Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2010, 12:19   #287
Nathias
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Wieczorem wszyscy zeszli się w karczmie, którą postawili jako pierwszą. Ale czego innego można się było spodziewać po piratach. Wolą spać pod gołym niebem, byle mieć gdzie pić. Taka już ich natura.

Zabawa trwała w najlepsze. Sorinowi bardzo nie podobał się pomysł ogólno pojętej libacji, szczególnie na dzień przed wymarszem. Jeżeli na początku Arin zrobił na nim całkiem niezłe wrażenie, teraz marynarz miał wątpliwości co do trzeźwości jego osądu. Czyżby pił na umór, bo wiedział, że nie wróci na kontynent żyw? Od tego wieczoru Sorin postanowił baczniej obserwować ich dowódcę.

Wszyscy pili, śmiali się, śpiewali i prali po pyskach. Ot zwykła piracka wizyta w karczmie. Normalnie przyłączył by się do niej bez chwili zastanowienia. Jednak po ostatnich wydarzeniach nie miał ani ochoty ani zamiaru się bawić. Chyba jako jedyny tego wieczora nie wychylił nic, co mocniejsze by było od soku z kwaszonej kapusty, którą zabiera się zawsze na pokład w obawie przed szkorbutem. I tylko jemu nie było do śmiechu. Oczywiście silił się na teatralne uśmiechy i żarty, jednak bardzo szybko go to zmęczyło i wymknął się z przyjęcia.

Poza dziwnym zachowaniem Arina zastanawiało go też zachowanie admirała. Ten, jak podły i zadufany w sobie by nie był, takiej popijawy, jaką urządzili dziś nie opuścił był, chodźby go trupem położono. Dziś jednak go nie było. Sorin szedł powoli przez opuszczoną osadę w stronę palisady i bramy z ociosanych pni drzew. Wieczór był rześki. Delikatna bryza znad zatoki zmierzwiła jasne włosy marynarza.
-Czy wszyscy powariowali przez tą wyspę? - szepną do siebie wpatrując się w czarną odchłań ogarniającą wszystko w odległości 10 stóp od palisady. Było cicho. Bardzo cicho. Otaczających las nie wydawał żadnych dźwięków. Zdawało się nawet, że wszechobecna ciemność pochłaniała szum drzew ruszanych rześką bryzą. Jakby cała wyspa brała głęboki wdech, przed burzą, która już wkrótce rozpęta się na tych wzgórzach.

Sorin odwrócił się i spojrzał na jedyny jasny puntk osady, z którego rozchodziły się gromkie krzyki i śpiewy.
Obyśmy tylko wszyscy wrócili cało
Mężczyzna z zatroskaną miną spojrzał na gwieżdziste niebo. I nagle zrobił coś, czego nie robił prawie całe swoje życie
" Tymoro, pani szczęścia, użycz nam swojej łaski, bo czai się na tej wyspie coś, co przynieść nam może zgubę. I was bogowie błagam, napełnijcie nasze serca swoją łaską i cnotą, abyśmy wyszli z tego cało."
Sorin nie modlił się całe lata. Przez ten czas żył swawolnie, z dnia na dzień, nie zastanawiając się zbyt nad swoimi czynami. Nie miał posłuchu prawie u nikogo i nie bał się niczego. Do teraz. Odkąd przybył na tą wyspę jego sercę sączył jakiś jad. Strach przed tym, że wszyscy jego kompani, wraz z nim złożą swoje kości u stóp gór nieśmiało wychylających co dnia swoje oblicze zza porannych mgieł. Teraz miał gdzieś waterdeep, kupców i samego Harvela. Ich celem jest odnalezie wcześniejszych osadników i bezpieczny powrót do domu. Co do jednego. I tego Sorin postanowił dopilnować.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline