Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-03-2010, 23:02   #281
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Rozmowa nie była zażarta, a każdy wysłuchiwał opinii innego, rozważając postępowanie. Pół ork zastanawiał się, czy by brutalnie nie przerwać w kilku kwestiach, lecz wolał przemilczeć, niż potem się sprzeczać. W słownych pojedynkach u niego raczej wygrywał miecz, który jest ostrzejszy niż nie jedno słowo.

Stojąc tak podpartym o palisadę, obserwował rozmówców. Wyraził swoje zdanie, i nie obchodziło go zbytnio czy ktoś to zdanie rozważy. Podszedł do niego elfi łowca, najwidoczniej w celu rozmowy. Od dawna nie przeprowadzili z sobą konkretnej rozmowy.

- Witaj towarzyszu! Kieruje się do ciebie z pewną istotną sprawą. Otóż nasze spichlerze wkrótce zaczną świecić pustkami. Organizuje wyprawę łowiecką do okolicznych lasów i tak sobie pomyślałem... Dobrze byłoby mieć takiego wojownika do pomocy, w końcu tutejsze zwierzęta to już nie gratka dla jednego łowcy, a jednak warto byłoby ułowić sporą ilość, by ostało się na długi czas. Czy ty i twoi uczniowie nie bylibyście chętni wspomóc mnie i Bronthiona? Twoje ostrze będzie nieocenione, a i rekruci będą mogli sprawdzić się w dziczy. Co ty na to?

Pół ork, zdziwiony wszczętą konwersacją przez elfiego kompana, stał chwile nie wiedząc co powiedzieć, lecz po chwili się ocknął

- Więc można przejść się, i rozprostować kości. Jedynie trzech z gromady moich podopiecznych prezentuje się obiecująco, łowco. Nie szkoliłem ich po to, by mogli zabijać, lecz po to, by nie zostać zabitym. Zdatni będą, by pomóc nam nosić zwierzynę, lecz wątpię by coś więcej - odparł krzyżując ręce na piersi.

- Cóż... Powinno pójść bez większych problemów. Planuje wymarsz jutrzejszego rana, dziś pozostaje się przygotować, sprawdzić ekwipunek - westchnął na wspomnienie o mieczach, których tak dawno nie używał. - Świetnie będzie mieć takiego wojownika jak ty w drużynie.

Po tych słowach oddalił się, w nieznanym mu kierunku. Zdziwiło to barbarzyńce, gdyż nie poczekał by ustalić dalsze plany postępowania.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 28-03-2010, 09:30   #282
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Dzień już trzydziesty... Choć w sumie nie jestem pewien, a w każdym razie to dziś nadszedł przewidywany czas zakończenia budowy fortyfikacji.

Do elfa podszedł młodzian, dość zziajany, z trudem łapiący oddech.

- Spokojnie chłopcze, czyż niesiesz wieści o wojnie żeś z takim pędem tu przygnał?
- Pan Arin, miłościwy pan Arin – dodał przypominając sobie o hojności przełożonego – zwołuje swoich ludzi pod bramę palisady, radzę panu się pośpieszyć gdyż ostatniego udało mi się pana znaleźć i zapewne większość już na pana niecierpliwie czeka.

Elf przyjął wiadomość posłańca, nie miał jednak nic co mógłby podarować chudzinie, zatem w udawanym pośpiechu opuścił chłopca. Wartkim krokiem dołączył do zgromadzonych przy palisadzie. Wśród nich stał elf, więc poza powitaniem reszty kompanii, Ilian wykonał serdeczne pozdrowienie względem brata. Akurat przemawiał Stormak, więc elfowi udało się szybko zorientować w przedstawionej sytuacji. Czuł wewnętrzną radość, poza łowami, nie mógł nigdzie więcej się sprawdzić, a oto nadchodził dzień długo oczekiwanego wymarszu. Kwestię wielkości drużyny pozostawił do rozstrzygnięcia innym, wewnątrz czuł, że łatwiej odnajdzie się w małej kompanii, jednak nie narzucał się.

Gdy przemawiał Cadom…
- …a z drugiej strony istoty które żyją w tej dżungli i tak nie będą miały najmniejszego problemu żeby znaleźć w niej nawet małą grupkę skradającą się chyłkiem między drzewami.
… Ilian zwracając uwagę Arina przytaknął twierdząco potwierdzając tezę kompana.

Wprawdzie ciężko było wskazać właściwą ścieżkę postępowania podczas wyprawy. Proponowane dziesięć osób powinno wystarczyć, by móc obronić się w lesie… A w górach?
 
