Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2010, 14:29   #25
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Sztuka prowadzenia konwersacji post wspólny.

Helfdan tymczasem jedną rękę trzymał na miękkim zadku przysadzistej karczmareczki, a drugą wlewał w siebie piwko. Jednak nie stanowiło to dla niego przeszkody do uważnego lustrowania karczmy, właściwie to taka przykrywka mu się nawet podobała. Można by rzec, iż spędzał czas w typowy dla siebie sposób. Od czasu do czasu coś tam jej powiedział sprośnego i dał klapsa i tak to sobie trwało. Do czasu aż ta rozochocona nie postanowiła zabrać się za jego interes… jakimś sobie tylko znanym sposobem wsadziła serdelkowatą łapkę do jego gaci i zaczęła bardzo sprawnie nią operować. Jak na złość przy obserwowanym stoliku coś poszło nie tak. Bohaterowie tępiący mrocznych dywersantów okazali się nie tak skuteczni jak sobie założyli. Wszystko potoczyło się szybko… szybciej niż mogłoby się spodziewać po dwóch pijaczków.

"Co za wyjątkowo długie i nieporęczne w splataniu zaklęcie!" - Aesdil zdążył pomyśleć, nie tracił jednak czasu lecz przeskoczył stół w pogoni - słowa Jakoba ostrzegły go że po dobroci nie będzie. Nie mieszał się w bójkę, zamiast tego wyrwał miecz, jego machnięciami odgonił zbyt krewkich i skorych do uszkodzenia jego cennej skóry. Wskoczył na stół przygotowując się do skoku na ten pod którym kryli się uciekinierzy. Kull podfrunął ku belce powały niedaleko głowy Laure i rozzłoszczony otworzył dziób, kręcąc naokoło głową.

Tropiciel nie miał zamiaru wskakiwać w środek bitki… tym bardziej, że całe to miejsce pokryła nieprzenikniona mgła.

- O kurwa… - wysyczał w momencie, gdy rączka zacisnęła się na jego męskości. Burda już nie wisiała w powietrzu, zaczęła ogarniać salę! Wyszarpnął się z uścisku kokoty i ruszył w kierunku wejścia nim je ogarnie bójka. Opiekun córy Koryntu postanowił rościć sobie prawo do zapłaty za niewykonaną usługę. Uchwycił za ramię tropiciela nie chcąc pozwolić mu odejść.

- Gdzie leziesz… - nie zdążył dokończyć gdyż ciężkie czoło wylądowało na jego nosie. Helfdan nigdy nie był subtelny, a szczególnie wtedy, gdy nie chciał. Szybka bańka zakończyła rozmowę o wynagrodzeniu. Tropiciel nie rozmyślał o pozostawionym za plecami rajfurze – sadził do wejścia. Szybkim zwrotem uniknął stołka, przesadził jakiegoś znokautowanego człowieczka i już był przy wyjściu. Rzucił raz jeszcze okiem na zamieszanie…

- Nic do ciebie nie mam! - krzyknął elf do krasnoluda - tamten pod stołem dzbanem w ciebie miotnął a nas piwem ochlapał, dostaną za swoje! - wkładając w głos cały dar przekonywania wskazał ostrzem pod drugi stół i czekał by tamci wypełzli, mając jednocześnie oko na krasnoluda i innych. - Iulusie, tu są te łotry! - czujnie czekał na ugiętych nogach by lekko przeskoczyć na drugi mebel lub uniknąć ciosu.

W przekrwionych oczach knypka widać było gniew. Spod krzaczastych brwi ziało spojrzenie wypełnione kilkudniowym piciem i dymem wielu fajek… żądza, która nie mogła być udobruchana sodomickim stwierdzeniem „to nie ja to on”. Taki ogień ugasiłaby beczka piwa, jednak nie została ona zaproponowana. Na domiar złego zostało złamane odwieczne prawo karczemnej bijatyki – nie na ostre! Gryzienie, duszenie, pięści czy krzesła… nawet ławy jednak obnażony miecz to nie mieściło się w jego dumnym, pseudohonorowym zakutym łbie. Ktoś mający w sobie mniej alkoholu niż krwi może by się wycofał - jednak rzeczywistość była nieco inna.

- Ty kurwi synu, na mnie z mieczem?! - Wściekły ryk wypełnił sklepienia Mantikory. Krasnoludzki topór nie wróżył nic dobrego. Nic a nic. – A w rzyć ci wsadzę to żelazo… - masa owłosionego kurduplowatowego wojownika została wprawiona w ruch.

Krasnolud ruszył na elfa bez żadnych ceregieli. Skoczył byle szybciej upuścić krwi szpiczastemu lalusiowi, widząc jednak iż ten niczym karczemna przechódka wywija balety próbował ominąć z prawej stół. Elf widząc swoją szansę naprężył się wykorzystał fortel do uniknięcia konfrontacji. Przynajmniej na moment. Powietrze wypełnił świst ciężkiego topora nie znajdującego drogi do celu. Chwilę potem huk pękającego stołu pod wpływem ciosu krasnoludzkiego oręża. Przekleństwa wydobywały się z brodatej gęby, a były tak siarczyste iż wiązanka mogła spowodować porost włosów na klacie nawet u elfa… Bard miał chwilowo wolną drogę by dopaść do uciekinierów. Nie licząc rzecz jasna ogarniętej bitką karczmy.

Iulus widząc, że elf wcale zgrabnie radzi sobie z unikaniem ciosów rzucił się za pijaczkami - a raczej za znikającą we mgle nogą. Nie trudno było jednak wykoncypowac kierunek ucieczki podejrzanych toteż, odganiając się od bywalców karczmy pochwyconym naprędce stołkiem, parł do przodu.

Helfdan już szykował się by ucapić wyłaniającego się pijaczka gdy jego zmysły zostały porażone. Co prawda we mgle nie dostrzegł elfiego śpiewaka wywijającego salta z obnażonym ostrzem, ale chwilę później usłyszał trzask stołu i krasnoludzki tyradę, gdy ten bez powodzenia próbował odzyskać równowagę i topór. Nawet taki leśny ludek był w stanie wyciągnąć odpowiednie wnioski… być może obycie w tego typu lokalach dawało mu do tego prawo. Gdy Laure wyłonił się z mgły obok poszukiwanych skoczył co sił w nogach, rzucając do kapłana – Ucap jednego i chodu!
Ledwo zdążył uniknąć zbłąkanego ciosu i skoczył na zaskoczonego elfa…
Obalił nie mogącego wyjść ze zdziwienia barda szarpiąc go niemiłosiernie i wyzywając od najgorszych. Więcej w tym wszystkim było jednak szopki niż rzeczywistej agresji. Przewaga doświadczenie w karczemnej zwadzie tropiciela pozwoliło mu szybko i sprawnie unieszkodliwić barda… począł go wywlekać z karczmy. Z ciemności wypadł rozsierdzony krasnolud widząc iż jego oponent dostaje solidny łomot stanął nieco skonfundowany. W tym momencie dostał cios ławą dzierżoną przez olbrzymiego barbarzyńcy, wyrastającego na herosa karczemnej bitwy pod Mantikorą. Z jękiem wypuścił powietrze i znowu zniknął w ciemności.

Tropiciel wywalił barda na zbity pysk z karczmy. Cały czerwony na gębie nie kryjąc furii rzucił mu – Siedź tu kurwa na dupie i czekaj aż się będziesz mógł przydać!
Nie oczekiwał podziękowań za uratowanie go spod krasnoludzkiego topora. Prawdę mówiąc niczego od niego nie oczekiwał! Na powrót zaczął przedzierać się do kapłana mając nadzieję, iż ostoja sprawiedliwości uporała się z jednym z rzezimieszków.

Ten faktycznie przydeptał już bardziej pijanego kmiota, szarpał się natomiast z drugim, któremu ani się śniło spokojnie dać się złapać. Z pomocą tropiciela wyprowadzenie obydwóch zajęło jedynie chwilę.

- Sami sodomici tutaj... - mruknął cicho Aesdil nieco obrażony na potarmoszenie na nim odzienia i gwałtowną napaść. - Wszyscy interesują się moim tyłkiem... - przyczaił się przy drzwiach. Kull miał już zaatakować tropiciela gdy elf zorientował się w intencjach Helfdana i odwołał chowańca, teraz zaś gładził uspokajająco drapieżcę po piórach. Gdy obaj towarzysze wynurzyli się z karczmy prowadząc złoczyńców przyłączył się do nich w drodze do miejsca w którym można by niedoszłych uciekinierów w miarę spokojnie przesłuchać...

Informacja o zadymie Pod Mantikorą roznosiła się po kwartale. Kolejni jej uczestnicy wypadali, uciekali lub po prostu wyczołgiwali się z szynku ratując mniej lub bardziej przetrzepaną skórę. Na placu boju zostawali już tylko ci najtwardsi lub najgłupsi - ci którzy nie zdawali sobie sprawy z kosztów, jakie im przyjdzie pokryć… lub odsiedzieć! Helfdan nie miał zamiaru iść przez miasto z szarpiącymi się łajdakami. Nim jeszcze wyszli mieli dwóch cichych i spokojnych jak trusie rzezimieszków – ogłuszeni, nie stanowili problemu w transporcie ani, nie byli niczym niezwykłym przy Mantikorze…

Tak, więc niczym starzy, dobrzy przyjaciele wracali z pola walki, jedni tylko poszarpani i obici… a inni na ich barkach. W ustronnym miejscu, zaułku przerobionym w czasie jarmarku na jakieś składowisko pustych beczek przystąpili do dzieła. Obydwu przewiązał ręce rzemieniem. Krótka wymiana zdań i kapłan wybrał pierwszego do przesłuchania. Słabsze ogniwo duetu. Żarty się skończyły.

Rozcięte portki odsłoniły genitalia Roba. Woda wylana z manierki pozwoliła na przebudzenie w bardzo, ale to bardzo nieprzyjemnej rzeczywistości. Tropiciel siedział mu na klacie trzymając zimne ostrze na jajcach przesłuchiwanego.

- Dobra robaczku, nie chciałeś gadać z moimi znajomkami to pogadasz ze mną. Powiedział bardzo spokojnie ledwo otwierając usta. Zwężone oczy sprawiały wrażenie, iż chętnie posunąłby się kilka kroków dalej… nozdrza drgały jak u drapieżnika węszącego za ofiarą. – Zapytam raz. Jeżeli Kapłan stwierdzi, że łżesz odetnę ci jajca i będę patrzył jak się wykrwawiasz. Mi do niczego nie jesteś potrzebny mam drugiego do zabawy. Którego sprawię lepiej niż wieprzka na wesele. Powiększające się oczy Roba świadczyły, iż bardzo serio traktuje tego dzikusa siedzącego na nim.

Ostrze kukri przesunęło się po udzie zostawiając krwawy ślad. Syk bólu wydobył się z zakneblowanej gęby. Szarpnięcie przesłuchiwanego nie przyniosło żadnego efektu. Tropiciel popatrzył na ostrze jakby niezadowolony z jego ostrości. – Cóż, na jajca wystarczy… może trochę poszarpie!

- Zatem, chcę usłyszeć historyjkę o drowach i o waszym udziale w tej historyjce. Stwierdził wyciągając knebel. Na zimnym szerokim ostrzu kukri spoczęły pomarszczone jajca ich los był w teraz w prawdomówności właściciela.
 
baltazar jest offline