Ruszyliście. Amarys w jedną stronę, a Wy w drugą - wszak się nie godzi, aby Sypialnia Chłopców i Sypialnia Dziewcząt znajdowały się w tym samym skrzydle... Na korytarzu panuje cisza, ale nie taka zupełna. Co to, to nie. Słyszycie odgłosy budzącego się do życia domu. Z podwórza dobiegają do Was wołania różnorakiej hodowanej tu zwierzyny, a z odległej kuchni słychać, że śniadanie jest już w trakcie przygotowywania. Idziecie szybko i jak najciszej, co raz to skrywając się przed którymś z kapłanów. Widać, że ktoś w niebiosach spojrzał na Was przychylnym okiem, gdyż udało Wam się przemknąć do głównego holu bez przeszkód. Z jednej strony to, a z drugiej dzięki czujnym zmysłom Aglahada. Jego syknięcia i ukradkowe znaki kilka razy ratowały chłopcom skórę podczas tej wędrówki. W każdym razie dotarliście.
Amarys szybko wślizgnęła się do Sypialni Dziewcząt, w panującym zamieszaniu nie wzbudzając niczyjego zainteresowania. Wszystkie wychowanice Domu były już zbyt zajęte przygotowywaniem się do wyjścia na śniadanie, którego zapach powoli rozchodził się w powietrzu...
***
Aglahad uśmiechnął się szeroko, gdy w końcu udało Wam się dostać pod drzwi Sypialni Chłopców. Stanął przy nich, otworzył je uroczystym gestem i niczym szambelan na dworze szlachcica zaprosił Rava i Trzmiela do środka. A tam...
- Tak jak mówiłem ojcze Edrinie! - Usłyszeliście przepełniony jadem głos Stama. - Nie było ich całą noc! Pewnie dokonywali różnorakich niezgodnych z reg... regulamy... regułą czynów! - Wydukał, a stojący za nim dwaj poplecznicy pokiwali głowami.
Ojciec Edrin stał przy pustym łóżku Rava. Przyglądał się Wam teraz dokładnie lustrując Wasze potargane głowy i brudne odzienie. W końcu skrzyżował ramiona na piersi i głosem zimnym jak samo dno otchłani, rzekł:
- Chcę żebyście mi to wyjaśnili. Natychmiast.
Znowu pech, pomyślał
Rav, stając oko w oko z ojcem Edrinem.
Przyczyna owego niepowodzenia ujawniła się z własnej woli. I, nie do wiary, był to Stam we własnej osobie...
- Kapuś - syknął. Niby pod adresem Stama, a w rzeczywistości po to, by do wszystkich dotarło, że ktoś złamał najstarsze z niepisanych praw obowiązujących w Domu. "Nie donosić na innych" wyryte było w sercu każdego, nawet najmłodszego członka tej małej społeczności. A każdego, kto owo prawo łamał, czekało ciężkie życie.
Przeniósł wzrok na ojca Edrina, ale nie powiedział ani słowa. Bo mógłby powiedzieć wiele, ale z pewnością nie prawdę. To był nie tylko jego sekret. Niech sobie ojciec Edrin znajdzie kogoś innego do szczerych wyznań.
- Bybybybbbybybyy... bbyliśśssz... bbbyliśmy.. - z krtani
Aglahada dobiegł niezrozumiały bełkot. - Zamknął nas w komórce za stodołą! - Wykrztusił wreszcie, oskarżycielsko wskazując palcem Stama.
Trzmiel zaczął energicznie przytakiwać słysząc słowa kolegi.
- Bo ich podsłuchaliśmy gdy wracali z biblioteki, że chcą się wymknąć jutro w nocy z Domu i... - nagle zakrył sobie usta jakby powiedział coś wyjątkowo ściśle tajnego.
- Cicho bądź! - syknął
Rav, obracając się w stronę Trzmiela.
Ten cofnął się o krok zostawiając na przedzie Rava. Ojca Edrina ciężko było oszukać. Gdy chciał, potrafił wpędzić każdego rozgadanego wychowanka Domu w kozi róg własnego kłamstwa i za uszy je wyciągnąć. Ale był tylko starym człowiekiem i czasem nie miał do tego głowy. Przez pośpiech, lub natręctwa... Nigdy się nie wiedziało. Młody mag wolał więc nie rzucać mu się teraz w oczy...
- Naprawdę wspaniale... - Wychrypiał ojciec Edrin z nagła zmienionym głosem, a jego twarz zdaje się być o wiele starsza niż była jeszcze przed chwilą. - Kłamstwa! Czy tylko tyle zdołaliście się tu nauczyć? Naprawdę jedni i drudzy jesteście siebie warci. Dlatego potraktuję Was jednakowo, każdemu wedle zasług. Do Dziury!
Koścista dłoń kapłana wskazała na drzwi, a dwaj akolici pojawili się z nagła za Wami kładąc ciężkie ręce na Waszych ramionach. Zaczęli Was prowadzić ku schodom do podziemi domu...