Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2010, 13:12   #17
vigo
 
vigo's Avatar
 
Reputacja: 1 vigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwuvigo jest godny podziwu
Truwlett wyciągnął rękę, aby przywołać ponownie gospodarza karczmy. Ten pogładził się po swojej bujnej brodzie, wytarł ręce o biały fartuch i podszedł do stolika. Zamówili ponownie trunki, po czym wrócili do dalszej rozmowy. Ustalili, że piątka z nich pojedzie bryczką. Nie powinno to sprawić zbytniego kłopotu, gdyż podróż potrwa tylko 3 dni. Za noclegi i wyżywienie zapłaci bard z własnej sakiewki. Rada miasta wyposażyła go w odpowiednią ilość pieniędzy. W sekrecie przed bandytami odkładali monety od kilku lat i uzbierała się całkiem spora sumka.

- Ataki mają miejsce raz w tygodniu. Pojawiają się hultaje regularnie i zawsze nacierają z lasu. Na początku próbowaliśmy się postawić, ale skutecznie zniechęcili nas zabijając kilku mężów z rady miasta. Banda liczy około 20 wyszkolonych ludzi, w tym także kobiety. Nigdy nie widzieliśmy twarzy przywódcy. Ubrany jest w czarny płaszcz, ma kaptur na głowie i białą maskę. Zawsze milczy, a wydaje polecenia unosząc prawą rękę.


Tu Truwlett zrobił pauze, aby nadać opowieści chwilę grozy. Spojrzał na Hieronima dłubiącego w nosie. Najwyraźniej nie przestraszył się lub w ogóle go nie słuchał. Pozostali czekali na dalszy ciąg.

- Każdego tygodnia grabią nasze zapasy. Zabierają nam pieniądze, które pozyskujemy za sprzedane towary bądź usługi. Gwałcą nas i terroryzują - ponownie zrobił przerwę, tym razem, aby umoczyć usta w lekko stęchłym piwie - Nie mamy broni, nie znamy się na wojaczce. Jesteśmy tylko prostym ludem lubującym się w pieśni, która towarzyszy nam przy uprawianiu naszych pól oraz przy tkaniu przecudnego odzienia. Bandyci natomiast uzbrojeni są w lśniące od magii miecze, którymi tną nawet grube drzewa. Z pewnością mają w swoich szeregach czarodzieja.

Ogromny ziew znudzonej Wolhy sprawił, że Truwlett poczuł zmęczenie. Nie był pewien, czy to wynik długiej podróży, czy też piwa, którego wypił już trzy kufle. Czym prędzej wstał i jeszcze raz oznajmił, że czeka na nich o poranku przy Zachodniej Bramie.

*******

Pierwsze promyki słońca kuły w oczy. Powieki ciągle ciążyły, a głowa lekko obolała upominała się o orzeźwiającą kąpiel. Nie było na nią czasu. Muszą zdążyć przed zmrokiem dotrzeć do "Gospody przy Moście", gdzie zatrzymają się na nocleg. Tam miał już z oberżystą Valderem umówione i zapłacone z góry pokoje.


Truwlett zatrzymał swoją bryczkę przy bramie i wyczekując na członków swojej drużyny sięgnął po lutnię.

Były to czasy ciężkie i srogie
Gdy wojna i trwoga skręciły bat
Północne wojsko ruszyło w drogę
By zmienić porządek i obecny ład.
Hegemonia Ethsharu się zbuntowała
I odpierała straszliwy lud
Sprawiedliwość człowieka wybrała
Aby uczynił zbawienny cud.
U boku miecz magiczny nosił
I odwagę niecodzienną miał
Straszliwego shatrę mieczem skosił
Ten bohater Valderem się zwał.


Kończąc pieśń zauważył zbliżających się śmiałków, którzy podjęli się misji ratowania jego rodzinnego miasteczka przed ciemiężcami.
 
__________________
"A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"

Ostatnio edytowane przez vigo : 03-04-2010 o 22:00.
vigo jest offline