Elthian jest offline  
Stary 05-04-2010, 12:57   #283
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
- Góry mogą być naszym najmniejszym problemem. Zabierzemy ze sobą , któregoś z górników. Oni potrafią się poruszać pośród szczytów.- Arin spojrzał w rozciągającą się za palisadą knieje. - Ten ocean zieleni może się okazać najgorszą przeprawą. Lecz nie zamartwiajmy się teraz ! - pierwszy raz od przyjazdu uśmiechnął się tak serdecznie.- Jeśli przyjdzie nam zginąć lub zostać okaleczonym to tak nam zostało zapisane. A dzisiaj uczcijmy nasz ostatni dzień w bezpiecznym gnieździe. Niech nasze śpiewy unoszą się dzisiaj z kantyny. Spotkajmy się tam przed zachodem słońca.

Po chwili wszyscy się rozeszli w swoją stronę. Słaby wiatr uderzył w puszczę, uginając drzewa. Cichy szept szelestu liści zdawać się mógł tym razem wyjątkowo złowieszczy...


Kantyna była jednym z pierwszych budynków jakie postawiono. Rozdawano tutaj racje żywnościowe, wodę i inne trunki... Choć starano się by przypominała jak najbardziej zwyczajną karczmę, trudno było w warunkach takich zadbać o niepowtarzalność klimatu panującego w przeciętnych przybytkach Fearunu.



Tym razem jednak coś się zmieniło. Późnym wieczorem, kiedy słońce zalewało szkarłatem niebo, do "karczmy" zeszły się tłumy. Każdy niósł w ręku pełny dzban swych przechowanych trunków. Stary Guberi , który zajmował się kantyną, wturlał do środka dwie wielkie beczki wypełnione rumem.



Po niedługim czasie w środku zapanowała iście biesiadna atmosfera . Guberi napełniał bursztynowym płynem szklanicę za szklanicą. Po okolicy niosły się śpiewy, muzyka. Można rzecz , że do prawdziwie wspaniałej zabawy brakowało jedynie kobiet.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=-PGcmC5jjTM&feature=related[/MEDIA]

Arin wskoczył na jeden ze stołów.
- Pijcie, śpiewajcie, tańczcie, walnijcie kolegę obok w ryja jeśli trzeba ! Niech dzisiejszej biesiady zazdroszczą nam Bogowie !- kończąc krótką przemowę , jednym haustem opróżnił glinianą szklanicę i robił ją o gruby , drewniany stół.

***
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=RyoNWuKHrC0[/MEDIA]
Gdzieś w ciemnościach...
- Saarshiee ... Zarah pragnie krwi. Nadszedł czas na kolejną ofiarę... Saarshiee...
Wielki, przypominający obelisk kryształ ponownie rozświetlił gęstą jak smoła ciemność. Zielone światło odkryło przed oczami liczne stalaktyty i stalagmity. Pośród nich rozsianych było kilka mniejszych kryształów, w których wnętrzu uwięzieni byli ... Ludzie, elfy, krasnoludy. Każdy z nich z przeraźliwą miną, zamarły w bezruchy. Również one rozbłysnęły słabą poświatą.

- Tak Mistrzu. Wola Zarah zostanie spełniona.
- Pamiętaj aby unikać ich oczu... Oni dalej tutaj są, Saarshiee... Oni dalej patrzą. Nie poddali się...
- Pamiętam o tym Mistrzu. Nie obawiaj się, nie zawiodę.
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"
Mizuki jest offline  
Stary 05-04-2010, 15:14   #284
 
Xulux's Avatar
 
Reputacja: 1 Xulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodze
Tak Arin miał słuszność, przejście przez puszczę miało być najbardziej niebezpieczne. Prawdę mówiąc Cadom wątpił w powodzenie wyprawy. Jednak wątpliwości nie mogły go w żaden sposób od niej odciągnąć. Wiedział czym ryzykuje wsiadając na statek w Whaterdeep i miał zamiar kontynyować swoje dzieło. Kiedy Arin mówił o zabawie kapłan się uśmiechnął, już dawno się nie bawił. NA wyspie wciąż pracował, a na statku nie było takiej możliwości, chętnie więc się napije, oczywiście z umiarem, żeby następnego dnia być gotowym do podróży...

Cały dzień po rozmowie z Arinem spędził na przygotowywaniu się do jutrzejszej wyprawy. Zapakował w plecak wszystkie potrzebne przyrządy i racje żywnościowe, przygotował też tarczę, kuszę i krótki miecz, o jak bardzo żałował że nie ma swojej ulubionej broni, jakkolwiek w czasie wolnym na wyspie ćwiczył się w posługiwaniu krótkim mieczem, ale nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Tęsknił za swoim buzdyganem, który teraz leżał gdzieś na dnie morza.

Po przygotowaniach kiedy zapadł wieczór Cadom udał się do Kantyny, gdzie dziś mieli balować, okazało się że nie ma tam jeszcze zbyt wielu ludzi. Przy stołach siedziało tylko kilku marynarzy. Kapłan nie miał ochoty się do nikogo przysiadać, więc usiadł przy wolnym stoliku w lewym rogu prowizorycznego drewnianego budynku. I wtedy zaczął pić, pił powoli ale dużo i po dwóch godzinach dobrej zabawy, pijackich okrzyków i wznoszonych toastów stracił przytomność. Po chwili oprzytomniał na tyle że podniósł się spod stołu. Usiadł na ławie i oparł się o ścianę, żeby ponownie nie znaleźć się na podłodze. Rozejrzał się wokoło, większość towarzyszy i marynarzy była dość mocno pijana. Niektórzy w dość dużym stopniu, leżeli we własnych wymiocinach w różnych śmiesznych pozach.

Cadom postanowił że musi zaczerpnąć świerzego powietrza, w karczmie panował straszny zaduch, do tego niektórzy palili z fajek tytoń. Odczekał chwilę, po czym podniósł się ciężko i wyszedł przed karczmę. Świrze powietrze trochę go orzeźwiło, na tyle że trochę oprzytomniał. Usiadł na ławie przed budynkiem, i popijając kolejne piwo zaczął rozmyślać o jutrzejszej wycieczce.
 

Ostatnio edytowane przez Xulux : 05-04-2010 o 22:35.
Xulux jest offline  
Stary 05-04-2010, 16:32   #285
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Zabawa w karczmie była przednia. Jakby nie było budynek postawiono z myślą nie o ogóle ale właśnie o nich. Stormak choć nie lubił się spijać zawsze dobrze się bawił podczas tańców, głośnej muzyki i temu podobnych klimatów. I kompani, których poznał jeszcze w porcie pojawili się tego wieczoru.
-Jak myślisz. Co nas spotka tam w górach?- zwrócił się do zielonoskórego, podając mu kufel z piwem.
Pół ork spojrzał na krasnoludzkiego kamrata.
-Temat ten przerabialiśmy już kiedyś, jeśli mnie pamięć nie myli, przyjacielu.- rzekł już trochę z chmielony barbarzyńca - I na pewno to nas nie zatrzyma ! - wydzierając się na cały głos. Pozostali biesiadnicy byli tego samego zdania. Krasnolud kiwnął mu głową.
-Tak. Pamiętam. To po prostu moja wrodzona ciekawość. Jestem ciekaw, jakie trafimy tam stwory, czy znajdziemy kogoś z zaginionych. Co zrobisz jak trafimy na wroga, któremu twój topór nie zaszkodzi?- spytał uśmiechając się złowieszczo. Pół ork uśmiechnął się w jego stronę, szczerząc zęby.
-Wtedy zostawię go tobie. Lecz jeśli ciebie ze mną nie będzie...- zwiesił głowę, lecz z jego twarzy nie zniknął uśmiech. Wręcz się pogłębił na bardziej demoniczny - Wtedy będziecie wiedzieli, że w tym miejscu ja walczyłem...-
Krasnolud był poważny. Dopiero po chwili zaśmiał się głośno i klepnął półorka w ramię.
-Może i jestem mały, ale za to wszędzie mnie pełno! Ha! Kompanów nie opuszczę, co to to nie. Jeśli się nie rozdzielimy a mam nadzieję, że nie, to będzie dobrze.- zapewnił półorka, po czym raz jeszcze kiwnął do niego głową i odszedł od stolika kierując się do Bronthiona.

Kolejną osobą, do której podszedł Stormak, był tajemniczy znawca pułapek, z którym magowi przyszło długi czas współpracować.
-Mam nadzieję, towarzyszu że sami nie wpadniemy jutro w nasze pułapki.- rzekł uśmiechając się. W sumie od samego początku Bronthion siedział nie pijąc nic. Spoglądał za okno pogrążony we własnych myślach. Na pytanie Stormaka, który niespodziewanie do niego podszedł odpowiedział:
- Nie wyrusza nas wielu, powinno być dobrze. Gdybyśmy wybrali się wszyscy przez środek puszczy byłoby się o co obawiać. -sięgnął do stołu obok i zabrał komuś kufel, upił spory łyk- Nie podoba mi się zbytnio to, że wszyscy się tu zapijemy, wyobraź sobie, że akurat zostaniemy zaatakowani. Nasza sytuacja byłaby wtedy... trudna. Nie zaszkodzi jednak kufel czy dwa. Napijesz się?-
Krasnolud kiwnął głową robiąc przy tym poważną minę.
-Nie. Alkohol mąci umysł. Nasz kompan może sobie pozwolić na picie...- rzekł wskazując skinieniem głowy półorka -Który nie potrzebuje być zbytnio skoncentrowany w walce. Ja niestety muszę być skupiony cały czas. Konsekwencje wybrania mej profesji.- skwitował wzruszając ramionami.
-Czyli także zachowujesz czujność tak jak ja? Nie pozwalasz by ogarnęła Cię beztroska?-kiwnął głową z aprobatą-Ja gdybym nawet chciał nie mogę się upić, taki już jestem. Czasami żałuję, ale co zrobić...-westchnął bezradnie kołysząc trzymanym w ręku kuflem- Dobrze, że w razie czego chociaż my będziemy trzeźwi- zerknął wymownie na jednego z marynarzy, który zakończył swoją batalię z rumem lądując pod ławą. Krasnolud skinął mu głową.
-Idę spakować swoje rzeczy. Jeszcze tu wrócę. Miej się na baczności. Mam złe przeczucie.- zwrócił się do Bronthiona i powoli skierował się w stronę wyjścia z karczmy.

