Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2010, 21:11   #27
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Jarmark tętnił życiem. Wszystko przepływało niczym wielka rzeka – pieniądze, informacje, wino i wszelkiego rodzaju płyny ustrojowe. Rzecz jasna i dzielny jak mało kto w Althgar tropiciel też miał w tym swój udział. Dysputy drowach, niewinnych bardkach i innych dyrdymałach dość długo musiał wypłukiwać z łepetyny. Czwarty dzień dał się mu oczywiście we znaki. Dysputy na temat podążania drogą prawości i unikaniu występku, szkodliwości czynów a właściwie jej braku w Esper czy bajki o moralnym obowiązku ratowania Królestwa. Nędza, lecz to by tradycyjnie uleciało mu z głowy jak przepicie poprzedniego dnia… niestety uniesienie elfa dotyczące tej pipki z gwiazdką na buźce już nie. Jakoś mu te wielkie słowa nigdy nie pasowały – pieśni, podchody, trzymanie się za rączki i inne takie gołąbki… a przecież zawsze chodziło o jedno. Porządne dupczonko i żal mu było tych wszystkich którzy twierdzili inaczej.

Miał już nietęgo w czubie i prawie zapomniał o swoich uduchowionych towarzyszach. Przechodził właśnie koło jakiegoś obwoźnego szynku gdy zobaczył pachołków miejskich prowadzących jego znajomego smyka doliniarza.

- Chuj by to strzelił. Wysyczał przez zaciśnięte zęby i ruszył w ich stronę.

Było widać po facjatach, że nie będzie mieć przyjemności konwersowania z mało rozgarniętymi stróżami porządku na jarmarku. On zresztą też już nie był w stanie wznieść się na wyżyny erudycji jaką prezentował w rozmowie z bardem i kapłanem… morze alkoholu szumiało mu w głowie. Wpadł na tego niższego, który prowadził chłopaka wylewając jednocześnie zawartość kufla na jego nową tunikę.

- O przeprassssszzam baaardzo, zaczął wycierając resztki chmielowego trunku na tyle nieudolnie, że strażnik wypuścił z ręki swoją zdobycz. Mały niczym pochwycony zwierz widzący swoją ostatnią szansę wystrzelił jak z procy niknąca w tłumie.

- Ty pijany skurwielu! Wydarł się na niego oblany. Helfdan widział jak składa jeszcze usta do kolejnych wyzwisk jednak nie widział pałki drugiego lądującej na jego potylicy. Nie widział też jak waleczni stróże prawa wyładowali na nim swoje frustracje. A to z tego powodu, że te sucze syny go ogłuszyły.

Przebudzenie nie należało do najprzyjemniejszych. Prawdę powiedziawszy było dość chujowe. Skopany, zarzygany i w dodatku leżący na zapchlonym sienniku nie wiadomo gdzie. Oczywiście mógł się obudzić w zgniłej, obszczanej słomie miejskiego loszku ale jak każdy niewdzięcznik nie doceniał swojego położenia. Odnalazł jakieś naczynie z wodą i łapczywie pił tylko od czasu posykując na obolałe żebra. Podtykał się jak należało po tym gdy się nie pamiętało się zakończenia dnia. Głowa straszliwie łomotała, dodatkowo włosy przyozdobione były krwawym skrzepem. Żebra nosiły ślady ciężkich butów sprawiedliwości… szczęście ryja mu solidnie nie obili.

- Te ojciec cały żeś jest to se kuśki nie musita sprawdzać czy na miejscu została. Wyskrzeczał jakiś piskliwy głosik należący do nieznanego mu smarkacza.

„Kto to wszystko płodzi?” przeszło mu przez głowę egzystencjalne pytanie. Nie musiał długo czekać na odpowiedź. Dawno niesłyszany głos w jego głowie ujawnił się w chwili słabości „tacy chutliwi wojacy jak ty, nie popisałeś się” a głowę wypełnił szyderczy śmiech. „Zawrzyj pysk!” Z zewnątrz docierały do niego tylko strzępki wywodu malca.

- … jak Wąskiemu pomogłeś… kazał… do siebie… cały… Patrzył na niego nie mogą zrozumieć co ten do niego gada do czasu aż nie wychwycił z katatonii dźwięków żeńskiej nuty.

- Zostaw nas samych Reda, jak obiecałam zajmę się nim.

Potem zmaterializowała się przed nim sylwetka właścicielki. Zaprowadziła go na piętro jakiegoś domu do dużo bardziej schludnej izdebki. Honor wymagał zwalczyć wszelkie słabości. Po raz kolejny przetarł zwilżoną dłonią kark i niczym wąż zaczął hipnotyzować swoją ofiarę.

- Yyyyyy, nooooo to gdzie ja jestem? A jego wzrok wbijał się w kuszący krągłościami dekolt.

- Mile od miejsca gdzie chciałbyś być. Ukąsiła. – Podobno pomogłeś Wąskiemu. Obiecałam mu, że sprawdzę czy nic ci nie jest. Bezceremonialnie przystąpiła do oględzin. Najpierw zajęła się głową potem przyjrzała się nagiemu torsowi (no właściwie żebrom, ale też nagim).


Helfdanowi nie umknęło iż na dłużej utkwiła wzrok w pierścieniu zawieszonym na jego szyi. Dotyk kobiety nie był obcy temu mężczyźnie mimo wszystko tropiciel przyjemnie zapamiętywał jej dłoń na skórze. Pomimo tego że delikatność w stosunku do pacjenta nie była jej drugim imieniem.

- Nic ci nie będzie. Zakończyła oschle, jednak po chwili dodała. – Pokaż mi swoja dłoń. Uważnie się jej przyglądała podążając palcami po bruzdach w niej wyrytych. Helfdan może by i zauważył zdziwienie jakie malowało jej się na twarzy jednak to nie jej twarz go teraz interesowała.

- Kroczysz już ścieżką swego przeznaczenia. Losy wielu spoczywają na twych barkach… zaczęła mówić z przejęciem.

- Może porozmawiamy o tym gdzie zaraz spoczną me dłonie. Wyszeptał chwytając jej talię. Doskonale wiedział, że przeznaczeniem tych kształtnych piersi jest dostarczenie mu przyjemności.
Dostał w pysk aż głuche plaśnięcie odbiło się od ścian pokoju. Jednak Helfdan nie był lepiony z tej gliny, którą można by jednym policzkiem formować. Przyciągnął ją do siebie i przywarł ustami do jej ust. Pocałunek trwał do czasu aż go jędza nie użarła w wargę i odepchnęła. Czyli dość krótko, jednak na tyle długo by w nich zasmakować.

Podniósł się z ziemi i sięgnął do zasobnika. Wyciągnął z niego małą fiolkę i wypił jej zawartość. Czuł jak przyjemny dreszcz przeszywa jego ciało, ból ustępował a siniaki się goiły. Patrzyła stojąc naprzeciw niego wściekłym wzrokiem. Drugi raz wylądował na jego policzku.

- Wybacz, możliwość zakosztowania twojego dotyku była zbyt kusząca. Wyznał rozbrajająco szczerze. Nim kolejny raz jej dłoń wylądowała na owłosionej gębie złapał ją i przyciągnął bardzo blisko siebie. Już go nie biła… nie licząc zadrapań, ukąszeń i tego typu śladów jakie po sobie pozostawiła.


Lokum było dość wygodne i wielobarwne. Jedwabne chusty wypełniały przestrzeń równie gęsto co pachnidła powietrze. Mimo wszystko Tropiciel najlepiej zaznajomił się z najbliższa okolicą wielkiego łoża z baldachimem. Miękko wyścielonego jakimiś nieznanymi mu materiałami. Nie wyganiała go a on nie miał ochoty odchodzić. Może nie był gentelmanem jednak nie pytał o te wszystkie mikstury które się co rusz gdzieś objawiały. Nie pytał gdzie znikała i jakie interesy do niej mieli ci wszyscy ludzie… nawet nie pytał o tego półorka strzegącego jej drzwi dzień i noc. Po prostu go to nie interesowało. Była dorosła i miała swoje sprawy, sprawy które nie powinny go interesować. Może i był nieokrzesanym człowiekiem lasu jak niektórzy chcieli go postrzegać jednak tak się w jego życiu złożyło, iż umiał zadowolić kobietę… bardzo różne potrzeby niewiast. Niewybaczalnym grzechem byłoby niedocenienie tej potrafiącej zaspokoić jego oczekiwania. Obchodząc zostawił Meyai mały podarek… stary złoty wisior, którego nie zdążył jeszcze spieniężyć. Wprawdzie jakiś sędziwy lichwiarz oferował mu za niego pięćdziesiąt sztuk złota jednak czasem jak się chce poobcować z prawdziwą kobietą nie wystarczy garść monet… Wprawdzie mógłby za to nie wychodzić z niezgorszego zamtuza przez parę miesięcy to jednak niespecjalnie się przejął jego stratom. Helfdan czuł, że właśnie powinien to zostawić tej ciemnookiej dziewczynie. I tak właśnie zrobił.

Kolejnego wspólnego wieczora Meyaia leżała w łożu, gładząc potężne ramiona Helfdana i bawiąc się jego dłońmi. W świetle świec jej skóra lśniła jak polerowany bursztyn. Na jej twarzy gościł jednak wyraz zafrasowania, nieprzystojny takiej sytuacji. Wreszcie rzekła: Nie chcesz ty mnie pewnie słuchać, lecz rzeknę ci i tak. Matka od małego mnie przyszłość z ręki czytać uczyła, a twoje dłonie jak mapa twego życia są - grzech nie wykorzystać. Nie tak! - pisnęła, gdy począł ją znowu obłapiać i zdzieliła mocno w łeb. - Słuchajże mnie, pochutny baranie, bo trzeci raz próbować nie będę! - wzięła znów jego dłonie w swoje i zaczęła wodzić palcami po liniach. Tropiciela przeszedł przyjemny dreszcz, nie mający nic wspólnego z wróżbami. - Że twój los związany z Królestwem i wiele przygód cię czeka, to wiesz pewno, to ci o bohaterowaniu mówić nie będę. Jeno strasznym jest, że ścieżkami umarłych podążasz i zamykać będziesz niedokończone sprawy, a ostatnią z nich będzie sprawa twego dziedzictwa. Czeka cię długie życie... nie słuchasz mnie - łypnęła okiem.


Mówiłem ci, nie pozwól babie gadać… jak nie wiesz jak jej zatkać usta to ci coś podpowiem” znajomy głos przemówił. Starając się wypchać myśli z głowy półelfa krążące wokół tego co mówiła dziewczyna. Królestwo, długie życie, bohaterowanie sranie w banie…

- że niby moje dzieciństwo nie jest zakończone i chcesz ze mnie zrobić mężczyznę? Miał dodać, że trochę na to już za późno ale ta obdarzyła go takim spojrzeniem, iż zamilkł. Coraz więcej o niej mógł powiedzieć. Była wyśmienitą kochanką, znała się na wróżbach i ważeniu mikstur… i była niebezpieczną kobietą. Usiadł na łóżku i sięgnął po puchar z winem.

- Zatem co mi chcesz powiedzieć?

