Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2010, 18:40   #23
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Uriel Azrael
W strugach deszczu trójka elizejczyków udała się ponownie na wzgórza za obozem. Dzięki pomocy Julii szybko odnaleźli przedmiot o którym opowiedział Aron. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał on na groźny. Uriel jednak, jak zawsze w stosunku do każdej technologii był bardzo ostrożny. Tym bardziej, że tego urządzenia używał któryś z ich wrogów.
Jakub z wielką ciekawością pochylił się nad znaleziskiem. Nawet on mimo, że obyty z technologią i pamiątkami po przodkach, zachował daleko posuniętą ostrożność. Przez kilka dobrych chwil przyglądał się okultystycznym symbolom jakimi pokryty był sześcian. W końcu bardzo dojrzałym głosem powiedział:
- Z tego co widzę, przedmiot ten został stworzony tylko w jednym celu - szpiegowania. Niestety nie wiem na jakiej zasadzie działa, ale po tym co mówiliście istnieją dwie prawdopodobne hipotezy...
Wiedźmiarz musiał przyznać, że nie poznał brata. Zawsze traktował go jako podlotka i sprawiającego kłopoty dzieciaka, a teraz okazuje się że Jakub w sytuacji kryzysowej zachował naprawdę chłodny umysł i z wielką precyzją analizował dostępne dane, by móc wysnuć prawidłowe wnioski. Na dodatek używał mowy technoklanytów w sposób bardzo precyzyjny i swobodny. Uriel w skrytości ducha cieszył się, że zabrał brata ze sobą i czuł w sercu dumę. Po powrocie będzie musiał porozmawiać z ojcem o przyszłości młodszego z braci.
- Gdybym nie słyszał opowieści Arona uznałbym, że jest to samodzielne urządzenie szpiegujące. Gdy jednak wezmę pod uwagę słowa żercy, muszę założyć, że to co leży przed nami jest tylko częścią większej całości i prawdopodobnie nie jest to samodzielne urządzenie. Przypuszczam, że jest to rodzaj stacjonarnego lokalizatora, pozwalającego głównemu urządzeniu wrócić na poprzednią pozycję, by w sprzyjających okolicznościach powrócić do wykonywania powierzonego zadania.
Na podstawie glifów jakimi pokryty jest ten obiekt, mogę z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że urządzenie które podążało za nami jest wysoko rozwinięte. Myślę, że jest nawet wyposażone w moduł świadomości, ten trzy symbole ewidentnie pokazują, że mamy doczynienia z tak zwaną "żywą maszyną" To co spotkaliście - Jakub zwrócił się do Julii - posiada nie tylko wyznaczone zadanie i cele, ale także własną niczym nie skrępowaną świadomość. Jak dalece jest ona rozwinięta ciężko mi powiedzieć, ale przypuszczam że nie jest to jakiś prosty model. W chwili zagrożenia nie podjął on walki, tylko wycofał się. Na dodatek pozostawił nam to. Wskazuje to na celowość jego działania i posiadanie określonego planu. Myślę, że musimy zniszczyć to urządzenie. I choć mówię to z wielkim bólem i niechęcią to w tej sytuacji nie widzę innego wyjścia, by zapewnić nam bezpieczeństwo.
Uriel nie wiedział co ma powiedzieć. Jego młodszy brat wysławiał się jak technoklanycki mentor. Wiedźmiarz był laikiem w sprawach technomancji, ale Julia pochodziła z klanu który się tym zajmował, a słowa Jakuba także na niej zrobiły ogromne wrażenie. Błysk w oczach młodzieńca świadczył o tym jak bardzo jest podniecony całą sytuacją i oczywiście znaleziskiem. Wiedźmiarz musiał przyznać, że jego brat zachował się nad wyraz dojrzale. Podjął decyzję trudną, ale zarazem jedynie słuszną w tej chwili.
Uriel milczał, ale wiedział że teraz od niego należy ostatnie słowo w tej sprawie.


