Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-04-2010, 16:47   #14
Keth
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Amarys w podnieceniu ruszyła za małym spryciarzem. Wizja lektury pamiętnika odpychała na bok wszystkie prawdopodobne... nie - pewne nawet kary, które czekały ich w razie wykrycia. Z podniecenia łomotało jej serce, gdy drobnymi kroczkami sunęła korytarzem w pochodzie czterech spiskowców.
Przystanek pod składzikiem nie zdążył jej zdumieć - bardziej zdumiała ją rozmowa ojca Edrina z czarodziejem. Czyżby miała rację i przełożony sierocińca ma za sobą jakąś ciekawą przeszłość? I to Zadanie dla Trzmiela, o którym mówili... i sny... coś się działo, a oni mogli mieć w ręku klucz - lub przynajmniej wskazówkę - do rozwiązania zagadki. Ponure ostrzeżenie zawarte na pierwszej stronie dziennika w ogóle nie przykuło jej uwagi.

Tajne przejście w miotlarni jeszcze bardziej rozbudziło jej wyobraźnię. Że też coś takiego znajdowało się w ich Domu! I dlaczego się znajdowało? Nie znała historii Domu ani jego fundatora, lecz skoro istniało jedno przejście, mogło istnieć ich więcej.

Rav wsłuchał się w słowa wypowiadane przez idących korytarzem ludzi. O kim innym mógł mówić Anduval, jeśli nie o Trzmielu? Wszak mag nie miał innego ucznia... Ta myśl przez moment tylko zajmowała Rava, wsłuchującego się w oddalające się kroki. Gdy tylko ruszyli dalej, pojawiła się następna. I kolejna.
Z tych paru usłyszanych słów wynikało, że mag Anduval i ojciec Edrin znali się wcześniej. Dużo wcześniej. Czy uczestniczyli obaj w opisanych w dzienniku zdarzeniach? I od kiedy Anduval miał te przeczucia? Od niedawna, czy może wcześniej? Co złego miałoby się wydarzyć?
Jakie zadanie wypełnia mag? I czemu chce w to wszystko wciągnąć Trzmiela?

Nie zwracał zbyt wielkiej uwagi na przeszkody piętrzące się na drodze prowadzącej do kryjówki Aglahada, w przeciwieństwie do Amarys, która podskakiwała przy każdym złowionym kątem oka Złowieszczych Kształtów. Hordy krwiożerczych pająków nie wydały mu się godnym uwagi przeciwnikiem. Popiskiwania, szmery, chroboty również nie zrobiły na nim większego wrażenia.
W odróżnieniu od miejsca, do którego zaprowadził ich Aglahad.

- Nieźle się tu urządziłeś - powiedział, pozornie nie zwracając uwagi na fakt, że wśród stosów rupieci leżał jego stary nóż. Widać było, że mieszkaniec tego zacisza nie spodziewał się gości. Przynajmniej tych. - Dawno temu znalazłeś... - spojrzał w stronę nagromadzonych w kącie skarbów - ...to miejsce? - dokończył.

Aglahad czuł się dziwnie. Nikomu jeszcze nie pokazał tego miejsca. Był u siebie, ale nie sam - to była dla niego zupełnie nowa sytuacja. Spłonił się cały, gdy dostrzegł na co patrzy Ravere. Oj, było mu zdecydowanie nieswojo. Na pocieszenie przypomniał sobie stare przysłowie: znalezione nie kradzione!
- Znale.. a, dawno. Znaczy, pokazał mi je Odee, kiedy jeszcze żył. To chyba było wieki temu... - Smutny grymas przeszedł przez jego twarz, lecz szybko go opanował. - Fajne miejsce, prawda? Tu nikt nie będzie nam przeszkadzał.

- Wchodziliście tu przez dach? - Rav wskazał otwór, przez który wpadało światło księżyca. Przypomniał sobie, jak zginął Odee. Trudno było nie pamiętać.

- Gdzie tam - chłopak uniósł brew z lekkim niedowierzaniem i orzekł fachowym tonem (pozornie nie przejmując się wzmianką o przyjacielu) - za wąsko. Jeszcze od góry do środka da się tu wcisnąć, ale odwrotnie to już wyczyn.

- To by się dało łatwo przerobić. - Po doświadczeniach w kuźni Rav potrafił sobie wyobrazić sposób na skonstruowanie odpowiedniego mechanizmu. Prostego, ale skutecznego. Ale chodzenie po dachach nie należało do najbezpieczniejszych rozrywek, czego dowodem był los Odee'a.

Amarys tymczasem upewniwszy się, że nic po niej nie łazi zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. W półmroku ciężko było rozróżniać kształty, lecz coś znajomo błysnęło w stercie śmieci. Dziewczyna podeszła i wyciągnęła z niej pierścionek - tandetną, miedzianą zabawkę, lecz dla sieroty, która nie mogła sobie pozwolić na żadne ozdoby - prawdziwy skarb. Podniosła go i oskarżycielsko wycelowała w Aglahada.

Ten znów uniósł brew, jakby chciał udać, że nie wie o co się rozchodzi. - Eee... I co z tą księgą?

Dziewczyna łypnęła na niego groźnie okiem i założyła pierścionek na palec. Dziennik był ważniejszy - awantura mogła poczekać do rana. Może też w świetle dnia znajdzie więcej swoich rzeczy...

Rav odetchnął z ulgą. Dzięki mądrej zmianie tematu nie musiał odrywać dłoni Amy od gardła Aglahada. No, przy odrobinie szczęścia tego ostatniego, od koszuli.

- Daj jakąś dodatkową świeczkę - powiedział do Aglahada, kontynuując bezpieczniejszy temat - inaczej niczego nie zdołamy przeczytać.

Aglahad skwapliwie pokiwał głową i ruszył na poszukiwania świeczki. Po chwili wygrzebał ze skrzynki kilka niedopalonych ogarków i począł je po kolei odpalać od świecy, którą już mieli.
- Niby nic specjalnego, ale zawsze to trochę więcej światła. Kto pierwszy czyta?

Pytanie było zgoła niepotrzebne. Od razu było widać, że Trzmiel jest jakiś rozkojarzony. Nie zabierał głosu zdawać się mogło, że błądzi myślami nie wiadomo gdzie. A raczej nie mogli czekać, aż się z tego zamyślenia sam otrząśnie. Już bardziej prawdopodobne było, że wypowiedziane na głos słowa zapisane w pamiętniku wyrwą go z tego dziwnego stanu.

- Siadaj, Amy - Rav odsunął jedno z krzeseł i rękawem starł z niego odrobinę kurzu - świadectwo tego, że Aglahad niezbyt się przykładał do sprzątania. - Jak się zmęczysz, to ktoś z nas cię zastąpi.

Amarys nie trzeba było dwa razy powtarzać - chwyciła książkę i klapnęła na krzesło. Ogarki dawały wystarczająco dużo światła - póki co - a i pismo było dość czytelne. Otworzyła pierwszą stronę i nabrała tchu.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 05-04-2010 o 16:58.
Keth jest offline