Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-04-2010, 22:44   #252
Epimeteus
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Pomimo buzującego w krwi alkoholu i nieopadającego oszołomienia Eleną w głowie Kalela niczym niegojąca się rana pulsowała myśl o związanych niczym baleron przyjaciołach. "Co robić? Jak wyrwać ich z tej opresji?". Szczególnie chodziło o "je", gdyż Lususa jakoś omijały pożądliwe oczy i dłonie zbójów. "Muszę... muszę sprawdzić co u nich.." niepewnie podniósł się i spróbował ruszyć w kierunku drzewa, niestety po dwóch krokach zachwiał się i ledwie uniknął upadku przyklękając na kolano i podpierając się o ziemię lewą dłonią. - Kalel, gdzie się wybierasz? Ta noc należy do mnie - wrzasnęła za nim Elena. Po chwili poczuł jak na jego plecy zwala się jakiś ciężar, pod którym zapadł się i zarył nosem w ziemię. - O żesz ty... - jęknął bez efektu próbując się wyturlać spod siedzącej na nim okrakiem zbójniczki. - Mój tyś, mój! Koniku jeden! - zawołała ściskając go kolanami i podskakując tak jakby faktycznie był wierzchowcem, z każdym kolejnym skokiem wybijając z jego płuc resztki powietrza.

Od niechybnej śmierci Kalela uratowała Sorg. Gdy już jego głowę nawiedziła myśl że przyjdzie mu wyzionąć ducha pomiędzy udami Eleny, bardka rozpoczęła chaos, który błyskawicznie odesłał w zapomnienie wszystko co działo się do tej pory. Cisze nocną przeszyły rozdzierające okrzyki bólu. Okazało się, że więźniowie nie byli tak bezbronni i bezradni jak mogłoby się wydawać. Łotrzyk i rozbójniczka zerwali się na równe nogi, niemalże natychmiast trzeźwiejąc.

Sorg nie zastanawiała się już ani chwili, wzięła zamach nogą i kopnęła między nogi najbliższego zbója gramolącego się z ziemi, upuściła lutnię i wcisnęła dłoń w kieszeń spodni. Zacisnęła palce na płatkach róż i wyciągając drugą dłoń przed siebie zaczęła recytować...

Już na niebie księżyc w pełni,
sen przyjemny Ci zapewni.
Gdy ułożysz się wygodnie,
sen nadejdzie niewymownie.
Ułóż członki swe zmęczone,
niech nie ciążą Ci już one.
Głowa strasznie Ci się kiwa,
snu wygląda niecierpliwa.
Oczki się już zamykają,
spokojnego snu szukają.
Więc już słów nie trzeba wielu
Zaśnij sobie... przyjacielu.


Widziała jak Maeve i Tua poraziły swoich napastników magicznym pociskiem i skierowała swoje zaklęcie w kierunku ostatniego najbardziej trzeźwego strażnika i znajdujących się niedaleko niego gramolących się pijaków.
Strażnik zatoczył się lekko potrząsając głową, jednak nadal stał prosto - najwyraźniej przerażenie w jakie wprawił go magiczny atak na towarzyszy zapobiegło efektom czaru. Jednak podpici rozbójnicy zwalili się jak jeden mąż na ziemię, pochrapując cicho. Elena z niedowierzaniem popatrzyła na swoją śpiącą i ranną brać. Tymczasem tropicielka skończyła rozcinać więzy. Lusus rzucił się szczupakiem w stronę swojego, leżącego na kupie łupów, miecza, po czym chwycił go mocno rozglądając się za kolejnymi przeciwnikami, którzy mogli w każdej chwili wytchnąć z krzaków lub namiotów.

Bardka rozejrzała się wokół przez jej głowę przelatywały kolejne myśli... "Teraz my jesteśmy w większości, została już tylko Elena, jej ukochany Kalel i ten durny strażnik, którego nie udało mi się uśpić. Lusus chyba jednak bez problemu sobie z nim poradzi..." Odwróciła wzrok od stojącego z mieczem paladyna i zerknęła w kierunku Kalela i jego ukochanej. Pochyliła się i wyciągnęła swój nóż, aby nie czuć się już tak bezbronnie. Trzymając nóż w dłoni schyliła się po swój instrument, podniosła go i powoli zaczęła przesuwać ku reszcie wspóltowarzyszy uważnie przyglądając się chłopakowi i znajdującej się obok niego dziewoi.

Wszystko działo się tak szybko. Minęło zaledwie parę chwil od pierwszego okrzyku i już wydawało się że więźniowie opanowali sytuację. Zbóje, którzy przed chwilą pełni złych zamiarów zabierali się za dziewczyny leżeli w kałużach swojej krwi, bądź słodko chrapali po ataku Sorg. Polana zdawała się opustoszała i cicha. Była to jednak cisza przed burzą.
- Do broni, każden jako żyw zabić ich! - Bardziej zawyła niż wykrzyczała Elena głosem tak potężnym, że stojącym obok Kalelem aż zachwiało. Pijani wokół ognia spali słodko, jednak z pomiędzy drzew dobiegły podejrzane szelesty i wytoczyło się dwóch drabów podciągając spodnie, z szałasów kolejnych dwóch w ogóle bez nich, za to wszyscy z bronią w ręku. W półmroku ciężko było dostrzec, czy stanowili oni komplet zbójeckiej bandy, czy gdzieś czaili się kolejni. Kalel miał jednak świeżo w głowie walkę pod domem Wiedźmy - tam złodziei też było czterech, a przyjaciele omal nie zginęli. "Co oni zrobili? Teraz to już na pewno koniec" - ta myśl sprawiła, alkohol uleciał ostatecznie z głowy chłopaka, odsłaniając nagą prawdę. Jeśli nic nie zrobi, to wszyscy zginą a on, żeby temu zapobiec mógł zrobić tylko jedno. Błyskawicznym ruchem sięgną do pasa Eleny i wyciągnął jej sztylet, po czym chwycił zbójniczke i przykładając jej ostrze do gardła krzyknął: Zostawcie ich, bo urżnę jej łeb!

Bandyci zatrzymali się zaskoczeni i opuścili broń, lecz najbardziej zaskoczona była - rzecz jasna - Elena. Odruchowo znieruchomiała z nożem przy szyi i wysyczała do Kalela: Zdrojca! Z nożem do swoich? Żeś w rok zapomnioł jak całe życie żeśmy rozem byli?

Sorg starała się nadążyć za wydarzeniami, sytuacja zmieniała się z minuty na minutę. Dopiero co byli górą, mięli przewagę nad zbójami, a już po chwili wrzask Elen obudził chyba "umarłych". Z krzaków zaczęli wyskalować jej kamraci, bez portek ale jednak uzbrojeni. " Ilu ich jest? Damy radę? Tym razem nie jesteśmy bezbronni", starała się dojrzeć jak liczną odsiecz zwołała swoimi wrzaskami przywódczyni bandy. Jednak to co za chwilę się stało przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Kiedy Kalel wyciągnął nóż i zaczął szantażował opryszków bardka z wrażenia otworzyła usta. "Pokićkało mu się? Pijany i nie wie co robi? Nie... chyba jednak nie...", pomyślała z nadzieją zerkając na chłopaka. Kiedy Elen zaczeła wyzywać go od zdrajców na twarzy półelfki wykwitł uśmiech. "Jednak jest z nami, stara się tak jak my wykaraskać razem z opresji. Jesteśmy dla niego ważniejsi niż byli kamraci." Nie zastanawiając się długo krzyknęła w kierunku chłopaka...
- Zdrajca nie zdrajca, ale przyjaciół w biedzie nie zostawia... i dodała lekko się wahając - ... teraz my jesteśmy dla niego swoi.

