Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2010, 09:55   #17
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Aglahad posłusznie dreptał za resztą kompanii. Znał panujący w takich miejscach zwyczaj, każący wspierać się jedną ręką o ścianę, lecz wolał ryzykować potknięcie na stromym schodku i sturlanie się na sam dół, niż zaplątać się w którąś z obrzydliwych pajęczyn.

Trzmiel szedł za Amarys zaciskając książkę pod pachą. Kryjówka Aglahada miała w sobie coś bezmiernie urokliwego. Jak loch, lub podziemie skrywające jakiś sekret, lub pradawną tajemnicę... albo szczątki zapomnianego przez wszystkich zdrajcy. Krew szybciej krążyła. Spychała sen z powiek. Odkładała głód na później...
- Ćśśśśś... - syknął do dziewczyny, która panicznie wypatrywała ataków ze strony bogom ducha winnych stworzeń, w których domu się znaleźli. Choć trzeba było przyznać, że rzeczywiście wszystkie lgnęły do niej bardziej niż do niego. Z jakim zamiarem, tego oczywiście nie dało się stwierdzić, ale Trzmiel był święcie przekonany, że miały na celu jedynie zapoznanie się z nowymi lokatorami, a nie kąsanie i spożycie dziewczyny w ciemnościach... w szczególności ten wielki jak otwarta dłoń Rava, spryciarz, który znikąd znalazł się na plecach nieświadomej dziewczyny - Nie ruszaj się - rzucił ostrzegawczo przylgniętej do wielkiego chłopaka Amarys, po czym sięgnął ostrożnie dłonią po ośmionoga, którego zarys w ciemnościach spoczywał na jej prawej łopatce. Pająk, jakby zawstydzony, cofnął się od przysuniętej dłoni, ale po chwili instynktownie wkroczył na nią.
- Już w porządku - szepnął po czym ostrożnie odłożył stworzenie w kąt korytarzyka. Gdyby nie mrok i fakt, że to tylko pajęczak, dałby sobie głowę uciąć, że stworzenie łypnęło na niego z wdzięcznością. Musiał przyznać, że to było całkiem sympatyczne przeżycie.
- Dz.... dzięki... - odszepnęła Amarys, po czym nie odrywając rąk od Rava rzekła drżącym głosem: Wcale się nie bbb...bałam! Tylko obrzydliwe są...- A nie wiem. Nie próbowałem - odpowiedział chłopak starając się nadać swojemu tonowi śmiertelną powagę - Ale Colwyn twierdzi, że w marynacie nie są takie złe.
Amarys nabrała ochoty by go kopnąć.
- Szkoda że nie powiedziałeś wcześniej; byśmy je upiekli nad świeczką zamiast kolacji - fuknęła. Wiedziała, że to wstyd: 16 lat i bać się robali. A ten się jeszcze zbijał, jeden z drugim.

Uśmiechnął się w ciemnościach do dziewczyny, której wyraźnie rezon już wracał. Sam nie wiedział, czemu, ale przypomniała mu się jedna z lekcji śpiewu i edukacji Rankiela.

http://w907.wrzuta.pl/sr/f/3cBAEAuyB...o_robokach.mp3

Była o tyle dziwna i odmienna, że Rankiel wydawał się naonczas bardzo nieobecny, a wręcz obecny w jakimś zupełnie innym miejscu. Godnym odnotowania był fakt, że wydarzenie to nigdy się nie powtórzyło.

Na szczęście dla nerwów Amarys - i tyłka Trzmiela - pozostała część drogi wiodącej Pełnym Stworów Korytarzem nie była zbyt długa. Po parunastu krokach znaleźli się przy ścianie, za którą znajdował się schowek na miotły.
- Jak to się otwiera? - szepnął Rav. Wolał sam nie próbować, by nie narobić niepotrzebnego hałasu. A i tak nie był pewien, czy szybko zdołałby znaleźć dźwignię, cegłę, przycisk... czy co to tam otwierało przejście.

- Eeee.. Kto to zatrzasnął? To się z tej strony nie otwiera. - Rzucił Aglahad dla żartu, po czym sobie tylko znanym sposobem uruchomił mechanizm.

- Jak cię rzucimy Tym Trzem na pożarcie to ci się odechce głupich żartów, dowcipnisiu - powiedział Rav, gdy po krótkiej, pełnej emocji chwili przejście posłuszne woli (czy też dłoni) Aglahada, otworzyło się z trzaskiem, który choć cichy zdał się całej czwórce przerażająco głośny w panującej dokoła ciszy.
W schowku było nieco jaśniej, niż w mrocznym korytarzu. I od razu można było dostrzec ciemną smugę, jaka nie wiadomo skąd znalazła się na nosie Amarys.
- Masz jakąś chusteczkę, Amy? - spytał Rav. Zastanawiając się przy okazji, czy sam ma jakiś ozdobnik tego typu. Lekkim dmuchnięciem strącił z ramienia dziewczyny kawałek pajęczyny. Na szczęście bez właściciela...
Amarys wyciągnęła chustkę z kieszeni i wręczyła Ravowi mówiąc: Na policzku masz. Lewym. - w świetle dnia chłopak wyglądał jakby z komina wyskoczył.
- Wzajemnie. - Rav chwycił podaną sobie chusteczkę. - Nie ruszaj się - powiedział i zaczął ścierać brud z nosa Amy. - Sadza - powiedział po chwili, gdy plama najpierw się powiększyła, a dopiero potem powoli zaczęła znikać.
- Oddaj, sama zrobię - burknęła Amy i roztarła plamę, po czym oddała chustkę reszcie, by też jako-tako doprowadzili się do porządku, a sama zaczęła otrzepywać ubranie.
- Wiecie... - rzekła po chwili - Trzmiel ma rację - dzisiaj (i nie tylko) to bezpieczniej będzie, jak się będziemy trzymać razem. To znaczy na ile się da. I poczekamy na Trzmiela jak lekcje kończyć będzie. Nie wiem jak wy, ale ja tam nie mam ochoty doświadczać zemsty Tych Trzech, a na pewno się na nas gdzieś zasadzą. W ogóle to mapę trzeba było na górze zostawić - tam by się bezpieczniej ją przekopiowało po śniadaniu. Nie... to głupi pomysł w ogóle. Aglahad, nie masz w tych swoich zbiorach jakieś mapy? Po co rysować całość, jak starczy zaznaczyć samo miejsce... Albo zwędzisz od góry jakąś z biblioteki - łypnęła na niego podstępnie. Ach, gdyby wcześniej wiedziała o takim sposobie dostania się do cennych księgozbiorów... ile nocy zmarnowała na sen, gdy można było czytać! Rozmarzyła się na chwilę, a potem wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się złośliwie, pocierając odnaleziony na strychu pierścionek. Nic straconego - przyciśnie się chłopaka i na pewno pozwoli jej skorzystać z przejścia, albo sam coś dla niej zwinie.
- Bez przesady, Amy - powiedział Rav, któremu spojrzenie dziewczyny nie spodobało się za grosz. - Jak go znów przyłapią to się zrobi piekło. Jeśli zaś chodzi o wspaniałą trójkę... - uśmiechnął się złośliwie. - Najwyżej znów nas będą czekać gary... Czy coś w tym stylu - dodał. - Przeżyjecie kolejny dzień o chlebie i wodzie? - spytał. - Zdałby mi się solidny sznur. I dwa-trzy woreczki, które można by napełnić ziemią.

Aglahad z obrzydzeniem zmiął w ręce zabrudzoną przez pozostałych chusteczkę, po czym przetarł twarz wcale nie lepszym rękawem. - Mam naprawdę świetną mapę okolicy, ale nie wiem czy sięga aż tak daleko. Można poszukać, pewnie, że tak... chociaż to wcale nie takie proste, jakby się mogło wydawać - dodał z poważną miną i pokiwał palcem, ni to nim grożąc, ni to potakując.
- Schowaj dobrze mapę, Amy i biegniemy do sypialni - powiedział Rav. - Wolałbym, żeby nikt nas nie spotkał o tej porze.
- Pfff... - skomentowała ignorowanie jej mądrych sugestii i ostrożnie wyjrzała przez drzwi schowka czy nikt nie idzie; a wobec braku ciekawskich ruszyła biegiem do sypialni. W końcu w pełnym ubraniu i tak nie wmówi nikomu, że wyszła tylko na siku...
Udzieliwszy mądrej rady nie zamierzał z niej nie skorzystać. Podobnie jak Amarys ruszył do swojej sypialni - cicho ale i szybko.
 
Sayane jest offline