Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2010, 00:24   #28
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Srebrny Jarmark - dzień piąty i szósty...

Aesdil wstał późno, trochę niezwyczajnie jak na niego - nawet to że zwykle nie najwcześniej zasypia nie ma większego wpływu na jego zwyczaj wczesnego podrywania się z łoża. Plan który obmyślił wczorajszego dnia a dotyczący uwolnienia pseudosmoków wydawał mu się być najlepszy, dlatego nie chciał tracić już czasu.
- Warto wcześniej zorientować się jak dostępność zwojów się przedstawia...
- mruknął, podejmując decyzję o przeprowadzeniu "akcji" siódmej nocy Srebrnego Jarmarku. Toalety zażył, zęby wykałaczkami sumiennie oczyścił, wdział na się ubiór podróżny. Zawahał się, odłożył miecz i łuk, jeden sztylet ukrył w bucie, drugi pozostawił przy pasie. Zastanowił się i w skupieniu rozpoczął kształtowanie zaklęcia...

- Egomet arcessere atque praesum dissimulo parvus, IAM! - zadeklamował śpiewnie i przejrzał się w lustrze, dostrzegając delikatne, subtelne zmiany w wyglądzie - ciemniejsze włosy i jaśniejszą cerę, mniejsze uszy, bardziej "ludzki" obrys twarzy. Również wzrostem i wagą upodobnił się bardziej do półelfa... Obejrzał się dokładnie, sprawdził czy nie zapomniał o jakimś szczególne, głos na próbę obniżył. Zadowolony, założył lekki kapelusz i wysunął się z karczmy.

Ruszył by odnaleźć odpowiedni sklep, na razie nie spiesząc się do zakupów, szukając raczej dyskretnego sprzedawcy. Oferowany asortyment, co zadziwiające, był rzeczywiście duży, wolał jednak nie afiszować się z kupnem dość specyficznych zaklęć, w toku przechadzki zwracał więc baczną uwagę na otoczenie, pilnie przepatrując szyldy i napisy, pilnowany przez Kulla zataczającego na niebie leniwe koła. Nękała go myśl że, gdyby cała akcja doszła do skutku, zbyt łatwo byłoby go rozpoznać. Wizyta w jednej z karczem w lepszej dzielnicy, gdzie zbierali się skrybowie i sprzedawcy, przekonała go jednak że o ile unikać będzie rozgłosu i miejscowych sklepów, a zaopatrzy się raczej u przyjezdnych, niewielkie miałby ktokolwiek na to szanse... Jak więc postanowił tak też zrobił - pilnując się by zbyt wysokim i melodyjny głosem nie przyciągnąć uwagi i pod osłoną kolejnego czaru zakupił odpowiednie zwoje, uprzednio starannie je oglądając i upewniając się co do zawartości. Nie poszedł za radą jednego z bywalców karczmy by szukać sklepiku imć Vespasiana, najpewniej mającego liczne konszachty z półświatkiem, bowiem jakość oferowanych towarów mogłaby nieco ... nie spełnić jego oczekiwań, zaś ostrzeganie i kłucie złodziejskiej gildii w oczy nielicencjonowaną działalnością było ostatnim czego sobie mógł życzyć...

Zadowolony z zakupów pokluczył uliczkami, w jakimś dyskretnym miejscu przerwał działanie zaklęcia i pomaszerował by "zobaczyć się" ze smokami. Tam przekazał im radosną nowinę o zakupie zwojów i wyłuszczył swój plan.
"Peorrhu, za dwa dni w nocy, gdy odbywać się będzie pokaz magicznych sztuczek, spróbuję Was uwolnić. Oto co uczynię: ukryty pod płaszczem niewidzialności rzucę na klatkę zaklęcie które oczom istot naokoło będzie ukazywało Wasz obraz, siedzących nieruchomo w klatce, gdy tymczasem następnym zaklęciem otworzę drzwiczki. Potem zaś wyciągnę Was kolejno i błagam, nie zrywajcie się przedwcześnie do lotu, bowiem w ciasnocie klatki osiągniecie jedynie tyle że obijecie się o siebie i żaden z Was nie wyfrunie. Ja natomiast po kolei wyjmę Was i, kto wie, może na tyle długo uda się zachować tajemnicę by chyłkiem zemknąć w uliczkę i stamtąd dopiero odfrunąć, może nawet starczy czasu by Was napoić i nakarmić czymś. Jeśli zaś nie - odlecicie od razu. Ja sam, hmmm, spróbuję później odebrać łowcy pieniądze które uzyskał za sprzedaż Waszych braci..." -
tu elf przerwał, czekając komentarza - "część oddałbym na szczytny cel, w ręce kapłanów, lub jak sami uważacie - nie wiem czy odnalazłbym Waszych braci" - dokończył pospiesznie.

