Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2010, 22:16   #26
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Dali jej wyraźnie do zrozumienia, że tym czym się ma zajmować jest walka, a nie niepotrzebne nikomu wiedźmińskie dywagacje. Od myślenia byli inni ważniejsi, lepiej sytuowani czy urodzeni albo po będący zwykłymi ludźmi. Mutanci mogli się czasami przydać do zabicia potwora czy obrony, ale lepiej by się nie wtrącali w decyzje ludzi.
Nauka pokory była bardzo bolesna.

Podpity Źdźbuch wydał polecenia i nic już więcej nie dało się zrobić. Wszyscy się powoli rozeszli do swoich obowiązków albo po prostu do własnych domów. Nikt w Vixen nie miał ochoty na zabawy i siedzenie w karczmie. To akurat zupełnie jej nie dziwiło. Mark najwyraźniej podzielał jej podejrzenia co do łowcy czarownic i jego ucznia, bo odwrócił uwagę karczmarza i jego pomocnicy, by mogła pobieżnie przeszukać ich rzeczy. Samego kuferka oczywiście nie było, a że Arina nie miała pojęcia jaka był jego zawartość, nie była w stanie nic stwierdzić. Nie znalazła tez medalionu, ale ten pewnie któryś z zabójców, niezależnie kim byli, nosił pewnie przy sobie. To śledztwo musiało poczekać, a pewnie i tak nie pozwolą się nim zająć mutantce. Odłożyła z powrotem na miejsce, niezwykły sztylet, który znalazła w tobołach i wróciła do Marka.
- Zjedzmy coś pożywnego i chodźmy do Olafa. Może trzeba mu w czymś pomóc.
Na pytające spojrzenie mężczyzny pokręciła głową:
- Nic, tylko magiczny sztylet, ale on może być przecież własnością pana Foxa – wyjaśniła kiedy znaleźli się z dala od ciekawskich uszu.

Dom Olafa miał przynajmniej jedną zaletę: Znajdował się na tyle blisko ratusza i głównej ulicy, którą patrolować mieli Żdżbuch i jego ludzie, że mogli oni z łatwością przybiec z pomocą na pierwszy krzyk alarmu. Rodzina i cenne rzeczy wójta wyniesiono, a cały dom zabito dechami na głucho i obficie polano wodą. Jak wiadomo mokre drewno nie jest takie chętne do palenia się jak suche. Arina pamiętała jednak, ze w karczmie Anzelma wylano jakąś substancję dzięki której ogień rozszedł się tak szybko. Miała nadzieję, że woda nie będzie dla niej idealnym nośnikiem. Podzieliła się ta informacją z Olafem i ludźmi wyznaczonymi na jego strażników. Mieli zwracać uwagę na ludzi próbujących coś rozlewać. Czy jednak w ferworze walki będzie na to czas? Najważniejsze było życie ludzkie i to przede wszystkim mieli ochronić tej nocy.
Przygotowali powitalna niespodziankę w postaci dwóch kuszników i pozostało im już tylko czekać, ewentualnie próbować się przespać.

Hałas wyrwał ją z koszmaru. Zanim zdążyła połapać się w sytuacji i otrząsnąć z resztek dziwacznej wizji, Mark chwycił ją i wycisnął na jej ustach gwałtowny pocałunek. Tęskny i jednocześnie pełen desperacji. Arinie kręciło się od tego wszystkiego w głowie. Próbowała sobie przypomnieć twarz kobiety ze snu i porównać ją z obliczem pani Elisy, ale nie była w stanie. Obnażyła miecz i ruszyło w kierunku Olafa. Nauczona przykrym doświadczeniem z Anzelmem, postanowiła przede wszystkim pilnować kolejnej potencjalnej ofiary. Wojownik stanął obok. Przeciwników było wielu, ale musieli wytrwać do momentu przybycia odsieczy.
Na szczęście mokre drewno nie miało ochoty płonąć. Zagaszone pochodnie udaremniły przynajmniej jedno zadanie napastników. Arina dostrzegła kątem oka ból wojownika, ale nie mogła mu pomów, stojący na wprost niej chłopak, był taki młody... pewnie niewiele starszy od niej! Z pewnym zdziwieniem zauważyła, że jego twarz była pusta, całkowicie pozbawiona wszelkich emocji. Błyszczące oczy miały rozszerzone źrenice niczym pod wpływem narkotyku... a może była to magia?
Wiedźminka natarła markując uderzenie z prawej strony celując prosto w pierś, gdy przeciwnik skierował ostrze swego miecza na jej broń w celu sparowania ataku, wyhamowała spowalniając pchnięcie i opuszczając broń nieco w dół. Miecze minęły się, a dziewczyna wykorzystując zachwianie przeciwnika skierowała swą broń ponownie w kierunku jego ciała zagłębiając ją nieznacznie. W tym momencie chłopak uniósł miecz, a jego ostrze zagłębiło się w odsłonięty bok wiedźminki. Arina mimo bólu nie wycofała się jednak pogłębiając pchnięcie. Martwe ciało osunęło się na ziemię. Wiedźminka przejechała lewą dłonią po ranie. Wyczuła sporo wilgoci. Jeśli pomoc nie nadejdzie szybko miała tej nocy okazję wykrwawić się na śmierć.
Teraz jednak nie czas było na użalanie się nad sobą. Uderzyła na kolejnego przeciwnika próbującego zagrozić życiu wójta
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline