Mogło być tak ciekawie. Tak ciekawie, ale ten pieprzony dziadyga musiał się wtrącić! Jeszcze chwilę i ktoś by tu leżał w piachu z dziurą w głowie, bądź innej części ciała. Nieważne który z nich ważne, że zabawa byłaby przednia, chociaż niezwykle krótka. Na hasło staruszka bandito skrzywił się, ale nie odstąpił od wpatrzonego w niego samobójcy.
- To co, meksie? Zabijamy się, czy ruszamy? - spytał Grey. Scorpion patrzył jeszcze przez jakiś czas prosto w oczy tego popaprańca, widząc w nich dokładnie to samo, co zapewne tamten widział w jego. Zawziętość, dumę i chęć mordu. W końcu postanowił odpuścić... na razie.
- Niech będzie. Ruszajmy - po czym dodał po cichu. - Módl się tylko, żeby ta choroba załatwiła cię zanim ja będę miał ku temu okazję - plunął wprost na but Harrisona i powoli wycofał się do tyłu, jednocześnie obserwując potencjalnego przeciwnika. |