Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2010, 19:35   #255
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Ranek powitał Was ponurą pogodą i podobnymi humorami. Mokrzy od rosy bandyci siedzieli w ciszy, tylko kobiety popłakiwały od czasu do czasu. Unikaliście jednak wzroku uwięzionych i po szybkim śniadaniu zaczęliście zbierać się do drogi.

Pożegnanie było trudne i smutne - w końcu przeżyliście z Lidią i Lususem wiele dobrych i złych chwil, poznaliście się i związaliście ze sobą mocniej, niż można by oczekiwać po tak przypadkowej gromadzie. Mimo to kochankowie podjęli decyzję. Zostawiliście trzy z czterech zdobytych od Elethieny koni jako udział w łupach i pomoc w transporcie więźniów. Pieniędzy Lusus przyjąć nie chciał. Pożegnał się z Wami sucho obiecując, że z listem czy bez i tak powiadomi helmitów o sprawie Pyłów. Polecił Wam tez powołać się na niego gdy będziecie informować straż o bandytach - jego brat również był paladynem, powinno to więc znacznie przyśpieszyć posiłki.

Mimo że od strony traktu szliście dużą grupą, bez wprawnej w tropieniu Lidii z trudem odnajdywaliście drogę w mokrym, leśnym poszyciu. Gdyby nie głębokie ślady końskich kopyt pewnie łazilibyście po lesie o wiele dłużej, jednak po godzinie czy dwóch błądzenia udało Wam się dostać na trakt.

Kolejne trzy dni minęły Wam na szybkiej i męczącej jeździe. Z jednej strony oczyma wyobraźni widzieliście już trupy kochanków rozwlekane po lesie, z drugiej jednak mieliście nadzieję, że dożyją do czasu przybycia posiłków, toteż gnaliście na tyle, na ile rozmokły trakt i końskie siły wam pozwalały. W końcu trzeciego dnia późnym południem wysokie baszty Twierdzy przestały być tylko plamą na horyzoncie i kopyta wierzchowców zadudniły o grube deski mostu łączącego dzicz z cywilizacją.

✿ ✿ ✿


Okolice Twierdzy Złamanego Topora były niezwykle zatłoczone. Zewsząd zjeżdżały się bogate powozy; rycerze na potężnych rumakach leniwie patrolowali gościniec, a kupcy rozstawiali kramy i namioty z gastronomią wszelaką. Najwyraźniej i tu szykowało się jakieś święto. Po drodze dowiedzieliście się, że zamek z przyległościami szykuje się na paladyńskie święcenia i rycerskie pasowania, po których większość wojsk wyruszy na zachód, by bronić wsi i miast przed orkami.
W biedniejszych gospodach nie było jednak problemów z zakwaterowaniem, toteż z ulgą zwaliliście bagaże na ziemię a siebie na łóżka. Dopiero po kilku godzinach snu wypoczęliście na tyle, by zejść do wspólnej sali, zjeść posiłek i zająć się innymi sprawami.

Na dole zaś powitał Was okrzyk: Mewka!! Oczom nie wierzę!!

Maeve również nie wierzyła własnym oczom: oto bowiem rozparty na ławie, w otoczeniu dwóch podchmielonych, nieledwie roznegliżowanych dziewek i kilku zbrojnych siedział Belven - młodszy brat zaklinaczki. Wyrósł odkąd go nie widziała i zmężniał, wyglądał jednak na tak samo dandysowatego i beztroskiego obieżyświata jak wtedy, gdy ostatni raz go widziała. Z jego entuzjastycznej reakcji mogła też wnosić, że nie ma już do niej żalu o nagłe rozstanie przed laty. Chyba - w końcu teraz miał też trochę w czubie.






✿ ✿ ✿

Kolejne dni podróży zawiodły Was ponownie do Sielskiego Sioła i gospody obrotnej niziołki Lidii. Podążanie starym szlakiem, odwiedzanie tych samych miejsc w zmniejszonej liczebnie drużynie nastrajało Was melancholią. Co będzie z Wami gdy już dotrzecie do Podkosów? Czy po wykonaniu zadania rozjedziecie się do domów tak jak wcześniej pożegnaliście tam Vernę i Ranga? Czy też starczy Wam odwagi i wiary, by podążyć na poszukiwanie przeznaczonych Wam pomocników i ruszyć w stronę Levelionu? Póki co trzymaliście się razem, lecz co będzie gdy przyjdzie Wam podjąć ostateczną decyzję?

Na razie jednak stołowaliście się w Niedźwiedziu, o wiele mniej zatłoczonym niż poprzednim razem, lecz nadal gwarnym i pełnym. Jednak w pewnej chwili nietypowo kręcąca się między stołami karczmarka podeszła do waszej ławy i wycierając ją energicznie szepnęła: Pamiętam ja was sprzed dwu dekadni i wyglądacie mi na porządne dzieciaki, więc słuchajcie uważnie. Dzień czy dwa po was przybyli tu słudzy Tulipa rozpowiadając, że banda młodych rzezimieszków im ukraść wiezionego z Jarmarku potwora chciała i go na wolność przy tym puściła. Co prawda mantikorę złapano, ale słowo się rzekło i poszło w świat. Mniej was jest teraz niż wcześniej, to pewnikiem was nikt nie skojarzy, zwłaszcza że żadne z was na giermka nie wygląda, uważajcie jednak.
- Czemu nam to mówicie?
- szepnęła śmiała jak zwykle Sorg, chowając ruch warg w kubku z sokiem.
- Tulip to zły pan, a cała jego służba jest go warta. Choć Sioło mu nie podlega, to nienawidzony jest tu nie mniej, niż w swoich włościach. Słowom Xepa nikt wiary nie daje, mimo to jednak, gdyby Tulip oficjalnie was ścigać kazał to mielibyście nie lada kłopot. A tak to... z radością kogoś przed jego zakusami ostrzegę i szyki pomieszam
- karczmarka łypnęła złośliwie okiem, a Wy uświadomiliście sobie jak wielką władzę ma ten, co w czasie swej pracy słyszy różne wieści i może dowolnie nimi rozporządzać.

Kolejnym niemiłym akcentem pobytu w gospodzie był ciągły płacz dobiegający w nocy zza ściany. Jak się rano dowiedzieliście mieszkały tam dwie dziewczynki, których ojca - kupca bławatnego - napadli i zamordowali na trakcie bandyci. Teraz sieroty czekały na przybycie rodziny, która przejmie nad nimi, i marną resztą ich majątku, opiekę. Ścigani przez paladynów złoczyńcy umknęli na północ, gdzie pogoń zgubiła ślad.
- Dobrze, że wam się nic nie stało - rzekła, podając jajecznicę ze skwarkami. - Widać tamci się w lasach zaszyli a gdy paladyni na orki się wyprawią to wtedy zaczną wsie plądrować. Ech, co się dzieje z tym światem... Ciężka nam zima idzie, oj ciężka...

✿ ✿ ✿

Następne deszczowe dni podróży minęły szybko i oto staliście na rozstaju dróg między Podkosami i Uran. Mogliście nadłożyć kilka godzin drogi i zanocować w mieście, lub też ruszyć prosto do wsi, śpiąc znów w wilgotnej trawie. Już nazbyt często przeklinaliście dzień, gdy sprzedaliście brudne namioty bandytów - po wielu dniach spania na ziemi wasze posłania wcale nie wyglądały lepiej, a bez namiotu Lidii deszcz lał się Wam na głowy. Również brak kociołka przezornej tropicielki sprawiał, że zamiast pożywnych gulaszy jedliście tylko przypalone pieczyste lub suszone mięso, popijając wodą z rzeki. Zioła na niestrawność (i przeziębienie) dawno już się skończyły, a słowa przezorny matek, które zawsze gotowały wodę przed wypiciem, dźwięczały Wam w uszach przy każdym postoju w krzakach.

No i był jeszcze jeden problem - związani tajemnicą nie mogliście przecież pokazać Sorg lokalizacji przeklętej wsi. Choć z drugiej strony... Z nazwą Tua i tak już się wygadała.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 18-04-2010 o 21:02.
Sayane jest offline