Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2010, 23:53   #191
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Zadanie, jak słusznie zauważyło każde z Was zostało zaliczone. Otrzymaliście zapłatę oraz zaproszenie, aby pozostać jako goście w Niedźwiadku. Goście Heinricha, orka który chociaż początkowo rozpoczął Waszą znajomość w dość niecodzienny sposób, to teraz starał się Wam to w jakiś sposób wynagrodzić. Adamant, otwarty bar, kowal do Waszych usług… cóż. Musiał ponieść spore koszta aby zorganizować Wam imprezę z opcją all inclusive. Ależ czy nie byliście tego warci? Tak więc zaczęliście się szlajać po terenie fortu. Napotkane osoby, były w przerażającej większości wojskowymi. Na ogół chętnie zamieniały z Wami po parę słów na temat pogody… i na insze tematy „neutralne”. Gdy jednak ktokolwiek z Was starał się wypytać o cokolwiek dotyczącego jakiś szczegółów dotyczących czy pracy „niedźwiadka” czy samego Szarego Orka, wszyscy stawali się jakoś małomówni, szybko stwierdzali że mają swoje obowiązki, a rozmowa się urywała. Wy natomiast mogliście bez przeszkód rozglądać się dalej po forcie. W nim obowiązywał zdecydowany porządek oraz wojskowy dryl. Obsada, składająca się z przedstawicieli różnych ras i profesji o dziwo pracowała ze sobą w harmonii, o dziwo nie skakała sobie do gardeł i była w stanie przezwyciężyć rasowe… uprzedzenia. Sącząc podany browar, siedząc w karczmie mogliście dostrzec jak elf jest w stanie pić z orkiem, jak goblin współpracuje z drowem… zadziwiające, jednak prawdziwe.
Piwo, pieczyste i uciechy z tym związane były dla Was ważne, jednak nie najważniejsze. Otrzymany adamant na ogół decydowaliście się przetopić u kowala, chodziliście do niego pojedynczo, jakby w obawie przed tym, że ktoś z drużyny zauważy, co to w Waszych głowach się urodziło… a koncepty na oręż mieliście co najmniej ciekawe.

J’Ram
Zaliczyłeś wizytę u kowala, uzyskałeś potrzebne komponenty u Ekrona, w końcu wróciłeś do stajni i do…. niewiasty, która Ci w oko wpadła.
YouTube - Just 5 - gdzie nie ma roz (titanic)

Zank
Ty zakończyłeś wycieczkę po forcie w stajniach. Tam, znalazłeś dla siebie przedniego wierzchowca. Zwierzę, które miast Twej dotychczasowej rezerwy żywieniowej jest w stanie wypełniać jeszcze rolę tragarza. Problem polegał tylko na jednym.. dzika świnia, czy określając mniej ordynarnie guziec, był dziki. Trza go było ujeździć. Twój rozmówca, zdawał się być szczerze ubawiony zbliżającym się widokiem durszlako-głowego pogromcy dzikiej wieprzowiny, Ty jednak postanowiłeś nie dawać za wygraną.
Boks w którym zwierze się znajdowało, był pełnowymiarowym pomieszczeniem dla koni. Tak więc świnia, nawet jeśli była to duża, nawet jeśli była to bardzo duża, bardzo duża dzika świnia, miała tu sporo miejsca do tego, aby nie dać w sposób polubowny zamienić się w wierzchowca.
Spojrzałeś w oczy zwierzęcia namawiając je aby pozostało Twym przyjacielem. W odpowiedzi ujrzałeś:
Boar by *Hamsterfly on deviantART
W oczach zwierzęcia dostrzegłeś zdecydowanie coś więcej niż tylko qrwiki. Gały stworzenia zdawały się do Ciebie przemawiać…
YouTube - "Bloodhound Gang - I hope you die" with lyrics
Co było jednak uczynić. Usiadłeś na kuszetce (czyt. grzbiecie) i zdecydowałeś się na ujarzmienie tego, co do tej pory nie zostało jeszcze ujarzmione.
Kolejne 45 sekund było jak rozmazany obraz. Gdy tylko, ten uczynny koniuszy pomógł Ci dostać na grzbiet, gdy tylko dosiadłeś wściekłego stworzenia doszedłeś do wniosku, że może jednak nie był to najlepszy pomysł. Było już niestety za późno. Dłonie, które Cię podtrzymywały, oraz liny które trzymały zwierze nagle puściły… a Ty stanąłeś sam na sam z żywiołem. Siodła oczywiście nie było, przez grzbiet zwierzęcia była przeciągnięta jedynie gruba lina, zgodnie z najstarszymi tradycjami. Złapałeś ją jedną ręką, drugą mogąc w każdej chwili łapać równowagę. Dla lepszego rozłożenia masy ciała w wolną dłoń ująłeś durszlak, przyjmując w ten sposób pozycję klasycznego kowboja. To co działo się potem nie zostało w sposób szczegółowy zarejestrowane przez Twą świadomość. Obraz ziemi, zlewał się z obrazem sufitu, Twój błędnik wariował, a głosy docierające zewsząd były jedynie niewyraźnym i nie sprecyzowanym dźwiękiem. Ty jednak trzymałeś mocno. Mięśnie zielonego i wątłego przedramienia napięły się do granic możliwości, umożliwiając reszcie ciała zachowanie odpowiedniej pozycji… ku Twemu zdziwieniu jednak, nie spadłeś. Wszystko się nie uspokoiło i nie zostałeś podeptany przez swego wierzchowca… ten po kilku chwilach uspokoił się jakby… i zaczął zachowywać się lepiej. Przynajmniej tak, jak chciałbyś żeby się zachowywał. Miny person, które znajdowały się wokoło mówiły same za siebie. Nikt nie spodziewał się że przeżyjesz, że utrzymasz się dłużej niż kilka uderzeń serca… nikt nie stawiał na to, że Ci się uda… a jednak. Zwierzę się uspokoiło, pod Twym delikatnym klepnięciem dzik zdawał się być jakby potulniejszy…

Uthgor

Jednym z miejsc do których poniosło Ciebie były stajnie, czy może raczej budynek stajni. Poprowadzono tam Twój wózek, tak więc było by barbarzyństwem gdybyś nie podążył za swoją własnością.
Budynek okazał się schludniejszy i czystszy niż nie jedna zielona osada. Znalazłeś tam co najmniej interesujące gatunki zwierzyny. Nigdy nie powiedział byś, że ktokolwiek mógłby chcieć używać takich stworzeń w charakterze wierzchowców. Owszem były tam konie, znalazło się kilka gigantycznych pająków, jakieś dzikie świnie (jedną z nich ujeżdżał właśnie durszlakogłowy)… ba nawet był tam jakiś struś. Wszystko to jeszcze Cię nie zdziwiło. Ale przerośnięty chomik?
Podążyłeś za osobami, które wprowadziły Twoją kruszynkę do warsztatu. Szybko przekonałeś się, że Ci zieloni znali się na swojej pracy. Owszem przewędził nimi ktoś kompletnie pozbawiony dobre gustu, jednak po kilku Twych uwagach i wyborach okazało się, że dzieło zostało ukończone… nie spostrzegłeś nawet a to już należało wracać.

Szaine
Fakt posiadania obsydianowej skóry zdawał się tu nikomu nie przeszkadzać. Nikt na Twój widok nie uciekał, nikt nie pokazywał Cię palcem. Nikt nie czynił przytyków i odnośników do Twych dalekich kuzynów (a zazwyczaj określanie ich mianem dendrofili było tylko preludium…). Słowem czułaś się tu jak w domu. Prawie. Po odwiedzeniu kilku co ważniejszych miejsc, po złożeniu co ważniejszych zamówień postanowiłaś udać się w miejsce, w którym Twe umiejętności zostaną poddane testowi. Gdzie może będziesz miała okazję się czegoś nauczyć? Nie bardzo w to wierzyłaś, jednak nie raz istoty powierzchni już cię zaskoczyły. Dlaczegóż miało by być inaczej tym razem?
Zostałaś pokierowana do budynku, określonego mianem koszar. Ten nie wyróżniał się z zabudowy. Jedyne co było inne to, to że był większy.
Twój instruktor, czy może raczej osoba Ci polecona zadziwiła Cię swym wyglądem. Ciężko było określić czego się spodziewałaś, jednak raczej nie był to ktoś taki…
Mayan assasin by ~emonteon on deviantART
Postać odziana w zaledwie coś na kształt przepaski biodrowej, z czymś co było jego peleryną, a czego składu wolałaś się nie domyślać stanęła naprzeciwko Ciebie.
Na skąpe kilka zdań Laszlo niezauważalnie skinął. Następnie poruszył się nie znacznie, a w tym niewielkim ruchu dostrzegłaś już coś co można było określić mianem niepokojącego. Był diablo szybki. Człowiek, bo przynajmniej na pierwszy rzut oka był to człowiek jednym płynnym ruchem pozbył się peleryny, dobył dwóch sztyletów i stanął w odległości zaledwie dwóch metrów od Ciebie. Gdyby chciał stanął by zapewne bliżej, a Ty nie koniecznie mogła byś coś na to poradzić. Wskazał ręką na Ciebie abyś zaatakowała… uczyniłaś o co prosił, a kolejne kilka godzin Twój organizm zdecydował się wymazać z pamięci. Ilość przewrotów, ilość dźwigni jakie zostały założone na Twoje kończyny była tak duża, że chyba nie pozostał centymetr kwadratowy na Twoim Ciele, który by nie bolał. Z pewną satysfakcją stwierdziłaś jednak, że kilku przewrotów, chwytów i uderzeń jeszcze nie znałaś (albo nie zdawałaś sobie sprawy, że w ten sposób w ogóle można uderzyć), tak więc trening mimo iż męczący musiałaś uznać za udany…

Wszyscy
Bieganie do zbrojmistrza, do pracowni Ekrona, do Świątyni… i po całym Niedźwiadku musiało się kiedyś skończyć. Popołudnie w zasadzie każde z Was musiało uznać za udane. Poskładaliście zamówienia, zwiedziliście okolice, zdecydowaliście się na uzupełnienie brakujących mikro i makro elementów poprzez opychanie się i pochłanianie całych litrów alkoholu… słowem oddawaliście się słodkiemu lenistwu. Do chwili gdy przyszedł wieczór.
Zauważyliście, iż obsada fortu zmieniła warty, że nowi, wypoczęci wartownicy objęli posterunku, a ci którzy skończyli swoją wartę zdecydowali się na jednego głębszego. Karczma w końcu zapełniła się tak na zewnątrz jak i w środku. Jako że byliście honorowymi gośćmi gospodarza, jako że mieliście otwarty rachunek… otrzymaliście również stolik w karczmie do własnej dyspozycji. Zaletą było to, że nie trzeba było wywalczyć sobie miejsca… wadą było to że niektórzy z Was z rozrzewnieniem przyglądali się znajomemu ściskowi w reszcie pomieszczenia.
Schodząc się nie wybieraliście miejscówki na zewnątrz:
Karczma by ~P1eTru5zka on deviantART
Pewnymi krokami podążaliście do miejsca w którym już jedliście i które wskazał Wam Wasz szary gospodarz
Karczma by ~szopenus on deviantART
Stolik choć surowy dawał możliwość zajęcia miejsc całej kompani. Kufle okazały się być pełne, znalazły się kielichy pełne naprawdę dobrego wina, było też obiecane wiadro spirytusu… nawet kielich z podejrzanie wyglądającą cieczą… który został podany Kapralowi i który go wyraźnie zaintrygował.
W końcu pojawił się i Wasz chlebodawca. Ktoś kto był dla Was ciemiężycielem i kto w jednej chwili obsypał Was złotem. Minę miał raczej kiepską, ale z drugiej strony nie znaliście go na tyle dobrze, aby stwierdzić to jednoznacznie.
Ork przysiadł się i nie zważając na to co działo się wokoło zaczął. Każdy z Was poczuł nagle jakby drgnięcie powietrza.
- To co się teraz stało, jest sprawką Ekrona i ma zapobiec, aby niepowołane uszy nie słyszały tego o czym będziemy rozmawiać. A chciałbym z Wami pomówić. Dziękuję Wam raz jeszcze za ściągnięcie adamantu. Wykonaliście naprawdę kawał dobrej roboty. Zapłata, mimo iż okazała się być znacznie pokaźniejsza niż początkowo sądziłem, jak mniemam Was satysfakcjonuje, jeśli nie możemy o tym pomówić na osobności. Ale nie nadwyrężajcie mojego budżetu. Teraz do rzeczy. Chciałbym abyście pracowali dla mnie. W zasadzie nie dla mnie a pod moją komendą dla Wywiadu Księstwa Morkoth. Ci którzy będą chcieli mogą wstąpić w szeregi armii, potrzebuję również pracowników cywilnych. Wasza grupa potrzebna mi jest do różnego rodzaju zadań. Te są oczywiście w zgodzie z interesem Księstwa i samego Morkotha. Płacę jak sami widzicie dobrze i daję szansę na rozwój. Nie ubezpieczam i nie wypłacam zasiłku dla Wdów/Wdowców. Sami zauważyliście, iż zadania jakie daję wywołują czasem straty własne. Staram się jednak tego unikać. Więc jak? Mogę liczyć na Waszą pomoc? Czy mogę Was traktować jako pracowników?
Szary ork wysłuchał uważnie Waszych odpowiedzni.
- Wszelkie szczegóły współpracy możemy ustalić indywidualnie. Dotyczy to tak wysokości jak i samej formy honorarium. Może to być wypłata w dowolnej walucie, może to być dostęp do informacji, może do być i udostępnienie pracowni i umożliwienie studiów w dowolnym kierunku. Wasza decyzja. Jeśli jest ktoś komu to nie odpowiada, może w każdej chwili wstać i odejści… ale jeśli nie zrobi tego teraz… będzie się musiał liczyć z nieprzyjemnymi konsekwencjami. To ostatni gwizdek. Jeśli decydujecie się słuchać mnie dalej jednocześnie decydujecie się na współpracę. Ork zrobił pauzę czekając ma to czy ktoś się podniesie. Okej. Więc mam dla Was zadanie. Pewien Mag, który do niedawna był opłacany przez nasz wywiad zdecydował się zmienić stronę. Jego wiadomości są zdecydowanie za rozległe, a wiedza zbyt cenna abyśmy mogli sobie na to pozwolić. Zależy mi na tym, abyście do niego dotarli i sprowadzili go tutaj w jednym kawałku. Znam prawdopodobne miejsce jego ukrycia. Dostaniecie transport na część drogi, oraz kasę na wypożyczenie łajby, która was dowiezie na miejsce. Tak. Ork zauważył przerażenie w pewnej parze oczu.Mag zaszył się na niewielkiej, dobrze ufortyfikowanej wysepce. Zapewne się będzie też Was spodziewał. Chciałbym, abyście przy użyciu Tego wynalazku co go Uthgor zawłaszczył dostali się do portu… Ork wskazał na wyciągniętą zza pazuchy mapę. W mieście wynajmiecie coś co Was dowiezie na miejsce… No chyba że będziecie mieli inny koncept. Sam sposób mnie nie interesuje, zależy mi na tym abyście przywieźli mi tego maga żywego! Nie może mu włos spaść z głowy. Jeśli macie do mnie jakieś pytania słucham. Jeśli nie, Wasze zabawki jutro będą gotowe u Kowala. Przyznam, że kosztowały mnie krocie. Mam nadzieje że przydadzą się Wam. Bierzcie je, pakujcie się do wozu i spieszcie się… Ork wstał życzył Wam szczęścia po czym oddalił się. Nagle jakby wrócił i dodał
-Byłbym zapomniał. Mam dla Was małe uzupełnienie. Dwóch gentelmenów, którzy uzupełnią Wasze szeregi. To sprawdzeni żołnierze. Obaj już dla mnie pracowali, ale pewnie będziecie chcieli sami ich sprawdzić.
Heirich gestem wskazał na dwie postacie. Podszedł do was ork, którego skóra kolorem przypominała śnieg, oraz trol. Ten drugi jednak nie miał nic wspólnego z Kaashykiem czy NO. To był trol leśny.
- Zostawiam Was. Panowie znają cel Waszej Wycieczki. Mam nadzieję, że załatwicie to szybko i sprawnie. Powodzenia!

Zrozumieliście, że zaklęcie tłumiące dalej działa, tak jakby Ekron dał Wam czas na spokojne zastanowienie się co dalej…

No właśnie… Co dalej???
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.

Ostatnio edytowane przez hollyorc : 14-04-2010 o 23:58.
hollyorc jest offline