Stormak opuścił miejsce zabawy i udał się do chaty, w której spędzał noce. Czarodziej schował do plecaka swoją księgę zaklęć, wyciągnął zaś z środka dwie książki, które pożyczył jeszcze w bibliotece gildii magów. Przedmioty do rozpalania ognia również tylko niepotrzebnie zajmowały miejsce w plecaku. Stormak wyciągnął je, będąc pewnym, że takie osoby jak Bronthion czy Ilian będą mieli przy sobie odpowiedni sprzęt. Przez długą chwilę brodacz zastanawiał się, czy właśnie nie jest najlepszy moment na przywołanie chowańca. Mógłby robić zwiad z powietrza. W końcu jednak zrezygnował. Od jakiegoś czasu chodziło mu po głowie przyzwanie potężniejszej istoty, która mogłaby mu służyć. Był praktycznie gotowy do wymarszu. Opuścił chatę, zamknął drzwi i wrócił do izby biesiadnej.
 
Nefarius jest offline  
Stary 06-04-2010, 09:11   #286
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy górnik był najlepszą osobą jako przewodnik po górach?
Co do tego Paul miał pewne wątpliwości. Słowo 'górnik' zdecydowanie nie kojarzyło mu się z kimś, kto wędruje po górach, tylko z kimś, kto grzebie w ziemi i więcej przesiaduje pod górą, niż na niej.
Chyba, że Arin miał na myśli jakiegoś poszukiwacza złota czy innych minerałów.
A czy las był bardziej niebezpieczny niż góry? trudno było jednoznacznie orzec. I tu, i tam łatwo można było zastawić zasadzkę. Mała lawina i znajdą ładny kamienny grobowiec. A w krzakach mogła się ukryć cała armia wrogów i wytłuc ich w kilka minut.
I w górach, i w lasach będą musieli po prostu bardzo uważać.

Zaproszenie na zabawę, chociaż obecność z pewnością nie była obowiązkowa, przyjął. Chociaż tego typu masowe rozrywki nie należały do jego ulubionych sposobów spędzania czasu, to jednak nie chciał zbyt się wyróżniać z tłumu czy też uchodzić za odludka. Poza tym zdawał sobie sprawę z tego, że najważniejsze to być na rozpoczęciu imprezy, a po paru chwilach nikt już nie będzie wiedzieć, czy jesteś, czy też gdzieś się ulotniłeś. Dlatego też z kuflem piwa w ręku zajął miejsce niedaleko wyjścia, by - gdy zabawa się rozwinie - bez problemów móc się ulotnić.

Niespodziewana przemowa Arina i zaproszenie do bicia i bijatyki była dla Paula całkowitym zaskoczeniem. Czegoś takiego jeszcze nie słyszał. Tuż przed wyruszeniem w drogę pić na umór? Wdawać się w jakieś bójki?
Co to były za zwyczaje?
Jeśli to miał być wieczorek zapoznawczy, to chyba było na to troszkę za późno, a jeśli stypa, to zdaje się nieco przed czasem... Poza tym podmiot stypy zwykle w niej nie uczestniczył...

Z 'magicznym' kuflem w ręku (magicznym, bo chociaż co chwila podnosił go do ust, to poziom żółtawej cieczy się nie obniżał) siedział przy stole, obserwując zachowania innych członków jutrzejszej wyprawy. Jedni korzystali z zachęty Arina i pili, jakby miał to być ich ostatni kufel czy szklanica, inni byli bardziej wstrzemięźliwi. Albo nie przepadali za alkoholem, albo też - jak Paul - uważali, że lepszy jest umysł wypoczęty niż skacowany.
Gdy bawiące się towarzystwo weszło w fazę pieśni chóralnych, w rytmie i melodii 'każdy sobie', Paul opuścił karczmę.
Wrócił do swojej izby by przygotować się do wyruszenia.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-04-2010, 12:19   #287
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Wieczorem wszyscy zeszli się w karczmie, którą postawili jako pierwszą. Ale czego innego można się było spodziewać po piratach. Wolą spać pod gołym niebem, byle mieć gdzie pić. Taka już ich natura.