~ Złoto nam na nic, rób z nim co chcesz - na pohybel temu łotrowi, byle mu się gorzej wiodło ~
zawarczał Peorrh.
~Byś wypuścił wszystkie istoty to nie dość, żeby zbiedniał, to jeszcze by mu zabronili handlu może...~
rozmarzył się inny smok.

Elfowi na takie dictum ramiona opadły...

"Nie wymagajcie ode mnie zbyt wiele - raz że wydałem całe złoto które miałem do dyspozycji żeby przygotować Waszą ucieczkę, dwa - gdyby któreś stworzenia zaczęły szaleć po nocy, mogłyby wyrządzić mieszkańcom miasta krzywdę, a tego nie chcę..." - ostrzegł pseudosmoki. - "Proszę Was również, jeśli uda mi się Was wypuścić, byście nie figlowały i nie próbowały napsuć tu nikomu krwi, lecz oddaliły się stąd spokojnie..."

"Muszę pamiętać o tym by mieć przygotowane światło, żeby w ciemności za literkami nie ślepić..."
- sam do siebie "szepnął" elf, nawet nie zauważając że coraz sprawniej posługuje się tą formą komunikacji...

***

Z racji tego że bard niemalże zupełnie pozbył się gotowizny, przyszedł mu do głowy pewien plan - by połączyć przyjemne z pożytecznym, przedpołudnie piątego dnia poświęcił również na odnalezienie pięknej panny Leforgue, o której z takim entuzjazmem wypowiadał się imć Thunderdragon...

Miejsca pobytu pięknego obiektu westchnień kostropatego paladyna Złocisty nie musiał szukać długo - panna Isabelle, dziedziczka fortuny Leforgue nie musiała się gnieździć w namiotach wraz z pospólstwem. Zamiast tego jak przystało na jej stan wynajmowała odpowiednie pokoje w Złotej Koronie - jednej z najlepszych karczem w Uran...

Tam również swe kroki skierował bard, ciekaw jaka jest prawda - jeśli chodzi o urodę - doskonale wiedząc że nie ma nic powszechniejszego niż przesada czy kłamstwo, jeśli chodzi o tak subiektywne sądy... Wszedł do niemal pustej o tej porze karczmy, niemal zderzając się z opuszczającym lokal orszakiem jakiegoś szlachcica, skorzystał z wywołanego tym zamieszania i podszedł do przechodzącej właśnie przez izbę niemłodej już niewiasty, bardzo pięknej, dodajmy, jak na jej lata i zapytał z ukłonem:
- Witam Cię, nadobna pani. Szukam panny Isabelle Leforgue, szanowni paladyni Zakonu Torma skierowali mnie tutaj
- uśmiechem podparł blef i kobieta jakoś odruchowo obejrzała się do tyłu, gdzie przy stole na podwyższeniu dla wysoko urodzonych śniadała samotnie młoda niewiasta o bladej, gładkiej cerze i bogatym odzieniu.

- Moja siostrzenica faktycznie jest tutaj obecna, ale ...

- Bardzo dziękuję, droga pani
- Aesdil wszedł jej w słowo - nie będę już waćpani kłopotał, sam się przedstawię... - ukłonił się i ruszył ku siedzącej tak szybko jak tylko było to możliwe bez okazania się grubianinem. Kątem oka dostrzegł dwóch zbrojnych którzy, zaskoczeni, odrywali się właśnie od flirtowania z dziewkami służebnymi i wiedział że ma jedynie parę chwil na zainteresowanie dziewczyny sobą i swoją sprawą...


- Widzę że wieści nie kłamały
- rzekł do zaskoczonej niewiasty, podnoszącej wzrok znad talerza - jak również relacja sir Thunderdragona, z którym miałem okazję wczoraj rozmawiać. Pozwól, pani, że przedstawię się, imię me Aesdil, zwany jestem również Laure, Złocisty - dotknął włosów. - Bardem jestem z dalekiego Południa a sławię piękno i mężne czyny. Gdy usłyszałem, pani, o twej urodzie, przybyłem tu by na własne oczy to sprawdzić, bowiem mam w zwyczaju nie przyjmować zlecenia bez upewnienia się że opis odpowiada rzeczywistości ... - ciągnął pospiesznie w polu widzenia obwodowego dostrzegając mężczyzn wymijających ławy i podchodzących do niego i mając nadzieję że wzmianka o narzeczonym zainteresuje pannę Isabelle. - Widzę jednak że płonne były moje obawy... - z prawdziwą przyjemnością spoglądał na buzię nie poznaczoną specjalnie śladami ospy i bez ubytków w uzębieniu...

Kobieta skinęła głową w powitaniu z wyższością typową dla wysokourodzonych, lecz na wzmiankę o Thunderdragonie zarumieniła się lekko i dyskretnym ruchem powstrzymała swoich strażników przed pochwyceniem elfa.
- Witajcie panie bardzie. Twe słowa miłe i słodkie jak na twą profesję przystało. O jakimż to zleceniu mówicie?


Laure uśmiechnął się ze skrywaną ulgą, ukazując białe uzębienie i kontynuował ze swadą dźwięcznym, melodyjnym głosem.
- Sir Thunderdragon zdumiewał się wczoraj skalą mego głosu, specjalnie, rzec można, nalegał na jego prezentację. Podejmując konwersację zaproponowałem mu że napiszę poemat sławiący twą urodę, Pani, jednak twój narzeczony, czy to skutkiem braku gotówki w danym momencie
- uśmiech Aesdila był wyrozumiały wobec niedoskonałości tego świata - czy też nieśmiałości męża wyśmienicie obeznanego z bitewnym polem lecz może nieco mniej ze sztuką, nie odważył się skorzystać z moich usług by cię uhonorować, mimo widocznego zainteresowania. Ja również nie nalegałem, nie mając w zwyczaju przyjmować zlecenia gdy nie znam osoby którą mam opiewać. Teraz jednak, gdy widzę że opowieści nie kłamały... - uśmiechnął się olśniewająco do szlachcianki, z błyszczącymi oczyma - Gdybyś pani znalazła miłym taki hołd ze strony, hmmm, ukochanego - przez chwilę najlżejsza nuta niepewności zadźwięczała w głosie barda - w żadnym przypadku nie będę wzbraniał się przed przyjęciem zlecenia sir Thunderdragona. Wybacz pani jeśli psuję niespodziankę, jednak mam swoje zasady a i sam paladyn nie wydawał się pewny jak znajdziesz, pani, moje usługi. Mam nadzieję że twoje zapewnienie przekona szlachetnego Thunderdragona że sprawiłoby ci to przyjemność, a gdyby zdecydował się na to - znajdzie mnie w gospodzie Srebrna Strzała, gdzie wieczorami przebywam... - skłonił głowę z błyskiem zielonych oczu.

Izabela przyjrzała się uważnie bardowi, próbując z powodzi słów wyłowić sens wypowiedzi. W końcu wzruszyła ramionami i rzekła: Wolałabym, by zamiast przysyłać podarki czy bardów znalazł wśród swych obowiązków więcej czasu i złożył mi wizytę. Jarmark minie a ja nie ujrzę go w innym miejscu niż turniejowe pole. Bez urazy panie bardzie, gdyż to nie twój głos mi niemiły. Ale - rzekła po krótkiej przerwie - skoro żeście się pofatygowali by mnie o zdanie zapytać, to żal okazję zmarnować. Umilcie nam posiłek, a nie odejdziecie stratni. Radam posłuchać pieśni i opowieści o dalekich południowych krainach, bom nigdy z Królestwa nie wyjeżdżała i zapewne nigdy nie będę.

