Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2010, 09:03   #46
arm1tage
 
arm1tage's Avatar
 
Reputacja: 1 arm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumnyarm1tage ma z czego być dumny
Obecność obcego zdawała się działać na skupione wokół książęcego stołu grono jak wsadzenie kija w mrowisko. Oczywiście, jak wydawało się Manuelowi na pierwszy rzut oka, to nikt inny jak właśnie szanowny Giordano nie tylko był tym kijem, ale jednocześnie tym, który mieszał. Albo też kijem, którym mieszał ktoś, kto go tu przysłał.
Znana z greckich pism legenda o drewnianym koniu, który stał się przyczyną upadku wielkiego miasta w naturalny sposób stanęła astrologowi przed oczyma, ale Gaudimedeus był daleki od tego, by tak pochopnie wyciągać wnioski. Owszem, zjawienie się tu kogoś takiego w takim momencie mogło być w istocie przygotowanym sprytnie ciosem w Księcia, ciosem okrytym dla niepoznaki przebraniem nadesłanej pomocy. Jednak póki co, za wcześnie było o tym mówić. Po raz kolejny Manuel zadawał sobie pytanie, słuchając słów porywczego Giordano, jak wiele jest w tym co on robi wyrachowania, a ile wynikającej z gorącej krwi lekkomyślności by nie powiedzieć głupoty.
Cykada...Cykada zachowała się natomiast tak, jak należało się spodziewać po kimś o jej potędze i pozycji. Gwałtowna reakcja, nie dość że ryzykowna w domu Księcia, dodatkowo zrównywałaby ją z nieopierzonym młodzikiem. Gaudimedeus był pewien, że na to nie mogła sobie pozwolić, choć siedzące wewnątrz niej zwierzę miało też rzecz jasna swoje granice tolerancji na bodźce pochodzące z zewnątrz.
Manuel rozejrzał się dyskretnie. Coraz więcej osób uczestniczyło mniej lub bardziej w nakręcaniu tej spirali, która mogła już teraz wystrzelić, przedwcześnie zapoczątkować to wszystko, co miało się wydarzyć. Postanowił nie dokładać drew do tego pieca, zmilczeć. Widział ponadto bezradne próby tych, którzy próbowali sytuację uspokoić. Bezskuteczne, jak należało się spodziewać, zbyt wiele przeciwstawnych stanowisk krążyło po tej sali, w zbyt niecodziennych i gorących okolicznościach, w chwili zbyt bardzo naruszającej tę trwające już dziesięciolecia status quo. Astrolog nie przyłączał się do tych prób. Dla uspokojenia sytuacji w takim momencie potrzeba było interwencji kogoś, kto stoi ponad nimi wszystkimi. Przemawiającego z pozycji siły.

Księcia.

Boga?

Gwiazd. Niewidocznej siły poruszającej rękoma tychże. W przypadku tego drugiego, według niektórych doktryn, siły mu tożsamej. Nie czas na teologię, pomyślał astrolog, patrząc akurat przez moment na tego, który miał się za boskiego wysłannika. Kto wie, może wszyscy szaleńcy są właśnie posłańcami wyższych potęg, które to poprzez usta obłąkanych próbują przemawiać do nas w swych językach, których nie pojmujemy - pomyślał Manuel, po czym przeniósł wzrok na drugi plan, gdzie za kolumnadą kwitli ci, którym nie dane było dostępować stołu. Mewa znów próbowała odczytać jego intencje, ale astrolog, choć podjął już decyzję, nie zamierzał ogłaszać jej tutaj gestem - tutaj, gdzie każdy ruch brwi i drgnienie warg obserwowały uważne oczy. On również obserwował. Obserwując Custodia, zanoszącego się bezgłośnie utajonym śmiechem, astrolog odniósł nagle wrażenie, jakoby wszyscy tutaj przenieśli się na scenę teatru - gdzie niewidoczny dla innych aktorów artysta prowadzi na boku sekretny dialog z widownią, zacierając dłonie wygłasza swój szyderczy komentarz wywołując salwy śmiechu widzów. Ty również jednak stoisz na tej scenie, artysto. Ale czy przeczuwasz, że to co masz za komedię, kończyć już jako tragedia się będzie?
 
__________________
MG: "Widzisz swoją rodzinną wioskę potwornie zniszczoną, chaty spalone, swoich
znajomych, przyjaciół z dzieciństwa leżących we własnej krwi na uliczkach."
Gracz: "Przeszukuję. "
arm1tage jest offline