Zabawa trwała w najlepsze. Sorinowi bardzo nie podobał się pomysł ogólno pojętej libacji, szczególnie na dzień przed wymarszem. Jeżeli na początku Arin zrobił na nim całkiem niezłe wrażenie, teraz marynarz miał wątpliwości co do trzeźwości jego osądu. Czyżby pił na umór, bo wiedział, że nie wróci na kontynent żyw? Od tego wieczoru Sorin postanowił baczniej obserwować ich dowódcę.

Wszyscy pili, śmiali się, śpiewali i prali po pyskach. Ot zwykła piracka wizyta w karczmie. Normalnie przyłączył by się do niej bez chwili zastanowienia. Jednak po ostatnich wydarzeniach nie miał ani ochoty ani zamiaru się bawić. Chyba jako jedyny tego wieczora nie wychylił nic, co mocniejsze by było od soku z kwaszonej kapusty, którą zabiera się zawsze na pokład w obawie przed szkorbutem. I tylko jemu nie było do śmiechu. Oczywiście silił się na teatralne uśmiechy i żarty, jednak bardzo szybko go to zmęczyło i wymknął się z przyjęcia.

Poza dziwnym zachowaniem Arina zastanawiało go też zachowanie admirała. Ten, jak podły i zadufany w sobie by nie był, takiej popijawy, jaką urządzili dziś nie opuścił był, chodźby go trupem położono. Dziś jednak go nie było. Sorin szedł powoli przez opuszczoną osadę w stronę palisady i bramy z ociosanych pni drzew. Wieczór był rześki. Delikatna bryza znad zatoki zmierzwiła jasne włosy marynarza.
-Czy wszyscy powariowali przez tą wyspę? - szepną do siebie wpatrując się w czarną odchłań ogarniającą wszystko w odległości 10 stóp od palisady. Było cicho. Bardzo cicho. Otaczających las nie wydawał żadnych dźwięków. Zdawało się nawet, że wszechobecna ciemność pochłaniała szum drzew ruszanych rześką bryzą. Jakby cała wyspa brała głęboki wdech, przed burzą, która już wkrótce rozpęta się na tych wzgórzach.

Sorin odwrócił się i spojrzał na jedyny jasny puntk osady, z którego rozchodziły się gromkie krzyki i śpiewy.
Obyśmy tylko wszyscy wrócili cało
Mężczyzna z zatroskaną miną spojrzał na gwieżdziste niebo. I nagle zrobił coś, czego nie robił prawie całe swoje życie
" Tymoro, pani szczęścia, użycz nam swojej łaski, bo czai się na tej wyspie coś, co przynieść nam może zgubę. I was bogowie błagam, napełnijcie nasze serca swoją łaską i cnotą, abyśmy wyszli z tego cało."
Sorin nie modlił się całe lata. Przez ten czas żył swawolnie, z dnia na dzień, nie zastanawiając się zbyt nad swoimi czynami. Nie miał posłuchu prawie u nikogo i nie bał się niczego. Do teraz. Odkąd przybył na tą wyspę jego sercę sączył jakiś jad. Strach przed tym, że wszyscy jego kompani, wraz z nim złożą swoje kości u stóp gór nieśmiało wychylających co dnia swoje oblicze zza porannych mgieł. Teraz miał gdzieś waterdeep, kupców i samego Harvela. Ich celem jest odnalezie wcześniejszych osadników i bezpieczny powrót do domu. Co do jednego. I tego Sorin postanowił dopilnować.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 06-04-2010, 19:21   #288
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Ilian rad był, że dzień wymarszu nadejdzie już za kilkanaście godzin. Emocje i adrenalina nie towarzyszyły mu od czasu polowania, choć to i tak dobrze, zwracając uwagę na rekrutów, którzy w ogóle nie mieli okazji się w tym czasie wykazać. Niemniej, dziś następowała ostatnia biesiada, być może w ich życiu, lecz takim pesymizmem by tak twierdzić elf jeszcze nie dysponował.

Późnego wieczora, gdy widnokrąg otulił mrok, a sklepienie wypełniło się migoczącymi gwiazdami, elf kroczył udeptaną ścieżką przez małą wioseczkę, którą otaczała palisada. Tak, stworzony obóz można było nazwać wioską, osadnicy i rzemieślnicy przebywający na wyspie utworzyli, wraz z rekrutami i marynarzami, swoją zgraną społeczność pracującą na wspólne dobro. Każdy tu znał swojego i wspierał sąsiada. Musiał, gdyż nie było w osadzie takiego, który to by nie bał się niszczycielskiej tajemniczej mocy skrytej wgłębi tego lądu. Droga była pusta, jednak odgłosy osadników przepływały przez nią kolejno będąc rozpoznawane przez czułe uszy elfa. Wszyscy tej nocy zgromadzeni byli w karczmie, bawili się, krzyczeli, śpiewali i oczywiście pili, więc niczym dziwnym było, że elf wszedłszy do karczmy zauważył lejących się po spitych pyskach ludzi.

„Ludzie i te ich zwyczaje…” – myślał Ilian poruszony brutalnym atakiem jednego z pięściarzy.

W karczmie, przy drewnianym stole okazującym przyrządzone jadło dla wyruszających w drogę następnego dnia rekrutów, siedziała grupka znanych elfowi osób. Wykonawszy gest pozdrowienia, elf odebrał od oberżysty kufel ciemnego piwa i zasiadł naprzeciw znajomka – Bronthiona.

Jeden kufel towarzyszył łowcy przez całą noc, nie zamierzał się on spijać, nie w sytuacji gdy następnego dnia musi utrzymać miecz, czy wycelować łukiem. Siedział spokojnie, śmiał się ze sprośnych dowcipów i starał się utrzymać radosną atmosferę mimo tego, że wewnątrz czuł przejmujący strach i obawę o powodzenie wyprawy, tym bardziej, że jeden z kompanów już się zataczał na boki.

Porą późniejszą, gdy harce ustały, biesiadnicy zajęli się rozmowami i toastami, a kilku znajomych Iliana już opuściło lokal by przygotować ekwipunek, elf uniósł głowę znad pustego kufla. Przed jego oczami stanęła blada twarz łotrzyka, łowca chciał do niego przemówić, wymusić jakiekolwiek pocieszenie, czy utrzymać w zapewnieniu honorowej walki bez zostawiania kompanów… Jednak nie zrobił tego. Mozolnie wstał i wyszedł z rozświetlonego blaskiem świec lokalu, wychodząc na chłodniejsze podwórze rozświetlone blaskiem księżyca. Wezwał wilczycę do siebie, by jeszcze raz tego dnia przypomnieć jej o wyprawie i o porze, w której ma stawić przy właścicielu.

Wszedłszy do wspólnej izby, w której mieszkali wszyscy śmiałkowie, wraz z Arinem, udał się do swojego kąta i począł przeglądać ekwipunek. Miecze były ostre, pancerz sprawdzony, ułożył wszystko w jednym miejscu, by z rana być gotowym do założenia tegoż sprzętu. Teraz zajął się sprawdzeniem zawartości swojego plecaka. Obok leżał kołczan, wyczerpany już prawie przez wypady łowne, tak więc zastąpił go nowym, pełnym, który tego jeszcze dnia odebrał z magazynu. Zawartość bagażu nie wymagała zmian, zapakowawszy świeżą rację żywnościową i dostroiwszy lutnię, wyszedł ze wspólnej sypialni i powrócił na zabawę.
 
Elthian jest offline  
Stary 17-04-2010, 14:23   #289
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Pomysł picia i to dzień przed wyprawą niezbyt mu się podoba. Nie martwił się o siebie, nawet gdyby chciał nie mógłby się upić… ale nie był sam. Byli inni, wielu innych, którzy z pewnością nie pogardzą pomysłem Arina. Oczami wyobraźni widział obitych i skacowanych marynarzy, całe szczęście wybierają się w drogę w mniejszym gronie, gdyby ich wyprawa zależała od tych psubratów mogliby już przekładać termin.

Bronthion nie miał żadnego „ale” co do wyglądu karczmy. Bywał w zdecydowanie gorszych spelunach, usiadł niemal w samym środku lecz nic nie pił. Spoglądał przez okno i myślał… „Mam złe przeczucia, coś wisi w powietrzu, ten miesiąc mógł być ciszą przed burzą. Trzeba będzie obserwować okolicę jak się to wszystko skończy. Wrogowie z pewnością nas obserwują i wykorzystają ten moment „słabości””. Niespodziewanie Stormak zbliżył się do łotrzyka, nieco mu ulżyło wiedząc, że nie zamierza pić, gdyby zostali zaatakowani pomoc maga byłaby nieoceniona. Kiedy krasnolud odszedł Bronthion został sam na sam z półpełnym kuflem piwa. Rozejrzał się po swoich towarzyszach „Nikt nie pije?” zapytał zdziwiony w myślach patrząc głównie na Sorina, który powinien jak to marynarz tańczyć z butelką rumu. Dostrzegł jednak barbarzyńcę, który jako chyba jedyny z „drużyny” zachowywał się normalnie czyli tak jakby można było przypuszczać na pierwszy rzut oka.

