Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2010, 18:18   #97
enneid
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Dzieło grupowe

Nejl zamrugał zdziwiony na słowa Gurlthona, nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi. Skierował swą niedoinformowana i niemą uwagę na Lirę, czekając na jakieś wytłumaczenie, lecz gdy milczenie po kilku sekundach przestało być czymś przypadkowym, zdołał sformułować jakieś sensowne pytanie
- Zaraz zaraz, po kolei... Co się do licha stało?

Kobieta stanęła nieopodal swego towarzysza i plecami oparła się nonszalancko o ścianę, która akurat się napatoczyła przy okazji. Dzięki odpowiedniemu ułożeniu języka, zębów i ogólnie ust, zdołała wydać z siebie coś, co zabrzmiało wyraźnie jako krótkie, sykliwe „tsssst” mające być odpowiednim komentarzem do całej sytuacji.
-Głupiec. Ileż można rozmawiać z kimś, kto jest ciągle na nie, cokolwiek by mu się zaproponowało. Na początku nawet nie wiedział, że w ogóle jesteśmy Jedi. Bezczelny w całej swej postaci. Ale cóż się dziwić, kiedy tyle czasu zapewne już siedzi schowany, mając za swoje towarzystwo głównie własne ego.

Jedi zmarszczył czoło próbując skojarzyć te strzępki informacji, jakie do tej pory zdołał wyciągnąć ze słów tej dwójki. Problem polegał jednak na tym, że rycerzowi wydawało się jakby Lira zakończyła relację, za nim ją nawet zaczęła i tym samym pominęła wszystko co, najprawdopodobniej dla niej i całej widowni było czymś całkowicie oczywistym, a mężczyźnie choć trochę rozjaśniłoby sytuację. znów zapadło milczenie, jakby właśnie skończył się kolejny akt tego przedstawienia, w którym wszyscy, poza oczywiście jednym aktorem Riconem, wiedzieli co się stało. Nejl odetchnął i spytał się spokojnym tonem o jedyny wniosek, który nasuwał się mu:
- Chcesz powiedzieć, że senator nie chce naszej pomocy?

-Właśnie to. Nie chce naszej pomocy –
odpowiedziała takim tonem głosu, jakby mówiła o czymś równie fascynującym jak pogoda na Rodii. Idealnym tego zwieńczeniem byłoby jakieś rozciągające kobiece usta ziewnięcie, ale Lira pozostała tylko przy uniesieniu głowy i zapatrzeniu się w górę bez większego powodu. Tak, młoda Jedi w tej chwili była prawdziwym źródłem wiedzy, którą dzieliła się z resztą świata z prawdziwie promieniejącą z niej ochotą i radością.

Ricon spóścił głowę biorąc głębszy oddech. I to wszystko? Lecieli na tą przeklętą planetę by tak po prostu ponieść porażkę? Ledwo nie zginęli stawiając czoła mrocznemu jedi i wszystko na nic? Mają to tak zostawić? Podniósł oczy i spojrzał na swą dumną towarzyszkę.
- Oni tu zginą bez pomocy z zewnątrz, a Rodia stanie się jednym z pól bitew- odrzekł cicho, smutnym głosem- My zresztą też sobie nie poradzimy, bez ich pomocy.

-Nie chce naszej pomocy, tak powiedziałam, prawda? Ja nie mam zamiaru się prosić o jego uwagę, a jeśli nagle sam zmieni zdanie co do tego jak ważnymi sojusznikami są Jedi, to już będzie jego sprawa.
Odrzekła nie wyzbywając się swojego ciągłego, pozornie obojętnego nastawienia. Może rzeczywiście tego całego senatora już miała w głębokim poważaniu. Może duma jej wszystko przysłoniła i tylko błaganie tamtego o ich pomoc mogłaby to zmienić. Może.. może to nieważne. Żaden smutny, cichy, spokojny czy każdy inny głos nie był w stanie teraz na nią zadziałać kojąco, a i jej niezadowolenie właśnie objawiało się głównie w bezdusznym spojrzeniu godnym jakiego posągu, którym nagrodziła towarzysza.
-Przywitano nas tutaj wymuszonym lądowaniem, a potem polowaniem na nas w tutejszej dżungli jakbyśmy byli zwierzętami, a nie Rycerzami Jedi. O ironio, później w mieście wcale nie było lepiej, wcale, zaczynając od mieszkańców, a kończąc na Mrocznym. Ty zostałeś przez niego zaatakowany, mnie aresztowały droidy, które potem nas wrzuciły do celi. W trakcie ucieczki musiałam się wdawać w jakieś czcze dyskusje na temat tego, czy Ciebie też zabiorą, czy może tam zostawią, jakby im to robiło olbrzymią różnicę. Że nie wspomnę już o tym, że gdzieś tam został mój… - myśli krzyczały „mistrz”, ale usta w inne słowo się ułożyły, ani przez chwilę się nie wahając – miecz, którego brak nie należy do zbyt przyjemnych odczuć - w końcu parsknęła krótkim śmiechem, w którym jednak na próżno było się doszukiwać radości. Owy śmiech więcej miał wspólnego z błazeńską kpiną niż z odgłosem szczęścia i pełnym ciepła - I po co wszystko? Po to, aby jakiś schowany przed światem senator mógł stwierdzić, że nie potrzebuje naszej pomocy. Jedynym pozytywnym aspektem tej całej misji było to, że mój mistrz jednak ciągle żyje. Ale moja cierpliwość w tym momencie ma prawo się skończyć.

Nejl zaczął się mimowolnie zastanawiać czy istnieje jakiś bezpieczny temat, który nie doprowadza Liry do frustracji. Z pewnością nie byłą to praca, ani wspomnienia o jej mistrzu. Może jakiś sport? W każdym bądź razie byłby to niewątpliwie krok w przód, jeśli chodziło jego relację z tą trudną partnerką, korą moc wplatała jego ścieżki.

Lira w tym czasie odbiła się od ściany i otrzepała dłońmi szatę, bardziej dla zajęcia czymś czasu niż aby naprawdę ją oczyścić z niechcianego kolorytu. Następnie zaś postąpiła kilka kroków ku wyjściu z uliczki w której się znajdowali, acz zaraz się zatrzymała i stojąc tak tyłem do Ricona machnęła od niechcenia ręką w powietrzu.
-Zresztą, spytaj się Gurlthona, może zgodzi się zaprowadzić Ciebie do senatora, jeśli chcesz coś zmienić w tej sytuacji. Bo ja? Ja swojej nogi tam nie postawię, dopóki tamten nie zgodzi uciszyć nieco swego ego i wziąć pod uwagę także cudze pomysły, a nie tylko swoje.

Teraz doskonale wyczuł jej odczucia, które próbowały znaleść swe ujście w młodej jedi. Czy to one kierowały tym zachowaniem, czy były słuszne, Nejl nie wiedział, ale był pewny, że to nie odczucia powinny kierować Jedi... Zbyt blisko od nich do upadku.
-Chcę spróbować.- oznajmił Ricon, z trudem próbując podnieść się nieco wyżej- Nie wiem czy Republikę... czy nas stać na utratę kolejnych sojuszników. Zbyt wiele wydarzyło się na Geonosis, i jeszcze więcej może się wydarzyć w najbliższej przyszłości. - przez chwilę przyglądał się uważnie Lirze, jakby czekał na jej zdanie. Ta jednak zamiast znów wybuchnąć, czy cokolwiek powiedzieć, zignorowała jego słowa, za co w pewnym sensie powinien jej być wdzięczny. Zwrócił się do Gurlthona:
-Zaprowadź mnie do senatora.

Rodianin obserwował przez cały czas dyskusję, jakby zupełnie nie rozumiał o czym oboje Jedi rozmawiają. Prawda była jednak taka, że w jego słaby umysł nie był w stanie pojąć dlaczego mówią o nieistotnych rzeczach, zamiast stąd uciekać. Nawet on wiedział, że Lira nie ma zamiaru zrobić niczego, a mimo to nie chciała opuścić planety? Zupełnie tego nie rozumiał. Słowa Nejla jakby obudziły go z transu:
- Co? - spytał niezbyt mądrze. Dopiero po chwili doszło do niego znaczenie zdania wypowiedzianego przez rycerza. - Nie! - sprzeciwił się energicznie. - Nie pora na to! Musieć się ratować. Senator zły, nie słuchać wy. Gurlthon oberwać, gdy przyprowadzić wy drugi raz. Droidy złe, chcieć wy zabić. Musieć uciekać!

- Muszę z nim porozmawiać- naciskał młody rycerz. nie chciał użyć mocy, tego typu decyzja powinna być podjęta przez niego dobrowolnie, był jednak gotowy na to. Zbyt wiele od tego zależało - Choćby przez pół godziny. Jeśli nie przekonam senatora, odejdę. Tyle czasu nikogo nie zbawi, a może się okazać, że już nigdy nie będzie okazji. Proszę.

- Ty odejść, ale ja zostać! - krzyknął Gurlthon. Spojrzał na Lirę, ale widząc, że jego los zupełnie jej nie obchodzi, spuścił głowę i powiedział - Dobrze. Gurlthon się poświęcić.
I pomagając rannemu jedi ruszyli w stronę kanałów.
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!
enneid jest offline