Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2010, 14:56   #8
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Grey uśmiechnął się szkaradnie.
Wzrok starca zatrzymał się na jego sylwetce. Znał ten błysk w oczach. Jak zwykle mówił "Jesteś martwy, pendeho.".
Nie jeden już tak się na niego patrzył. Łącznie z z rozbryzganym na posadzce mutkiem, wielkim jak pierdolony Rzeźnik. Nie znasz Rzeźnika? Koleś z Detroit. Słyszałem o nim dwie wersje. Pierwsza, że się taki urodził. Jak dla mnie odpada. Nikt się taki nie rodzi. Druga, bardziej prawdopodobna, że pracował kiedyś w fabryce blue bambino i wpadł do ogromnego kotła wypełnionego chemikaliami. Kocioł Panoramiksa na to wołali, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Więc, jak już go wyłowili, to koleś złapał mutagen i w kilka dni miał 200 kilogramów żywej masy i okropnie wynaturzone ciało. Podobno, Ted Schultz zostawił go przy życiu. Sukinsyn, mógł go odstrzelić chociaż. Ale nie. Rzeźnik robi za ochronę. I podobno jest kurewsko dobry. Nawet garnitur na niego skroili.
Spojrzał na swój zarzygany podkoszulek. - Kurewstwo by to wzięło. - Wycedził. Zdjął go z siebie i wrzucił do wody. Następnie otworzył plecak i ze wszystkich szmat wyciągnął poprzecieraną, wojskową koszulę. Zarzucił ją na siebie, słuchając historii staruszka.
- Wiecie, kiedyś byłem w tych okolicach. Pracowałem na plantacji w Haines, jakieś kilkadziesiąt mil stąd. Pewnego dnia całe miasto opustoszało z powodu ogromnego stwora. Ogromne, szare plugastwo z wyłupiastymi oczami i ogromnym jęzorem. Kreatura była szybsza od każdego pojazdu w mieście. Zabobonna ludność od razu wmówiła sobie, że to demon, jeden z niewolników na plantacji, który powrócił zemścić się na okrutnych plantatorach. Dopiero, gdy rozwierciłem mu czachę piłą mechaniczną, znajomy doktor stwierdził, że potwór był wyjątkową mieszaniną DNA kameleona, pantery i goryla... - Kurwa. Co to w ogóle jest DNA? I jaki miejscowy felczer znałby się na takiej technologii, do chuja? Za takie pierdolenie głupot, może ktoś postawiłby Ci browar w Cylindrze, ale później jakiś najebany Huron spuściłby Ci łomot. Jebany bajkopisarz. DNA, kurwa.
Szybkim krokiem opuścił pokład. Stanął w grupie i odpalił kolejną fajkę, obserwując twarze pozostałych.
Udawane zakapiory. Jeden przez drugiego. Zabawnie będzie, jak zaczną wywalać magazynki do szelestu dżungli. Uśmiechnął się sam do siebie gładząc kark. Ręka trafiła na niedawno zagojoną ranę na szyi. Pamiętna kula z Thompsona.
Gdy stary odwinął koc z bronią, Grey był przy nim pierwszy. Jego maleństwa już czekały.


Zdobyczny Mossberg, wyciągnięty z zimnych dłoni, największego skurwla, po tej stronie Missisipi. Po drugiej był Grey. Największy skurw Zasranych Stanów Zjednoczonych. Strzelbę testował raz. W jakieś knajpie w drodze na Florydzie. Musiał zostawić duży napiwek, za sprzątanie głowy tego fagasa.
Nie zrozum mnie źle. Nie lubił strzelać do ludzi. Nie znajdywał w tym chorej przyjemności. To po prostu dostało się do jego krwiobiegu. Jak oddychanie, jedzenie, sranie, pieprzenie.
Zabijanie.

Drugi był Tommy. Tommy od gościa z cygarem we ustach. Sukinsyn był prawie, tak dobry jak Grey. Gdy o nim myśli, żałuje, że nie spotkał go w innych warunkach.


Zadumał się, przeładowując broń. Gdyby mógł cofnąć czas, zmieniłby coś? Tak. Nie przeżyłby tego cholernego wypadku.
Szybko otrząsnął się z zamyślenia, dopiął Thompsona do plecaka, zapasowy magazynek umieścił w środku, wyciągając przy tym wodę i nóż, a ładownice do Mossberga umieścił przy pasku i w kieszeniach spodni i koszuli. Pociągnął solidny łyk przefiltrowanego świństwa i schował butelkę z powrotem do plecaka. Nóż powędrował do cholewy buta. Był gotowy do drogi.
Nagle twarz Popieprzonego, zbladła i wykrzywiła się z bólu. W kilka sekund osunął się na ziemię, trzymając się zza nogę.
- Kurwa mać. - rzucił Grey. Nie zbliżając się do tamtego. Nie będzie robił za samarytanina. - Musimy ruszać, do cholery. Szaman możesz chodzić? Jak nie, to zostawiamy go na łodzi. Chyba, że ktoś ma nosze.. i chcę go tachać. - Uśmiechnął się ironicznie. - Ja, meks i stary pójdziemy z przodu na czujce. Reszta pójdzie kilkanaście metrów za nami. Pasuje? Byle szybciej, do cholery.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=o1tj2zJ2Wvg[/MEDIA]

Welcome to the jungle.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.
Lost jest offline