- A czego nie wyśmiejesz? - kobieta wzruszyła ramionami i usiadła również. - Bym sobie tobą głowy nie zawracała, gdyby nie to, że los twój z Królestwem związany - a ja nie chcę w kraju mieszkać, co na zatracenie pójdzie. Lubie swoją chałupę i robotę, więc ci pomogę, żebyś jak dziecko we mgle nie błądził. To, na początek - majdnęła łańcuszkiem z pierścieniem - Nie znam ci ja się na heraldyce, ale widać od razu, że elfów tutejszych to robota, któregoś z domów pewnikiem znak. Jak żeś ukradł to nie pokazuj lepiej, bo ci łapy obetną. Za tym znakiem śmierć idzie, ale... - przyjrzała się jego dłoni - ...nie w sensie, że ktoś cię za niego ukatrupi. Dziewczyna z gwiazdą cię do księżyca doprowadzi... a spotkasz ją gdy potworom zaradzisz, co się w świetle księżyca jeno objawiają... - zaczęła mamrotać, najwyraźniej wpadając w jakiś trans czy diabli wiedzą co. - Czarna śmierć przecina ci drogę, choć ona tylko narzędziem w rękach możnych, co starą mocą chcą władać. A ty w tym wszystkim jako jeden z mieczy jeno, lecz jeśli pójdziesz ścieżką przeznaczenia, to sławę zyskasz i los wielu odmienisz - a swój najsamprzód.

Nic nie odpowiedział. Bo cóż można powiedzieć na babskie gadanie. Tym bardziej jeżeli jest ono nawiedzone. Milcząco przytaknął i jął się za chrupanie soczystego jabłka. Dzięki bogom szybko przepomniał o wróżbie i teraz pożądanie w nim wzbierało. Cóż miał zrobię... droga go wołała, a jakoś nigdy nie był przekonany do czynienia sodomii. Tedy musiał na zapas pochędożyć.


Helfdan odnalazł to czego szukał na jarmarku. Świat nawet nie zauważył, że przepadł na dwa dni.

***

Szóstego dnia po południu Helfdan poczuł, jak ktoś go ciągnie za rękaw. Spocony i umorusany złodziejaszek stał obok niego z rumieńcami na policzkach, a gdy ściągnął na siebie uwagę tropiciela oznajmił: Znalazłem ją! - po czym wyciągnął dłoń po nagrodę, wyraźnie dając do zrozumienia, że bez monet nic dalej nie powie. Tropiciel dał mu chwilę na zważenie mieszka i weryfikację jakości kruszcu.

- Dziś całe popołudnie siedziała se na arenie i gadała se z ludzmi, co ją znali chyba. Była se z nią elfka ślicna, co se poszła sybko, ale resta została. I zem się podkladł i podsłuchał, to wiem co gadali. Był z nią Gelald, paladyn Tolma, bohatyr jakowyś, z niziołem i kapłanką; była Lidia półelfka i giermek od Helmitów Lusus; poza tym dwie dziewczyny Maeve i Tua i Kalel, chłopak co jak blond dziewka wyglądał. Psyjechali od strony wsi jakiejś nad rzeką, po psygodach wielu i się na północ, do domu Ludej Wiedzmy wybielali - w głosie dzieciaka czuć było podziw i zazdrość. - A psygody taaakie mieli... I potwola i dlowy i zamek i w ogóle. A tera bedą jechać i jechać, bo to daleko jest, ale mape dostali od tego paladyna stalego. I ta twoja baldka z nimi jechać ma tez. Se wuja swojego elfiego psyplowadzila i on jej jechać zezwolil. I sok i kalmelki mieli... - oblizał się tęsknie. – i se jesce psepomnialem ze z jakim pierścieniem mają wracac…

Uszczegółowił te informacje na ile mógł bo nie znającemu geografii i historii tych ziem słowa Wąskiego niewiele mówiły. Zaniósł radosną nowinę kapłanowi opowiadając mu wszystko porządnym posiłku a następnie udał się na swój siennik i zasnął snem sprawiedliwych. Czy jakoś tak. W każdym bądź razie niemiłosiernie chrapał.

Obudziło go walenie do drzwi. Jeden gówniarz z bandy Wąskiego.

- Pani powiedziała, że to dla ciebie. Jakie mazidło coby kuśka nie uschła. Mówiła, że ją wsadzacie byle gdzie to, że się to wam przyda… Bezczelnie wyszczerzył niekompletne uzębienie.

Helfdan skinął głową. Wiedział jak uciążliwe mogą być różnego rodzaju wysypki czy swędzenia jajec więc nie oponował. Odebrał też leczniczy eliksir, który zamówił.
 
baltazar jest offline