Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2010, 13:11   #90
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Gwen, Martha, Noah:

Rano przywitał ich deszcz, lejący się z nisko zawieszonych, grubych i szarych chmur. Wciąż na szczęście był ciepły, a czasu zmitrężyć więcej nie mogli w mieście, w którym wisiała podobizna Noaha i jego towarzyszy, obecnie pozostających w Sherwood. Za każdego z nich oferowano dziesięć funtów szterlingów, co dla wielu sumą było niebagatelną. Zmoknięcie nie było warte narażania się, zwłaszcza, że władze przeszukiwały wszelakie przybytki wypytując o niejakiego kupca Albrechta czy Alberta, który dnia wczorajszego poczynił zakupy spore, natomiast podobno jeszcze miejskich murów nie opuścił. Sprawdzili więc pakunki na wozie, założyli uprząż mułowi i wyruszyli ku bramie. Kamuflarz, rozmywany deszczem, mimo założonych kapturów, nie był już taki dobry, ale strażnicy nie kwapili się, by na deszczu przeciągać kontrole. Zerknęli tylko na zawartość wozu, a że byli to inni niż dnia poprzedniego, o czym Noah upewnił się przed czasem, nie zwrócili nawet uwagi, że mąkę wiozą z powrotem. Reszta była tak zwyczajna, że machnięto tylko ręką, wypuszczając ich. Odetchnęli z ulgą, poprawiając zupełnie już mokre ubranie. Sadzy można było się już pozbyć, gdyż i tak spływała po twarzach. Podobnie jak nałożone na nie błoto.

Padało też przez większość nocy, dlatego drogi zdążyły już namoknąć i zamienić się w dość grząskie błoto. Bonus radził sobie z tym, ale przecież wóz nie był obciążony szczególnie mocno - dwa pozostałe wyjechały z Nottingham wcześniej i miały czekać całkiem niedaleko. Tak też zresztą było, najpierw spotkali Olafa, który pomógł poprzenosić towary, po czym szybko odjechał wraz z pustym wozem, tak jak mu to Noah obiecał. Było to kosztowne, a z tego co wzięli ze sobą do miasta, a była to niemal połowa zawartości szkatułkki, pozostało niewiele. Coś za coś, jak mawiano, oddalili się od miasta bezpieczni, a zakupili wszystko, co było im potrzebne. Czekał na nich również drugi wóz, wraz z synem miejskiego kowala. Tutaj też zaczęły się problemy. Młodemu chłopakowi udało się co prawda dojechać w okolice młyna i wioski, ukrytej już dawno przez wzrokiem strażników z miasta, ale rozmokła droga i ciężki ładunek sprawił, że wóz ugrzązł dość mocno i jak już stanął, tak ruszyć nie chciał. Samo przeniesienie tego nie stanowiłoby może problemu, ale Bonus nie był wielkim zwierzęciem a i tak już ledwo ciągnął to co miał załadowane. Nie tylko oni zresztą mieli problemy, tuż obok stanął wóz, którego koło podskoczyło na jakimś paskudnym kamieni i roztrzaskało się, grzęznąc za chwilę w błocie.


Powożący mężczyzna teraz obchodził wóz, marudząc coś do siebie i stukając długim kijem w deski, w jakby niemej złości. Miał już swoje lata, a na wozie, skierowanym w stronę Nottingham, wiózł kilka worków, wypakowanych pewnie ziarnem lub czymś w tym stylu. Dostrzegł ich wreszcie i skłonił się, podchodząc bliżej.


- Powitać, powitać! Paskudna nasza pogoda, co? Z miasta jedziecie? Bo widać, że problemy nie ominęły i was. Jestem Clive, stąd niedaleko pochodzę.
Kiwnął głową raz jeszcze, chociaż zwyczaj to był mało znany przez wszystkich, do których zagadnął.
- Młodego po jakie koło wysłałem, ale zanim przylezie, to i tak zapóźno na targ w mieście będzie, ah. Ale szkapina moja może jakoś się wam nada, boście widzę ciężary spore targacie.
Uprzejmy był, ale i trochę ciekawski. Rzadko pewnie spotykał prostych ludzi, którzy tyle na raz towaru wiozą. Ale pomoc na pewno by się przydała, bo najpierw trzeba było żelazo na drugi wóz przeładować a potem zawieźć to do lasu przez błotniste drogi. Trakt w samym lesie na pewno wyglądał lepiej, ale do niego było jeszcze z pół dzwonu przez grząskie błoto.


W Sherwood:

Niedźwiedź został pokonany! Poruszał się jeszcze w drgawkach, gdy zrzucali go z Cecila, ale był już martwy. Cóż jednak mogło go tak rozwścieczyć? Zarówno Rowena jak i Ann wiedziały przecież, że te zwierzęta nie atakują tak same z siebie, chyba, że są bardzo głodne i rozdrażnione, co bardzo rzadko zdarza się w lecie. To była jednak kwestia na później, bowiem giermek jęknął, odzyskując powoli świadomość.
Przenieśli go szybko do ogniska, gdzie rozłożyli na miękkich skórach, wcześniej tylko sprawdziwszy, czy wszystkie kości ma całe. Wydawało się, że miał, chociaż kostka na lewej nodze puchła mu już, boląc trochę bardziej od innych siniaków. Skręcenie nie było poważne, ale na pewno utrudniało ruchy uniemożliwiając dalekie spacery i ciężką pracę wymagającą sprawnych nóg. Poza tym miał kilka zadrapań, szybko przemytych oraz znacznie więcej siniaków, które tylko bolały no i trochę zabarwiały ciało na różne kolory.

Uratowana dziewczynka również w końcu się opanowała, chociaż widząc Rafela przez chwilę szamotała się i wrzeszczała, jakby zobaczyła co najmniej ducha. Najpewniej nie ufała obcym, których skóra była aż tak ciemna. Ostatecznie jednak przestała płakać, dając się usadzić przy ogniu. Wyrzuciła gdzieś kwiatki, a wianek spadł jej z głowy, gdy zahaczyła nim o jakąś gałąź.


Dość długo trwało, zanim powiedziała chociaż słowo. Napoili ją i nakarmili upieczonym mięsem, które wszamała tak szybko, jakby nie jadła od kilku dni. Dopiero potem odblokował się jej język i dziewczynka przedstawiła się jako Alina. To co powiedziała potem, mogło i zmrozić w żyłach krew i zmusić do zastanowienia się co dalej.
- Jechałam wraz z mamusią w odwiedziny do wujka! Mieliśmy taki ładny powóz, ale strasznie trzęsło. I konie trochę śmierdziały, te co ciągnęły powóz i te na których siedzili ci panowie z mieczami. Tatuś mówił, że oni byli po to, by się bezpiecznie dojechało! Ale potem zaczęli do nas strzelać! Widziałam kiedyś na turnieju jak strzelają, tylko teraz nie było tarcz! I ci panowie z mieczami zaczęli krzyczeć i spadać ze swoich koni! Strasznie nami rzucało po wozie, nabiłam sobie kilka siniaków! A potem się zatrzymaliśmy i uciekałyśmy razem z mamą przez las, tylko mama się zgubiła a potem był ten niedźwiedź i jakieś krzykii ja tylko biegłam do przodu...
Zamilkła na chwilę, nie zwracając uwagi na ciszę, jaka zapadła. Pociągnęła nosem. Jej opowieść była chaotyczna i dziecinna, ale i tak zrozumiała. Stało się coś paskudnego.
- Znajdziecie moją mamusię? Mój wujek jest szeryfem Nottingham! Zaprowadzicie mnie do niego?
Zrobiła wielkie oczka, przyglądając się otaczającym ją twarzom i przecierając piąstką załzawione oczy.
 
Lady jest offline