Aesdil nieco pomarkotniał - miał nadzieję że odegra się "chirurgowi", jednak pogodził się rychło z niepowodzeniem, traktując je jako ryzyko zawodowe.
- Moja to była inicjatywa by cię odnaleźć -
poprawił odruchowo bez jakiegoś większego nacisku.
- Prawda to co mówisz, pani, o wizycie
- kiwnął głową poważnie - ważny to warunek dobrego stadła by mężczyzna niewiaście dużo czasu poświęcał. Skąd taki ton markotny, droga pani, gdy mowa o podróżach?? - zdumiał się - Wszak dla ciebie nie powinno być to problemem, skoro skromny bard może sobie na to pozwolić? Swą wymową, jestem pewien, łatwo przekonasz sir Thunderdragona do spełnienia raz na jakiś czas swych zachcianek, wszak reguła klasztorna go nie obowiązuje by w jednym na okrągło przebywał miejscu...

- Nie waszą jest rzeczą oceniać działania sir Tornwalda ni moje
- zimno rzekła lady Isabelle. - Szlachectwo to nie tylko przyjemności, lecz obowiązek przede wszystkim. Gdybyśmy jeno za rozrywkami się uganiali to w krótkim czasie bieda i bezprawie zapanowały by w Królestwie. Więc powściągnijcie język panie bardzie w ocenach, a wykorzystajcie go by nam piękne historyje wyśpiewać.

Aesdil jedynie uśmiechnął się na to.
- Pani, sama wspomniałaś że interesują cię odległe krainy -
powiedział łagodnie, tonem perswazji - nie miej więc do mnie żalu że utwierdzam cię w przekonaniu że warto by zażyć - raz na jakiś czas - odrobiny przygody...

- Przygód to po jarmarku będzie aż za dość, jak orki zaatakują nasze ziemie
- wtrąciła z oburzeniem służka, ale lady zbyła ją machnięciem ręki.
- Lepiej popiszcie się waszym kunsztem niż radami; i obyście lepiej na tym wyszli -
rzekła.

- Czy po posiłku mogę waćpani usłużyć ramieniem w przechadzce po Jarmarku by dotrzymać towarzystwa? Prawdziwą byłoby to dla mnie przyjemnością móc towarzyszyć Ci w spacerze, ba, doradzić w zakupach... Co do pieśni zaś i opowieści to pozwól że przedstawię losy pewnej drużyny, która wpadła w wir prawdziwie tragicznych wydarzeń ratując medyka z pięknego miasta Beregost...


I tu potoczyła się opowieść w zamyśle podniosła, w wykonaniu zaś dźwięczna, jednak elf coraz wyraźniej przekonywał się że opowiadanie o własnych dziejach i to tak krwawych, nie jest najlepszym pomysłem. Zbyt wyraźne czuł ciarki przechodzące po plecach gdy snuł opowieść o towarzyszach, ginących w toku wyprawy zaczynającej się od poszukiwań Elzida, o wysiłku i krwi płaconej by niecne plany sług zła pokrzyżować...

- Głos wasz zaiste piękny a i fabuła ciekawa. Mówicie, że to prawdziwie się stało, nie li tylko wytworem waszej wyobraźni jest ta historia? I u nas wielu bohaterów żyje i drużyn co słabszych bronią, lecz o nich wszyscy śpiewają; tym bardziej rada więc jestem, żeście mnie nową opowieścią uraczyli.

- Najzupełniejsza to prawda - potwierdził Aesdil, wciąż mając przed oczami ruinę w którą zamieniła się twarz Ukochanego przez Kruki. - Nigdy więcej nie chciałbym w takiej wyprawie uczestniczyć, ale nie tylko paladyni poważnie myślą o dobru innych... - może nie że napomniał, ale delikatnie położył nacisk na ostatnie słowa...

Panna przekrzywiła w zaciekawieniu głowę. - A więc to wasza historyja jest? Chwali się, chwali - skinęła na służkę. - Paladyni do służby ludziom wybrani przez bogów sa, lecz gdy sumienie czyste do pomocy się garnie, jeno ludzkimi mocami wspomożone, to serce rośnie. Naści panie bardzie zapłata i wstąpcie jeszcze kiedyś uszy nasze uradować - wręczyła mu trzy złote monety. - Me włości na północ od Darrow są, będziecie tam zawsze mile widziani. A teraz zaśpiewajcie coś jeszcze, a ma służka zaraz wam przedniego elfiego wina przyniesie na zwilżenie gardła.

- Miałem ten zaszczyt że i ja uczestniczyłem swą skromną osobą w tych wydarzeniach... Blizn mi przybyło ale koniec końców przeżyłem, w przeciwieństwie do niektórych towarzyszy. Dziękuję, pani, za hojność ale też i wysłuchanie mnie, nieczęsto opowiadam tę historię, nie zawsze jestem w stanie ją opowiedzieć, zwłaszcza gdy nieprzychylni otaczają mnie słuchacze, z niewiarą przyjmujący moje słowa -
rzekł chowając pieniądze. Łyknął wina. - Wyborne. Dziękuję również za zaproszenie, pani, gdy zawitam w twe strony - nie omieszkam z niego skorzystać, znajdując tak łaskawym twoje przyjęcie...

Łaskawe życia naszego szafarki,
Ciągną nić złotą pracowite boginki,
Na wrzecioneczkach żywo namotają,
Dni nasze w złote kłębki nawijają.

A gdy już przędzy nie stanie srebrzystej,
To przetną pasmo i w drodze wieczystej
Wnet się człek ujrzy; ten szczęśliwy zasię,
Kto żył dla ludzi dobrze w swoim czasie.
I jako na świat przyszedł - tak i schodzi,
Czysty, jako się sprawiedliwym godzi,
A świat był jemu płomieniem ognistym,
Z którego żywot jak żelazo czystym
Wypłynął w wieczność, tam, gdzie ojce, dziady
Przeszli po cichu - na wspólne narady.

Zielona lipo moja, w której cieniu
Siadam i słonecznemu kryję się promieniu;
Jakże to wiele z tobą rozmawiałem,
Jakże to różne myśli wyśpiewałem,
Za każdą - złotą struną potrącając;
Aże przegrałem życie, wdzięcznie grając.
Mogłem ci wprawdzie w zbroi, przypasany
Do miecza rycerz - i między dworzany
Stanąć królewskie. Lecz ty, lipo moja,
I ty mi, gęśli, milsząś niźli zbroja!

Opuścił Aesdil gościnne podwoje karczmy i piękną pannę Isabelle, żałując w duchu że trafi się ona kostropatemu paladynowi. Nic to, nie pierwszy to taki przypadek, niestety...

Resztę dni Jarmarku przed Wielkim Finałem Złocisty spędził pilnie przygotowując się do konkursu, wciąż i wciąż rozbudowując, poprawiając i szlifując "Upadek Strahda von Zarovich", pilnując co nowego słychać w obozie łowców i podtrzymując pseudosmoki na duchu. Kupił również liche odzienie które miał zamiar użyć w trakcie akcji, kryjące sylwetkę a którego nie będzie żal wyrzucić, włącznie z butami i grubymi, długimi po łokcie rękawicami oraz parą prętów zakończonych hakami, sprawdził namiot łowcy kolejnym czarem, by sprawdzić czy magicznych jakichś przedmiotów tam nie ma - i zasępił się gdy okazało się że COŚ tam jest magicznego, co jednak - nie dowiedział się; obliczył gdzie należałoby stanąć by będąc w środku raz jeszcze sprawdzić i odnaleźć magiczną emanację. Przygotował prostą kierunkową lampę z drewnianego kubka, tkaniny i kamienia, by ten ostatni, umieszczony wewnątrz i nasączony mocą czaru, posłużył mu jako źródło światła przy odczytywaniu zwojów. Przefarbował też włosy na ciemny kolor by z nowym imieniem i wyglądem wystąpić, sprawdził jak zakwalifikować się na konkurs i od razu, mimo że głowę miał nabitą myślami, jako Tearmat z Beregostu wpisał się na listę żądnych nagrody...

Tropicielowi za pomoc podziękował mimo obitych żeber, wściekł się kiedy Iulus oznajmił że połowa paladynów zgromadzonych w Uran wie o jego wyczynie w Esper, Raydgasta mierzył złym spojrzeniem - słowem, odnajdywał się w towarzystwie. Że jednak zajęty był okrutnie, nie boczył się tak jak miał w zwyczaju, zajęty myślami o dniu siódmym. Rozczarował się nieco wynikiem śledztwa, jednak i ono sprawiło ze głowa go rozbolała... Po Helfdanie i on dopytał Roba, ale nieskładna jego mowa trochę i elfa zniechęciła. Sumiennie jednak wypytał go o szczegóły, skoro jedyna była to okazja by jakiekolwiek informacje o drowach uzyskać...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline