. Choć korytarz był opustoszały, to niestety nie był jednak pusty. W zasięgu wątłego blasku świeczkowego ogarka przemykały najróżniejsze Złowieszcze Kształty. Niektóre połyskiwały czerwonymi ślepiami, cichutko przy tym popiskując, inne chrobotały o wiele zbyt dużą ilością nóg, niż można by uznać za przyzwoite. Na szczęście korytarz szybko zakończył się wąskimi schodami, którymi Aglahad zaczął się śmiało wspinać.


Strych powitał Was powiewem chłodnego, nocnego powietrza i srebrzystymi smugami księżycowego światła, wpadającego do środka poprzez niewielką dziurę w poszyciu dachu. Chłód orzeźwił Was i rozwiał paskudny zaduch ciasnego korytarza, przez który się tu dostaliście. Aglahad uśmiechnął się triumfalnie i wskazał Wam zaciszny zakątek w samym narożniku stworzonym przez dach i ściany. Zauważyliście tam kilka krzeseł, niewielki stolik i całe sterty różnych drobiazgów. Wśród nich Rav dostrzegł swój stary wysłużony nóż z rogową rękojeścią, Amarys zauważyła połyskujący w świetle świecy zagubiony pierścionek z czerwonym oczkiem a Trzmiel skrzywił się, gdy pod stertą różnorakiego śmiecia zauważył pergamin wypełniony swoim nierównym pismem - jedną z pierwszych magicznych wprawek. Uśmiech obserwującego towarzyszy Aglahada stał się o wiele wątlejszy...
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline