Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2010, 19:48   #9
Nadiana
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Kolejna część przedstawienia była jeszcze bardziej fascynująca; opera weszła w zdecydowaną fazę. Podziwianie kunsztu śpiewaków było rozpraszane przez uwagi czynione przez Henri'ego, który nie zgrywając kochanka wszech czasów był zabawny, a jego komentarze trafne, dowcipne i często zabarwione sporą dozą złośliwości. Kolejnym elementem zwracającym uwagę było lekkie zamieszanie w loży królewskiej, na które chyba tylko Lotta zwróciła uwagę. A potem sztuka dobiegła końca i zaczął się dziwny rytuał z klaskaniem. Dziewczyna, wpierw wielce zaangażowana w aplauz poczuła już ból w dłoniach.

- To zawsze tyle trwa?

Nie musiała szeptać do swojej opiekunki, hałas był zbyt duży.
- Ilość odsłon i długości oklasków decyduje o skali powodzenia przedstawienia - powiedział zamiast niej Henri zabawnie wywracając oczami. Margo klaskała oszczędnie. Starając się nie nadwyrężać delikatnej powierzchni swoich dłoni.
Wytłumaczenie miało swój sens, ale Lotta przestała już klaskać, tym bardziej, że wszyscy powoli wychodzili do foyer. Margo i jej podopieczna ustawiły się pod wschodnią ścianą, gdzie wkrótce znalazł ich znajomy tej pierwszej. Całkiem przystojny mężczyzna przywitał się kurtuazyjnie z zebranymi i dość szybko oddalił. Nie mając pod ręką swego nowo poznanego kuzyna Charlotta skierowało wypowiedź ku wspaniałej krewnej.
- Hrabia de La Tremoile jest niezwykle... niezwykle...
Zamilkła przez chwilę szukając odpowiedniego słowa.
- ... szarmancki. Był wojskowym prawda?
- Nie -
Margo popatrzyła na nią ze zdziwieniem - skąd takie przypuszczenie?
- Sama nie wiem... Ta wyprostowana sylwetka. Widziałabym go po prostu w mundurze.

Markiza uśmiechnęła się, s w jej oczach pojawił się figlarny błysk:
- Naprawdę pięknie potrafi się prężyć, ale zdecydowanie nie nabył tych umiejętności w wojsku...
Słysząc wypowiedź siostry, Henri który niespodziewanie pojawił się w ich towarzystwie, parsknął śmiechem, a potem szepnął żartobliwie mentorskim tonem:
- Margo nie przy naszej niewinnej Charlottcie...
Ciekawskie spojrzenie krążyło między markizą, a jej bratem, a szokująca myśl zrodziła się w umyśle dziewczyny. Czyżby markiza z hrabią...? Nawet w myślach Lotta nie wyartykułowała tej myśli.
- Co masz na myśli kuzynko?
Markiza zrobiła niewinna minę:
- Jak to co? Przecież rozmawiamy o wyprostowanej sylwetce pewnego arystokraty. Podobno nic tak nie usztywnia pleców jak wrodzona duma i kilkanaście pokoleń zasłużonych dla kraju przodków - zakończyła swą wypowiedź.
- Zbywasz mnie - żachnęła się lekko urażona Lotta z minę rozkapryszonego dziecka.
- Możemy wrócić do tego tematu w bardziej... odpowiednich okolicznościach - Wskazała broda poruszenie przy przejściu, w którym pojawił się orszak królewski.
- Ohhh... - Lotta nawet nie usłyszała ostatniego zdania całą sobą chłonąc majestat orszaku królewskiego. Skłoniła się nisko w ukłonie, ale gdy król ją mijał spojrzała spod długich rzęs i śledziła jego ruch dokładnie. Mocny zapach perfum rozsiewany przez kobiety i mężczyzn z rodziny królewskiej zawirował jej w nosie, ale powstrzymała się od kichnięcia. Na całe szczęście, nie przeżyła by chyba takiego skandalu jak kichnięcie w tym momencie!

Ale prawdopodobnie nikt nie zwróciłby na to najmniejszej uwagi, zastygła w przerażeniu masa ludzka obserwowała swoisty balet zamachowca i jego sztyletu. I wyskok jakiegoś mężczyzny w mundurze. Bystre oczy panny de la Charce z natężeniem obserwowały całą dramę, a usta nie wydały nawet jęku. Wokół rozległy się jakieś piski, zemdlenia i okrzyki. Boże, jaki ten świat był fascynujący i przerażający!

- Nie ma jak dzielny rycerz walczący w obronie swego pana. Cóż za porywający widok! - Skwitowała Margo, gdy pierwszy szok minął, a życiu króla najwyraźniej przestało zagrażać niebezpieczeństwo. Władca wyszedł zaraz wraz z królową z sali w otoczeniu strażników, którzy pojawili się niczym grzyby po deszczu, w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą nie było ani jednego. Wyniesiono też nieprzytomnego zamachowca.
- Oh Margo - Lotta westchnęła wachlując się dłonią w przyśpieszonym tempie, jakoś teraz wpadło jej do głowy, że wypadałoby zemdleć. No, ale skoro kuzynce na mdlenie się nie zanosiło... - Jak zamachowiec mógł się tu dostać?
Nie zadała oczywiście arcy naiwnego pytania czemu w ogóle ktoś chciałby zabijać króla. Mimo, że zakonnice starały się chronić wychowanki od prostego elementu dziewczyna nie raz i nie dwa widziała chłopów i mieszczan jawnie nie zadowolonych z sytuacji w kraju.
- Ktoś z pewnością musiał mu w tym pomóc! - Powiedziała markiza zaciskając lekko usta.
- Zdrada? - Lotta zakryła usta dłońmi przypominając sobie scenę z loży - Ja coś widziałam Margo, w loży królewskiej.
Ostatnie zdanie było szeptem, który nie miał szans dotrzeć do uszu osoby niepowołanej.
Na pierwsze słowo dziewczyny kobieta zamachała dłonią. Nawet wymawianie czegoś takiego było niebezpieczne. Jednak jej następna wypowiedź zaintrygowała markizę. Chwyciła ją za dłoń i ścisnęła mocniej, przysuwając twarz do jej twarzy powiedziała poważnym tonem:
- Co widziałaś Charlotto?
- W połowie trzeciego aktu ktoś chyba zakradł się do loży królewskiej, król chyba z tym kimś rozmawiał, ale nie odwrócił się w ogóle. Ten ktoś skrył się za kotarą.

Widziała jak głupio to brzmiało, ale co zrobić skoro to była prawda?
Margo zastanowiła się.
- Jak reagowały osoby siedzące obok króla?
- W ogóle nie reagowały, wszyscy wpatrywali się w scenę. Łącznie z królem... Jakby nie chciał by ktoś go widział z tą osobą publicznie
- A czy wyglądał... na zdenerwowanego? -
Kobieta popatrzyła na nią uważnie.
- Nie wiem - Lotta westchnęła ciężko - w tym półmroku ciężko było cokolwiek zauważyć, ale stanowczo z kimś rozmawiał, kto nie przebywał oficjalnie na przedstawieniu.
- To jeszcze nic nie znaczy
– Margo pomyślała o licznych znajomościach władcy – i raczej nie miało nic wspólnego z zamachem.
- Wiem, ale... -
dziewczyna wzruszyła leciutko ramionami - Po prostu wydało mi się dziwne, ze ta osoba nie podeszła do króla i normalnie nie przekazała mu informacji.
- Tłumaczyłam Ci przecież zasady ceremoniału. Nie każdy może się oficjalnie pokazać w towarzystwie króla, zwłaszcza podczas publicznych uroczystości
- Margo westchnęła trochę rozczarowana niedomyślnością swojej podopiecznej. Może nadszedł już czas, by zacząć ją wprowadzać w arkana bardziej subtelnej natury?
Lotta fuknęła trochę zniecierpliwiona.
- To chociażby na prywatnej audiencji, a widocznie ta informacja była tak ważna, że nie mogła poczekać do bardziej sposobnej chwili.
- Może tak, może nie... czasami król wyróżnia niektóre osoby takimi nie do końca oficjalnymi spotkaniami. Czyż sam fakt możliwości porozmawiania z królem, nawet przez zasłonkę nie poruszyłby twojego serca droga Charlotto?
- Zapytała markiza przyglądając jej się z uwagą.
- Rozmowa z królem? - oczy dziewczyny przybrały wielkość spodków - To by było.. to było zbyt przerażające. I podniecające.
- Być może będziesz miała taką możliwość... -
kobieta pokiwała głową.

Charlotta przyjrzała się bliżej Margo, a na jej ustach pojawił się uśmiech ukazujący drobne ząbki. Zaraz oczywiście zgasł w obliczu grozy sytuacji.
- To wszystko wydaje się niczym sen. I wszystko dzięki tobie. Dziękuje, ach dziękuje!
Markiza także się uśmiechnęła:
- Zanim to jednak nastąpi będziemy musiały jeszcze uzupełnić twoją dworską edukacją...
Słysząc ostatnie zdanie swojej siostry wicehrabia Chateau-I'Arc parsknął śmiechem, który jednak szybko stłumił, zgromiony spojrzeniami stojących obok dworaków.
 

Ostatnio edytowane przez Nadiana : 16-04-2010 o 20:04.
Nadiana jest offline