Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2010, 01:56   #6
Bloodsoul
 
Bloodsoul's Avatar
 
Reputacja: 1 Bloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodzeBloodsoul jest na bardzo dobrej drodze
Bardzo czujnym krokiem, tak jakby cały był spięty, podążał zawołać jednego z kmiotków załogowych. Rozglądał się na boki, lecz większość dżunglowych krajobrazów Johnny pamiętał z przeszłych lat;
Przecież Missisipi to jedno zasrane miasto, zruinowane, i porośnięte cholerną zielenizną, dżuglą.
Mimo wszystko, wyglądał na takiego, który pierwszy raz widzi paprotkę. Cholerne paprotki? - nie, nie, nie tak wyglądały jego myśli na ten temat;
Rząd Schizaeales, rodzina Lygodiaceae, długie liście o spiczastych końcach po obu stronach, barwa turmaliny, trująca, ewentulanie niejadalna, dla bardziej ograniczonych, nie nadają się właściwe na nic, cholera. - to prędzej przyświetlało jego myśli.
Zielonymi, wyłupiastymi oczyma spoglądał na wszystko w okół. Nie różnił się od reszty plugastwa, które panoszy sie w krzaczorach. Tak samo im z oczu patrzyło, takie same zachowanie, poprostu dzikość. Dziwnie się złożyło, że pracuję nie w pojedynkę, a z kilkoma innymi osóbkami. Jest typem samotnika, lecz w głębi bardzo chciałby poznać swego przyjaciela. Czytał dużo o prawdziwej przyjaźni, miłości, dziwnym trafem dostał w ręce cały kufer z książkami niezłej laseczki z wioski niedaleko Missisipi. Maria, była znajomą Rottena, jedną z niewielu osób, która potrafiła zrozumieć jego osobowość. Miło było, lecz pewnego ponurego dnia, zastał ją obwiniętą pnączami, całą siwą, martwą. Pod jej domkiem musiało wyrosnąć zmutowane drzewo, tak, tak, jak w filmach z lat 80tych, przed wojennych.

Come on and stir it up; ..., little darlin'!
Stir it up; come on, baby!
Come on and stir it up, yeah!
Little darlin', stir it up! O-oh!


Podśpiewywał.

Miał założone niedbale rozciągnięte, luźne dresy, z napisem Adidas; mało kto wie, że była to znana firma przed laty. Teraz ludzie nie zastanawiają jakie ciuchy noszą, cieszą się, że nie są z tych co ich w ogóle nie mają. Biały podkoszulek ledwo widniał spod ciemnobrązowego płaszczu, z materiału; nie miał na sobie skóry. Kaptur zasłaniał jego łysą głowę, rzucając cień na twarz, na oczy, na których założone były okularki, tak, tak, takie od chemika. Cały strój niezbyt do siebie pasował, do tego wszystkiego na nogach nosił glany. Widoczny ekwipunek obronny to wielki łuk na plecach, a na łuku wydrążona ogromna ilość ledwo widocznych nacięć, było ich może z 200 po obu stronach. Przy pasie widać było tylko uchwyt od dość sporego tasaka, dziwne nie? Tasak, hehe.

- Musimy się zbierać... - wymamrotał w strone dziwnie skwaszonego gościa. Muszę się dowiedzieć co z nim, może też go boli?
 
Bloodsoul jest offline