To prawda, że wampir miał zamiar czuwać tej nocy, ale odrobina relaksu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Zawsze był czujny i uważny, nie miał kiedy o tym zapomnieć, nieważne, że nie mógł się upić, sam smak też był przyjemnością. Przechylił kufel piwa i wypił do dna, przysiadł się do nieznanych mu marynarzy, którzy jednak radośnie go przywitali i zapewnili dostatek napojów. To było… jak sen, jakby nadal był człowiekiem, to było takie normalne… a zarazem nienormalne jak dla niego. Nie miało znaczenia to, że byli pijani, cieszyli się i śmiali razem z nim, pili razem z nim, rozmawiali… zupełnie normalnie.

Jeden kufel, drugi, trzeci… dziesiąty, kolejny… wsłuchał się w muzykę i uśmiechał. Tak, uśmiechał szeroko, najszerzej jak umiał i śmiał szczerze. Nikt nie zwrócił uwagi na jego kły, byli zbyt pijani, a w końcu leżeli pod stołem, a Bronthion został sam na placu boju. To przypomniało mu o rzeczywistości, chwila zapomnienia nie zmieniła tego, że był potworem chociaż starał się nim nie być. Najchętniej zostałby tu do rana i cieszył zabawą, ale… nie mógł.

Niezauważenie opuścił budynek i skierował się w stronę bramy. Stanął na palisadzie i wpatrywał się w gęsty mrok. Wytężał słuch w poszukiwaniu podejrzanych odgłosów, nagle poczuł dreszcz na plecach, „Co do…?
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline  
Stary 18-04-2010, 21:28   #290
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=IpOoPQ6JmbM[/MEDIA]

Zabawa trwała w najlepsze. Niesamowicie różnorodnej zbieraninie nie zabrakło ni to trunków , ni to jadła. Poza drobnymi utarczkami słownymi bądź przybierającymi nieco bardziej fizyczną formę , atmosfera była radosna, biesiadna. A nawet owe spory kończyły się gromkim śmiechem i zgodą nad kolejnymi szklanicami mało wykwintnych trunków.
Wszystko nabrało jeszcze większego pędu, kiedy liczba grajków zwiększyła się. Część biesiadników wychodziła, po czym wracała trzymając w ramionach najróżniejsze instrumenty. W końcu i brak płci przeciwnej przestał przeszkadzać panom w ich pląsach do muzyki. Na drewnianej podłodze zebrało się kilka większych kałuż z rozlanych w czasie tańców szklanic. Twarze biesiadników szybko zalał róż. Skóra pokryła się kroplami potu. Powietrze stało się ciężkie, wilgotne i gorące. Zapach rozlanego alkoholu zmieszał się z zapachem potu. Klimat , jaki zapanował wewnątrz przybytku, zdawał się jednak bardzo odpowiadać większości biesiadujących.
- W Waterdeep każda była moja !
- Chyba każda zasyfiała ropa uliczna !
- Z jednego końca sali dało się naglę usłyszeć krzyki Gethera oraz Mrina . Obaj byli marynarzami pochodzącymi z Waterdeep.
- Nazywasz mnie kłamcą ?!
- Nie. Widziałem twoją żonę ! Taka kotwica niejeden okręt by w czasie sztormu utrzymała !
- Mrin wybuchł gromkim śmiechem, uradowany widocznie swoją przemową.
- Lepsza taka niż twoja ! Ilekroć okręt zawija do przystani jej rzyć jest tak rozpalona, że ino oczy jej się świcom !
Uśmiech z twarzy Mrina zniknął. W jednej chwili rzucił się przez stół na swojego kolegę , po czym obaj padli na ziemię niezdarnie próbując zakładać sobie "chwyty". Z tłumu ich otaczającego wyłonił się Arin. Chwycił obu za szmaty po czym rzucił w siedziska. Napełnił ich szklanice i wcisnął im je niemal w usta.
- Czego z siebie takich amantów robicie, skoro tutaj możecie się najwyżej leśnego zwierza chędożeniem zadowolić !? - rumieńce na ich twarzach powiększyły się, kiedy po słowach Arina salę wypełnił śmiech.

Chata Vershli

Kobieta siedziała nad opasłą księgą. Jej oczy błądziły po kolejnych wierszach tekstu. Jednocześnie notowała coś na kartce. Obok niej stała świeca, rzucająca cienie na jej twarz , oraz kilka białych piór i kozik. Tym najpewniej odpowiednio szykowała pióra , by móc nimi zapisywać swe notatki. Muzyka wpadała do wnętrza jej izby nawet przez zamknięte okiennice. Hałasy zdawały się jej jednak nie przeszkadzać.
Vershla spędzała większość czasu samotnie w swojej chacie. Była jedyną osobą w całej osadzie, która dostała lokum tylko dla siebie. Oczywiście było to całkowicie zrozumiałe . Znajdowała się tutaj sama, pośród kilkuset wytęsknionych za kobiecymi wdziękami marynarzy i rzezimieszków. Arin poprosił ją aby opuszczała chatę jak najrzadziej. Najlepiej w towarzystwie, któregoś z rekrutów zamieszkujących z nim w jednej chacie. Jak zwykle jej odpowiedź ograniczyła się do skinięcia głowa. Dalej jedyną osoba , z którą wymieniała dłuższe wypowiedzi pozostawał Paul White. Jeśli nie opuszczała chaty samotnie nocą, za dnia robiła to jedynie w jego towarzystwie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=Cp-tEyXft18[/MEDIA]
Vershla co chwilę przestawała notować, a jej spojrzenie na kilka sekund zatrzymywało się na ścianie , nad książką. Było to jedyne dziwne zachowanie, jakie można było u niej w tej chwili zaobserwować. W końcu zamknęła księgę i odłożyła kałamarz do szufladki.
" Coś tutaj jest nie tak... Co to za uczucie ? Energia. Pulsuje. Coraz mocniej i częściej."- poczuła coś takiego pierwszy raz na tej wyspie. Dawniej zdarzyło się to jedynie raz. Kiedy Gildia wysłała ją do jakiejś zabitej deskami wioski w Wybrzeżu Mieczy. Nie było tam absolutnie nikogo ,kto miałby kiedykolwiek styczność z magią. Uczucie , którego doświadczała teraz , wtedy zwiastowało przyjazd mistrza Ogniotrzepa. " Było podobne... Ale nie aż tak silne. Bynajmniej w mojej pamięci takie nie jest..."Za każdym razem , kiedy odczuwała nagły impuls jej ciało przeszywał zimny dreszcz.
Vershla bez pośpiechu wstała od stołu, po czym narzuciła na plecy czarną chustę. Wieczory bywały tutaj nieprzyjemnie zimne. Do podróżnej torby wcisnęła swoją księgę zaklęć. Już miała wychodzić, kiedy kolejny "impuls" przeszył jej ciało. Cofnęła się do pokoju i wydobyła z szuflady kozik. Jedyne potencjalnie niebezpieczne narzędzie jakie otrzymała od Arina.
Wychodząc naciągnęła chustę z karku na głowę. Po "uliczkach" kręciły się pojedyncze osoby. Z kantyny, bądź to do niej.
" Stormak. Tylko on tutaj może coś takiego odczuć... A później odnajdę Paula. "
Ruszyła śmiało uliczką w kierunku centrum osady, kiedy zza jej pleców dobiegł odległy , przeraźliwy krzyk. Wszystkie osoby znajdujące się w tej chwili w pobliżu, skierowały swoje oblicza w kierunku zacienionej uliczki.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=bGQfgyJ31Os[/MEDIA]

Z ciemności wyczołgał się mężczyzna. Blask pochodni ukazywał go od pasa wzwyż. Jego skroń była rozcięta i obficie krwawiła. Cała lewa strona jego twarzy zalana była krwią. Próbował czołgać się dalej, jednak wielka łapa uderzyła w jego plecy, przyciskając tułów do ziemi.

Kilka par czerwonych ślepi rozbłysło w mroku. Vershla otworzyła szeroko oczy. Mężczyźni za nią chwycili za miecze i krzyknęli głośno "Do broni !". Sama czarodziejka odwróciła się w przeciwnym kierunku. Jej spojrzenie od razu padło na kantynę.

Lasy nieopodal Osady.

Siwowłosa dziewczyna o szarej skórze stała u boku zakapturzonej postaci.
- Wygląda to nieco inaczej od mojej tutaj ostatniej wizyty.
- Widzę nowe statki. Mistrz się nie mylił.
- Bardzo mnie ciekawi kim jest twój mistrz ...
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. Żaden nowicjusz nie poznaje mistrza tak szybko.
- Ilu tym razem zabierzesz ?
- Jednego. Właściwie kobietę. Ma duży potencjał. Przywłaszczymy sobie go.
- w jej ręku błysnęło ostrze o zielonym, jakby wyciosanym z kryształu, ostrzu.


*+*+*+*+*+*+*+*PD*+*+*+*+*+*+*
Bronthion - 1300 PD
Mordimer - Karta nieuzupełniona.
Ilian - 1300 PD
Sorin 1300 PD
Stormak - 1300 PD
Paul - 1100 PD
Cadom - 1000 PD
Gerax - 1200 PD
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 19-04-2010 o 23:33.
Mizuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172