Ranek powitał Was ponurą pogodą i podobnymi humorami. Mokrzy od rosy bandyci siedzieli w ciszy, tylko kobiety popłakiwały od czasu do czasu. Unikaliście jednak wzroku uwięzionych i po szybkim śniadaniu zaczęliście zbierać się do drogi.
Pożegnanie było trudne i smutne - w końcu przeżyliście z Lidią i Lususem wiele dobrych i złych chwil, poznaliście się i związaliście ze sobą mocniej, niż można by oczekiwać po tak przypadkowej gromadzie. Mimo to kochankowie podjęli decyzję. Zostawiliście trzy z czterech zdobytych od Elethieny koni jako udział w łupach i pomoc w transporcie więźniów. Pieniędzy Lusus przyjąć nie chciał. Pożegnał się z Wami sucho obiecując, że z listem czy bez i tak powiadomi helmitów o sprawie Pyłów. Polecił Wam tez powołać się na niego gdy będziecie informować straż o bandytach - jego brat również był paladynem, powinno to więc znacznie przyśpieszyć posiłki.
Mimo że od strony traktu szliście dużą grupą, bez wprawnej w tropieniu Lidii z trudem odnajdywaliście drogę w mokrym, leśnym poszyciu. Gdyby nie głębokie ślady końskich kopyt pewnie łazilibyście po lesie o wiele dłużej, jednak po godzinie czy dwóch błądzenia udało Wam się dostać na trakt.
Kolejne trzy dni minęły Wam na szybkiej i męczącej jeździe. Z jednej strony oczyma wyobraźni widzieliście już trupy kochanków rozwlekane po lesie, z drugiej jednak mieliście nadzieję, że dożyją do czasu przybycia posiłków, toteż gnaliście na tyle, na ile rozmokły trakt i końskie siły wam pozwalały. W końcu trzeciego dnia późnym południem wysokie baszty Twierdzy przestały być tylko plamą na horyzoncie i kopyta wierzchowców zadudniły o grube deski mostu łączącego dzicz z cywilizacją.
✿ ✿ ✿
Okolice
Twierdzy Złamanego Topora były niezwykle zatłoczone. Zewsząd zjeżdżały się bogate powozy; rycerze na potężnych rumakach leniwie patrolowali gościniec, a kupcy rozstawiali kramy i namioty z gastronomią wszelaką. Najwyraźniej i tu szykowało się jakieś święto. Po drodze dowiedzieliście się, że zamek z przyległościami szykuje się na paladyńskie święcenia i rycerskie pasowania, po których większość wojsk wyruszy na zachód, by bronić wsi i miast przed orkami.
W biedniejszych gospodach nie było jednak problemów z zakwaterowaniem, toteż z ulgą zwaliliście bagaże na ziemię a siebie na łóżka. Dopiero po kilku godzinach snu wypoczęliście na tyle, by zejść do wspólnej sali, zjeść posiłek i zająć się innymi sprawami.
Na dole zaś powitał Was okrzyk:
Mewka!! Oczom nie wierzę!! Maeve również nie wierzyła własnym oczom: oto bowiem rozparty na ławie, w otoczeniu dwóch podchmielonych, nieledwie roznegliżowanych dziewek i kilku zbrojnych siedział
Belven - młodszy brat zaklinaczki. Wyrósł odkąd go nie widziała i zmężniał, wyglądał jednak na tak samo dandysowatego i beztroskiego obieżyświata jak wtedy, gdy ostatni raz go widziała. Z jego entuzjastycznej reakcji mogła też wnosić, że nie ma już do niej żalu o nagłe rozstanie przed laty. Chyba - w końcu teraz miał też trochę w czubie.
✿ ✿ ✿
Kolejne dni podróży zawiodły Was ponownie do
Sielskiego Sioła i gospody obrotnej niziołki Lidii. Podążanie starym szlakiem, odwiedzanie tych samych miejsc w zmniejszonej liczebnie drużynie nastrajało Was melancholią. Co będzie z Wami gdy już dotrzecie do Podkosów? Czy po wykonaniu zadania rozjedziecie się do domów tak jak wcześniej pożegnaliście tam Vernę i Ranga? Czy też starczy Wam odwagi i wiary, by podążyć na poszukiwanie przeznaczonych Wam pomocników i ruszyć w stronę Levelionu? Póki co trzymaliście się razem, lecz co będzie gdy przyjdzie Wam podjąć ostateczną decyzję?
Na razie jednak stołowaliście się w Niedźwiedziu, o wiele mniej zatłoczonym niż poprzednim razem, lecz nadal gwarnym i pełnym. Jednak w pewnej chwili nietypowo kręcąca się między stołami
karczmarka podeszła do waszej ławy i wycierając ją energicznie szepnęła:
Pamiętam ja was sprzed dwu dekadni i wyglądacie mi na porządne dzieciaki, więc słuchajcie uważnie. Dzień czy dwa po was przybyli tu słudzy Tulipa rozpowiadając, że banda młodych rzezimieszków im ukraść wiezionego z Jarmarku potwora chciała i go na wolność przy tym puściła. Co prawda mantikorę złapano, ale słowo się rzekło i poszło w świat. Mniej was jest teraz niż wcześniej, to pewnikiem was nikt nie skojarzy, zwłaszcza że żadne z was na giermka nie wygląda, uważajcie jednak.
- Czemu nam to mówicie? - szepnęła śmiała jak zwykle
Sorg, chowajÄ…c ruch warg w kubku z sokiem.
- Tulip to zły pan, a cała jego służba jest go warta. Choć Sioło mu nie podlega, to nienawidzony jest tu nie mniej, niż w swoich włościach. Słowom Xepa nikt wiary nie daje, mimo to jednak, gdyby Tulip oficjalnie was ścigać kazał to mielibyście nie lada kłopot. A tak to... z radością kogoś przed jego zakusami ostrzegę i szyki pomieszam -
karczmarka łypnęła złośliwie okiem, a Wy uświadomiliście sobie jak wielką władzę ma ten, co w czasie swej pracy słyszy różne wieści i może dowolnie nimi rozporządzać.
Kolejnym niemiłym akcentem pobytu w gospodzie był ciągły płacz dobiegający w nocy zza ściany. Jak się rano dowiedzieliście mieszkały tam dwie dziewczynki, których ojca - kupca bławatnego - napadli i zamordowali na trakcie bandyci. Teraz sieroty czekały na przybycie rodziny, która przejmie nad nimi, i marną resztą ich majątku, opiekę. Ścigani przez paladynów złoczyńcy umknęli na północ, gdzie pogoń zgubiła ślad.
- Dobrze, że wam się nic nie stało - rzekła, podając jajecznicę ze skwarkami.
- Widać tamci się w lasach zaszyli a gdy paladyni na orki się wyprawią to wtedy zaczną wsie plądrować. Ech, co się dzieje z tym światem... Ciężka nam zima idzie, oj ciężka...
✿ ✿ ✿
Następne deszczowe dni podróży minęły szybko i oto staliście
na rozstaju dróg między Podkosami i Uran. Mogliście nadłożyć kilka godzin drogi i zanocować w mieście, lub też ruszyć prosto do wsi, śpiąc znów w wilgotnej trawie. Już nazbyt często przeklinaliście dzień, gdy sprzedaliście brudne namioty bandytów - po wielu dniach spania na ziemi wasze posłania wcale nie wyglądały lepiej, a bez namiotu Lidii deszcz lał się Wam na głowy. Również brak kociołka przezornej tropicielki sprawiał, że zamiast pożywnych gulaszy jedliście tylko przypalone pieczyste lub suszone mięso, popijając wodą z rzeki. Zioła na niestrawność (i przeziębienie) dawno już się skończyły, a słowa przezorny matek, które zawsze gotowały wodę przed wypiciem, dźwięczały Wam w uszach przy każdym postoju w krzakach.
No i był jeszcze jeden problem - związani tajemnicą nie mogliście przecież pokazać Sorg lokalizacji przeklętej wsi. Choć z drugiej strony... Z nazwą Tua i tak już się wygadała.