| Aglahad posłusznie dreptał za resztą kompanii. Znał panujący w takich miejscach zwyczaj, każący wspierać się jedną ręką o ścianę, lecz wolał ryzykować potknięcie na stromym schodku i sturlanie się na sam dół, niż zaplątać się w którąś z obrzydliwych pajęczyn. Trzmiel szedł za Amarys zaciskając książkę pod pachą. Kryjówka Aglahada miała w sobie coś bezmiernie urokliwego. Jak loch, lub podziemie skrywające jakiś sekret, lub pradawną tajemnicę... albo szczątki zapomnianego przez wszystkich zdrajcy. Krew szybciej krążyła. Spychała sen z powiek. Odkładała głód na później... - Ćśśśśś... - syknął do dziewczyny, która panicznie wypatrywała ataków ze strony bogom ducha winnych stworzeń, w których domu się znaleźli. Choć trzeba było przyznać, że rzeczywiście wszystkie lgnęły do niej bardziej niż do niego. Z jakim zamiarem, tego oczywiście nie dało się stwierdzić, ale Trzmiel był święcie przekonany, że miały na celu jedynie zapoznanie się z nowymi lokatorami, a nie kąsanie i spożycie dziewczyny w ciemnościach... w szczególności ten wielki jak otwarta dłoń Rava, spryciarz, który znikąd znalazł się na plecach nieświadomej dziewczyny - Nie ruszaj się - rzucił ostrzegawczo przylgniętej do wielkiego chłopaka Amarys, po czym sięgnął ostrożnie dłonią po ośmionoga, którego zarys w ciemnościach spoczywał na jej prawej łopatce. Pająk, jakby zawstydzony, cofnął się od przysuniętej dłoni, ale po chwili instynktownie wkroczył na nią. - Już w porządku - szepnął po czym ostrożnie odłożył stworzenie w kąt korytarzyka. Gdyby nie mrok i fakt, że to tylko pajęczak, dałby sobie głowę uciąć, że stworzenie łypnęło na niego z wdzięcznością. Musiał przyznać, że to było całkiem sympatyczne przeżycie. - Dz.... dzięki... - odszepnęła Amarys, po czym nie odrywając rąk od Rava rzekła drżącym głosem: Wcale się nie bbb...bałam! Tylko obrzydliwe są...- A nie wiem. Nie próbowałem - odpowiedział chłopak starając się nadać swojemu tonowi śmiertelną powagę - Ale Colwyn twierdzi, że w marynacie nie są takie złe. Amarys nabrała ochoty by go kopnąć. - Szkoda że nie powiedziałeś wcześniej; byśmy je upiekli nad świeczką zamiast kolacji - fuknęła. Wiedziała, że to wstyd: 16 lat i bać się robali. A ten się jeszcze zbijał, jeden z drugim. Uśmiechnął się w ciemnościach do dziewczyny, której wyraźnie rezon już wracał. Sam nie wiedział, czemu, ale przypomniała mu się jedna z lekcji śpiewu i edukacji Rankiela. http://w907.wrzuta.pl/sr/f/3cBAEAuyB...o_robokach.mp3 Była o tyle dziwna i odmienna, że Rankiel wydawał się naonczas bardzo nieobecny, a wręcz obecny w jakimś zupełnie innym miejscu. Godnym odnotowania był fakt, że wydarzenie to nigdy się nie powtórzyło. Na szczęście dla nerwów Amarys - i tyłka Trzmiela - pozostała część drogi wiodącej Pełnym Stworów Korytarzem nie była zbyt długa. Po parunastu krokach znaleźli się przy ścianie, za którą znajdował się schowek na miotły. - Jak to się otwiera? - szepnął Rav. Wolał sam nie próbować, by nie narobić niepotrzebnego hałasu. A i tak nie był pewien, czy szybko zdołałby znaleźć dźwignię, cegłę, przycisk... czy co to tam otwierało przejście. - Eeee.. Kto to zatrzasnął? To się z tej strony nie otwiera. - Rzucił Aglahad dla żartu, po czym sobie tylko znanym sposobem uruchomił mechanizm. - Jak cię rzucimy Tym Trzem na pożarcie to ci się odechce głupich żartów, dowcipnisiu - powiedział Rav, gdy po krótkiej, pełnej emocji chwili przejście posłuszne woli (czy też dłoni) Aglahada, otworzyło się z trzaskiem, który choć cichy zdał się całej czwórce przerażająco głośny w panującej dokoła ciszy. W schowku było nieco jaśniej, niż w mrocznym korytarzu. I od razu można było dostrzec ciemną smugę, jaka nie wiadomo skąd znalazła się na nosie Amarys. - Masz jakąś chusteczkę, Amy? - spytał Rav. Zastanawiając się przy okazji, czy sam ma jakiś ozdobnik tego typu. Lekkim dmuchnięciem strącił z ramienia dziewczyny kawałek pajęczyny. Na szczęście bez właściciela... Amarys wyciągnęła chustkę z kieszeni i wręczyła Ravowi mówiąc: Na policzku masz. Lewym. - w świetle dnia chłopak wyglądał jakby z komina wyskoczył. - Wzajemnie. - Rav chwycił podaną sobie chusteczkę. - Nie ruszaj się - powiedział i zaczął ścierać brud z nosa Amy. - Sadza - powiedział po chwili, gdy plama najpierw się powiększyła, a dopiero potem powoli zaczęła znikać. - Oddaj, sama zrobię - burknęła Amy i roztarła plamę, po czym oddała chustkę reszcie, by też jako-tako doprowadzili się do porządku, a sama zaczęła otrzepywać ubranie.
- Wiecie... - rzekła po chwili - Trzmiel ma rację - dzisiaj (i nie tylko) to bezpieczniej będzie, jak się będziemy trzymać razem. To znaczy na ile się da. I poczekamy na Trzmiela jak lekcje kończyć będzie. Nie wiem jak wy, ale ja tam nie mam ochoty doświadczać zemsty Tych Trzech, a na pewno się na nas gdzieś zasadzą. W ogóle to mapę trzeba było na górze zostawić - tam by się bezpieczniej ją przekopiowało po śniadaniu. Nie... to głupi pomysł w ogóle. Aglahad, nie masz w tych swoich zbiorach jakieś mapy? Po co rysować całość, jak starczy zaznaczyć samo miejsce... Albo zwędzisz od góry jakąś z biblioteki - łypnęła na niego podstępnie. Ach, gdyby wcześniej wiedziała o takim sposobie dostania się do cennych księgozbiorów... ile nocy zmarnowała na sen, gdy można było czytać! Rozmarzyła się na chwilę, a potem wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się złośliwie, pocierając odnaleziony na strychu pierścionek. Nic straconego - przyciśnie się chłopaka i na pewno pozwoli jej skorzystać z przejścia, albo sam coś dla niej zwinie. - Bez przesady, Amy - powiedział Rav, któremu spojrzenie dziewczyny nie spodobało się za grosz. - Jak go znów przyłapią to się zrobi piekło. Jeśli zaś chodzi o wspaniałą trójkę... - uśmiechnął się złośliwie. - Najwyżej znów nas będą czekać gary... Czy coś w tym stylu - dodał. - Przeżyjecie kolejny dzień o chlebie i wodzie? - spytał. - Zdałby mi się solidny sznur. I dwa-trzy woreczki, które można by napełnić ziemią. Aglahad z obrzydzeniem zmiął w ręce zabrudzoną przez pozostałych chusteczkę, po czym przetarł twarz wcale nie lepszym rękawem. - Mam naprawdę świetną mapę okolicy, ale nie wiem czy sięga aż tak daleko. Można poszukać, pewnie, że tak... chociaż to wcale nie takie proste, jakby się mogło wydawać - dodał z poważną miną i pokiwał palcem, ni to nim grożąc, ni to potakując. - Schowaj dobrze mapę, Amy i biegniemy do sypialni - powiedział Rav. - Wolałbym, żeby nikt nas nie spotkał o tej porze. - Pfff... - skomentowała ignorowanie jej mądrych sugestii i ostrożnie wyjrzała przez drzwi schowka czy nikt nie idzie; a wobec braku ciekawskich ruszyła biegiem do sypialni. W końcu w pełnym ubraniu i tak nie wmówi nikomu, że wyszła tylko na siku... Udzieliwszy mądrej rady nie zamierzał z niej nie skorzystać. Podobnie jak Amarys ruszył do swojej sypialni - cicho ale i szybko. |