Podeszła do drzewa i schyliła się po sznury, które jeszcze parę minut wcześniej ich krępowały i wraz z roztrzęsioną jeszcze Lidią zajęła się wiązaniem rozbrojonych bandytów. "Teraz oni są związani jak zwierzęta prowadzone na rzeź, tylko my przynajmniej portki mieliśmy na miejscu", pomyślała lekko złośliwie. Zerknęła na Lususa, który tnąc powrozy wiązał pozostałych bandziorów - zarówno trzeźwych jak i śpiących. Sytuacja wydawała się opanowana, Kalel trzymający nóż na gardle hersztki dawał im przewagę, mogli w spokoju zabrać swoje rzeczy, jak również rozejrzeć się czy nie wziąć sobie czegoś z obozu zbójów, co mogło by im się przydać w dalszej wędrówce. Najpierw jednak związali i szarpiącą się dziewoję, a Kalel wcisnął jej szmatę w usta, aby nie mogła już się wydzierać.

Mimo, iż przed chwilą była przerażona ilością bandytów wychylających się z pobliskich krzaków i szałasów, to teraz Tua szeroko się uśmiechnęła. Potwierdziły się jej przypuszczenia, Kalel jednak ich nie zawiódł. Nieco uspokojona tą nagłą zamianą ról podeszła do stosu skradzionego im ekwipunku i wzięła swoje sztylety. Lepiej mieć je przy sobie w razie problemów. Pomogła przyjaciołom w związywaniu bandytów i przypomniała o ich przeszukaniu i zabraniu broni przed związaniem. Nawet pomogła Lidii przy opatrzeniu rannych, ale nie siliła się na delikatność. Nie zbliżyła się też do mężczyzny, który chciał ją zgwałcić.

Potem Lusus z obnażonym mieczem przeszukał namioty i szałasy, wyciągając z nich jeszcze kilku nietrzeźwych mężczyzn oraz pięć dziewczyn, które okazały się bardziej przytomne od kamratów - i dużo bardziej wystraszone. Ciężarna pochlipywała cicho, pocieszana przez lustrzanie podobną do niej dziewoję.

Widząc jak Lusus wyprowadza resztki bandy na plac przed ogniskiem i wiąże ich tak jak pozostałych, bardka nie namyślała się długo i ruszyła w stronę namiotów. "Pewnie tam trzymają łupy jakie zdobyli na innych biedakach. Może coś nam się przyda na dalszą podróż. Może jest tam coś wartościowego co my docenimy, a dla nich nie ma to żadnej wartości." Zerknęła na Kalela i już miała go poprosić by jej towarzyszył, jednak słowa jakoś nie chciały jej przejść przez usta. Odwróciła się więc po cichu i podążyła w wybranym kierunku sama.

Rozbrojenie dwudziestki chłopa poszło sprawnie, acz zbóje nie mieli przy sobie nic wartościowego. Sztylety, noże myśliwskie, zardzewiałe miecze i topory, marnej jakości zbroje, trochę srebra i miedziaków w mieszkach. W namiotach i szałasach Sorg znalazła zaś cały majątek zbójców - który był równie ubogi jak jego "właściciele", ale wskazywało również, że mieli zamiar zadomowić się tu na dłużej. Zapewne wyposażenie drużyny było warte więcej niż cała zawartość polany.
Lidia i Tua opatrzyły gwałcicieli, którzy teraz jęczeli w powrozach wraz z resztą. Stety lub niestety dźgnięty przez tropicielkę Wojto był już martwy - cios okazał się nazbyt celny. Elena syczała wściekle przez knebel, przyglądając się drużynie śmiało poczynającej sobie w ich zbójeckim gawrze.
Lusus zaś z ponurą satysfakcją przyjrzał się dwudziestu sześciu jeńcom, po czym zaczął się głośno zastanawiać jak przetransportować ich do Twierdzy na sąd.

Tua, słysząc słowa paladyna ze zdumienia szeroko otworzyła oczy. Podeszła do Lususa i powiedziała:
- Chyba powinniśmy się naradzić, ale może tak, by ci tu - wskazała głową na związanych - nie słyszeli. - Dziewczyna nie chciała, by bandyci wiedzieli o ich planach. Może, gdy będą już wolni to zapałają chęcią zemsty, a w takim przypadku lepiej żeby nie wiedzieli gdzie udaje się drużyna.
Czarodziejka dała znak wszystkim przyjaciołom by szli za nią i odeszła na skraj polany, tak by rozmawiając mieli na oku bandytów, ale też by ci nie mogli ich usłyszeć. Gdy już wszyscy się zgromadzili, Tua zaczęło cicho próbę wyperswadowania giermkowi tego idiotycznego, jak mniemała, pomysłu.
- Lususie, jak ty to sobie wyobrażasz? Chcesz żebyśmy w szóstkę eskortowali taką bandę?! Nie sądzę byśmy dali radę. Tu są ranni, a za niedługo będzie i jeszcze i maleńkie dziecko. Dla zdrowia tej kobiety to lepiej żeby została tu, w lesie, niż ciągać ją w taką podróż. A i my na zwłokę zbyt długą raczej nie możemy sobie pozwolić. Nie wiem jak reszta, ale ja jestem przeciwna twojemu pomysłowi. Zostawmy ich tu, a twojemu dowództwu dasz znać, że tu tacy grasują.

Sorg zerknęła na czarodziejkę i pokiwała głową ze zrozumieniem i poparciem.
- Jak to sobie wyobrażasz? Będziemy ich transportować - ile czasu? Miesiąc czy dłużej? Przecież oni nie mają koni, będą szli na piechotę. Całkowicie popieram Tuę. Powinniśmy wziąć jednego z nich aby nam pokazał drogę, gdyż nawet nie wiemy gdzie się znajdujemy i w jakim kierunku powinniśmy zmierzać. Potem możemy go wypuścić, żeby wróci i uwolnił resztę. Jak zabierzemy im broń to nie będą mięli jak napadać podróżnych. Uważam tak jak Tua, że transportowanie ich przez naszą szóstkę jest bezsensu. Nie mamy tyle pożywienia, nie mamy jak ich ze sobą zabrać. Sam pomyśl logicznie... - ostatnie zdanie skierowała już bezpośrednio do Lususa.

Maeve zgadzała się z dziewczętami. Pokręciła przecząco głową. - Wybacz, że to powiem, ale do reszty ci odbiło? Mamy transportować ludzi, którzy chcieli nas skrzywdzić, a którzy zapewne potrafiliby się wywinąć z najlepiej zawiązanych więzów? Na-ah, po moim trupie. Nie wspominając oczywiście o ilości tych ludzi. Popieram pomysł Sorg. Brzmi rozsądnie.

Kalel był w szoku. Właściwie w wielu szokach. Raz, że pierwszy raz. Dwa, że po pierwszym razie zaraz zdradził swój pierwszy raz. Trzy, że tyle wypił i wciąż mógł stać jeszcze na nogach. Po prostu czuł się podle. Wiedział że nie miał wyboru, że taki obrót sytuacji wymagał właśnie takiego a nie innego uczynku, lecz nie zmieniało to faktu że straszliwie zawiódł Elenę. Przełknął nerwowo ślinę na myśl o niej. "Ona mi tego nie daruje, mogę być pewny, że do końca życia skorzysta z każdej okazji aby mi za to odpłacić" - te słowa pulsowały w jego głowie wielkimi, ociekającymi krwią literami, poparte wieloletnią znajomością ze zbójczynią i jej charakterem. Mimo to nie mógł się przekonać do mysli o spętaniu jej i oddaniu pod sąd.
- Nie musielibyśmy ich wszystkich ciągnąć ze sobą. Jestem pewien, że bez Eleny nie poradzą sobie i szybko się rozpadną. Moglibyśmy zabrać tylko ją ze sobą. - mówił to cicho, wciąż niepewny tego co sobie myślą o nim. - Jednak uważam, że to byłoby bez sensu. Ona groźna jest. Musielibyśmy jej pilnować jak oka w głowie, a to bardzo by nas opóźniało. Myślę że najrozsądniej jest wziąć ją z nami do jakiejś ważnej drogi, gdzie jej zbóje by się nie odważyli nas dopaść. Tam ją zostawimy. Co wy na to?
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline