Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2010, 11:33   #25
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Olaf pomyślał, podumał, chrząknął i na Źdźbucha się zapatrzył, który tylko zmierzył wiedźminkę przeciągłym spojrzeniem, a potem beknął, gdy wypite piwsko się przyjęło.
- I co, damy skurwysynom spalić całe Vixen, chowając się razem w jednym domu?! Po moim, kurwa trupie! Gdzie się pojawią tam kupą lecim i rzycie im klepiem, trochę ich uszkodziliście zeszłej nocy, teraz nas o pięciu więcej, to i radę damy. Nie trzęsaj portkami, panienko, nie takie rzeczy się robiło!
Zarechotał i znów do kufla przyssał, ale na chwilę tylko. Nie był pijany, ale i nie zupełnie trzeźwy.
- No, czas się ruszyć. Dwóch moich zostaje u Olafa, my ze trzech pokręcimy się przy ratuszu i drodze. Wrzeszczeć jak zaatakują, to ich od tylca zajdziemy. Nu, do roboty.
Otarł wargi z piany i wstał zamaszyście, wychodząc z karczmy i poprawiając pas z mieczem. Blady Olaf również wstał.
- Pozamykam okiennice i drzwi półotwarte zostawię, zobaczymy czy myślą. Jak nie to ich w przejściu damy radę zatrzymać. Dwie kusze są. Może się zdrzemnę jeszcze, zanim noc nadejdzie.
Skinął im głową i nieco sztywno opuścił karczmę. Chwilę po nich wyszedł i uczeń łowcy czarownic, a zbliżający się wieczór tym razem nie zachęcał do picia. Każdy tu chciał jak najszybciej znaleźć się w domu, gdzie na pewno nie zmruży oka. Po jakimś czasie w środku został więc tylko karczmarz i służka. Mark, który przez większość czasu tylko obserwował, oparty o ścianę przybytku, teraz wskazał głową na stertę rzeczy Sly Foxa, rzuconych w kąt izby.
- Też o tym myślisz? To idź. Zajmę ich.
Wstał z prawie niesłyszalnym jękiem i utykając podszedł do lady, zagadując karczmarza i mrugając do służki. Mężczyzna go słuchał, kobieta zapatrzyła się na przecież całkiem przystojną twarz. Arina mogła podejść do rogu izby, udając, że zajmuje się jakimiś swoimi pakunkami, jednocześnie przerzucając szybko te należące do łowcy czarownic. Kufer Wyrwichwasta nie był znów taki duży, ale Orla prawie natychmiast zorientowała się, że go tu nie ma. Nie znalazła też amuletu, za to pomiędzy ubraniami wymacała sztylet i to nie zwyczajny sztylet. Na jego czarnym jak smoła ostrzu wyryte były delikatne runy, a rękojeść pokryta była lekko błyszczącym srebrem. Magiczna, bezcenna broń. Do kogo należała? Sly Fox miał mordę mordercy i zakapiora, ale w końcu mogła należeć i do niego. Dłużej przyglądać się nie mogła. Skrzynki nie odnalazła, ale w końcu nie wiedziała co było w środku. Należało bardziej szukać amuletu, ale tu go nie było.

Chata Olafa była piętrowa, z małą kamienną podmurówką. Nie wyróżniała się na tle całego Vixen, a z jej piętra dobrze było widać sam ratusz, gdzie kręcił się Źdźbuch wraz ze swoimi ludźmi. Wójt przygotował się do obrony najlepiej jak umiał, a wojskowym to on przeca nie był. Na głucho zabił wszystkie okiennice, wzmacniając drewnianymi sztabami, które po prostu przybił młotkiem. Na dach nalano wody, a i na podłodze sporo jej pływało. Łatwiej było sprzątnąć wodę niż potem odbudowywać spaloną chatę. Wyniósł też swoją rodzinę i wszystko, co było łatwe do wyniesienia i stanowiło jakąś większą wartość. Dwa stoły przewrócił w głównej izbie, blokując wejście od małego przedsionka, w który swe kusze skierowało dwóch milczących ludzi Źdźbucha. Wpadający do środka bandyci na pewno najpierw wepchną się na bełty, a potem prosto w półokrąg obrońców. Tutaj ich przewaga nie miała takiego znaczenia, jeśli nie uda im się osiągnąć zaskoczenia, a biorąc pod uwagę przygotowania - było to bardzo wątpliwe. Nastała noc, a nią nerwowe oczekiwanie.

Nie było oczywiście sensu, by czuwali wszyscy. Część mogła znaleźć czas na nerwowy sen, a to przywołało sny. Arina w głębi swojej świadomości wiedziała, że to już ostatni z nich, od chwili, gdy tylko się zaczął.
Kobieta wręczyła jej łuk i strzały, sama zakradła się z pochodnią i podpaliła gniazda, jedno za drugim. Oszalałe ptaki rzucały się na nią, jednak ona nie walczyła podpalała tylko kolejne gniazda. Zaczęłaś strzelać do kruków, padały jeden za drugim, a ich ciała nie płonęły. Gdy umarł ostatni ptak, dostrzegła jak ciało jej towarzyszki spowija mgła.
Nagły huk, krzyk i miecz już znajdował się w dłoni. Opierający się na sprawnej nodze Mark, przyciągający ją i całujący w usta, krótko, jakby poważnie obawiał się końca. Drzwi otworzyły się, świsnęły bełty i rozległ się jęk. Ale wpadli do środka, jeden za drugim. Szczęk mieczy wypełnił pomieszczenie, krótkie, ciche jęki i westchnienia. Dopadli do nich ze wszystkich stron, na boki poleciały pochodnie. Ale dom nie chciał się palić tak łatwo, mieli czas na ich zgaszenie. Tamci naparli, bardziej na Olafa, niż na nich. Ale umieli walczyć, wciąż było ich więcej. Krzyki już musiały zaalarmować Źdźbucha. Teraz należało tylko wytrwać. Mark zachwiał się po jednym z wrogich uderzeń. Na jego twarzy odmalowywał się okropny ból. Natarła, a młoda twarz jej oponenta była bez wyrazu. Tylko czarne oczy błyszczały czymś nienaturalnym. Ktoś wrzasnął, ale nie wiadomo było kto. Walczyli, prawie dwóch na jednego, tak jakby tamci nie utracili nikogo zeszłej nocy. A może zamieszanie uniemożliwiało sprawne liczenie. Miecze błyskały w świetle pochodni.
 
Sekal jest offline