NOC
OBÓZ KARAWANY POSELSKIEJ ELIZJUM

ARON "KLINGA"
Księżyc stał już wysoko, gdy Gromosław zbudził żercę by ten zajął jego miejsce na staży.
Namiot dla dzikoklanyty i jego świty stał w odległości kilkunastu metrów od głównego namiotu elizejczyków. Posłowie uznali, że taka odległość jest z jednej strony wystarczająco by zapewnić bezpieczeństwo, a z drugiej na tyle niewielka by nie urazić podejrzanego gościa.
- Jak minęła warta? - zapytał cicho Aron, gdy wstawał z posłania.
- W miarę spokojnie - odparł Gromosław - Abdul Hadi, to niewątpliwie podejrzany osobnik, ale zdaje sobie sprawę że w obecnej sytuacji nie może nic zrobić. Nie wiem co skłoniło go do tego, by prosić nas o gościnę, ale widać że ma jakiś plan. Nawet teraz musisz na niego uważać. Ten człowiek chyba nie śpi i czuwa tak samo jak my.

Aron usiadł przy niewielkim ognisku, rozpalonym na skraju obozu Elizjum. Otulił się pledem i zaczął wpatrywać się w namiot dzikoklanyty. Tak jak mówił Gromosław, Abdul Hadi chyba nie spał. Trzymając swego syna w ramionach kołysał się w przód i w tył. Wyglądał jak pogrążony w transie. Aron zdawał sobie sprawę, że musi uważać na każdy ruch obcego. Ufał Urielowi i jego wiedzy, jeżeli wiedźmiarz twierdził, że Hadi jest splugawiony, to tak musiało być. Dyplomatyczne zabiegi Hanzy nie tylko do niego nie przemawiały, ale poprostu brzydził się ich. Musieli jednak działać razem dla dobra klanu. Na domiar złego, dzikoklanyty nie był ich jedynym problemem. Sprawa splugawionych Wilczych Wzgórz wymagała poważnej narady.

Uriel Azrael
Męcząca podróż i trudne wieczorne rozmowy sprawiły, że wiedźmiarz był wykończony. Czuł nie tyle fizyczne zmęczenie, co psychiczne wyczerpanie. W jakiś sposób musiał sam przed sobą przyznać, że w tej dyplomatycznej bitwie przegrał ze sługą Ciemności. On nie miał wątpliwości, że Abdul Hadi tuli do piersi demona. Nie obchodziła go ani dyplomatyczna etykieta, ani zwyczaje stepu. Dla niego Hadi był wrogiem, i to najgorszym z możliwych bo konszachtującym z Ciemnością. Dlatego porażka w dyplomatycznej bitwie bolała go. Instynktownie wiedział, że wcześniej czy później los skrzyżuje ich drogi ponownie i wtedy nie będzie wątpliwości kto jest kim.
Wiedźmiarz miał nawet plan, by w nocy poobserwować zachowanie Hadiego. Jednak gdy tylko położył się na posłaniu zapadł w głęboki sen.

Uriel najpierw usłyszał dziwny dźwięk. Przypominało to piszczenie jakiegoś gryzonie, ale było o wiele bardziej donośne. Dopiero potem nadeszły obrazy. Potworne i ohydne obrazy. Coś takiego, że tylko słudzy Ciemności mogliby na to patrzeć, bez odrazy.
Uriel widział przed sobą otwarta ludzką czaszkę. Wyglądało to tak, jakby ktoś odkroił górną część, odsłaniając ukryty wewnątrz mózg. Cały biały, składający się z licznych poplątanych zwojów, niczym kłębek grubej liny, mózg. Pulsował w rytm uderzeń serca. Już sam ten widok przyprawiał o mdłości.
Przeraźliwe piszczenie nie ustawało, a wręcz przeciwnie rosło na sile. Uriel poczuł straszliwy żar, który sprawił że pot wystąpił na całym jego ciele.
I wtedy to zobaczył.
Spomiędzy zwojów mózgowych, zaczęły wypełzać niewielkie czerwone robaki. Z każdego zakamarka czaszki wyłaniało się ich coraz więcej i więcej. Czerwone glizdy poruszały się spazmatycznie. Uriel wiedział, że żerują on na mózgu. Słyszał ich mlaskanie. Z każdą chwilą pełzających larw było więcej, tak że już za moment czaszka wypełniła się pulsującą własnym życiem plątaniną krwistych larw.
To one wydawały ten przerażający, wdzierający się w uszy, pisk.
Punkt kulminacyjny koszmaru jednak jeszcze nie nadszedł.
To co ujrzał Uriel Azrael tej nocy sprawiło, że obudził się z głośnym wrzaskiem.
Wykrzywiona w spazmach bólu twarz Azariasz, była ostatnim obrazem jaki ujrzał tej nocy wiedźmiarz Uriel.


Bartolomeo Juliusz
Bartolomeo kręcił się z boku na bok. Żadna pozycja nie była dla niego wygodna. Na dodatek kłębiące się myśli i problemy do rozwiązania sprawiały, że sen i tak nie przychodził.
Młody hanzyta wiedział, że wyprawa poselska w momencie choroby Azariasz jest niezwykle trudnym zadaniem. Jednak już pierwszy dzień podróży pokazał, że będzie to wręcz śmiertelnie groźne zadanie. Podejrzany nocny gość, mechaniczni szpiedzy oraz plugawy rytuał na Wilczych Wzgórzach, to były elementy tej samej koszmarnej układanki. I z której strony by na nią nie spojrzeć widać było, że na każdym jej elemencie cieniem kładzie się obraz Familii Antoniazzich. Oznaczało to tylko jedno. Poselską karawanę Elizjum czeka jeszcze nie jeden kłopot.

Mijały godziny a sen nie przychodził. To było okropne. Bartolomeo czuł zmęczenie i nawet odpuścił sobie bezowocne rozmyślania, ale i to nie pomogło. Księżyc stał już wysoko i odgłos kolejnych zmieniających się wartowników, odmierzał czas posła.

Gdy pierwsze promienie wschodzącego słońca pojawiły się na niebie, Bartolomeo nadal nie spał. Cała reszta elizejczyków, nie licząc wart, jeszcze spała.
Bartolomeo jako jeden z nielicznych był świadkiem pożegnania nocnego gościa.


ŚWIT
OBÓZ ELIZJUM

ARON "Klinga"
Nocna warta okazała się spokojna i przebiegła bez żadnych incydentów. Abdul Hadi całą noc spędził siedząc i tuląc do piersi syna. Żerca podzielał obawy, Gromosława odnośnie natury dzikoklanyty. Jemu też zachowanie gościa nie przypadło do gustu. Swego rodzaju trans w jakim się pogrążył, tylko utwierdził go w tym sądzie.
Gdy pierwsze promienie słońca pojawiły się na horyzoncie, Abdul Hadi i jego wojownicy podnieśli się. Jeden ze strażników zbliżył się do Arona. Pokłonił się nisko i rzekł chrypiącym głosem:
- Withaj. Mój panh kazał byś przehkazał waszhemu przywódcy pozdrowienia i podziękhowania za ghościę. Bywahjcie!
Wojownik ukłonił się ponownie i nie czekając na odpowiedź żercy wrócił do swego pana.
Abdul Hadi stojący kilkanaście metrów od żercy, także mu się pokłonił i po chwili wraz z całą swoją świtą zaczął opuszczać obóz elizejczyków.
Gdy był może sto metrów za obozem z namiotu wydobył się przeraźliwy krzyk, który poderwał wszystkich na nogi.
Kolejny dzień poselskiej wyprawy właśnie się rozpoczął.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline