Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2010, 22:34   #520
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Środa, 17.X.2007, gabinet doktor Simmons, 17:05

- Dobry wieczór. Tak, to ja. - Phil odstawił pod ścianę plecak. Jednak wolał nie zostawiać go w szafie w poczekalni. Zawartość była całkiem ... niebezpieczna. Korzystając z chwilki zamieszania, gdy przemieszczał się po gabinecie, aby odstawiony pakunek nie zawadzał za bardzo, rzucił dyskretnie okiem na monitor komputera, który stał na biurku. Ekran był czysty dokładnie tak samo, jak biurko. Poczekał, aż Simmons zajmie miejsce na fotelu.

Ciekawe, co też moja kochana mama jej naopowiadała.

- Cóż ... właściwie to nic mi już nie dolega. Po prostu w ostatni piątek, dość niespodziewanie, dostałem wysokiej gorączki, gdy wróciłem wieczorem do domu. I ... nie za bardzo pamiętam, co się ze mną działo do niedzieli. Na szczęście został wezwany doktor ... - chwilę przypominał sobie nazwisko. - Cosby. Niestety nie wiem, jakie środki mi zaaplikował, bo pamiętam tylko, że później przyjmowałem jedynie spory zestaw witamin i środki wzmacniające. Dziś wróciłem do pracy. Wiem, że moja mama ma do pani pełne zaufanie, więc chciała, żeby mnie pani zbadała.

- Acha...to proszę się rozebrać do pasa.-
rzekła lekarka.

Nie zwlekając McNamara wstał, rozpiął koszulę i odwiesił na wieszak, po czym zdjął podkoszulek, który powędrował w ślad za koszulą. Stał nagi do pasa z odsłoniętym, płaskim brzuchem, szczupłymi, proporcjonalnymi rękoma i lekko wysklepioną klatką piersiową z delikatnie zaznaczonymi żebrami.

Lekarka szybko zbadała serce, puls, płuca ... spojrzała na Phila wzruszając ramionami.- Nadmiar stresu najwyraźniej. Proszę więc zażywać jakieś środki uspokajające, najlepiej naturalnego pochodzenia. Zielona herbata, melisa...coś w tym guście.

- Czy to wszystko? -
zapytał pacjent widząc, że badająca go wraca na swoje miejsce i zaczyna coś wypełniać na komputerze. - Rzeczywiście w piątek byłem pierwszy dzień w nowej pracy, więc ... - rzucił w powietrze ubierając się ...

- Taaak to wszystko. -
rzekła doktor Simmons i podała niewielką wizytówkę.- W razie czego, proszę dzwonić.

Po czym przepisała numer ubezpieczenia zdrowotnego pacjenta, by wystawić rachunek jego ubezpieczycielowi.

- Dziękuję bardzo. - schował kartonik do kieszeni koszuli i podniósł plecak czekający pod ścianą. Nacisnął klamkę drzwi gabinetu. - Do widzenia.

Środa, 17.X.2007, dom McNamary, 17:05

Phil wracał do domu z silnym postanowieniem wyjaśnienia całej sytuacji z wizytą u lekarza. Rozumiał, że jego matka martwiła się o niego, ale ... A może nie chodziło tylko o martwienie się. Wbiegł po kilku schodkach na podest przed drzwiami, wyciągnął klucze i otworzył drzwi.

- To ja! - krzyknął, aby nie było wątpliwości, kto wszedł. Odstawił plecak do kąta za wieszakiem, zdjął prochowiec i buty, i ruszył w kierunku kuchni, skąd dobiegały już odgłosy przygotowywanego obiadu. Smakowity zapach pieczeni zaatakował jego powonienie i spowodował, że nagle poczuł się głodny. - Cześć mamo. - rzucił do pochylającej się akurat nad otwartym piekarnikiem i wyciągającej z niego brytfannę z pieczenią kobiety. Podszedł i pocałował ją w policzek.

- Uważaj, bo się poparzę - zbeształa go delikatnie.

Odsunął się, żeby jej nie przeszkadzać i zapytał prosto z mostu.

- Mamo, po co mnie wysłałaś do doktor Simmons?

Chwilę zwlekała z odpowiedzią, poświęcając całą uwagę gorącemu naczyniu trzymanemu w rękach, które odstawiła na przygotowaną podstawkę. Zawsze wszystko miała przygotowane.

- No jak to po co? Żeby Cię zbadała. - odwróciła się do lodówki, żeby wyciągnąć sałatkę. Ich spojrzenia na moment się spotkały, ale Miriam szybko odwróciła wzrok. - Przecież wiesz, jak się martwię o Ciebie.

Pomimo tego, że bez wątpienia była to prawda, syn wyczuł, że matka nie powiedziała całej prawdy. Być może ostatnie spięcie w pracy i chęć rozładowania wciąż odczuwanego napięcia spowodował, że Phil dalej drążył temat mimo, że najprawdopodobniej stawiał bliską sobie osobę w niekomfortowej sytuacji i niewykluczone, że ranił jej uczucia.

- Mhm. - mruknął bez przekonania. - Skoro tak jej ufasz, to dlaczego w piątek przyszedł pan Cosby, a nie doktor Simmons? Tylko nie próbuj mi wcisnąć bajeczki, że nie mogła, bo była na dyżurze. Miałaś jeszcze cztery dni, żeby zamówić jej wizytę? Poza tym od lat nie zmieniłaś nam lekarza rodzinnego. Więc dlaczego mnie do niej wysłałaś ... ale tak na prawdę?

Kobieta skrzywiła się, jakby spróbowała czegoś wyjątkowo kwaśnego. Nie potrafiła jednak zbyt długo kłamać, a nawet mówić półprawd. Przez całe swoje życie była uczciwa i szczera.

- Wiesz, nie masz zbyt wielu znajomych ... A ona jest ładna i młoda ... I mieszka niedaleko ...

Elementy układanki wskakiwały na swoje miejsce ...

- Mamo ... chyba nie swatałaś mnie? - pomysł był dla Phila tak absurdalny, że aż się uśmiechnął.

Uśmiech na jego twarzy podziałał jak płachta na byka.

- A co? - zapytała nagle zdenerwowana matka - Masz już 22 lata. W policji nie znajdziesz kandydatki na żonę ... wiem coś o tym ...
Brwi na twarzy młodego mężczyzny omal nie sięgnęły czubka głowy, po czym wróciły na swoje miejsce, zaś twarz rozciągnął uśmiech - Mamo, jak przyjdzie czas, to znajdę odpowiednią dziewczynę. Nie potrzebuję swatki, naprawdę. - wypowiedź miała ton delikatnej nagany. - Jak chcesz, żebym się wyprowadził, to mogę to zrobić nawet jutro. - teraz już się droczył z nią.

- Nie wygaduj głupot. Wcale nie chcę, żebyś się wyprowadzał ...

- To po co mi szukasz żony? Chyba nie myślisz, że zamieszkamy tutaj? Na pewno jest trochę prawdy w tych wszystkich dowcipach o teściowych i synowych. -
ciągle dolewał oliwy do ognia.

Popatrzyła na niego uważnie i po jego roześmianych oczach w końcu zorientowała się, co robi - Żartujesz sobie z poważnej sprawy ..

Czwartek, 18.X.2007, dom McNamary, 06:30

W powiedzeniu, że z problemem należy się przespać jest zawarte wiele prawdy, o czym Phil przekonał się po obudzeniu. Jeszcze wczoraj, bezpośrednio po rozmowie z Amy miał ochotę zrezygnować ze współpracy z nadętą gówniarą. Rano, gdy emocje opadły i na spokojnie zanalizował sytuację, starając sobie przypomnieć sens wypowiedzi, a nie słowa, jakie zostały użyte, doszedł do wniosku, że ... owa nadęta gówniara miała dużo racji ... Mogła co prawda przekazać swoje uwagi w trochę bardziej oględnej formie, ale widocznie ten typ tak ma. Poza tym pochwały nie dostaje się tylko za pyskowanie ... Tym niemniej problemem, który należało rozwiązać, była współpraca z doktor Hollward. Nadal uważał, że bez jej wsparcia szanse na rozwiązanie sprawy były nikłe, żeby nie powiedzieć żadne. Biorąc prysznic, rozważał różne możliwości. Szantaż którejkolwiek ze stron konfliktu nie wchodził w rachubę, jakakolwiek próba zmuszenia do współpracy też, chyba, że zaangażowałby w konflikt przełożonych, ale wtedy wyszedłby na przedszkolaka, który nie potrafi poradzić sobie z pierwszą przeszkodą, która stanęła mu na drodze. Wolał nawet nie myśleć, jaką by sobie zdobył opinię, gdyby poleciał poskarżyć się Logan albo Rookowi. "Maminsynek" byłoby wtedy najłagodniejszym określeniem. Automatycznie wycierał się i ubierał. W pewnym momencie z kieszeni spodni wypadła łuska naboju ... .44 Winchester. Detektyw schylił się po nią, dotknął i zamarł na chwilę w tej pozycji ... W końcu wyprostował się i ważąc podniesioną łuskę w ręku rozważał pomysł, który właśnie mu przyszedł do głowy.

Tak, to ma szanse powodzenia.

Wesoło pogwizdując zszedł na dół i zjadł śniadanie. Po kilku minutach już był w drodze na posterunek ...

Czwartek, 18.X.2007, wydział XIII, 08:10

Dzień rozpoczął typowo: włączył komputer, sprawdził maile, które jeszcze nie mogły do niego przyjść, bo nikomu jeszcze nie podał nowego adresu i sprawdził od której godziny rozpoczyna swój dzień pracy wydziałowy prawnik.

10, no to mam jeszcze sporo czasu.

Plan, który w zarysach już opracował w czasie drogi do pracy, wymagał w pierwszej kolejności sprawdzenia pewnych faktów właśnie z prawnikiem. Ale mógł zweryfikować interesujące go zagadnienia wykorzystując pewne materiały wewnętrzne, do których miał dostęp. Znalazł na wydziałowym portalu interesujące go dokumenty ... Regulamin współpracy z konsultantami, formularze, wytyczne ... Na ekranie otworzyło się szereg dokumentów, a Phil po chwili pogrążył się w lekturze ... Standardowa forma umowy ... o dzieło ... formularz określa temat i właściwie tyle ... żadnych informacji o warunkach przyjęcia ... Phil otworzył czysty dokument i zaczął wypisywać kwestie, które chciał wyjaśnić z prawnikiem i być może z Logan, gdyż w jednej z procedur znalazł jej nazwisko, jako osoby nadzorującej wszystkie umowy z konsultantami. Zajęty dokumentami nawet nie spostrzegł, jak minęła 10. Zaklął w myślach, wydrukował dokument, gdzie spisał swoje pytania, zablokował komputer i zabierając kartkę z drukarki pomknął w kierunku drzwi do gabinetu prawnika ... Zapukał, odczekał 2 sekundy i uchylił drzwi.

- Dzień dobry, można? - skierował pytanie do odwieszającego właśnie do szafy swoją marynarkę wydziałowego prawnika.

- Proszę.

Phil wszedł i starannie zamknął drzwi.

- Nazywam się Philip McNamara. - wyciągnął rękę na powitanie. - Chciałbym poprosić pana o wyjaśnienie mi kilku kwestii związanych z prawną stroną współpracy z konsultantami ...

- Od spraw współpracy z konsultantami jest porucznik Logan.
- przerwał Gartner.

- Wiem, że ona finalnie akceptuje wszelkie umowy, ale mi chodzi o kilka aspektów prawnych umów i ich wykonania.
- spojrzał na kartkę i zaczął zadawać pytania ...

Na większość uzyskał odpowiedzi, ale nadal pozostawały pewne zagadnienia do wyjaśnienia związane konkretnie z umową doktor Hollward, które to mógł wyjaśnić tylko w jednym miejscu, u porucznik. Jak zwykle zapukał przed wejściem ...

Po chwili wychodził już z niezbędną do dalszych działań wiedzą. Na razie wszystko się zgadzało z jego przypuszczeniami. Teraz nadszedł czas, aby wdrożyć swój plan w życie. Usiadł na swoim miejscu, odblokował komputer i zaczął pisać podanie ...

"
...

PODANIE

W związku z prowadzoną sprawą nr KR 94/10/07 i niezbędną w celu jej możliwie szybkiego wyjaśnienia, stałą potrzebą wykorzystywania wiedzy konsultantki cywilnej, doktor Willhelminy Hollward, proszę o włączenie jej do zespołu pracującego nad rozwiązaniem ww. sprawy jako stałego konsultanta.

Data ... Podpis
"

Nie wiedział, czy będzie to możliwe, bo zgodnie ze zdobytymi informacjami nigdy nie było to praktykowane, ale musiał spróbować. Wydrukował w dwóch egzemplarzach, wziął je i ruszył do biurka Amandy.

Czwartek, 18.X.2007, Wydział 13, biurko detektyw Walter, 11:37

Phil maszerował w kierunku Amandy energicznym krokiem niosąc w ręku dwie kartki papieru.

- Dzień dobry, pani detektyw. Proszę podpisać. - podsunął jej obie kopie pisma, które przyniósł.

- Podanie o przydzielenie stałego, innego, partnera, i potrzebujesz mojego poparcia? - wyraziła swe śladowe zainteresowanie. Cóż, w końcu dopiero co wyszła od psychiatry, świat nie powinien oczekiwać więc od niej nadmiaru optymizmu.

- Potrzebuję pani podpisu, jako prowadzącej to śledztwo. - odparł bez zbędnych wyjaśnień.

Podejrzliwie przejrzała podanko. Niestety nie zawierało niczego podejrzanego. Żadnych nadmiernych uprawnień dla konsultanta ani zawoalowanej zgody co do przekazywania organów organów Amandy w lepkie łapki naukowców nim jej trupek zdąży na dobre ostygnąć. Podejrzane. Cóż skoro miało to ucieszyć Phila mogła podpisać. I tak niemal pewnym było, że sama pozyskiwana odmówi udziału w zabawie, więc samo "proszenie" było całkowicie niegroźne. W tym przeświadczeniu złożyła swój gryzmołowaty podpis mający najnowszemu partnerowi przysporzyć radości walki z wydziałową biurokracją.

- Tadam. - obwieściła tę wiekopomną chwilę oddając oba papiren czekającemu nań detektywowi, który przyjął je z pewnym ociąganiem, spoglądając na podpis ze zdumioną miną, jakby nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Po chwili uniesione brwi wróciły a swe miejsce. Przyjrzał się uważnie obu egzemplarzom.

- Przepraszam, jeszcze data ... dzisiejsza. - znów podsunął jej dokumenty.

Za co zarobił na przeciągłe zmęczone spojrzenie.

- Mam nadzieję, że z tym formalizmem już sobie poradzisz. - odpędziła go ręką niczym natrętnego owadzika. Jak można było wymagać od niej daty?! Mogla być świadoma dnia tygodnia, co poniekąd przekładało się na domowe menu, ale po co komu data? Wymagało by to zapewne sprawdzania na telefonie, choć Amy wcale nie była przeświadczona, że ta na jej wysłużonej jednorazówce miała cokolwiek wspólnego z rzeczywistością.

- Obawiam się, że musi być wpisana tym samym charakterem pisma. - był uparty ... a może raczej upierdliwy. Chyba wziął sobie do serca jej wykład o "pierwszym fochu". - Nie chcę sprawdzać spostrzegawczości porucznik Logan. Osiemnasty ... październik ... dwa tysiące ... siedem ...

- Bzdura. - podsumowała dosadnie urzędowe rewelacje. Data mogła być równie dobrze drukowana, czy nabita pieczątką, całe podanie pisane odręcznie przez kogoś innego, ale wyglądało na to, że mimo uprzejmości detektyw McNamara zamierzał już rano i to w pojedynczym podejściu wyczerpać cały jej limit cierpliwości przewidziany dla niego do końca tygodnia. Dla świętego spokoju nasmarowała daty. Dosłownie. Charakter pisma się zgadzał. Kolor i faktura długopisowego wkładu również. Jedynym ale mogła być czytelność zygzaka wymagająca od osoby postronnej sporej wyobraźni.
- Proszę. Dalsze drążenie tematu może odebrać mi chęć brania udziału w tym podaniowym procederze. - podsumowała dodatkowo, by nie pozostawić mężczyźnie złudzeń ile może osiągnąć.

- To w zupełności wystarczy, pani detektyw. Dziękuję. - porwał oba pisma, jakby obawiał się, że za chwilę może je spotkać coś nieprzewidywanego ... Mogłaby przysiąc, że na chwilę zagościł na jego twarzy tryumfujący uśmieszek, gdy spoglądał na obie, podpisane kopie. Odwrócił się na pięcie i skierował do gabinetu porucznik Logan. Poszło łatwiej niż przypuszczał. Był przygotowany na ciężką batalię, żeby przekonać swoją współpracowniczkę, że to jedyna metoda zapewnienia sobie dalszego wsparcia eksperta, a tu ... pełna współpraca i to nawet bez specjalnych złośliwości.

Energicznie zapukał do drzwi gabinetu zastępcy Rooka. Może nawet trochę zbyt energicznie, bo ze środka dobiegło całkiem wyraźne przekleństwo poprzedzające zaproszenie do wejścia ...

- Przepraszam, pani porucznik. - mina Logan nie wyglądała zachęcająco. - Chciałem złożyć to podanie. - zrobił szybko dwa kroki, podszedł do biurka i podał jedną kopię.

Daria
rzuciła przelotnie okiem na zawartość i odłożyła na stos spraw czekających na załatwienie. - Zajmę się tym. Coś jeszcze? - ton wyraźnie wskazywał, że musiałoby to być coś naprawdę ważnego.

- Nie, pani porucznik. Do widzenia. - już zamykał drzwi z zewnątrz.

Teraz mógł w końcu zadzwonić do doktor Hollward i umówić się na spotkanie. Droga do dalszej współpracy została utorowana ... o ile konsultantka nadal była nią zainteresowana. Rozsunął komórkę i wybrał numer do Willhelminy ...
 
Smoqu jest offline