Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2010, 10:40   #17
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rosiński spojrzał w kierunku śpiącego Evansa. Budzić go czy nie budzić?...Uznał, że nie ma powodu by budzić. Sen akurat wszystkim się przyda. Właściwie nie wiedział, co ma rzec. Kanadyjczyk zapewne zapoznał go z sytuacją w obozie. Skinął więc tylko głową na powitanie.

Chris uniósł rękę w milczącym powitaniu.
- Mamy wszystkich - powiedział, nie chcąc skazywać Jana na mozolne przeliczanie grupki dzieciaków. - Teraz obyło się bez problemów, ale wcześniej kapitan pozbył się paru Wikingów.
Obrzucił okiem obozowisko - związanego jeńca i przerośnięty szałas, niestety i tak zbyt mały dla tylu dzieci.
- Merde - mruknął pod nosem.
- Powiem im tylko, że wszystkie dzieci się znalazły - powiedział do Rosińskiego.
Jan wzruszył ramionami w odpowiedzi. Był pewien, że znalezione dzieciaki lepiej przekażą te informacje kobietom, ale niech Spencer robi co chce. On miał swoje sprawy.
Podszedł do odpoczywającego Evansa i dodał.- Kapitan Ipatov i Spencer, powrócili.
Nie było słychać w głosie Rosińskiego entuzjazmu...tylko zmęczenie. Mieli pod opieką gromadkę dzieciaków i dwie kobiety, niewiele żywności i znajdowali się na potencjalnie wrogim terenie.
Mieli od groma kłopotów...ale dziś. Należało odpocząć, a sprawę tego, co dalej... poruszyć rano.

Tim widząc wracającego kapitana i Spencera wstał. Z ulgą stwierdził, że znaleźli resztę zaginionych dzieci, przynajmniej są w komplecie i nie trzeba będzie szukać po lesie kogokolwiek.
Evans czekał co powiedzą wracający, zwłaszcza czekał na to co powie Ipatow, przez tą swoją kanonadę mógł im na głowy ściągnąć większą liczbę bandytów.

Chris nic nie musiał mówić.
Siedząca obok Tima kobieta zerwała się na równe nogi i podeszła do dzieci. Młodzieniec, który w tym towarzystwie starał się robić za mężczyznę, zaczął coś do niej mówić. Alana słuchała go uważnie i co chwila kiwała głową. Dzieci były chyba tak zmęczone, że nawet nie marudziły. Te, którego niósł Spencer po prostu zasnął.
Kobieta w koszulce od Kanadyjczyka obudziła tę drugą. We dwie starały się ułożyć jakoś dzieci w szałasie.
Tym czasem Aatr podszedł do jeńca. Obszedł go dokładnie i przyglądając się więzom powiedział coś do związanego. Więzień chyba chciał coś odpowiedzieć, ale knebel skutecznie mu to uniemożliwiał, więc jedyną odpowiedzią było coś w rodzaju
- Mmmmm, mmyyhymyhmm...
Chłopiec coś jeszcze powiedział i zaczął najzwyczajniej w świeci okładać przywiązanego kopniakami po żebrach.
-Szlag.- zaklął Rosiński i pognał odciągać chłopka od mężczyzny. Ostatnie czego tu potrzebują to samosądów. Rzucił zirytowane spojrzenie zarówno na Evansa jak i Spencera, którzy dali przykład, do takich działań.

Evans pomógł Rosińskiemu odciągnąć chłopaka od jeńca. Co innego go wiązać czy zabijać w obronie własnej lub czyjejś, a co innego bić już związanego jeńca. Tim nie darzył go jakoś specjalną estymą, ale jednak mógł im się do czegoś przydać. Zresztą ciekaw był czy chłopaczek byłby taki odważny, gdyby jeniec nie był związany.

- Niech to... - Spencer nie dokończył. - Dobrze, że nie użył noża...
W życiu by nie zdążyli go powstrzymać.
Bez względu na motywy chłopak nie powinien tak postępować, ale wytłumaczyć mu tego nie byli w stanie. Podobnie jak dowiedzieć się, dlaczego tak postąpił. Z pewnością miał poważne powody, ale...
Kolejny kłopot. Jakby ich mieli mało.

Aatr nie był się w stanie wyrwać z żelaznego uścisku jednego z mężczyzn. Rzucał przy tym, nawet nie znając języka można było być pewnym, że przekleństwami. Ipatow był tego pewien. Te akurat słowa były dokładnie takie same jak w norweskim.
Ciężarna kobieta zbliżyła się do szarpiących się. Spojrzała wymownie na chłopaka po czym odezwała się cicho. Aatr przestał się szarpać, uspokoił się.
Dopiero wtedy Jan poluzował uścisk i uśmiechnął się do ciężarnej dziękując w ten sposób za pomoc. Był to jedyny sposób komunikacji dostępny Janowi, skoro zawodziły słowa.
Kobieta chwyciła za rękaw chłopka i pociągnęła go za sobą do szałasu. Chłopak się ociągał ale poszedł.
- Robi się coraz lepiej.- westchnął ironicznie Jan.
- Trzeba będzie pilnować ich obu - dodał, niezbyt uszczęśliwionym tonem, Chris.
Evans uważnie obserwował relację między poszczególnymi osobami. Dziewczyna która uratował, chyba była "kimś" w całej tej ekipie, skoro starsza, ciężarna, okazywała jej pewien rodzaj szacunku. Znowuż Aatr, czuł posłuch u starszej kobiety, znaczy, że mógł być jej synem, choć Tim nie potrafił się dopatrzyć podobieństwa w rysach. Nie wiedział, jaką rolę w tej całej układance odgrywa starszy wojownik, który ranny leżał w namiocie. Poszedł sprawdzić co z nim, Alana siedziała przy nim pochylona nad nim. Evans odwrócił się do reszty oddziału z pytaniem:

- Czy ktoś z Was zna jakiś język skandynawski? Bo jeśli mnie ucho nie myli, te słowa są bardzo podobne do szwargotu Norwegów z bazy?
- Parę słów, po szwedzku... nie więcej. - odparł Jan i dodał ciszej.- I raczej niecenzuralnych, więc ja odpadam.
- Trzeba będzie wrócić do rysunków - stwierdził Spencer. - Pewne sukcesy mieliśmy...
Słowo 'pewne' pasowało chyba idealnie. Dowiedzieli się co prawda, że gdzieś są zagubione dzieci... Poznali dwa nowe słowa. Więcej niż nic. Jasne.
- Dowiedzieliście się czegoś jak mnie nie było? Jak mają na imię? Dokąd szły?
- Nic szczególnego. Z naszej, nazwijmy to rozmowy, wynika, że one szły do tej spalonej wioski. Nie wiedzą, że jest spalona, a ja im tego nie powiedziałem, bo nie wiedziałem po prostu jak - przyznał się otwarcie Tim.
- Zobaczę, czy uda mi się coś dowiedzieć... A w międzyczasie zastanówcie się, czy ryzykować pójście na polowanie, czy też chcecie chodzić głodni. Jeśli to pierwsze, to trzeba by się wybrać przed świtem.
- Ile czasu zajmie upolowanie jelenia? - spytał Jan. - Jaki obszar trzeba obejść, by na niego trafić? Jak duże to jest ryzyko z Wikingami na karku?
- Zwierząt wokoło dużo, zatem upolowanie czegoś nadającego się na ruszt nie powinno zająć zbyt wiele czasu. A Wikingowie... Uważam, że powinniśmy zaryzykować, bo głód nas wykończy wcześniej, niż Wikingowie. A dzieci nie zdołają iść, jeśli nie dostaną jedzenia.
Nie musiał mówić... Nieść ich nie zdołają, a zostawić...
- Na grubego zwierza i w okolicy gdzie są wrogowie lepiej iść we dwójkę - powiedział Tim - więc jeśli to nie będzie co to przeszkadzać, to pójdę z tobą. Zresztą takie bydle przynieść samemu też by było ciężko.
- Nie przeszkodzisz w niczym. Możemy iść w dwójkę - stwierdził Chris. - Dorodny jeleń waży ponad trzysta kilogramów, więc i tak trzeba będzie spróbować ustrzelić coś mniejszego... Jakąś łanię czy coś w tym stylu. Ale musimy ruszyć przed świtem - dodał.

Ipatow kręcił się po obozowisku. Sprawdził jak mocno jest przywiązany więzień. Rzucił okiem na szałas, kiwając z aprobatą głową. Do rozmowy o polowaniu nie włączył się. Widocznie wystarczyło mu, że ktoś się na ochotnika zgłosił.
Później opał się o jakieś drzewo i ni to drzemał, ni słuchał.


Chris wyciągnął z plecaka koc i podszedł do kobiety w ciąży. Ta w pierwszej chwili jakby chciała oponować, ale po chwili okryła się kocem. Można było spróbować porozmawiać...
- Chris - pokazał na siebie. To już powinna wiedzieć. Potem pokazał na kobietę.
- Ymma - odpowiedziała.
Chris skinął głową. Potem narysował kolejne sylwetki. Mężczyzna, kobieta, dzieci.
- Alana - wskazał kobietę. - Aatr - pokazał jedno z dzieci. - Barn - wskazał pozostałe dzieci. A potem stuknął patykiem w mężczyznę i wskazał szałas.
- Godric - powiedziała kobieta.
Imiona, te najważniejsze, znali. O dzieci wolał już nie wypytywać. W tym momencie i tak nic by to nie dało. A w ogóle? Pewnie także nie...
Dorysował kolejną sylwetkę do pozostałych. Kobietę w wyraźnej ciąży.
- Ymma, Alana, Godric, Aatr - pokazywał po kolei postaci na rysunku. A potem obrysował wszystkie.
Ymma patrzyła na niego przez moment, a potem powiedziała: - Krigar.
- Ymma Krigar, Alana Krigar, Godric Krigar, barn Krigar? - upewnił się.
Kobieta skinęła głową.
Chris wskazał na wojownika, przywiązanego do drzewa.
- Uhtraed - powiedziała.
Trudno było powiedzieć, czy to imię, czy nazwa plemienia. A może rodu, tak jak Krigar.
Kolejny rysunek. Paru wojowników z mieczami.
- Uhtraed. - Chris stuknął patykiem w pierwszą sylwetkę. A potem, podobnie jak poprzednio, obrysował całą grupkę wojaków.
- Krigar - powiedziała Ymma.
- Uhtraed Krigar? - spytał zaskoczony. Albo całkowicie się nie zrozumieli, albo mieli do czynienia z jakimiś rodowymi porachunkami. Albo plemiennymi.
Ymma ponownie skinęła głową.
Chris starł sylwetki. A potem narysował dwie, nowe. Jeden wojownik atakował mieczem drugiego.
- Uhtraed - wskazał tego z mieczem. - Godric - pokazał drugiego.
- Krigar - w odrobinę zmienionym rysunku miecz wbił się w drugą sylwetkę. - Krigar?
Na kolejnym rysunku wojownik stał nad drugim, który leżał z mieczem sterczącym z piersi.
- Krigar - Chris wskazał stojącą sylwetkę, potem miecz. - Krigar? - pokazał leżącego.
Ymma ponownie skinęła głową.
- Oni chyba walczą ze sobą - powiedział do pozostałych. - I chyba się znają, skoro ona zna imię naszego jeńca... Wuj jakiś może? Kuzyn? Walczą o przywództwo i wyżynają się na wzajem?
Ponownie odwrócił się do Ymmy. Pora było wyjaśnić, co się stało z wioską.
Zmazał rysunki i ponownie zaczął rysować.

Ymma co chwila, właściwie bezwiednie, kładła swoje dłonie na brzuchu masując go. A kiedy tylko zaczynała zdawać sobie sprawę z tego co robi, jej ręce wędrowały na kolana. Gdzie pozostawały przez niezbyt długą chwilę. Po czym ponownie wędrowały na brzuch.

Na ziemi pojawiły się sylwetki, po kolei nazywane przez Chrisa. Malutka grupka otoczona lasem. Za lasem, w kierunku, z którego przybyli, pojawiły się chaty. Parę naszkicowanych budynków. I parę sylwetek.
- Ymma Krigar, Alana Krigar... - powiedział, pokazując sylwetki w grupce stojącej w lesie. - Krigar? - spytał, obrysowując patykiem sylwetki stojące przy wiosce.
W tym momencie mógł się przekonać, czy nazwa 'Krigar' dotyczyła wszystkich ludzi, czy też rodu albo plemienia.
Przytaknęła.
To nie musiało o niczym świadczyć. W wiosce znaleźli kilka trupów Wikingów... Może to do nich szły kobiety...
Z chat zniknęły dachy, nad nimi pojawiły się płomienie. A stojący ludzie znaleźli się na ziemi, ze strzałami sterczącymi z ich ciał...

Kobieta popatrzyła ze zdziwieniem na Chrisa. Pokręciła głową, poprawiła rysunki chat. Wskazała palcem kierunek w którym leżała wioska.

Dla odmiany Chris pokręcił głową.
Narysował cztery nieduże sylwetki, daleko na południu, nad jeziorem. W każdym razie miał nadzieję, że kreski udające fale tak zostaną odebrane.
- Chris, Jan, Tim, Siergiej - nazwał je po kolei.
Potem sylwetki ruszyły przez las, aż dotarły do wioski. Znowu zniknęły dachy i pojawiły się płomienie. I leżące sylwetki.
Jedne z mieczami, jedne bez.
- Krigar? - spytał, wskazując na te pierwsze. - Krigar? - pokazał te nieuzbrojone.

Ymma pokiwała głową.

- Chris Krigar? - spytał w końcu, pokazując na siebie.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Krigar. - Wskazała na siebie, dzieci, związanego.
- Ymma Krigar - potwierdził. - Chris? - spytał, pokazując na siebie. Warto by wiedzieć, za kogo ich biorą. Chociaż nazwa, jakakolwiek by nie była, nic mu nie powie... Równie dobrze mogło to być słowo oznaczające szczury, jak i cudzoziemców.
- Utlandsk. - Wskazała na Chrisa. - Krigar. - Na siebie.
- Utlandsk. - Na Tima. - Utlandsk. - Na Jana.
- Krigar. - Na ludzi w szałasie.
Chris stłumił westchnienie. Znaczenie obu wyrazów było zdecydowanie niejasne. Mimo tego skinął głową.
- Krigar. Utlandsk - wskazał na Ymmę, potem na siebie.
Przytaknęła. Po czym pkazała na Jana, na Tima i na Siergieja i dodała - Utlandsk.
- Krigar. - Pokazała na siebie i na osoby w szałasie.
Nie można było spytać, czy ludzi 'Utlandsk' było w okolicy więcej. Przynajmniej na razie. Ale stale można było się dowiedzieć, skąd przybyły kobiety i dokąd zmierzają.

- Utlandsk - pokazał grupkę ludzi nad jeziorem, a potem strzałkami doprowadził ich do grupki znajdującej się w lesie. A potem wskazał grupkę 'Krigarów' z Ymmą i Alaną.
- Krigar? - spytał, dorysowując kilka strzałek prowadzących z różnych stron w kierunku lasu. - Ymma, Alana, Godric, Aatr? - powtórzył, pokazując strzałki.

Ymma popatrzyła ze zdziwieniem na Chrisa. Pokręciła głową. Przymknęła na chwilę oczy, po czym ukryła twarz w dłoniach. Westchnęła kilka razy ciężko. Spojrzała jeszcze raz na Chrisa z rezygnacją w oczach. Złożyła dłonie razem, oprała o nie głowę przymykając oczy. Wskazała na siebie, a następnie na szałas.

Na twarzy Ymmy widać było zmęczenie. Dalsza rozmowa... mogła doprowadzić do nieporozumień.
Powtórzył jej gest i skinął głową.
 
Kerm jest teraz online